Rowerowa Obwodnica Olsztyna (53): cmentarna fanaberia niemieckiego arystokraty

2023-07-06 08:50:00(ost. akt: 2023-09-29 07:45:53)

Autor zdjęcia: Igor Hrywna

Tym razem zachciało mi się zobaczyć fanaberię wschodniopruskiego arystokraty, który kazał pochować ojca a potem ktoś jego na cmentarzu nawiązującym do pogańskich kultów. Dzisiaj ten cmentarzyk, otoczony lasem i trudno dostępny budzi niesamowite wrażenie. Ale moją trasę zacząłem w innym miejscu...
Zielonka Pasłęcka

Polujący na Podolu szlachcic ujrzał obraz Pana Jezusa Boleściwego. Zabrał go do domu. Ale wizerunek w dziwny sposób powrócił na wzgórze. Więc pobudowano tam kaplicę. Ta opowieść jak żywo przypomina tę ze Świętej Lipki. Oba miejsca dzieli jakieś 800 kilometrów.

Zielonka Pasłęcka jak sama nazwa wskazuje leży niedaleko Pasłęka. Choć założono ją pod koniec XV wieku jak Grunehayn, to na szosę do Pasłęka mieszkańcy wsi musieli poczekać do 1839 roku a na kolej do 1882 roku. To tam miałem pierwotnie wysiąść z pociągu, aby przejechać się rowerem wokół Pasłęka. Jednak wysiadłem w Zielonce Pasłęckiej.

Chciałem tam obejrzeć dwa domy podcieniowe, ale zapomniałem, że lata temu jeden przeniesiono do skansenu w Olsztynku( to ten na foto) a drugi już nie istnieje i jeżeli się da kościół Jana Chrzciciela, a w nim obraz Pana Jezusa Miłosiernego. Dlaczego? Bo na zdjęciach był urzekający i ma ciekawą historię. Więc idealnie pasuje też do cyklu "Historie krótkie i ciekawe".


Naszą historie musimy jednak zacząć nie w Górnych Prusach czy, jak kto woli, Pomezanii, ale na Podolu. To właśnie tam wspomnianemu szlachcicowi miał się ukazać (to chyba lepsze określenie niż "zobaczył") obraz Pana Jezusa Boleściwego. Andrzej z Rypna zabrał ze sobą obraz, ale ten powrócił w niewytłumaczalny sposób na wzgórze. Miało się to powtórzyć jeszcze kilka razy, aż miejscowy proboszcz doradził postawienie tam kaplicy.

Ta historia, jako żywo, przypomina legendarne początki sanktuarium w Świętek Lipce. Tu jednak bohaterem jest nie szlachcic, ale skazaniec, któremu we śnie objawiła się Matka Boska i poprosiła o wyrzeźbienie jej postaci z Dzieciątkiem i pozostawienie jej na lipie.

Więzień w ciągu nocy wyrzeźbił figurkę. Rankiem, gdy zobaczyli ją strażnicy, ta tak ich olśniła, że
poczytując to za znak bożego ułaskawienia zwrócili skazańcowi wolność. Dziękując Matce Boskiej za uratowanie życia, niedoszły nieboszczyk poszedł z Kętrzyna do kierunku Reszla szukając po drodze lipy, na której chciał postawić rzeźbę.

Właśnie tutaj, gdzie stoi obecna bazylika, napotkał wspaniałą lipę. W krótkim czasie miejsce to zasłynęło cudami i uzdrowieniami. Proboszcz z Kętrzyna w uroczystej procesji kilkakrotnie przenosił cudowną figurkę do kościoła w mieście. Rzeźba znikała stamtąd i ponownie pojawiała się na drzewie, gdzie ją ustawił ocalony skazaniec. Wtedy postanowiono zbudować tam kaplicę a z czasem powstało sanktuarium.

Wracajmy jednak z Mazur na Podole. W Tarnorudzie (niedaleko Chmielnickiego w centralnej Ukrainie) stanęła zatem kaplica, w której umieszczono obraz. Nieznany artysta przedstawił na nim Zbawiciela, który dłońmi ukazuje ranę zadaną Mu włócznią przez rzymskiego żołnierza. Na dole tego niewielkiego obrazu wypisane są słowa: „Lud się do Ciebie w potrzebie ucieka. Jezu, od Ciebie miłosierdzia czeka. Roku 1773” (obraz jest jednak starszy). (w kościele w Zielonce zachował się z kolei dzwon z łacińskim napisem: Jezu Chryste, Synu Boga Żywego, zmiłuj się nad nami. Maryja w Roku Pańskim 1506).


Przez lata miejscowi Polacy z Tarnorudy oddawali Chrystusowi cześć, aż przyszła czerwono-rosyjska bolszewia. Wtedy proboszcz wywiózł obraz do Krakowa, skąd przez Łuck trafił do wołyńskiego Rożyszcza.

W 1945 roku większość Polaków z Rożyszcz opuściła swoje strony rodzinne i szukała nowego miejsca na ziemi. Trafili do Grunehayn, który nazwali Wołyniec, a władze ostatecznie Zielonką Pasłęcka. Byli wśród nich bezpośredni świadkowie Zbrodni Wołyńskiej. Teraz o mordach dokonanych przez UPA na Polakach na terenach dzisiejszej zachodniej Ukrainy przypominają specjalne tablice ustawione w Zielonce przez IPN.

Obraz wraz z proboszcze trafił jednak do Malborka, a potem ślad po nim zaginął.

W 1978 roku parafię w Zielonce objął ks. Czesław Drężek. Na prośbę parafian zaczął poszukiwania cudownego obrazu. Udało się go odnaleźć i to całkiem niedaleko, bo w Ostródzie. I Tarnorudzki Jezus powrócił do swoich. Tak też zresztą stało się z kościołem w Różyszczach. Rosjanie zamienili świątynię na stajnię dla koni, potem skład. W 1992 roku władze niepodległej Ukrainy zwróciły świątynię katolikom.

Dzisiaj kościół św. Jana Chrzciciela w Zielonce jest diecezjalnym sanktuarium Jezusa Miłosiernego. Przy kościele stoi pomnik "Pamięci poległych na frontach II wojny światowej oraz w partyzantce i placówkach samoobrony na Wołyniu" uzupełniony tablicą z 2011 roku "Ku wiecznej pamięci żołnierzom 27 Wołyńskiej Dywizji Armii Krajowej". W sanktuarium corocznie odbywają się Obchody Dnia Walki i Męczeństwa Wsi Polskiej. Ważnym miejsce dla pielgrzymów jest też grota Matki Bożej z Lourdes.

Duże wrażenie sprawia na pielgrzymach i turystach niezwykła Droga Krzyżowa, która ciągnie się przez ponad 2 kilometry przez całą wieś. Każdą stacja ma swoich fundatorów, mieszkańców Zielonki. Wiele z nich stoi obok jeszcze poniemieckich domów z idyllicznymi gankami.


Twórcą i pierwszym kustoszem sanktuarium, które wzbogacił między innymi w relikwie 84 świętych i błogosławionych, jest wspomniany już ks. Czesław Drężek, który był w Zielonce proboszczem w latach 1978-2015.

Traf chciał, że spotkałem go (nie wiedziałem że to on) przed kościołem i poprosiłem o zgodę na zrobienie zdjęć. Ksiądz zapytał skąd jestem. Kiedy usłyszał, że z Olsztyna zaczął wspominać swoje młode lata.

Powiedział, że był przez parę lat wikarym w parafii Serca Jezusowego w Olsztynie. I tak od słowa do słowa okazało się, że był na naszej (SP nr 17) komunijnej Mszy świętej.



Kronin, Zielno, Kwitajny
Czas na trochę szutru, który prowadzi mnie przez malownicze pola, smutny pień, cmentarzyk i nostalgiczne chaty do Kwitajn.


Tam na chwilę zatrzymałem się przy pomniku poległych w czasie I wojny światowej, obejrzałem kościół i remontowany przez prywatnego właściciela pałac, który od 1744 roku, podobnie jak majątek Kwitajny, należał do znanej wschodniopruskiej rodziny von Donhoff. Nie był jednak ich prywatną własnością w dosłownym tego słowa znaczeniu. Pierwszym właścicielem Kwiatjn z tego rodu był Filip Otto von Donhoff. Jego żoną była Maria Amalia z rodu Dohna-Schlodien.

— Mieli aż jedenaścioro dzieci, wszystkie jednak zmarły. W obliczu takiej tragedii i braku spadkobierców, ustanowili oni w majątku fundację rodową Donhoffów, której podstawowym celem miało być wspieranie biednych — piszą Małgorzata Jackiewicz-Garniec i Mirosław Garniec w książce "Pałace i dwory dawnych Prus Wschodnich".

Ostatnią zarządzającą majątkiem była hrabina Marion Donhoff, po wojnie znana dziennikarka, redaktor naczelna i wydawca Die Zeit i orędowniczka pojednania Niemców z Polakami.
Podczas pobytu w Kwitajnach pośrednio była zaangażowana w spisek przeciwko Hitlerowi i zamach na niego w Gierłoży 1944 roku. Nie zapłaciła jednak tak wysokiej ceny, jak jej rodzina ze strony matki, Lehndorffowie ze Sztynortu. Porucznik Heinrich von Lehndorff brał udział w antyhitlerowskim spisku zakończonym nieudanym zamachem Stauffenberga. Został stracony, a cała rodzina trafiła do obozu koncentracyjnego.

Pałac obrabowali w 1945 roku Rosjanie, ale go nie spalili jak innych. Udało się z niego uratować między innymi 20 obrazów, które trafiły do olsztyńskiego muzeum.

We wsi stoi kościół wzniesiony w latach 1714-1718. W środku wyposażenie z XVII i XIX wieku. Odremontowany na swoje 300-lecie.


— Kościół, położony malowniczo nad jednym ze stawów majątku, wraz z założeniem pałacowo-parkowym i folwarkiem, współtworzy pałacowo-wiejski krajobraz Kwitajn. W skromnej, jednowieżowej bryle elewacje z cegły licowej dopełnia jasny detal architektoniczny maswerków okiennych — czytamy w nieco tajemniczym wpisie Narodowego Instytutu Dziedzictwa.

W Wikipedii doczytałem sobie, że owe maswerki to: dekoracyjne, geometryczne wzory architektoniczne odkute z kamienia lub zrobione z cegieł, używane do wypełnienia górnej części gotyckiego okna.

Kalnik

W Zielonce Pasłęckiej domy podcieniowe się nie zachowały, ale ten, który trafił do Olsztynka ma dość dokładnie opisaną historię. Postawił go w 1819 roku Christoph Hahn. Hahnowie mieszkali w nim do 1947 roku. Ostatnim, który się w tym domu urodził był Manfred, który w 2013 roku po raz pierwszy od 1947 roku przekroczył jego progi.

Domy podcieniowe budowali sobie w okolicach Elbląga zamożni gospodarze, głównie potomkowie mennonitów, którzy którzy szukali dla siebie w Prusach miejsca, gdzie mogliby swobodnie wyznawać swoją religię. A tego robić nie mogli w swoich ojczystych Niderlandach, które wtenczas należały do ultrakatolickiej Hiszpanii. I tak w XVI wieku mennonici pojawili się na Żuławach, do których osuszenia walnie się przyczynili.. Osiedlali się między innymi w Elblągu i jego okolicach. także w Zielonce. Domy podcieniowe budowali także oczywiści zamożni niemieccy gospodarze czyli gburzy.


Dom podcieniowy w Kaliniku jednak się zachował, podobnie jak pomnik poświęcony poległym parafianom w czasie Wielkiej Wojny. Tak nazywano I wojnę, zanim nie wydarzyła się ta druga.


Markowo

Naszukałem się trochę tego cmentarza, bo teraz to zarośnięte pustkowie, ale w końcu udało mi się go znaleźć. I było warto, bo robi niesamowite wrażenie. Pochowanych na wzgórzu jest tam dwóch Dohnów, rodu który władał sporą częścią Prus Wschodnich, także od 1561 roku podpasłęckim Markowem.

Spoczywają tam Friedrich Ludwig Dohna-Lauck (1873–1924, jego portret można zobaczyć w Muzeum im. JG Herdera w Morągu) i jego syn Christoph Friedrich (1907–1934). Cmentarzyk otoczony jest głazami i brzozowym kręgiem. Płyta na grobie ojca zawiera cytat z Ewangelii: Tak mówi duch: powinniście odpocząć od swoich trudów, gdyż Wasze czyny pójdą za Wami.


Z kolei kamieniu postawionym przy grobie syna widnieje swastyka wpisana w tarczę słoneczną, z której rozchodzą się promieniście świetliste smugi. Pod nim wyryto napis "Umieram w Chrystusie" a niżej "Adolf Hitler”.

Godkowo

W 1947 roku do powiatu pasłęckiego przesiedlono w ramach przymusowej Akcji "Wisła" około 6 tysięcy Ukraińców, w przeważającej większości grekokatolików. Jej celem była asymilacja Ukraińców. Komuniści zakazali nawet używania nazwy "Ukrainiec".

Po 1947 roku zlikwidowano Cerkiew greckokatolicką jako instytucję. Władza nie godziła się nawet na odprawianie greckokatolickich mszy. Sytuacja zmieniła się na lepsze dopiero w 1956 roku. Wtedy PZPR zgodziła się na utworzenie Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno - Kulturalnego. Nie zgodziła się jednak na odrodzenie Cerkwi greckokatolickiej. Zaczęto jednak tolerować odprawianie w kościołach mszy w obrządku wschodnim.

Na fali odwilży 1956 roku żyjący w Pasłęku i okolicznych wsiach grekokatolicy zaczęli starania o odprawianie mszy w swoim obrządku. 7 kwietnia 1959 roku w poniemieckim kościele św. Józefa odprawiono pierwszą mszę greckokatolicką.

Zbliżała się Wielkanoc. Wełykdeń bez płaszczanyci? Niemożliwe. Tak też uważał Michał Kogut. W 1959 pojechał z Pasłęka do rodzinnej Radawy koło Jarosławia. I przywiózł płaszczanycię, którą ukrył przed wysiedleniem w 1947 roku.

Płaszczanycia to liturgiczny symbol Wielkiego Postu, namalowana na płótnie ikona symbolizująca materiał, którym zostało owinięte ciało Chrystusa. Wełykdeń to Wielkanoc.

To był mały gest w porównaniu z tym, co wiele lat później stało się w Godkowie. Tam za wiernymi przywędrowała cała cerkiew Opieki Matki Boskiej z I połowy XVIII wieku. Ale najpierw był w niej magazyn nawozów rolniczych. Z czasem została opuszczona, popadła w ruinę. Bez dachu i stropów, z zachowanymi ścianami naw i pięcioma ścianami prezbiterium. 60. lat po Akcji 'Wisła" pojawił się pomysł, aby ją przenieść ją z Kupnej na Podkarpaciu do Godkowa, gdzie Ukraińcy stanowią około 40% mieszkańców gminy. I tak się stało. W październiku 2013 roku odprawiono tam pierwszą Służbę Bożą czyli Mszę świętą.



Pasłęk

Z Godkowa to już tylko rzut beretem do wspomnianego Pasłęka, który zaczęli budować trzej, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, holenderscy rycerze, którzy na gruzach pomezańskiego grodu postawili osadę Holandi czyli dawniej Holąd Pruski, niem. Preußisch Holland, prus. Pāistlauks.
— Zamek i miasto usytuowane są urokliwie na wyniosłym wzgórzu, w towarzystwie rzeki Wąskiej i rozlewisk u podnóża. malownicze jest też i miasto - stare mury, bramy, ratusz i mocno przebudowany zamek, który nie przypomina już samego siebie — pisze Mirosław Garniec w książce "Zamki. Katalog zachowanych zamków państwa krzyżackiego w Prusach".

W Pasłęku zaglądam jeszcze do mojego ulubionego budynku (XVI wiek) czyli obecnie cerkwi prawosławnej.


Niestety już nie zdążyłem zajrzeć na cmentarz żydowski, bo musiałem pośpieszyć się na dworzec, żeby zdążyć na pociąg do Olsztyna.




I spojrzenia na Pasłęk z góry: TUTAJ


Cała trasa to około 50-55 kilometrów rowerem + piechota w Markowie


Inne Rowerowrowe Obwodnice Olsztyna obejrzycie na tej STRONIE a inne ciekawe historie TUTAJ

Igor Hrywna