Znalezione w sieci

2023-03-16 12:26:17(ost. akt: 2023-03-23 14:08:35)
Mama bardzo mnie kochała i zawsze widziała mnie w innym — lepszym świetle, niż ja sam siebie.

Mama bardzo mnie kochała i zawsze widziała mnie w innym — lepszym świetle, niż ja sam siebie.

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Mówi się, że sieć bywa niebezpieczna. Że w nieznane linki nie klikamy i zachowujemy daleko posunięty sceptycyzm odnośnie do wszystkiego, co piszą ludzie. Zwłaszcza, gdy ludzie piszą o sobie — zdają się używać wyłącznie białej farby… I to prawda. Ale… Bywają od tej prawdy wyjątki.
Bartosz Karaszewski
Fot. archiwum prywatne
Bartosz Karaszewski

Profesor od mózgu

Profesor Bartosz Karaszewski pierwszy raz zagościł w mojej jaźni z powodu rankingu lekarzy, w którym zajął jedno z najwyższych miejsc. Wielki wpływ na moje zainteresowanie jego osobą miała z pewnością dziedzina medycyny, w której Profesor jest specjalistą — mianowicie neurologia. Mnie samą ciągnęło w kierunku badań mózgu od czasów studiów. Tyle mojego, że w swoim językoznawstwie mocno o neurologię zahaczyłam i zanim powstało wiekopomne dzieło “[po angielsku musi być u góry]The Human Brain, Memory, and Language” — zaliczyłam kurs anatomii i patologii mózgowia człowieka na Akademii Medycznej w Warszawie.

Kiedy zatem ujrzałam młodego człowieka, to choć od czasów moich studiów minęło już wtedy 15 lat — wszystkie tamte wspomnienia, emocje, pragnienia, tęsknoty ożyły w jednej chwili!

Ta swoboda i swada, z jaką opowiadał o udarach mózgu… Jakiś naturalny wdzięk temu towarzyszył i silnie wyczuwalna przez łącza skromność. I to mimo posiadanej wiedzy, wszystkich naukowych tytułów i ogromnego doświadczenia — a wszystko to w tak młodym wieku. Jeśli w wieku lat 40 można się zakochać w kimś znanym wyłącznie z sieci — to mnie ten Kupidyn trzasnął szczególnie mocno…!

I od razu przyznam, że osobiście znam istotę płci męskiej, która — gdyby posiadała w swoim CV choć ćwierć osiągnięć z listy Profesora Karaszewskiego — kazałaby się nosić w lektyce…

Kto by się zatem dziwił, że udary mózgu stały się wtedy sednem mojego życia, a prośba, by Pan Profesor zechciał dodać do mojego artykułu kilka słów fachowego komentarza — marzeniem największym ze wszystkich…!

I oczywiście pomógł Facebook — znalazłam konto Profesora Karaszewskiego, przytomnie natychmiast poprosiłam o znajomość. I nawet nie musiałam długo czekać na przyjęcie mojego zaproszenia. Potem była wiadomość ze zwięźle wyłuszczoną prośbą o ów komentarz. Potem była pierwsza rozmowa, która zaczęła się od… szopa pracza…! Takie przemiłe zwierzątko z charakterystycznym umaszczeniem pyszczka — jeden osobnik miał swoją stronę w mediach społecznościowych, bo cierpiał na schorzenie, które z angielska nazywa się cerebellar hypoplasia. I to o tym w czasie naszej pierwszej rozmowy rozmawialiśmy z Profesorem najdłużej…

A potem był już artykuł i pierwsze spotkanie. I tylko jednego nie przewidziałam: tak jak ja pokochałam Bartka (tak, w międzyczasie zaczęliśmy sobie mówić po imieniu) za wiedzę, skromność, altruistyczną chęć pomocy mimo napiętego do granic wytrzymałości grafiku — tak on pokochał moją umiejętność pisania na bardzo skomplikowane medyczne tematy językiem zrozumiałym i dla specjalisty, ale i dla pacjenta.

Tak. Profesor Bartosz Karaszewski znaleziony kiedyś w sieci — dziś obecny w moim życiu i na wyciągnięcie dłoni. Życie bywa piękne…!

Paulina Puszyło
Fot. archiwum prywatne
Paulina Puszyło

P jak Paulina, P jak Pióro wieczne

Tu wielkie zasługi przypisujemy zgodnie grupie na Facebooku, która nazywa się Gang Pióromaniaka. Wydarzenie to wiekopomne miało miejsce 18 listopada 2020 r. — pochwaliłam się moim świeżo co ukończonym dziennikiem z podróży do Krakowa — zareagowało kilka osób, w tym niejaka Paulina Puszyło…

Uczciwie przyznaję — wszystkie osoby reagujące poprosiłam o znajomość. Ostatecznie, miło jest obracać się wśród maniaków tej samej proweniencji, ukierunkowanej stricte na pióra wieczne, atramenty, notesy i tym podobne klimaty. Odpowiedziała na moją zaczepkę większość, z czego Paulina zaczęła krótko potem komentować — bardzo mądrze, a jednocześnie z jakąś taką lekkością i bardzo intelektualnym poczuciem humoru — na masę innych moich facebookowych wynurzeń.

Aż przyszedł dzień, kiedy światło dzienne najpierw w „Gazecie Olsztyńskiej”, a następnie w sieci ujrzał mój felieton pt. „O dziecku, którego nie mam”… Komentarzy było sporo, prawie wszystkie od kobiet, które miały podobne moim odczucia i przemyślenia… Komentarz Pauliny przebił jednak wszystkie — i to w tej chwili wiedziałam, że chcę, by ta moja facebookowa Znajoma stała się w moim życiu kimś znacznie ważniejszym… — Zapadła mi w pamięć twoja odwaga — powiedziała mi niedawno, kiedy zwierzyłam jej się z emocji, których dostarczyła mi w tamtej tyle podniosłej, co i bolesnej chwili.

Łączy nas multum rzeczy i spraw — zachęcam, by zajrzeć na stronę obok, bo tam wyłuszczamy z Pauliną detalicznie przynajmniej te kilka najważniejszych. Za nami trzy rozmowy telefoniczne, z czego z jednej powstał artykuł obok. Przed nami spotkanie. Czekam z utęsknieniem, bo Paulina przy wszystkich swoich zaletach ma jedną okrutną wadę: po każdej rozmowie telefonicznej pozostawia po sobie potężnych niedosyt…!

I uwielbiam, gdy pisze o mnie per „waryjatka”. A pewnie! Od nadmiaru takich cudnych emocji rzeczywiście tylko zwariować można!

Fot. archiwum prywatne

Najprzystojniejszy kierowca świata!

To fascynacja bardzo rozciągnięta w czasie — zaczęła się już mniej więcej w roku 1986. To wtedy moje niespełna 7-letnie serce pokochało człowieka, który rolę grał pana Wojtka — kierowcy, ale twarz i posturę miał Cezarego Harasimowicza.

„Im dalej w las, tym większy kryminał” — mawiała Joanna Chmielewska. W przypadku Pana Cezarego powiedziałabym, że im dalej w las, tym piękniejszy ów człowiek. Przystojny aktor, utalentowany scenarzysta i pisarz, niezwykle mocno przywiązany do swoich przodków, korzeni i miejsc… Nasza rozmowa była jedną z tych najbardziej magicznych i naprawdę nie przesadzę, jeśli najoględniej powiem, że towarzyszyły nam wtedy same Dobre Duchy…!

Owszem, z jednej rozmowy powstał wywiad. Ale wszystkie nasze dotychczasowe zdzwonienia były na swój sposób piękne. A już to przedświąteczne, przy choince i z prawie nakrytym do wigilii stołem — do dziś pachnie mi igliwiem i świątecznym uniesieniem…!

W tym przypadku również spotkanie twarzą w twarz wciąż przed nami. Nie wiem, kiedy, ale jednego już dziś jestem pewna — pozostawi po sobie niedosyt.
A wszystko to też zaczęło się od sieci: wyszukałam, napisałam — Pan Cezary podjął ryzyko i odpowiedział… Ktoś zapyta, jak się takie diamenty wyszukuje. Chyba z wiarą, że po drugiej stronie kabla jest prawdziwy Człowiek. Z uporem — też. I z wdzięcznością, że sieć jest i daje tak wielkie możliwości. Bo bez niej Profesor Karaszewski i Cezary Harasimowicz musieliby pozostać w świecie moich westchnień, a o istnieniu takiego diamentu jak Paulina Puszyło nawet bym nie wiedziała…!

Magdalena Maria Bukowiecka