Borelioza czyha w okolicy. Kleszcze tylko na nas czekają

2023-07-29 17:00:00(ost. akt: 2023-07-28 17:19:52)

Autor zdjęcia: pixabay

Coraz więcej osób choruje na boreliozę. To znaczy, że mamy coraz więcej kleszczy wokół siebie. Wszystko przez pogodę, ale również naszą nieuwagę. Kleszcze tylko na nas czekają — w lasach, parkach, a nawet na kanapie.
W Polsce żyje aż 19 różnych gatunków kleszczy. Wszystkie łączy głód krwi, który zaspokajają, wgryzając się w skórę swoich żywicieli. I choć gołym okiem ledwo je widać, to potrafią wyrządzić człowiekowi ogromną krzywdę. A najwięcej jest na Warmii i Mazurach.

Nasz region ma pecha, bo szczególnie upodobały go sobie kleszcze. Te znienawidzone przez człowieka pasożyty żyją głównie w lasach liściastych i mieszanych, których na Warmii i Mazurach jest mnóstwo. Ale świetnie czują się również na łąkach, miejskich parkach, skwerach, czy w przydomowym ogródku. Są właściwie wszędzie i chętnie się rozmnażają. Ostatnio nawet pogoda nie jest w stanie im zaszkodzić, bo zimy są ciepłe, a wiosny wilgotne. Idealne warunki dla kleszcza. Ale Warmia i Mazury mają jeszcze jedną „przypadłość”. Szacuje się, że to właśnie u nas nawet 70 proc. kleszczy jest zakażonych boreliozą. W skali kraju odsetek ten sięga 15 procent. Dlatego mieszkańcy naszego regionu powinni szczególnie uważać na siebie. Tym bardziej, że kleszcze, w przeciwieństwie do komarów, są zawsze aktywne. Czekają, aż przejdziemy obok.

Dobijemy do tysiąca

— Pacjenci, u których potwierdzona jest borelioza, mówią, że nie chodzą do lasu. Że spacerują po parku albo spędzają czas na ogródku działkowym. Zatem każdy kontakt z obszarami zielonymi wiąże się z ryzykiem, nawet w mieście. Nawet piknik na trawie może skończyć się nieprzyjemnie — mówi Janusz Dzisko, szef olsztyńskiego sanepidu. — W tej chwili mamy już pół tysiąca przypadków zakażenia boreliozą. Wcześniej nasze statystyki oscylowały między 700-800 przypadkami w ciągu całego roku, więc ten rok będzie wyjątkowy. Na pewno dobijemy do tysiąca. Tak było między innymi cztery lata temu. Znowu mamy więcej kleszczy, bo sprzyjają temu warunki klimatyczne. Dlatego warto po powrocie ze spaceru czy pobytu na działce zdjąć ubranie, wytrzepać je lub wyprać. I obejrzeć ciało. Można też właściwie się ubierać — nosić długie spodnie, całe buty, odpowiednie nakrycie głowy. Warto też do lasu czy na spacer założyć jasne ubranie z prostego powodu — na jasnej tkaninie lepiej widać ciemne kleszcze.

W tym roku w Polsce na boreliozę zachorowało 7686 osób. W przypadku kleszczowego zapalenia mózgu było to 147 osób. Bo ugryzienie kleszcza może się skończyć się nie tylko boreliozą, ale również odkleszczowym zapaleniem opon mózgowych i mózgu, na które umiera średnio 1 osoba na każde 50 zarażonych.

— Na szczęście można się na to zaszczepić. Warto, bo to ciężka neurologiczna choroba, której finał nie zawsze jest szczęśliwy dla pacjenta. Na Warmii i Mazurach mamy 2-3 przypadki zgonów rocznie — podkreśla Janusz Dzisko. — Niestety na boreliozę nie ma szczepionki. Tę chorobę się leczy. Borelioza ma charakter choroby przewlekłej.

Kleszcz w łóżku

Kleszcze zazwyczaj najbardziej aktywne są w maju i czerwcu oraz wrześniu i październiku. Jednak w związku z ciepłymi zimami, jakie ostatnio się zdarzają, sezon występowania kleszczy znacznie się wydłużył i trwa od kwietnia do listopada. Coraz częściej pojawiają się też doniesienia o kleszczach spotkanych zimą, w styczniu czy w lutym. Jeżeli chodzi aktywność dzienną, to szczególnie uważać trzeba od wczesnego poranka do południa, a następnie od godzin popołudniowych do zmroku. Choć oczywiście okres żerowania może trwać cały dzień.

— Podstawowym żywicielem kleszczy są gryzonie i zwierzęta dziko żyjące. Ale jeśli jest okazja i pojawia się ktoś z miękką skórą, nie żałują sobie. Dużo o kleszczach mogą powiedzieć też psiarze — zauważa Janusz Dzisko. — Czasem o psy dbamy bardziej niż o siebie. Kupujemy naszemu zwierzakowi specjalną obrożę albo inny środek na kleszcze, żeby nie został ugryziony I dobrze. Zapominamy jednak, że choć kleszcz nie wbije się w skórę zwierzaka, to może zostać przyniesiony przez niego do domu. I tak możemy go złapać również na kanapie albo w czasie snu w łóżku.

A pomyśleć, że jeszcze dekadę temu kleszcze uchodziły za stosunkowo niegroźne i postrzegano je jedynie jako dokuczliwy dodatek do spaceru po lesie. Niestety w ostatnich latach awansowały do pierwszej ligi zagrożeń, którym musi stawić czoła prawie każdy Polak.

A gdy kleszcz już ugryzie?

Kleszcza nie można zbagatelizować. Usunięcie kleszcza, i to jak najwcześniejsze, znacząco zmniejsza ryzyko ewentualnego zakażenia. Trzeba go wyciągnąć, najlepiej pęsetą. Można też użyć kleszczkarty — specjalnej plastikowej „kleszczołapki”, którą można kupić w aptece. Ważne, żeby złapać go jak najbliżej skóry, za jego przednią część, i jednym szybkim pociągnięciem prostopadłym do skóry wyrwać, podobnie jak włosek z brwi. Chodzi o to żeby kleszcza nie drażnić, a przede wszystkim — nie rozerwać, a więc wyciągnąć go w całości. Nie wolno też smarować ciała kremem, olejem, olejkiem, masłem, przypalać papierosem. Strategia „poczekam, aż sam odpadnie” też nie jest dobra — im dłużej kleszcz pasożytuje na człowieku, tym większe ryzyko zachorowania na którąś z chorób odkleszczowych. Jeśli ktoś nie umie sam usunąć kleszcza, powinien bez zwłoki zgłosić się po pomoc do pielęgniarki lub lekarza.


Czym są kleszcze?
Kleszcze to niewielkie pajęczaki o owalnym kształcie, które pasożytują na ludziach i zwierzętach. Odżywiają się krwią — właśnie dlatego najczęściej „wczepiają się” w miękkie i ciepłe miejsca na ciałach swoich ofiar. Kiedy znajdą się w dogodnej dla siebie lokalizacji, za pomocą ostrej części aparatu gębowego wycinają otwór w naskórku i przyczepiają się, wysysając krew. Ukłucie kleszcza nie boli — ślina tych stawonogów zawiera środek znieczulający.
Co ciekawe, kleszcze, by zaatakować, nie potrzebują… oczu. Wystarczy im wyjątkowa zdolność do wykrywania nagłych zmian temperatury i obecności dwutlenku węgla. Emitowane przez nas ciepło i oddech wystarczą więc do tego, by stać się celem.

ADA ROMANOWSKA