Motoryzacyjna pasja studenta zarządzania
2023-05-21 17:00:00(ost. akt: 2023-05-19 15:53:01)
Żeby uprawiać ten sport, trzeba mieć benzynę zamiast krwi. Maciej Sekuła, dzisiaj student II roku zarządzania na UWM, poczuł, że ją ma, gdy skończył 5 lat i dostał od taty swój pierwszy motocykl: hondę CRF 50.
To był minicross o pojemności 50 cm3, ale już z trzema biegami i mocą 5 KM. Nie zniechęcało go to, że na początku za każdym razem gasł mu przy ruszaniu. W końcu się nauczył. Hondę „piłował” trzy lata, a kiedy z niej wyrósł, dostał od taty motocykl marki KTM SX 65. Był już nieco większy i mocniejszy i zdecydowanie szybszy. Dysponował 17 KM. Zapoznanie się z nim, a potem jego oswajanie zajęło mu mniej czasu. To właśnie nim zaczął jeździć po torze crossowym, bo na kółka po podwórku był za szybki i za głośny. Ciągle jednak traktował jeszcze jazdę jako zabawę, chociaż już aktywnie uczestniczył w jego konserwacji i naprawach, które wykonywał tata.
Gdy Maciej miał 14 lat, dostał yamahę YZ 85. Miała moc 28 KM i sześć biegów. W żadnym wypadku nie można jej nazwać zabawką. W tym wieku jednak Maciek równie mocno jak w motocykle zaangażował się w rowery górskie. Ścigał się już nawet w drużynie Hotel Krasicki MTB i był w tym całkiem niezły – w zawodach zajmował miejsce na pudle. Rowery omal nim nie zawładnęły na dobre, ale pewnego dnia naszła go taka myśl: dlaczego właściwie mam być silnikiem swego pojazdu?
I wtedy mu przeszło. Nie znaczy to jednak, że odstawił rower do kąta. Rowery są dobre dla motocrossowców, bo wzmacniają nogi. Silne nogi u motocrossowca to podstawa.
Po dwóch latach Maciej wyrósł z yamahy i przesiadł się na KTM 125. Ten model w zawodach towarzyszył mu krótko, bo ciągle się psuł. Potem Maciek miał rok przerwy w startach, po którym dostał hondę CRF 250 z silnikiem czterosuwowym. Żarty się skończyły.
– Kupiłem tę hondę, aby rekreacyjnie jeździć po torze, ale zimą 2021 r. stwierdziłem, że to nie ma sensu, że muszę się zdecydować – mówi Maciej. – Wybrałem ściąganie.
Maciek, w tym co robi, jest konsekwentny do bólu. Ponieważ oprócz jazdy wciągnęło go także majstrowanie przy motorach, wybrał się do technikum samochodowego w Olsztynie.
– Jestem z tej szkoły bardzo zadowolony, bo dobrze przygotowała mnie do pracy. Kupuję samochody, naprawiam je i sprzedaję, i w ten sposób zarabiam na życie i sport – opowiada.
Kiedy skończył samochodówkę, wybrał zarzadzanie na UWM, bo stwierdził, że menedżerskie umiejętności w przyszłości mu się przydadzą w biznesie.
Jeśli chodzi o sport, to nie ma dla siebie taryfy ulgowej. Jego cel na ten rok: mistrzostwo Strefy Polski Północnej. Temu też podporządkowane jest jego życie. Oprócz studiów i pracy cały jego czas wypełniają treningi: dwa razy w tygodniu bieganie i cztery razy w tygodniu siłownia plus treningi na torach przed startami. Motocrossowiec musi mieć silne mięśnie i być wytrzymały, żeby ujarzmić kilkadziesiąt koni mechanicznych, które ma pod siedzeniem, i nie połamać się, gdy coś nie wyjdzie.
– Życie studenckie? Czasami. Ile razy się wywróciłem? Chyba kilka tysięcy. Na razie bez większych obrażeń. Przygotowanie siłowe i zwinnościowe jest bardzo ważne. Na prostej na torze motocykl osiąga nawet 90 km na godz., a skoki dochodzą do 15 m długości i 5 m wysokości – zauważa student.
Tor to nie szosa.
- Tu nie ma reguł. Można wyprzedzać z prawej i lewej, można zajeżdżać drogę. Wygrywa ten, kto zahamuje ostatni. Jest gaz i hamulec, gaz i hamulec i taka adrenalina, że gdy się kiedyś wywróciłem i poraniłem do krwi, to to zauważyłem dopiero na mecie. Kiedyś po nieudanym skoku, przez dłuższą chwilę nie mogłem się pozbierać.
Rozwijając swoją pasję, Maciej może liczyć na wsparcie bliskich.
– Mama już nie panikuje, a tata, Sebastian, jest na każdych zawodach. To mój doradca i mechanik. W latach 90. XX w. też się ścigał na motocrossach. Miał wyniki, ale nie wystarczyło mu kasy na rozwój kariery sportowej. Dziadek Gwidon to mój trener i doradca. Gdy był młody, to podbierał SHL-kę swemu ojcu i kręcił bączki po podwórku. To samo robił mój tata. Podbierał dziadkowi jawę 350 i ganiał nią po polnych drogach. Dziewczyna? Przychodzi na zawody, pomaga mi i pozwala się podwieźć, ale o motocyklu nie myśli – opowiada student.
Na co dzień Maciej jeździ jednak nie motocyklem, ale samochodem. Ciągle innym.
- Handluję nimi – mówi. – Obiecałem sobie, że jak będę mieć czas, to wreszcie sobie zrobię prawko na motocykl i kupię jakiegoś klasyka z lat 80., bo te mi się najbardziej podobają.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez