Rowerowa Obwodnica Olsztyna (51): Wokół jeziora Limajno

2023-06-16 12:00:00(ost. akt: 2023-09-29 07:44:09)

Autor zdjęcia: Igor Hrywna

Google Maps pokazał mi drogę do tego miejsca perfekcyjnie, tyle że przez jezioro. A jak tu płynąć z rowerem przez jezioro? Nie wiem czy GM jest nadinteligentne czy to czysty przypadek, ale okazało się, że to możliwe.
A po kolei, to było tak. Chciałem zobaczyć pomnik upamiętniający śmierć dwóch harcerek, która dopadła je na półwyspie położonym na jeziorze Limajno. Wybrałem się tam z Olsztyna najpierw autobusem 110 do Spręcowa. We wsi do tej pory zachowała się na drodze kostka zamiast asfaltu.
Jak w wielu warmińskich i mazurskich wsi w 1945 roku rosyjscy żołnierze i tutaj mordowali i grabili. W sumie z ich rąk zginęło kilkadziesiąt osób, w tym wiele dzieci. Ich zwłoki żołnierze wrzucili do Łyny. Podpalili też dom, w którym było dwoje niedołężnych staruszków, a próbującą ich ratować córkę zastrzelili.

Wiele lat później zgliszcza tego domu odnalazł Henryk Mondroch, autor niezwykłej książki „Zanim wymyślono Warmię i Mazury” — To, co się tam wydarzyło w lutym 1945 roku, spowodowało śmierć wielu dzieci, dlatego znaleziskiem najsmutniejszym były metalowe elementy wózka dziecięcego, które… były powyginane i wyraźnie zniekształcone pożarem — napisał w niej.

Google Maps czyli wujek dobra rada

Dalej pojechałem już rowerem. GMaps drogę pokazało mi tak:


Ja jednak wybrałem drogę rowerowo/pieszą. I suchym gruntem, pomiędzy dwoma mniejszymi jeziorami (Stobajno i Komin) i przecinając tory kolejowe dotarłem na półwysep. Przez pole, a potem widoczną na zdjęciu aleją. Te brzozy zasadzone może jeszcze w czasach kiedy ten półwysep tętnił życiem?


Potem drogi było coraz mniej aż zamieniła się w ścieżkę a potem ledwo widoczną ścieżynę. A wokół leśna gęstwina pełna powalonych drzew. Ale się udało. Znalazłem ten pomnik.

Jaką kryje w sobie historię?

Dawno temu na półwysep prowadziła normalna droga, można tam było dojechać nawet autem. Latem biwakowali harcerze. W sierpniu 1963 roku było ich tam ponad setka. 8 sierpnia nagle rozpętała się piekielna burza. — Kiedy rozpętała się burza, byłyśmy wszystkie w namiocie — wspominała po latach na łamach "Gazety Olsztyńskiej" jedna z harcerek. — Chłopcy z sąsiedniego namiotu krzyczeli do nas, żebyśmy uciekały, ale my tego nie słyszałyśmy. Pamiętam, że Ania w pewnym momencie weszła pod swoje łózko po buty i wtedy nagle spadło na nasz namiot to drzewo. Przygniotło Anię i Helenkę. Helenka Borowik zginęła na miejscu. Ania Górska zmarła w karetce.

Pierwsza miała 12 lat, druga 14. Pochowano je w wspólnym grobie w Lidzbarku Warmińskim. Później spoczęła tam także mama Helenki. Mama Ani zmarła kilka miesięcy przed tragedią, ojciec wcześniej.


Teraz na półwyspie stoi odnowiony obelisk. Można się tam dostać tak jak ja, ale jest też może nie prostszy, ale lżejszy sposób.


Sam się o tym przekonałem, kiedy dojechałem do Kąpieliska Miejskiego Limajno (jest zaznaczone na mapce powyżej), gdzie można wypożyczyć kajak lub...rower wodny i dopłynąć nimi do półwyspu. Drogą wodną na półwysep trafiła też odnowiona tablica. Od 2020 roku odbywają się też Dobromiejskie Spływ Kajakowe, których uczestnicy płyną też na półwysep.

Na poniższym zdjęciu plaża nad Limajnem. Z lewej fragment półwyspu. Pomnik stoi po niewidocznej części półwyspu. Trzeba go opłynąć z prawej.


A od tamtego tragicznego wypadku na półwyspie przestano organizować obozy harcerskie.


Wokół Limajna

Stamtąd wzdłuż Limajna pojechałem szutrem w kierunku leśniczówki Chmura. Droga jest tam wyjątkowo urokliwa, bo poza wspomnianą leśniczówką aż do Cerkiewnika nie ma właściwie zabudowań. Tylko szuter, las, momentami Limajno i ten przydrożny krzyż.


A przed samym Cerkiewnikiem świeżo położone tory kolejowe. Trwa bowiem przebudowa linii z Olsztyna przez Dobre Miasto do Braniewa. Dzięki temu pojedziemy na tej linii wygodniej i trochę szybciej. Pociągi pasażerskie pomiędzy Olsztynem a Dobrym Miastem będą mogły jeżdzić z prędkością do 100 km/h. Podróżni wygodniej wsiądą do pociągów z przebudowanych peronów w Bukwałdzie, Cerkiewniku i Swobodnej.


W Cerkiewniku trzeba obowiązkowo zsiąść z roweru.


Stoi tam neogotycki kościół z 1852 roku pw. św. Katarzyny. Przed kościołem zachował się pomnik poległych, jakie masowo stawiono na Warmii i Mazurach w latach 20. minionego stulecia na cześć poległych w czasie Wielkiej Wojny. Obok cmentarz, na którym zachowało się kilka żeliwnych krzyży z przełomu XIX i XX wieku.



Czas na kurhan

Stamtąd pojechałem przy jeziorze Pupel Duży i dotarłem do kurhanu.


Pochodzącą z VII-IV wieku przed Chrystusem nekropolię odkryto w czasie budowy wspomnianej już linii kolejowej, w sumie 3 kurhany. Dwa z nich zostały zniszczone w trakcie prac, to co w nich znaleziono przeniesiono do trzeciego, który zachował się do naszych czasów. Teraz to po prostu niewielki pagórek. Stojąc przy nim można zobaczyć pociąg na wspomnianej trasie. Na razie tylko techniczny.


Okolice Cerkiewnika i Limajna to zresztą prawdziwe kurhanowe zagłębie. Archeolodzy odkryli tam pięć grodzisk i trzy obronne pruskie osady. — Na najwyższym wzniesieniu w okolicy Cerkiewnika przy południowo-wschodnim brzegu jeziora Limajno Prusowei zbudowali gród. Miejsce to do dziś nazywane jest Kapeluszem...Koncentracja grodów nad jeziorem Limajno pozwala na stwierdzenie, iż był tu gdzieś ośrodek jednej z małych ziem pruskich, Glotovii — piszą Stanisław Achremczyk i Jan Chłosta w "Dziejach powiatu olsztyńskiego".

Po drodze mijam jeszcze ten metafizyczny krzyż i docieram do Barkwedy i Kajn.


Tutaj współtwórca balonu pompuje wodę

Co łączy wspomnianego Francuza Josepha Michela Montgolfier z podolsztyńskimi Kajnami? Co prawda prąd dotarł tam dopiero w 1965 roku, ale wodociąg wieś ma od 1897 roku. I swój udział ma w tym rzeczony wpółtwórca pierwszego balonu. Jaki? O tym poczytacie w poniższym tekście. Wystarczy kliknąć na link. A dzięki filmowi Andrzeja Sprzączaka będzie mogli zobaczyć kawałek Warmii, jakbyście siedzieli w takim balonie.

Z Kajn GM pokazało mi prostą jako drut drogę do Lipniaka, ale ja pojechałem tak sprytnie, że zaplątałem się w jakieś leśne bagno i zamiast pedałować musiałem się zdrowo nagłówkować, żeby wyjść z tego cało i z rowerem. Udało się jednak wrócić na szlak i dojechać do Lipniaka.

Wynieśli na noszach nad „trupi dół”

Przez Lipniak przejeżdżałem rowerem już kilka razy. Dzisiaj to letniskowy przysiółek Brąswałdu. Teraz po raz pierwszy jechałem ze świadomością tragedii, która wydarzyła się tam w 1945 roku, a która dotknęła rodzinę Valentina i Antoniny Spiechów. Ich trzy córki wieku 17, 20 i 22 lata wywieziono na Sybir. Tam zmarła Anna. — Gdy jej ciało nieco ostygło, obozowi „dyżurni” rozebrali je do naga i wynieśli na noszach nad „trupi dół”. Przechylili nosze, nagie ciało Anny osunęło się do głębokiego dołu — pisze Henryk Mondroch we wspomnianej już książce. Dwie jej siostry przeżyły. Ich ojciec zmarł w łagrze.

Lipniak to już przedsionek powrotu do cywilizacji. Za moment dojechałem do elektrowni na Łynie i "grającej" kapliczki. Z Brąswałdu. Czemu grającej, bo gra kiedy się do niej podejdzie. I dalej, już bez zatrzymywania się dojechałem do Dywit, gdzie zapakowałem się do "110".



Krótkie i ciekawe historie z naszego regionu znajdziecie TUTAJ.


Trasa liczy około 35-37 kilometrów: Spręcowo, Swobodna, Cerkiewnik, Kajny, Brąswałd, Dywity.