To nie litery walczą na tej wojnie

2023-05-21 08:55:00(ost. akt: 2023-05-21 08:56:00)
Nasza pomoc Ukrainie nie ustaje, choć dla wielu z nas ta wojna zobojętniała, przyzwyczailiśmy się do niej. Ukraina nadal jednak potrzebuje naszej pomocy, bo nad Dnieprem rozstrzygają się losy nie tylko Ukrainy, ale i Polski i całej Europy.

Obojętniejemy na tragedię, która dzieje się każdego dnia za naszą wschodnią granicą. Nie wszyscy. Kolejny transport z pomocą humanitarną zorganizował Zbigniew Homza z Kętrzyna i Stefan Melnyk z Tuławek. 8 ton żywności, środków medycznych i innych potrzebnych żołnierzom i cywilom artykułów trafiło do Ukrainy. W misji uczestniczyli również Jarosław Słoma, Zbigniew Jankowski, Sylwester Ruszczak, Bogdan Luchowski oraz Amerykanin Michael Hammond, który w latach 80. XX wieku skutecznie lobbował w Kongresie USA za pomocą finansową dla „Solidarności”.

Łesyk Panasiuk, ukraiński poeta, napisał wiersz „Litery idą na wojnę”. Ale przecież to nie litery, to prawdziwi ludzie z krwi i kości, zabijani codziennie po obu stronach frontu.

///Litery idą na wojnę, układają się w słowa, których nikt nie chce wypowiadać, zdania rozrywają się na minach, historie ostrzeliwuje się z wyrzutni rakietowych…///

D jak Dzembronia

Wioska w Karpatach, prawie tysiąc metrów nad poziomem morza. Mieszka w niej może dwustu mieszkańców. Jeszcze kilometr ostro pod górę i jesteśmy w greckokatolickim monastyrze ojców bazylianów. Bliżej nieba i daleko od wojny. Wokół widać szczyty pasma Czarnohory i słychać ciszę. Ale nie zawsze. Ojciec Sławomir Fesz, gospodarz i budowniczy klasztoru, mówi, że najgorsze są ranki, gdy słychać świst pędzących od strony Morza Czarnego rosyjskich rakiet.
— Budzą nas jeszcze przed świtem i wtedy możemy się tylko modlić, by zostały zestrzelone przez ukraińską obronę przeciwlotniczą — mówi zakonnik.
W jednej z drewnianych chatek niedaleko monastyru odbywa się spotkanie terapeutyczne. 12 kroków do lepszego życia. To warsztaty realizowane przez Jarosława i ojca Sławomira. W pomieszczeniu same kobiety. Część z nich przyjechała z oddalonego od Dżembroni o 260 kilometrów Lwowa. Nie tylko pomagają radzić sobie z alkoholizmem i depresją. Zapewniają także rozwój duchowy i osobowościowy, bo bazują na chrześcijańskiej wizji człowieka i świata.
— Pomagamy w rozwiązywaniu życiowych problemów i pokazujemy jak lepiej żyć – mówi ojciec Sławomir.
Kobiety opowiadają o swoich mężach alkoholikach. Jedna z nich ma niepełnosprawną córkę i nie radziła sobie z opieką nad nią. Dopadła ją depresja, przestała wychodzić z domu. Czuła się gorsza niż inni. W Dzembroni wszystkie odzyskują radość życia i wiedzą, jak sobie radzić lepiej. Chwalą terapię ojca Sławomira. Pomaga. Uśmiechają się do mnie, wymieniają spojrzenia z ojcem Sławomirem. Pytam o wojnę i jak sobie z nią radzą. Przez chwilę cisza atakuje bębenki. Olena, blondynka w średnim wieku, mówi, że pracuje w szpitalu we Lwowie. Codziennie widzi żołnierzy bez rąk i nóg.
— Nie wiem, co im mówić, jak im pomóc — głos jej się łamie, łzy ciekną po policzkach.
Jeszcze chwila i wszystkie kobiety łkają. Na twarzach widać olbrzymie emocje. Wszystkie mają kogoś z rodziny na froncie. Oksana, ładna szatynka, patrzy na mnie swoimi załzawionymi dużymi oczami. Opowiada historię, która przydarzyła jej się w Polsce. Jechała pociągiem i słyszała dyskusję trzech kobiet. Jedna z nich pomstowała na Ukrainę, wojnę i Ukraińców. Oksana spuszcza głowę i milczy przez chwilę.
— Pomyślałam wtedy: „a żeby to twój syn musiał walczyć na tej wojnie” — mówi i podnosi głowę. — Ale nie powiedziałam tego, bo wiem, jak wy, Polacy, dużo dla nas robicie. Dziękujemy wam za wszystko, jesteście naszymi braćmi i nigdy wam tego nie zapomnimy…

///Litery idą na wojnę, w słowo „dom” trafia pocisk, przez rozbite okno litery д można zobaczyć, jak litera traci głowę i jak zapada się dach litery м…///

L jak Lwów

260 kilometrów na północny wschód od Dzembroni. Greckokatolicki kościół św. Piotra i Pawła jest niedaleko rynku. Przed głównym wejściem szpaler żołnierzy z ukraińskimi flagami, niebiesko-żółtymi i czerwono-czarnymi. Wokół zbiera się spory tłum. Niemal wszyscy ubrani na czarno, większość cicho łka. Załzawione oczy zwrócone są w kierunku szpaleru żołnierzy. Za chwilę przyjedzie karawan. A w nim dwie trumny z ciałami. Nasz ukraiński przyjaciel Wołodia mówi, że codziennie we Lwowie jest żołnierski pogrzeb, czasami dwa lub nawet trzy. Wchodzimy do kościoła. Przed ołtarzem dwa katafalki okryte żałobnym bordowym płótnem. Odbieramy od księdza podziękowania za przywiezioną pomoc humanitarną. Ksiądz się spieszy, bo za chwilę będzie celebrował mszę pogrzebową. Zostajemy w środku. Wchodzi pierwsza trumna. Niesie ją sześciu żołnierzy w polowych mundurach. Za trumną ubrane na czarno, płaczące głośno kobiety. Podtrzymują się nawzajem. Nie ma wśród nich żadnego mężczyzny. Same muszą żegnać swojego syna, brata, szwagra. Wśród żałobników głównie kobiety, młodzież i starsi mężczyźni. Mają ze sobą wiązanki kwiatów. Są pojedyncze krwistoczerwone róże, ale także wiązanki niebiesko-żółtych goździków…

///Litery idą na wojnę, mowa podczas wojny jest nie do poznania, zdania są takie nieporadne, nikt nie chce umierać, nikt nie chce mówić…///

P jak Pole Marsowe

Dwa kilometry od katedry. Cmentarz wojskowy przy Cmentarzu Łyczakowskim. Chowani tam byli najpierw żołnierze polegli podczas I wojny światowej, potem żołnierze Armii Czerwonej, a jeszcze później ukraińscy obrońcy Lwowa i ofiary więzienia NKWD z 1941 roku. Obecnie jest tam 500 świeżych mogił żołnierzy – mieszkańców Lwowa, którzy polegli podczas trwającej wojny. Przy grobach mnóstwo ludzi, rodziny, przyjaciele i znajomi poległych. Opłakują zmarłych i opowiadają historie ich życia. Jeden z nich to 27-letni Aleksiej. Cztery języki obce, praktyka w Anglii. Szkolił ukraińskich żołnierzy. Dostał się pod ostrzał artyleryjski. Nie przeżył. Jego krewna zalewa się łzami. – Tyle planów, tyle marzeń i już nic nie będzie – ociera łzy i patrzy w zdjęcie na grobie Aleksieja.

///Litery idą na wojnę, przy szpitalnym łóżku litery й leży proteza znaku diakrytycznego, którego się wstydzi, już po raz kolejny rozchodzą się szwy po prześwitach litery ф, od ran postrzałowych na froncie etymologicznym, znak miękki stracił język podczas tortur…///

T jak Truskawiec

85 kilometrów na południe od Lwowa jest szpital rehabilitacyjny. Trafiają tam żołnierze po amputacjach rąk i nóg. Rozpakowujemy środki medyczne przed wejściem do szpitala. Potem trafiają na wózki i znikają w szpitalnych korytarzach. Dziękuje nam Paweł, ordynator placówki. Oprowadza nas po salach. Idziemy wzdłuż niemalowanych od dawna ścian. Pierwsze drzwi do sali. Stare. Mogą pamiętać jeszcze ubiegły wiek. Klamki zawinięte bandażami, żeby nie trzaskały. Rozeschnięty drewniany parkiet – trzeba uważać, żeby się nie potknąć. Trzy łóżka. Kiedy widzieliśmy takie łóżka w szpitalu? Nikt nie pamięta. Ten żołnierz nie ma nogi, ale ciągle ma bóle fantomowe. Wita się z nami, nie patrząc w oczy. Bachmut. Tylko jedno słowo. Wszedł na minę. Potem już nic nie pamięta. Pokazuje zdjęcia swojej amputowanej nogi. Trudno na nie patrzeć bez emocji. Przed szpitalem spotykamy żołnierza na wózku inwalidzkim. Pomagają mu dwaj koledzy w polowych mundurach. Lewa ręka na temblaku. Widać, że cierpi. Nie pytamy, jak to się stało, a on mówi tylko, że chce protezę i wraca walczyć. Gestykuluje prawą, zdrową ręką. Mówi, że jego matka i dziadek to Polacy. Mieszka pod Tarnopolem. Dziękuję Polsce za pomoc. Jest twardy, nie płacze, ale każdy z nas czuje słoną, bezbarwną ciecz na policzkach.

///Litery idą na wojnę, oddziały zapełnione są literami, że nawet apostrofu się nie wciśnie, odpada farba ze ścian, osypują się słowa w niezrozumiałych kalkach i kto nimi będzie mówić…///

M jak marzenia

Tych pięciuset na Polu Marsowym we Lwowie nie ma już żadnych. Zginęli. Czy pociesza ich fakt, że żaden z nich nie będzie już nigdy zaginiony, torturowany ani dręczony? Chyba woleliby żyć. Większość Lwowian mówi ciągle o kontrofensywie. Z nadzieją, że będzie lada dzień i że przyniesie zwycięstwo. Oni tam wszyscy nie czekają na koniec wojny, oni czekają na zwycięstwo. Żołnierz bez nogi chce dalej walczyć. Pewnie na front już nie pojedzie, bo jak walczyć bez nogi? Być może trafi do komisji wojskowej, takiej jak nasze WKU. Ostatnio zdecydowano, by wszyscy pracujący w komisjach trafili do regularnych oddziałów wojskowych, bo potrzebni są zdrowi wojskowi na froncie. A ich miejsce zajmą weterani, którzy na front nie mogą wrócić. Ojciec Sławomir Fesz marzy o rozszerzeniu pomocy, której udziela potrzebującym. Chce objąć terapią jeszcze większą liczbę ludzi. Trauma wojenna dotyka wielu, a będzie ich jeszcze więcej. Bazylianin mógłby pomóc wielu, ale brakuje mu miejsca na sale terapeutyczne. Ma ziemię obok monastyru, ale nie ma pieniędzy. Może ktoś pomoże we wskazaniu jakiegoś europejskiego projektu, który dofinansuje budowę centrum terapeutycznego? M jak może. Bo tych, którzy uważają, że to nie nasza wojna, wciąż przybywa. Tych, którzy uważają, że na wojnie walczą litery – też.

Jarosław Żukowski, który również uczestniczył w misji

DZIĘKUJEMY
Misja humanitarna przebywała na Ukrainie od 27 kwietnia do 3 maja. Potrzebne rzeczy trafiły do potrzebujących: armii ukraińskiej za pośrednictwem centrum dyspozycyjnego cerkwi greckokatolickiej we Lwowie, parafii prawosławnej w Bystrcu, parafii greckokatolickiej w Dzembroni, „Zielonej Rodziny” we Lwowie, sierocińca w Żurawnie, szpitala rehabilitacyjnego w Truskawcu. DZIĘKUJEMY serdecznie wszystkim za pomoc w organizacji konwoju: Bankowi Żywności w Olsztynie, Firmie MLEKPOL, Prezydentowi Olsztyna, Staroście Kętrzyńskiemu, dyrektorowi szpitala SPZ PO w Reszlu, konsulowi Ukrainy, Straży Granicznej.

ŁESYK PANASIUK
W tekście wykorzystałem jego wiersz. To ukraiński poeta, tłumacz, projektant i performer. Rocznik 1991. Urodził się w Żytomierzu. Autor trzech tomików poetyckich: „Kamiń doszczu” (2013), „Sprawżnie jabłuko” (2014) oraz „Kryky ruk” (2018). Jego wiersze przekładano na 19 języków, publikowano w ukraińskich i zagranicznych czasopismach oraz antologiach, a oddzielne tomiki wierszy ukazały się w tłumaczeniu na rosyjski oraz rumuński. Zajmuje się przekładem współczesnych autorów z różnych języków na ukraiński.