Opowieść o świecie, który przeminął

2023-05-18 14:39:44(ost. akt: 2023-05-25 22:33:52)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

O tym domu w przewodnikach po Warmii nie znajdziemy żadnych informacji. Zatem próba krótkiego opowiedzenia o nim musi się zacząć od prostego stwierdzenia faktu, że znajduje się on w Brąswałdzie. Około 8 km na północ od Olsztyna. Zwykle, gdy czytamy informacje o tej wsi, też nie wspomina się o tym domu. Zamiast tego w encyklopedycznych informacjach o Brąswałdzie czytamy, że w tej uroczej wsi znajduje się kościół parafialny, szkoła podstawowa (filia szkoły w Dywitach), Ochotnicza Straż Pożarna z remizą, sklepy spożywcze.
Zwraca się zwykle uwagę na niezmienioną od wieków strukturę wsi, która zachowała jeszcze symetryczny układ budynków. Podkreśla się też istnienie tradycyjnej architektury wiejskiej. Nakazuje się zwrócenie uwagi na domy z czerwonej cegły ze szczytami z drewnianych desek, dwuspadowe, pokryte czerwoną dachówką dachy, kamienne fundamenty, krokwie wysunięte poza ściany, drewniane okazałe drzwi. Przewodniki po Warmii proponują jeszcze zatrzymanie się w centralnej części wsi i zwrócenie uwagi na doskonale usytuowany w całości krajobrazu neogotycki kościół, który zbudowany na wzgórzu jest widoczny z każdego miejsca. Wspomina się też jeszcze o kilku kapliczkach, dawnym grodzisku pruskim. A więc standard. Obowiązkowo przypomina się, że mieszkała tutaj Maria Zientara-Malewska, która na dodatek wieś opisała w swoich wspomnieniach pt. „Wieś nad łąkami Brąswałd”. To mniej więcej tyle. Pozostawmy zatem Brąswałd jako sympatyczne tło dla całej naszej opowieści. Oto ona.

Kapliczka

Najpierw zobaczymy kapliczkę. To ona często najpierw przykuwa uwagę osób odwiedzających Brąswałd. Niektórzy ponoć przyjeżdżają tutaj, specjalnie jej poszukując. Zbudowana jest na dużym kamieniu. Jest maksymalnie prosta w swej konstrukcji. Ona też budzi wrażenie czegoś, co jest wiekowe. Ta archaiczność powoduje, że goście z zewnątrz poddawani są zatem pewnemu eksperymentowi. Muszą zadać sobie dużo trudu, by zdać sobie sprawę z tego, że została zupełnie niedawno zbudowana. Obok postawiono ławeczkę. Gdy przystaniemy obok kapliczki, czeka nas miła niespodzianka. Włącza się automat i z wnętrza płynie religijna muzyka. Słyszymy „Ave Maria” Schuberta. Jest zatem zaproszenie zarówno do odpoczynku, jak i do modlitwy.

Dom

Jest on posadowiony na zboczu doliny, którą przed wiekami wybrano na założenie Brąswałdu. Jego budowniczy w wielkim trudzie uformował w nim płaską, obszerną półkę i zbudował na niej swój dom. Dom jest częścią wsi, ale też wydaje się od niej odizolowany. Stąd widać wszystko, co tutaj najważniejsze: kościół, leśniczówkę, wspominany dom pisarki, remizę, sklep. Dom zdaje się panować nad całą okolicą. Podobno wszyscy, którzy odwiedzają Brąswałd pierwszy raz, ulegają pewniej iluzji. Są przekonani, że usadowione na wzgórzu pod lasem powyżej leśniczówki domostwo jest starą warmińską zagrodą. W ich pierwszym odbiorze to miejsce staje się najstarszym budynkiem w całej wsi. Nie jest to standardowy dom znany nam z podmiejskich wsi w naszym regionie, które powoli napełniają się nowymi domami. Wypierają one stare, tzw. przedwojenne budownictwo. Dom przypomina małe gospodarstwo rolne. Widać tutaj garaż, kierat, wóz konny, piwniczkę wbudowaną w zbocze, budę dla psa, kurnik, budynek gospodarczy, narzędzia gospodarcze, drewutnię, szulerkę. Co więcej, to wszystko nie jest oddzielone od drogi, choć jest ogrodzenie. Jest ono jednak tak skonstruowane, że zamiast oddzielać zagrodę od ciekawskich oczu swą ażurową i prostą konstrukcją, wręcz zachęca do patrzenia. Gospodarz zagrody niczego nie chce ukryć, eksponuje dawne narzędzia gospodarskie. Nie ma tutaj znanych nam z nowo wybudowanych osiedli równych rządów tuj, siatki, muru, parkanu, kamer, elektrycznie przesuwanej bramy, wściekłe ujadającego psa, który zza płotu chce nas rozerwać na strzępy. Może dlatego właśnie wszyscy przechodzący obok są święcie przekonani o starodawności tego miejsca.

Żelazne zwierzęta

Zagroda otoczona jest zwierzętami domowymi. Wygląda to tak, jakby wyszły one na chwilę z kurnika i zastygły, przemieniając się w brązowe posągi. Sprawia to wrażenie z jednej strony cmentarza. Żeliwne zwierzęta przypominają nagrobki kur, kaczek, gęsi. Są wspomnieniem żywych zwierząt domowych, których już w tych okolicznych gospodarstwach i w innych Polsce w praktyce nie ma. Te żeliwne zwierzęta z gospodarstw domowych przypominają nam o dawnych żywych istotach, które widzieliśmy jeszcze niedawno temu w zagrodach. Wiejskie koty i psy, kury i kaczki, gęsi i koguty dawniej chodziły obok siebie. Dzisiaj już takich widoków nie zobaczymy. Natomiast przed zagrodą Brąswałdzie one wręcz wychodzą na drogę. Witają przechodniów. Zachęcają do spojrzenia na zagrodę. W ten sposób zagroda istnieje jakby poza czasem. Żelazne zwierzęta istnieją nie po to, żeby składać jajka, dawać mleko, szczekać, łapać myszy. Istnieją same w sobie. Są wieczne. Istnieją poza czasem. Stają się symbolem dawnego życia, którego podstawą była zagroda – samowystarczalny świat niezależny od tego co na zewnątrz.
Zwierzęta, na które musi zwrócić uwagę każdy, kto znajdzie się na drodze obok Zagrody, tworzą jakąś przemyślaną strukturę. Uświadomiłem to sobie, gdy natknąłem się przypadkowo na sztych z czasów wojen napoleońskich. Przedstawia on scenę postoju wojsk Napoleona w Prusach, a dokładnie w Mrągowie. Tam właśnie zobaczyłem te same, co przed zagrodą w Brąswałdzie, domowe zwierzęta, które napoleoński rysownik dokumentujący poczynania wojsk francuskich umieścił właśnie na pierwszym planie. Zagroda staje się w pewnym sensie żywym historycznym obrazem. Jest swoistą symboliczną narracją. Jest to opowieść o dawnym świecie; o dawnej warmińskiej tradycyjnej wsi; o świecie, który bezpowrotnie przeminął. Ale jednocześnie jest to symboliczna opowieść o czymś trwałym; o pragnieniu istnienia poza czasem; poza materią; poza przemijaniem w „wiecznym teraz”. Te zwierzęta z takim pietyzmem ustawione w samej zagrodzie i wzdłuż drogi są wyzwolone z czasu linearnego; z istnienia praktycznego. Zdają się istnieć już poza czasem i materią. Stają się po prostu symbolem dawnego świata. To nie tylko element pierwszego planu pewnej przemyślanej artystycznie kompozycji architekturalno-krajobrazowej, ale coś więcej. To jakieś pragnienie zatrzymania przemijania świata, który już w dużej mierze nie istnieje. To, co ustandaryzowane, zunifikowane, bezpowrotnie wypiera dawne domy. Tak samo jest ze zwierzętami w tych nowych domach. Są tam wyłącznie psy o wyszukanych rasach i równie wyszukane koty. Dlatego właśnie ta zagroda tak się wyróżnia na tle domów zbudowanych w ciągu obecnych kilkunastu lat. Na ich tle jest jakimś przesłaniem z przeszłości. Jawi się czymś z jakiegoś innego świata, a może jest też i zwyczajnym protestem przeciwko przemijaniu nie tylko świata warmińskiej wsi, ale i całej jego ustabilizowanej hierarchii wartości. Te żeliwne zwierzęta stają się zatem strażnikami pamięci. Mówią o innej symbiozie ludzi i zwierząt niż ta w nowych domach. Żelazne zwierzęta nie służą komfortowi, relaksowi, zabawie i rekreacji.

Ukryte przesłanie

Dom w Brąswałdzie jest opowieścią o próbie naprawiania świata. W tym przypadku wcześniej zniszczonych warmińskich zagród. Nastąpiło to w latach 70. ubiegłego wieku, gdy ceną za niemiecki paszport było zrzeczenie się przez Mazurów i Warmiaków praw własności do swych gospodarstw, które można było odkupić od skarbu państwa za śmieszne pieniądze. Gospodarz, budując swój dom – warmińską zagrodę – musiał od nowa walczyć z rozpadem, destrukcją i przemijaniem. W efekcie stworzył nie skansen, ale miejsce do życia. Sprawia to, że ludzie z zewnątrz biorą to miejsce za stare siedlisko z mieszkającymi w nim od pokoleń ludźmi. Dom pod lasem na wzgórzu w Brąswałdzie jest tryumfem kreacji dobra, ładu, rozsądku, pracowitości, oszczędności, życia na miarę możliwości, pokory, niezależności, godności, gościnności. Jest wcieleniem cnót wymarłego ludu warmińskiego.

Marek Melnyk