Moskwicini: czy jest na nich jakieś lekarstwo?

2024-04-14 17:35:00(ost. akt: 2024-04-14 18:36:14)

Autor zdjęcia: Pixabay

Tę książkę na koszt naszego MSZ powinno się przetłumaczyć na angielski, niemiecki, francuski… i rozesłać posłom z krajów UE i europarlamentarzystom po całej Europie. Może wtedy łatwiej byłoby nam z nimi rozmawiać o Rosji. O tym, że europejski system bezpieczeństwa musimy budować nie z Rosją, ale przeciwko niej.

Jakiś czas temu uczestniczyłem w spotkaniu, na którym była też Rosjanka, która uciekła z Moskowii przed prześladowaniami. Przeciwniczka Putina i wojny. Osoba zacna. I otóż z oburzeniem powiedziała w pewnym momencie, że chciała z grupką Rosjan zaprotestować przeciwko wojnie wspólnie z ukraińskimi uciekinierami. Ale ci przez swój „nacjonalizm” odmówili. Skoro nawet taka osoba nie może zrozumieć, że Ukraińcy walczą właśnie także o to, żeby się z tego „wspólnego” ostatecznie wyzwolić, że nie chcą żadnej wspólnoty, to co mówić o zwykłym Rosjaninie?

Podobnie jest z naszymi sojusznikami z Berlina i Paryża, których teraz sytuacja przymusiła do opowiedzenia się przeciwko Rosji, ale którzy w gruncie rzeczy marzą o tym, żeby, jeżeli nawet nie wrócić do interesów z Rosją, to by ponownie posadzić ją za stołem i też wspólnie deliberować o światowym bezpieczeństwie. Na pohybel Ameryce oczywiście.

To tyle mojego wstępu do książki Piotra Skwiecińskiego „Koniec ruskiego miru?”. Kim jest jej autor? Za Wikipedią podaje, że to „polski dziennikarz, publicysta, dyplomata, od 2023 ambasador RP w Armenii”.
— Pisząc książkę, którą trzymają Państwo w ręku, chciałem zwrócić uwagę na to, na co rzadko ostatnio zwraca się uwagę – na głębsze podstawy, na źródła zachowania rosyjskiego teraz. Na intelektualne źródła Buczy — tak Skwieciński definiuje to, o czym pisze w „Końcu ruskiego miru?”.

A pisze o tym, że rosyjski imperializm jest przyrodzony rosyjskiemu człowiekowi, tylko w zależności od pozycji społecznej jest on różnie wyznawany. Zatem Rosjanom chodzi nie o wyciąganie jakichś korzyści z podbojów, ale o samą przyjemność wynikającą z tego. — Ten szczególny przypadek można uogólnić następująco. Rosja chce dominować nad sąsiadami nie ze względu na własne bezpieczeństwo czy dla zysków ekonomicznych (…) tylko po prostu po to, żeby dominować. Dominacja jest bowiem celem samym w sobie po prostu, czego ludzie Zachodu nie potrafią zrozumieć. Tymczasem Rosja uważa, iż jest to jej naturalne prawo, a odmawianie jej tego oznacza wyrządzanie Rosji strasznej krzywdy — pisze Skwieciński.
Bo jak zauważył niegdyś były prezydent Ukrainy Leonid Kuczma, sprawa przynależności Ukrainy do NATO nie jest dla Moskwy przyczyną agresywności wobec Ukrainy, tylko pretekstem do niej.

Putin kiedyś nie był taki zły?

Co ciekawe, a może nawet szokujące zdaniem Skwiecińskiego, Putin wcale nie był kiedyś taki zły, jak jest teraz. Dlaczego zmienił się na gorsze? Przywołuje tutaj film Witalija Manskiego „Świadkowie Putina”. — Krótko mówiąc, Manski pokazuje, że Putin w trakcie sprawowania władzy naprawdę zmienił się w sposób bardzo znaczący. Doszlusował w ten sposób do licznego grona władców Rosji, których Rosja zmieniła – nawet jeśli oni sami na początku tego nie chcieli — czytamy w „Końcu ruskiego miru?”.
— Niestety największą tragedią Rosji pozostaje to, że zdecydowana większość jej społeczeństwa na dłuższą metę nie chce wolności. Kiedy pojawia się wolność, społeczeństwo rosyjskie wybiera nowego przywódcę, który prowadzi Rosję ku kolejnej katastrofie, dławi wolność i rozwija autorytaryzm — twierdzi Jarosław Hrycak, znamienity ukraiński historyk. I dodaje: — Innymi słowy, za prawdziwym Władymirem Putinem stoi „zbiorowy Putin” narodu rosyjskiego.

Skwieciński pisze też o „konserwatyzmie” Putina, którym zachwycają się niektórzy zachodni i amerykański konserwatyści. — Putin jest dla mnie takim konserwatystą, jak Hitler chrześcijaninem — podkreśla. I dodaje: — Rosja weszła w konflikt z Zachodem nie dlatego, że była czy stała się konserwatywna, tylko odwrotnie – stała się konserwatywna, by wejść w konflikt z Zachodem.

— Tylko trochę przesadzając (…) gdyby (…) Europa Zachodnia i Ameryka były zdominowane przez jakiś rodzaj kulturowej prawicy, to kierunek ewolucji władzy rosyjskiej byłby odwrotny i dziś Kreml byłby ostoją ideologii gender i jądrem parad LGBT — punktuje Skwieciński.

Dosadniej ujął to Witold Jurasz w książce „Demony Rosji”. — Ktokolwiek twierdzi, że Rosja jest w jakimkolwiek stopniu bardziej moralna od Zachodu, nie myli się ani nie błądzi, jest po prostu skończonym idiotą — napisał.

Moskwicini, jak nazywał ich Mikołaj Rej, są od wieków opętani obsesją zbawiania świata, a w pierwszej kolejności sąsiadów, począwszy od mitu Trzeciego Rzymu, jakim miała stać się Moskwa po upadku Bizancjum. Najbardziej zbrodniczą formę przybrało to za czasów komunizmu. Rosjanie szybko pokochali bowiem bolszewizm, miłością nie mniej gorącą, jak wcześniej cara i prawosławną cerkiew. Dlaczego? Wyjaśnia to najlepiej tytuł monumentalnej pracy Jana Kucharzewskiego „Od białego caratu do czerwonego”, której siedem tomów wydano w latach 1923–1935. — I związaną z tym obietnicę. Obietnicę integralnie zrośniętą z ideą specjalnej misji Rosji, choć nie do końca z nią tożsamej. Idzie o marzenie o podboju świata. Całego świata — pisze Piotr Skwieciński.

Moskwicini i sam Putin nie żałują Związku Sowieckiego jako ideologii, ale ze względu na utraconą potęgę, bo ZSRS według Putina to była „po prostu Rosja, tylko inaczej się nazywała”.

Co ważne, takie marzenia o podboju świata pojawiały się także w życiu innych narodów: na przykład owładnęły Niemcami za czasów Hitlera. Jednak tylko w Rosji trwały „przez wszystkie epoki istnienia rosyjskiego mocarstwa”. Trwały za bolszewików i trwają nadal. I tak jak kiedyś biali carowie bronili „prawdziwego” chrześcijaństwa, tak teraz Putin broni idei konserwatywnych. No i oczywiście przed faszystami. To jest nowszy model marketingowy moskiewskiego szowinizmu.

— Obrona świata przed faszyzmem jest dla Rosji misją wieczną. Wieczną jak sam faszyzm, który odradza się wiecznie i wiecznie zagraża, nawet jeśli trzeba w związku z tym go wymyślić. Więc faszystów na Ukrainie trzeba było wymyślić — wyjaśnia Skwieciński. I dodaje: — A gdyby nie było żadnej Ukrainy, to trzeba byłoby wymyślić faszystów gdziekolwiek indziej.
Stąd logiczny wniosek, że jeżeli Ukraińcy nie zatrzymają Rosjan, to ci ruszą w poszukiwaniu kolejnych faszystów…

Igor Hrywna

Dla Moskwicinów Ukraińcy są faszystami nazistami, bo nie chcą być Rosjanami. Istotą ich mitologii jest bowiem przekonanie, że istnieje jeden naród złożony z trzech części (rosyjskiej, białoruskiej i ukraińskiej). Przy czym te dwa ostatnie to nic innego, jak plemiona mówiące swoim narzeczem. — Destrukcja „trójjedynego narodu” odbiera (…) Rosjanom sens ich istnienia (…) odejście Ukrainy było (i jest) w ich oczach nie tylko zdradą „młodszych braci”, których za tę zdradę należy ukarać eksterminacją. Było (i jest) (…) utratą przez podmiot o nazwie „naród rosyjski” poczucia sensu swojego istnienia (…) — wyjaśnia Skwieciński. I dodaje: — Zaryzykuję tezę, że marzenie o podboju świata jest integralną częścią rosyjskości w stopniu znacznie większym, niż np. niemiecki nacjonalizm był integralnym elementem niemieckości.

Piotr Skwieciński, „Koniec ruskiego miru? O ideowych źródłach rosyjskiej agresji”, Teologia Polityczna 2023 (ksiegarnia.teologiapolityczna.pl)