Zapadła mi w pamięć twoja odwaga

2023-03-16 12:04:21(ost. akt: 2023-03-23 13:56:32)
Paulina Puszyło

Paulina Puszyło

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

To nie będzie zwyczajny wywiad typu: krótkie pytanie — długa odpowiedź. Z czego pytanie wytłuszczone grubą czcionką, a odpowiedź czcionką normalnej grubości. To będzie transkrypcja rozmowy dwóch kobiet, które poznała ze sobą sieć, a one postanowiły podjąć życiową rękawicę…
Jak poznałam Paulinę Puszyło — cała historia do przeczytania wkrótce. Kiedy zadzwoniłam z propozycją przeprowadzenia rozmowy, która byłaby naszą trzecią rozmową w życiu, a już miałaby trafić do prasy — jej pierwsza reakcja była do przewidzenia. — Już się boję — powiedziała do słuchawki, a ponieważ w tle tego zdania usłyszałam jej śmiech i zaciekawienie większe niż deklarowany strach — uznałam, że się zgadza.

I rzeczywiście, kiedy już się żegnałyśmy, umówione na konkretny dzień i konkretną godzinę — Paulina stwierdziła, że czuje się onieśmielona. A jednak byłyśmy wzajemnie sobą zaciekawione do tego stopnia, że ktoś słuchający nas z boku uznałby, że znamy się ho, ho…! — a może i dłużej…

W międzyczasie na chwilę doszedł jeszcze do głosu rozsądek Pauliny. — O czym będziemy rozmawiać? — zapytała ni to zaniepokojona, ni to zaciekawiona. — Nie wiem — odparłam szczerze. — To nie jest specjalistyczny wywiad o zdrowiu, do którego muszę się przygotować merytorycznie, mieć w zanadrzu statystyki i inne dane. I mogę ci nawet powiedzieć, że na intuicję wiele razy tak zrobiłam. A potem utwierdziła mnie w tej intuicji sama Dorota Warakomska — moja dziennikarska Idolka w sensie ścisłym. Jakby powiedział (i napisał) Jerzy Pilch…

— Znam twoje pióro i bardzo mnie cieszy, że chcesz ze mną rozmawiać — odparła Paulina. — I już dziś wiem, że powstanie z tego na pewno coś wyjątkowego.

A na koniec Paulina ucieszyła się niezmiernie, że trafimy z naszą rozmową konkretnie pod szyld „Bez Gorsetu”. — Ja nie lubię gorsetów — wyznała bez wahania. — A już zwłaszcza nie lubię tych gorsetów w sensie metaforycznym…

Z takiego zdjęcia Paulina śmieje się do mnie na Facebooku!

Kim ty jesteś?

— Z zawodu jestem skrzypaczką — opowiada Paulina, a ja natychmiast słyszę dźwięki akompaniamentu, kiedy śpiewam „Sway”. — Jestem absolwentką studiów muzycznych i od 25 lat gram w zespole Promni — to Ludowy Zespół Artystyczny PROMNI im. Z. Solarzowej, działający przy Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. W czerwcu tego roku będziemy obchodzić 50-lecie działalności.

Mając na uwadze moje domorosłe występy, publikowane następnie na Facebooku — obie szybko dochodzimy do wniosku, że naszym punktem stycznym nr 1 jest na pewno muzyka.

— Ale — co tobie może się wydać równie ciekawe — zawsze chciałam być pielęgniarką i w ogóle mieć styczność ze światem medycyny. Zatem po studiach muzycznych poszłam do studium pielęgniarskiego, które ukończyłam i pracowałam po nim w hospicjum. Mniej więcej w tym czasie umierał mój tata — wszystko o razem było droga, która mnie niezwykle mocno ukształtowała. Uwrażliwiła, jednocześnie wzmacniając. A poza tym pokazała inną stronę życia — tę, której najczęściej nie dotykamy, bo się jej boimy… — przyznaje Paulina. A ja wiem, że ciąg dalszy tego wątku musi zostać między nami…

Punkty styczne — nr 2: pióro wieczne

— Zdecydowanie pióro wieczne to dla mnie nie tylko instrument do pisania, ale też pewien sposób na życie, odpoczynek, relaks — mówi Paulina. — Wiesz, w czasie ostatnich rodzinnych wakacji do Włoch spróbowałam nawet utrwalać nasze wspomnienia elektronicznie. Tym bardziej, że to była wycieczka z takich objazdowych, z noclegiem co noc w innym miejscu… Uznałam, że łatwiej mi będzie z elektroniką, niż co wieczór szukać pióra, zeszytu i miejsca, w którym wygodnie mogłabym ich użyć. Zatem pamiętnik z naszej podróży powstawał tym razem w tablecie — dodatkowym i to sporym ułatwieniem była funkcja dodawania na bieżąco zdjęć. Tych fotek cykaliśmy codziennie mnóstwo i na papierze byłoby to pracochłonne, zwłaszcza na bieżąco… Ale wróciliśmy z wakacji, a ja wróciłam do biurka, pióra i zeszytu. I okazało się, że bardzo mi tego brakowało! Sama przyjemność dotyku pióra o kartkę — nie jestem w stanie wysłowić tego doznania. I dodam tyle, że żaden długopis, żaden ołówek — nigdy tego nie prześcigną. Ja po prostu lubię piórem…!

— Ja generalnie uważam, że zawsze trudno jest wypowiedzieć, dlaczego kogoś lub coś kochamy. Tego się nawet nie powinno wiedzieć. To się powinno czuć.
— Dokładnie tak! — odpowiada Paulina i już wiemy, że pióra łączą nas liną okrętową.

Punkty styczne — nr 3: ukochani dziadkowie

— U mnie te pióra zaczęły się od dziadka — kontynuuje Paulina. — Mój dziadek miał zakład kowalski, którego częścią był taki kantorek. Uwielbiałam to miejsce…! Były tam kalki, liczydło, ale najpiękniejsze ze wszystkiego były te stare, wielkie zeszyty — czyli księgi buchalteryjne… No, i były pióra, takie na pompkę, która po włożeniu do kałamarza zasysała atrament. Jedno takie pióro od dziadka dostałam… Rany boskie…! Upaprana byłam cała! Mama prawie wszystkie włosy sobie z głowy wyrwała na sam mój widok…! Ale dla mnie to był ten moment, w którym postanowiłam sobie — w wieku nie więcej niż lat pięciu — że tylko tym chcę pisać! Możliwe, że z powodu tych licznych kleksów na mnie i na mojej garderobie mama krótko potem kupiła mi pióro na naboje. Dziś mam już ponad 40 lat życia za sobą, ale mogę nie bez dumy powiedzieć, że przez wszystkie swoje lata — w szkole, na studiach, ale i dziś — piszę piórem. Drugi dziadek, po mieczu — był natomiast kompozytorem. Nazywał się Władysław Walentynowicz i też lubił pisać, a kiedy już pisał, to piórem — i pozostawił mi w spadku swoje pamiętniki.

Wypisz-wymaluj jak ja — ze swoim dziadkiem po kądzieli mam zdecydowanie najsilniejszą więź ze wszystkich ludzi na świecie. Pomijam już fakt posiadania dziadka kompozytora — sama jestem przecież daleką potomkinią Michała Kleofasa Ogińskiego.

— Czasem na Facebooku mignie mi twoje zdjęcie przy fortepianie Władysława Szpilmana — przyznaje Paulina. — U mnie te klimaty — Sopot, muzyka, fortepian — też dźwięczą najmocniej. I jak mawia mój mąż — w Sopocie mnie nigdy nawet głowa nie boli…!

A na koniec uznajemy, że przywiązanie do naszych przodków — to kolejny punkt styczny. Kto by pomyślał…?

Przyjemne dreszcze i mrowienia towarzyszyły całej mojej rozmowie z Pauliną — takie same, jakie odczuwam przed każdą podróżą. Gdziekolwiek nas ta podróż z Pauliną zaprowadzi — cieszę się na wszystko! Jestem podekscytowana, pełna nadziei, a jednocześnie ufna, że czekają nas absolutnie wyjątkowe widoki i emocje!
— Rozmowa z Tobą uspokaja — mówi mi Paulina na koniec. — I wyzwala takie dziwne pokłady jestestwa. Że ja w ogóle nie wiedziałam, że coś takiego mam, a ty to natychmiast zauważyłaś i jeszcze mi uświadomiłaś…!

A tak w ogóle nasza rozmowa odbyła się 8 marca. Obie zgodnie uznałyśmy, że to jeden z najpiękniejszych sposobów na świętowanie Dnia Kobiet — Kobiet przez duże K, którymi obie się bezapelacyjnie czujemy!
Magdalena Maria Bukowiecka