Szokująca historia. Skrajna nieodpowiedzialność w Bieszczadach

2023-07-28 17:52:40(ost. akt: 2023-07-28 17:56:05)

Autor zdjęcia: pixabay

— To skrajny przypadek nieodpowiedzialności — mówią eksperci o sytuacja, która miała miejsce w Bieszczadach. Policjanci zaopiekowali się 10-letnią dziewczynką, która sama schodziła z Połoniny Wetlińskiej. Okazało się, że takie polecenie wydał jej ojciec, kiedy poskarżyła się, że jest zmęczona. Mężczyzna z młodszym rodzeństwem poszedł dalej wcześniej zaplanowaną trasą.
Jak poinformowała w czwartek podkarpacka policja, dziewczynkę zauważył przewodnik, który prowadził grupę harcerzy z Połoniny Wetlińskiej na Przełęcz Wyżną.

"Podczas wędrówki przewodnik zauważył, że za jego grupą idzie mała dziewczynka, której nie towarzyszą opiekunowie. Dziecko nie chciało powiedzieć, jak się nazywa ani gdzie mieszka, a pytane o rodziców odpowiadało, że są w górach na szlaku, ale nie wie, gdzie dokładnie" – napisała policja.

Policjanci, którzy przybyli na przełęcz, na którą zeszła grupa, zaopiekowali się dziewczynką. Dopiero im przyznała się, że ma 10 lat i dzień wcześniej z ojcem i młodszym rodzeństwem przyjechała z Warszawy w Bieszczady.

"We wtorek rodzina wybrała się na Połoninę Wetlińską, ale na szczycie dziewczynka poczuła się zbyt zmęczona, by iść dalej szlakiem czerwonym, jak planował ojciec i poprosiła, że chciałaby wrócić do schroniska w Wetlinie, gdzie mieszkali. Wówczas ojciec polecił jej, by sama zeszła ze szczytu, a następnie znalazła sobie jakiś transport do Wetliny, sam zaś poszedł z młodszymi dziećmi dalej, wcześniej zaplanowaną trasą" – czytamy w informacji.

Policjanci przewieźli dziecko do Wetliny. Z gór ściągnięto ojca, skontaktowali się również z matką dziewczynki. Teraz nieodpowiedzialnym zachowaniem rodzica oraz sytuacją małoletniej zajmie się sąd rodzinny.

To nie pierwszy taki przypadek

Kilka lat temu miała miejsce sytuacja, w której oceniano pod względem prawnym zachowanie rodzica przebywającego z dzieckiem w górach. Dokładnie 30 czerwca 2014 roku, około godziny 19, dyżurny ratownik TOPR otrzymał telefon z prośbą o pomoc. Mężczyzna zadzwonił, zgłaszając, że utknął w trudnym terenie na Orlej Perci wraz z 5-letnim dzieckiem. Nie był w stanie precyzyjnie określić swojej lokalizacji i nie potrafił zejść z góry samodzielnie. Dodatkowo, był całkowicie nieprzygotowany do wycieczki, nie mając ze sobą nawet odpowiedniego ubrania ani dla siebie, ani dla malucha.

Po skutecznej ewakuacji obojga śmigłowcem, sprawa została zgłoszona policji, która zainteresowała się tym przypadkiem i złożyła wniosek o ukaranie mężczyzny. Zarzucono mu przestępstwo zgodnie z paragrafem 160 Kodeksu Karnego, odnoszącym się do narażenia na utratę zdrowia lub życia małoletniego.

Gdy sprawa trafiła do prokuratury, została jednak umorzona. Śledczy uznali, że skoro ojciec sam zadzwonił o pomoc to, nie podlega karze za przestępstwo, bo "sam dobrowolnie uchylił grożące maluchowi niebezpieczeństwo".