Nie skaczmy po gardle walczącej o przeżycie Ukrainy

2023-05-27 09:14:12(ost. akt: 2023-05-27 09:16:27)

Autor zdjęcia: wPolityce.pl

Ostatnie spięcie polsko-ukraińskie w sprawie Wołynia to zdarzenie smutne, nawet bolesne. Całkowicie niepotrzebne, zbędne, w istocie absurdalne. Niemiecki Onet cisnął w duchu endeckim, rzecznik odpowiedział tak jak musiał, ambasador Ukrainy w sposób oczywisty nadreagował. Celnie rzecz opisał Jakub Maciejewski.
Warto wyciągnąć wnioski na przyszłość. A są one oczywiste.

Znamy prawdę. Wiemy, kto mordował, na jaką skalę, jakimi metodami, w imię jakiej ideologii. Tej prawdy nikt nie zakopie, Polska ją przechowała i zabezpieczyła. Ona zostanie. Musimy mówić kolejnym pokoleniom o tej niewypowiedzianej tragedii: jasno, spokojnie, ale i konkretnie.

Musimy jednak zdefiniować nasze cele w stosunku do Ukrainy w tej sprawie. Czego chcemy? Uznania prawdy, przeprosin, prawa do badań ekshumacyjnych, do upamiętnienia. Ale jakie są konkretnie nasze postulaty? Wystarczą jedne przeprosiny, mea culpa, czy też będziemy ponawiali to żądanie co roku, za każdym razem eskalując roszczenia? Bo niektórzy - nie ukrywajmy - w sprawie Wołynia chcą nie tyle prawdy i pamięci, co rzucenia Ukrainy na kolana i trzymania jej w tej pozycji w nieskończoność.

Ukraina walczy o swoje życie, ale walczy także i o naszą wolność. To banał, ale trzeba go powtarzać. Nie wspieramy jej dlatego, że liczymy na wdzięczność, że chcemy zarobić, że liczymy na jej pełną kapitulację w historycznych sporach, ale dlatego, że taki jest obiektywny, jednoznaczny interes naszego państwa, i jednocześnie tak nam wskazuje nasz, święty, nie do złamania, kompas moralny. Ci, którzy uważają, że naszym interesem jest ostre negocjowanie w najdrobniejszej sprawie, stawiania twardych warunków w chwili, gdy sąsiad ma nóż na gardle, proponują nam ekonomię niedojrzałego dziecka. Nic nie zarobimy, wszystko stracimy, i jeszcze w lustro nie będziemy mogli spojrzeć. A Polak musi móc patrzeć w lustro, bo jest Polakiem, i ani Niemcem, ani Holendrem, nigdy nie będzie. Swoje DNA trzeba znać, choćby po to, by wybierać strategie najlepiej nam pasujące. Tylko takie działają naprawdę skutecznie.

Wreszcie sprawa najważniejsza: wojna. Naród, który walczy o przetrwanie, dobrze zapamiętuje słowa, gesty, intencje. My pamiętamy, że Francuzi nie chcieli umierać za Gdańsk, a Anglosasi nie dopuścili nas do parady zwycięstwa. Ukraińcy też zapamiętają to, co dziś robią ich sąsiedzi. Polska ma wyjątkowo czystą kartę. Nie powinna ulegać absurdalnej pokusie szybkiej i płytkiej monetyzacji kapitału, który zgromadziła. Ten kapitał ma nam dać bezpieczeństwo na wschodzie, i to na stulecia. Ma przełamać trzystuletnie przekleństwo. Nie możemy go zużyć na osiągnięcie takiego czy innego sukcesiku na którymś z ważnych, ale nie najważniejszych pól.

Mówiąc krótko: nie skaczmy po gardle walczącej o przeżycie Ukrainy. Nie wchodźmy w tę ślepą, ponurą uliczkę pychy i protekcjonalności. Dostrzegajmy sprawy najistotniejsze.

Wolna i demokratyczna Ukraina znajdzie swoją drogę do prawdy o Wołyniu. Możemy jej w tym pomóc za pomocą programów stypendialnych, przemyślanej polityki historycznej, dbania o pamięć w sposób czytelny, ale możliwie nieagresywny. Brutalność w tej sprawie przyniesie nam jedynie straty, niczego nie załatwi, znów zatruje krew.

Kreml od lat mocno obstawia kartę wołyńską. Nie każde niemądre działanie w tej sprawie jest inspirowane z Moskwy, ale każde Moskwę cieszy.

Jacek Karnowski

Tekst ukazał się na portalu wpolityce.pl