O czym szumią Brzeziny? Historia domków jednego osiedla

2023-08-02 20:15:00(ost. akt: 2023-08-02 14:48:16)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Brzeziny to osiedle powstałe w latach 70-tych ubiegłego wieku w Olsztynie. Wdzięczna nazwa Brzeziny została pewnie nadana z powodu jakiejś kępy dzikich brzóz, które rozrosły się nad fragmentem nieużytków nad płynącą nieopodal Łyną. Zresztą taki brzozowy zagajnik tutaj właśnie nad Łyną jeszcze możemy zobaczyć. Osiedle powstało dla pracowników Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie. Inżynier Zdzisław Bauman zaprojektował dwa warianty domów. „Naukowcy” mieli możliwość wybrać domek o zwiększonym metrażu (30 m większy). Zatem wszystkie domki były prawie takie same.
Taka była rzeczywistość PRL. Później były one bezlitośnie i niemiłosiernie przerabiane. Dodawano przeróżne pięterka, dobudówki, garaże, kopertowe dachy. W efekcie tego żywiołowego procesu zwiększania „substancji mieszkaniowej” powstała niezwykła różnorodność. Praktycznie każdy dom jest inny. Jednak wprawne oko od czasu do czasu może zobaczyć domy nieprzebudowane. Są zbudowane tak jak zamyślił inżynier Baumann. Okazuje się, że jest ich jeszcze sporo. Mają nadal płaskie dachy. Zachowały modernistyczną formę z lat 60 i 70 XX wieku. Są w pewnym sensie już obiektami historycznymi. Brzeziny są też dowodem nowego życia po 1945 roku. Widać tutaj powojenny dynamizm. Zrodził on ambicje komfortu wbrew ideologii komunizmu.

O Brzezinach już pewnie powstało kilka opowieści. Są bardzo schematyczne. Widać to w dołączonych do nich obrazkach. Wśród nich dominuje kapliczka pseudogotycka. Możemy też zobaczyć zdjęcie z eleganckim domem w tak zwanym stylu warmińskim. Ten styl imituje budownictwo, które było charakterystyczne dla architektury naszego regionu do 1945 roku: czerwona cegła, kamienne fundamenty, czerwone dachy. Do tego dołączane są nostalgiczne fotografie otaczającej Brzeziny przyrody. Są to fotografie ukazujące zimowe zachody słońca, trzciny, jezioro pokryte śniegiem. Wszystko to jest zaplanowaną folderową wizją tego osiedla. Przy czym komponuje się ona z równie sielankową wizją Warmii i Mazur jako regionu wypoczynku i rekreacji. Brzeziny mają być częścią tej sielanki.

Dom

Dom, o którym chciałbym opowiedzieć, jest nietknięty przez wspominaną modernizację. Pozostał bowiem w zasadzie do dnia dzisiejszego taki, jak go wymyślił inżynier Bauman. Mało tego. Całe otoczenie domu wydaje się też jakby nietknięte czasem. Zarówno bowiem ogrodzenie, jak i stolarka jest z epoki schyłkowego PRL-u. Patrząc na ten dom, widzimy, że nie wymaga obecnie żadnych przeróbek ani innowacji. Oczywiście one są, ale jakby niewidoczne. Oto bowiem ktoś zamontował nowe, eleganckie niklowane poręcze, a schody są pokryte nową i ładną terakotą. Ale te „nowości” nie naruszają pierwotnej koncepcji domu. Jego bryła i ideowy zamysł nie uległy zmianie. Wygląda to tak, jakby dom był już pod opieką konserwatora zabytków! Dom uparcie trwa w niezmienionej swej formie od lat 70-tych.

Nasz dom wyróżnia też kolor. Wszystkie domy wokół są takie, „jakie powinny być”. Są beżowe, białe, szare, stonowane. Takie jak wszystkie „domy z miasta”. Domy na Brzezinach mimo swojej pstrokacizny architektonicznej i pewnego rodzaju szaleństwa w dążeniu do wolności i tego, że każdy może budować tak, jak chce, są pomalowane na podobne kolory. Zatem jeżeli forma architektoniczna domów na Brzezinach jest dowolna, to kolor tych domów jest w gruncie rzeczy jednolity. Ten dom, tak jak nie uległ późniejszym przeobrażeniom, tak nie uległ presji kolorystycznej! I wbrew dominującej na Brzezinach tendencji wyróżnia się również barwą! Jego właściciele postanowili pomalować go na kolor zielony. I nie jest to zieleń stonowana i skomponowana z resztą sąsiednich domów. Jest to zieleń mocna, głęboka, wyraźna. Dom zatem nie jest ciepły czy neutralny kolorystycznie. Jest pomalowany na intensywny zielony kolor.

Fot. Zbigniew Woźniak

Ogród

„Zielony dom” otoczony jest ogrodem. Nie jest to jednak typowy dla Brzezin imponujący ogród z mieszaniną egzotycznych krzewów i kwiatów. Wszystkie rosnące tam kwiaty, zioła, warzywa są skromne, swojskie, tutejsze. Większość z nich zasadziła kiedyś gospodyni tego domu – pani Jadwiga. To ona lubiła i umiała obcować z tymi roślinami. Zresztą przez całe życie ciągnęło ją do roślin. Posiane przez jej troskliwą ręką hosty, astry wieloletnie, floksy, piwonie, sasanki dalej rozmnażają się już przy pomocy sił przyrody. Nadal w tym miejscu żyją i radzą sobie doskonale. Odradzają się co roku. Uparcie kwitną. Tak jakby ciągle czekały na swą Gospodynię.

Jej miłość do roślin, a szczególnie do kwiatów jest widoczna nie tylko w tym ogrodzie. Te same kwiaty widzimy bowiem na jej grobie. Jest to bardzo wzruszające. Zażyczyła sobie, by posadzić na nim ulubione kwiaty z ogrodu. W ten sposób grób Pani Jadwigi jest maleńkim, ogrodem wśród masy marmurowych płyt. W tym miejscu te skromne kwiaty są wspomnieniem nie tylko przydomowego ogrodu, ale są jakby fragmentem łąki. Przypominają kwiaty z wiejskiej miedzy. Są wspomnieniem spokojnego mikroświata, który stał się symbolem wiecznego ukojenia ciężko pracującej kobiety.

Fot. Zbigniew Woźniak


Marzenie

Ten dom powstał z marzeń. Pewnie większość z nowo budowanych domów tak się rodzi. W tym przypadku nie było to zwykłe pragnienie posiadania domu.
Okazało się, że jest on zmaterializowanym marzeniem. Powstał z pragnienia przezwyciężenia powojennego ubóstwa. Jego budowniczowie mieli olbrzymie marzenie, by przezwyciężyć siermiężne życie w PRL-u. Państwo Jadwiga i Piotr chcieli mieć po prostu dom. Ale to nie było zwykłe po prostu „mieć dom” tak jak teraz: wziąć kredyt, wynająć firmę budowlaną i zacząć budowę. Jadwiga i Piotr dążyli przede wszystkim do realizacji pewnego marzenia. Nie było to dzisiejsze marzenie konsumpcyjne – dom jako inwestycja zabezpieczająca nasze oszczędności przed inflacją. W ich życiu dążenie do posiadania domu było fundamentalnym sposobem na przezwyciężenie biedy, cierpienia, wykluczenia. Oni chcieli mieszkać u siebie. Chcieli mieć swoje własne miejsce. Postanowienie o budowie domu był sposobem na zamanifestowanie dążenia do lepszego życia. Był to znak godniejszego życia. Jego budowniczowie chcieli też stworzyć swoim dzieciom dobry dom i tym samym chcieli przezwyciężyć złą przeszłość, której doświadczali w swych starych domach.

Jadwiga i Piotr nie chcieli mieszkać w bloku. Z jakichś powodów nie chcieli powielać schematu konwencjonalnych marzeń ludzi lat 70. i 80. komunistycznej Polski. Chcieli czegoś więcej. Czasem myślę, że nie wiedzieli dokładnie, co to jest to lepsze życie, ale wiedzieli, że jeżeli masz kawałek własnej ziemi i na tej ziemi zbudujesz własnym trudem dom, to ten domek z ogródkiem będzie właśnie ucieleśnieniem tego odwiecznego ludzkiego dążenia. Słyszałem opowieść, że koledzy pana Piotra wątpili, mówiąc bardzo delikatnie, w to czy uda mu się zbudować własny dom. Podważali jego zapał i zdolności budowlane. Twierdzili, że rzuca się z przysłowiową motyką na słońce. Ci wszyscy krytycy, a pewnie i zazdrośnicy byli po prostu ludźmi tamtego czasu i nie wyobrażali sobie, że ich kolega wyrwie się do lepszego życia we własnym domu. A jednak to dążenie w jakiś przedziwny sposób trzymało pana Piotra przy życiu. Miał cel. Zrealizował go pomimo trudów i przeciwności. Budowanie domu był jego sposobem na życie.
Jednak czasami pani Jadwiga była bardzo zmęczona. Przytłaczały ją trudy związane z budową, a potem z utrzymaniem domu, a jeszcze później już z samym życiem. Podobno czasami mówiła, że zazdrości bezdomnym. Nawet chciała przeżyć parę dni jako bezdomna, beztrosko, bez poczucia ciągłego obowiązku i troski o dom.

Fot. Zbigniew Woźniak

Szczególnie jak już była w starszym wieku, właśnie ta ciągła troska o dom zaczynała jej ciążyć.

Zatem o czym szumią Brzeziny? Pewnie wspominają dzielnych ludzi, którzy tak ciężko walczyli o urzeczywistnienie marzeń o domu. Drzewa towarzysząc im, wiedzą, że kiedyś wszyscy będą zapominani. A z czasem w ich domach zamieszkają inni ludzie, którzy nie będą mieli potrzeby, by wiedzieć, kim byli twórcy ich domów. Brzozy szumią o upartej pracy mającej na celu stworzenie domu – miejsca do stałego, bezpiecznego życia. Drzewa bowiem są zawsze gdzieś zakorzenione. Mają swoje miejsce. Raz na zawsze. Zasiane trwają tam do swego końca. Ludzie też tego chcą. Chcą swego bezpiecznego miejsca pod tym samym słońcem. I też do samego swego końca.

Marek Melnyk