Ukraińcy chronili nas przed UPA — wspomina pan Michał Bystrzycki, który przeżył Wołyń
2023-07-15 20:33:31(ost. akt: 2023-07-14 16:30:38)
— Przeżyliśmy, bo pomogli nam Ukraińcy, którzy chronili nas przed UPA. Do tej pory mam w oczach obraz zmasakrowanych chłopców, których widziałem na rynku w pobliskiej miejscowości — wspomina pan Michał Bystrzycki, który urodził się w Córkowie koło Równego na Wołyniu.
Dla pana Michała każdy 11 lipca jest dniem, w którym każdego roku wracają straszne wspomnienia z dzieciństwa. I choć olsztynianin ma dzisiaj 85 lat, nadal nie potrafi wymazać z pamięci strasznych obrazów, przeżyć i wszechogarniającego poczucia strachu, który przytłaczał go w tamtych strasznych latach.
— Byłem małym chłopcem. Moja rodzina przeżyła tylko dzięki pomocy Ukraińców, którzy nas chronili przed UPA. Jednak i oni w pewnym momencie stali się bezradni. Musieliśmy uciekać, żeby ratować życie — wspomina Michał Bystrzycki. — Dla Polaków to był straszny czas, w którym mordowano nas tylko za to, że mówimy po polsku — dodaje łamiącym się głosem.
Wysoki, postawny mężczyzna w żaden sposób nie przypomina 85-latka. Zamaszystymi ruchami wyciąga z biblioteczki dokumenty i zdjęcia. Kiedy pokazuje rodzinny dom w Córkowie, z uśmiechem wspomina dzieciństwo. A to zostało brutalnie przerwane w 1944 roku, kiedy miał zaledwie sześć lat. Jednak czarne chmury pojawiły się już wcześniej.
— Wołyń nie spadł z nieba — stwierdza. — Nasz dom w Córkowie został napadnięty, spalony i obrabowany przez bojówkę Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów już w 1938 roku. Pisały o tym gazety, a policja bardzo intensywnie tropiła bandytów, którzy nas napadli — mówi pan Michał. I dodaje, że nie była to żadna wojna domowa, jak chcą tłumaczyć to niektórzy, a regularna rzeź najczęściej bezbronnych dzieci i kobiet.
— Mój ojciec Leon przed I Wojną Światową był wysokiej rangi oficerem carskim. Podczas wojny z bolszewikami walczył Samodzielnej Brygadzie Kozackiej Jakowlewa. W międzywojennej Polsce w nagrodę dostał darmowy wstęp na studia. Skończył weterynarię i wrócił na Wołyń — relacjonuje ocalony z Rzezi Wołyńskiej.
Zdaniem Pana Michała wykształcenie i służba w kozackiej brygadzie przez długi czas dawały respekt i ochronę jego ojcu i całej rodzinie. W pewnym momencie, po zajęciu tych terenów przez Armię Czerwoną, przyszło jednak ostrzeżenie, że szykuje się coś bardzo złego. Cała rodzina Bystrzyckich miała być wywieziona w głąb Rosji. Uciekła za rzekę Bug. Po wkroczeniu Niemców Bystrzyccy wrócili do Córkowa.
— Zastaliśmy zgliszcza, więc zamieszkaliśmy u zaprzyjaźnionych Ukraińców w Krystynopolu za Bugiem. To teraz Czerwonohrad. W 1944 roku tata usłyszał od gospodarzy, że już nie dadzą rady nas chronić. Żebyśmy uciekali — mówi Michał Bystrzycki. — Niedługo potem wszędzie wokół zaczęły dziać się straszne rzeczy.
Niektóre ze wstrząsających obrazów i przeżyć do tej pory są świeże w pamięci ówczesnego sześciolatka. Pan Michał ma przed oczami sceny, kiedy na pukanie do drzwi cała rodzina kryła się po kątach. Matka chowała młodszą siostrzyczkę pana Michała, a ojciec z siekierą w ręku stawał gotów bronić swoich bliskich.
— Najstraszniejsze był widok dwóch pokaleczonych nagich chłopców na rynku w Krystynopolu. Byli zakopani żywcem, ale wygrzebali się i doczołgali przed ratusz. Nikt nie chciał im pomóc. Byli cali we krwi, bo porąbano ich wcześniej łopatami. To byli synowie osadników wojskowych sprzed wojny. Ich UPA szczególnie nienawidziło — wspomina sędziwy olsztynianin.
Niektóre ze wstrząsających obrazów i przeżyć do tej pory są świeże w pamięci ówczesnego sześciolatka. Pan Michał ma przed oczami sceny, kiedy na pukanie do drzwi cała rodzina kryła się po kątach. Matka chowała młodszą siostrzyczkę pana Michała, a ojciec z siekierą w ręku stawał gotów bronić swoich bliskich.
— Najstraszniejsze był widok dwóch pokaleczonych nagich chłopców na rynku w Krystynopolu. Byli zakopani żywcem, ale wygrzebali się i doczołgali przed ratusz. Nikt nie chciał im pomóc. Byli cali we krwi, bo porąbano ich wcześniej łopatami. To byli synowie osadników wojskowych sprzed wojny. Ich UPA szczególnie nienawidziło — wspomina sędziwy olsztynianin.
Inny potworny obraz to widok zjeżających do miasta furmanek wypełnionych przez Ukraińców zrabowanymi dobrami z domów pomordowanych polskich sąsiadów. Okrzyki zwycięstwa i tryumfu, które do tej pory dźwięczą w uszach pana Michała.
— Najgorsze jest, że kilka lat temu zobaczyłem opublikowane w „Gazecie Olsztyńskiej” zdjęcie rynku w Krystynopolu. Dokładnie w miejscu, gdzie leżeli, czołgając się we krwi, synowie polskich osadników postawiono pomnik Bandery. Ten widok rozdarł mi serce — mówi, ukradkiem ocierając łzę spod oka, pan Michał. — Do pojednania między naszymi narodami trzeba jeszcze bardzo wiele. Teraz mamy wspólnego wroga i to musi przeważyć. Nie wolno jednak zapominać o tej strasznej zbrodni — podkreśla.
Rodzice pana Michała po wojnie zamieszkali najpierw pod Rzeszowem, a w 1948 roku przyjechali do Olsztyna. Leon Bystrzycki do emerytury był lekarzem weterynarii Olsztyńskich Zakładach Mięsnych. Pan Michał założył rodzinę w Olsztynie.
— Tu, na tych terenach, które po Wołyniu stały się dla mojej rodziny nową małą Ojczyzną, jest też wielu Ukraińców. Żyjemy w zgodzie, choć trudno nam rozmawiać o tych strasznych czasach — mówi pan Michał.
Stanisław Kryściński
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez