Zauważyć żywy ból
2023-05-05 10:15:16(ost. akt: 2023-05-10 08:13:49)
Lubimy opłakiwać tych, co odeszli, niekiedy nawet bardzo dawno temu. Czcimy rocznice powstań, bitew, pamiętamy o marszach śmierci… I żeby nie było — ta pamięć jest niezwykle cenna i godna wszelkiego uznania. Czasem jednak na drodze staje nam żywy człowiek. Człowiek, który jeszcze bardziej niż zmarli — potrzebuje naszej empatii, wsparcia, współczucia…
Na taki post natrafiłam w mediach społecznościowych kilka tygodni temu. Pozwalam sobie przytoczyć go w całości — jako wprowadzenie do swoich przemyśleń. Pisownia oryginalna, ale dla czystości tekstu w nawiasach kwadratowych umieściłam kilka przypisów.
„Dziś [tj. 19 kwietnia 2023 r., okrągła rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim — przyp. autora]. Jest ok. 13.00. Wysiadam z tramwaju w centrum przy Marszałkowskiej 104/122. Wracam od lekarza z Żoliborza. Przy przystanku zaczepiają mnie dwie charakterystyczne, czerwone litery. Akurat potrzebuję bielizny, skarpetek, koszulki i spodenek na rehabilitację o 15.00, więc zachodzę. Biały t-shirt, czarny t-shirt, szare spodenki, zestaw kolorowych bokserek z Homerem Simpsonem, skarpetki, no i jeszcze bluzę szary basic se dokładam, bo lubię, a stara się złachmaciła. Lewą rękę zabrał wylew [udar krwotoczny], więc jak zwykle wieszaki trzymam w zębach, a w prawej trzymam gacie i skary. Dopiero od miesiąca chodzę bez laski i jeszcze się potykam, więc proszę przechodzącą obok w firmowym ubraniu młodziutką, ładną, filigranową blondynkę w okularach o pomoc w doniesieniu towaru do kasy.
— Sam sobie będzie pan musiał donieść.
— Przepraszam, ale mam z tym problem.
— To niech sobie pan sam z tym radzi.
— Wie pani, przykro mi, ale jestem niepełnosprawny…
Oglądam plecy odwracającej się dziewczyny, która wzruszając ramieniem w milczeniu i spokojnie odchodzi w przeciwnym kierunku. Obaj ze stojącym obok mnie facetem stoimy zdębiali. Jest wyraźnie skrępowany, jakby to on był winny.
— Nie przejmuj się. Mój przyjaciel ma dokładnie to samo, co ty. Daj, ja ci rzeczy doniosę.
Przy kasie proszę o kierownika i imię dziewczyny.
— Kierownik zajęty, bo ma rozmowę rekrutacyjną, a imienia nie mogę podać, bo wie pan, RODO.
— To numer pracowniczy proszę podać tej pani.
— Nie mogę udzielać takich informacji, bo jak już mówiłam panu, RODO.
Zjawia się uprzejma, lecz stanowcza dziewczyna. Przeprasza, a na prośbę o dane pracownika udziela tej samej odpowiedzi: RODO.
Przy wyjściu spotykam nomen omen mojego pierwszego rehabilitanta Dawida, z którym walczyliśmy wspólnie o moje pierwsze kroki i ruchy zwisającej wtedy bezwładnie ręki. To było osiem lat temu. Zachwyca się moją formą i gratuluje olbrzymich postępów, a ja w głębi duszy czuję się naprawdę kaleki, jak chyba nigdy wcześniej od wylewu [udaru].
„Mężczyzna nie prosi o pomoc” — takim hasłem jeszcze niedawno reklamowali się w tym sklepie. Po drodze pewnie gdzieś copywriterom zgubiło się „gdy nie musi”. A co do RODO, mnie nie dotyczy. Imię i nazwisko jest zbędne, bo ja już zawsze będę „ten bez ręki”, „lub ten, co utyka”. Ilu jeszcze takich jak ja wpadnie tu po gacie? Zdrowe zęby to podstawa. Nigdy nie wiadomo, kiedy się „człowiekowi” przydadzą, zanim wybije je filigranowa blondynka.”
— Sam sobie będzie pan musiał donieść.
— Przepraszam, ale mam z tym problem.
— To niech sobie pan sam z tym radzi.
— Wie pani, przykro mi, ale jestem niepełnosprawny…
Oglądam plecy odwracającej się dziewczyny, która wzruszając ramieniem w milczeniu i spokojnie odchodzi w przeciwnym kierunku. Obaj ze stojącym obok mnie facetem stoimy zdębiali. Jest wyraźnie skrępowany, jakby to on był winny.
— Nie przejmuj się. Mój przyjaciel ma dokładnie to samo, co ty. Daj, ja ci rzeczy doniosę.
Przy kasie proszę o kierownika i imię dziewczyny.
— Kierownik zajęty, bo ma rozmowę rekrutacyjną, a imienia nie mogę podać, bo wie pan, RODO.
— To numer pracowniczy proszę podać tej pani.
— Nie mogę udzielać takich informacji, bo jak już mówiłam panu, RODO.
Zjawia się uprzejma, lecz stanowcza dziewczyna. Przeprasza, a na prośbę o dane pracownika udziela tej samej odpowiedzi: RODO.
Przy wyjściu spotykam nomen omen mojego pierwszego rehabilitanta Dawida, z którym walczyliśmy wspólnie o moje pierwsze kroki i ruchy zwisającej wtedy bezwładnie ręki. To było osiem lat temu. Zachwyca się moją formą i gratuluje olbrzymich postępów, a ja w głębi duszy czuję się naprawdę kaleki, jak chyba nigdy wcześniej od wylewu [udaru].
„Mężczyzna nie prosi o pomoc” — takim hasłem jeszcze niedawno reklamowali się w tym sklepie. Po drodze pewnie gdzieś copywriterom zgubiło się „gdy nie musi”. A co do RODO, mnie nie dotyczy. Imię i nazwisko jest zbędne, bo ja już zawsze będę „ten bez ręki”, „lub ten, co utyka”. Ilu jeszcze takich jak ja wpadnie tu po gacie? Zdrowe zęby to podstawa. Nigdy nie wiadomo, kiedy się „człowiekowi” przydadzą, zanim wybije je filigranowa blondynka.”
Dawno już nic mną tak nie miotnęło…!
Neurologia i neurochirurgia jeszcze w czasach studiów wzbudziły moje wielkie zainteresowanie — do tego stopnia, że na badanie procesów neurologicznych w uczeniu się języka pierwszego i obcych poświęciłam kilka dobrych lat. Poznawszy później kilku neurologów — mogę jedynie chylić czoła przed ich wiedzą, umiejętnościami, cierpliwością, a w wielu wypadkach także empatią dla pacjenta po udarze, walczącego z chorobą Alzheimera, Parkinsona, czy wreszcie dla pacjenta w śpiączce. Do dziś jeden z neurologów stanowi dla mnie prawdziwy wzór do naśladowania — nie tylko w kontekście zawodu lekarza, i opokę w sprawach czysto ludzkich, poniekąd na co dzień. Jego empatią można obdzielić dobrych kilka osób, a fakt, że przy każdej możliwej sytuacji podkreślam, iż w odniesieniu do udaru krwotocznego nie wolno używać określenia „wylew” — to właśnie jego szkoła. Ale też lata styczności z tą akurat dziedziną medycyny nauczyły mnie, że nie każde schorzenie neurologiczne widać gołym okiem.Jeśli zatem ktoś mówi, że jest niepełnosprawny, a w dodatku prosi o pomoc — to z marszu takiej osobie wierzę. A do tego uważam, że brak wiary w takie wyznanie jest zdecydowanie bardziej chory — niż ewentualne przypuszczenie, że wyznania dopuściła się osoba całkowicie zdrowa. Nie — zdrowy człowiek nie wyznaje obcej osobie, że jest niepełnosprawny. A już zwłaszcza mężczyzna nie czyni takich wyznań pierwszy raz widzianej ekspedientce.
To tyle słowem komentarza do opisanej sytuacji — reszta niech już zostanie milczeniem. Choć to zdecydowanie cisza, która krzyczy wniebogłosy…!
Apoteoza martyrologii
No, niestety. My, Polacy, tak mamy. Lubimy wspominać klęski i upamiętniać rocznice wydarzeń, które najoględniej mówiąc — były raczej naszymi zwycięskimi porażkami. Dla jasności — nie mam nic do pamiętania. Przeciwnie. Uważam, że bez dobrej znajomości własnej historii, w tym także jej bolesnych czy wstydliwych kart — żaden kraj, żadna społeczność nie zbuduje chwalebnej przyszłości. Ktokolwiek jednak roztkliwia się nad losem osób zmarłych w poprzednim wieku, często bezimiennych, a jeszcze częściej kompletnie nieznanych mu/jej osobiście — jednocześnie wzrokiem omijając kogoś, kto czasem prosi o pomoc, a czasem nie, choć gołym okiem widać, że jej potrzebuje — jest zwyczajnym hipokrytą i hipokrytką!Tak się bowiem składa, że zmarli rzadko kiedy nasz żal i łzy oglądają osobiście. Może dlatego uważam, że żywy człowiek, szczególnie ten, który wymaga jakiejkolwiek uwagi — jest znacznie ważniejszy. Bo bywa tak, że gest wyciągania w czyjąś stronę pomocnej dłoni — nas nic nie kosztuje. Ale dla drugiego człowieka, żywego i cierpiącego — ta nasza pomocna dłoń, poświęcony czas, uwaga — mogą nie tylko odmienić nastrój, ale zgoła przywrócić wiarę w człowieczeństwo.
Tymczasem ostatnio mnie samą spotkała taka sytuacja w pociągu, że człowiek, który jawnie zajął miejsce wskazane na moim bilecie — nawet nie drgnął. Swojego miejsca ustąpił mi za to siedzący po drugiej stronie przedziału… pies o słodkim imieniu Ludwiczek.
Tymczasem ostatnio mnie samą spotkała taka sytuacja w pociągu, że człowiek, który jawnie zajął miejsce wskazane na moim bilecie — nawet nie drgnął. Swojego miejsca ustąpił mi za to siedzący po drugiej stronie przedziału… pies o słodkim imieniu Ludwiczek.
I kto by się dziwił, że moja wiara w psy jest nieograniczona i bezkresna, a za to wiara w ludzi… No, cóż…
Magdalena Maria Bukowiecka
Magdalena Maria Bukowiecka
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
luc #3109657 10 maj 2023 09:02
dzien dobry temat jest mi bardzo znamy ja to widze a inni ?gdy moja sasiadka zmarla na pogrzeb przyszlo okolo 100 osob /po co/ jak zyla nie bylo nikogo kto by jej pomogl w zrobieniu zakupow czy wykupieniu lekow.byly swieta odwiedzilam znajoma w domu starcow nikogo z rodzin innych pensonarjuszy nie bylo poszlam na cmentarz a tam owszem rodzny odwiedzajace groby zmarlych .na cmentarzu nie trzeba poswiecac tyle czasu na rozmowe z czlonkiem rodziny czy mu pomoc czy naprawde dales z siebie choc troche czlowieczenstwa luc.
odpowiedz na ten komentarz