O sprawiedliwy pokój dla Ukrainy. "Spodziewałbym się, że Joe Biden w Warszawie temu obszarowi poświęci najwięcej uwagi"

2023-02-15 15:03:23(ost. akt: 2023-02-15 15:07:08)
zdjęcie ilustracyjne

zdjęcie ilustracyjne

Autor zdjęcia: Fratria

W amerykańskich mediach trwa od pewnego czasu ożywiona dyskusja ekspertów na temat perspektyw i warunków zakończenia wojny na Ukrainie. Warto ją śledzić, tym bardziej, że padające argumenty są ważkie i zbliżamy się do czasu kiedy podejmowane będą rozstrzygnięcia polityczne o kształcie których zapewne dowiemy się więcej w czasie zapowiedzianej wizyty Joe Bidena w Warszawie, tym bardziej, że więcej niż prawdopodobnym jest przyjazd do naszej stolicy również Wołodymyra Zełenskiego.
Jon B. Wolfsthal, senior fellow w think tanku Center for a New American Security, zarazem członek kolegium opiniotwórczego periodyku Bulletin of the Atomic Scientists porusza na łamach dziennika The Washington Post problem wpływu wyniku wojny na światową sytuację w zakresie zbrojeń jądrowych. My w Polsce, jeśli zajmujemy się nuklearnym wymiarem wojny na Ukrainie, to raczej głównie przez pryzmat ewentualnej rosyjskiej eskalacji, ale problem jest znacznie bardziej złożony i wart uwagi. Otóż Wolfstahl przypomina, że Ukraina, podobnie jak Białoruś i Kazachstan, po upadku ZSRR zrzekły się prawa do kontroli nad potencjałem nuklearnym który był dyslokowany na ich terytoriach. Innymi słowy rozbroiły się w interesie nie tylko pokoju światowego, ale również tych mocarstw, które wówczas bronią nuklearną dysponowały. Gdyby władze w Kijowie czy Mińsku podjęły po upadku ZSRR inną decyzję, to państwa te stałyby się, przejmując kontrolę nad znajdującym się u nich potencjałem jądrowym, odpowiednio trzecim (Ukraina), czwartym (Kazachstan) i szóstym (Białoruś) pod względem potencjału nuklearnego mocarstwem jądrowym. „Jakikolwiek wynik dzisiejszej wojny, który zasadniczo podważałby suwerenność Ukrainy – argumentuje Wolfstahl - byłby kolejnym argumentem za tym, że Kijów popełnił fatalny błąd, rezygnując z broni jądrowej. Taka lekcja miałaby wpływ na decyzje podejmowane w innych państwach.”

Broń nuklearna

Jeśli Rosja wygra wojnę z Ukrainą powstrzymując przy tym Zachód od głębszego zaangażowania się w konflikt, to udowodni tym samym, że sam fakt posiadania broni nuklearnej i groźba jej użycia, jest użytecznym narzędziem w polityce zagranicznej. Tego rodzaju lekcja stanowić będzie silny impuls dla wszystkich, którzy będą chcieli w przyszłości doprowadzić do rewizji status quo i podobnie silny impuls dla tych państw, które są zainteresowane utrzymaniem istniejącego porządku. Z amerykańskiej perspektywy oznacza to skokowy wzrost presji na proliferację broni jądrowej i spadek znaczenie parasola nuklearnego Stanów Zjednoczonych, który Waszyngton udziela sojusznikom. Jeśli bowiem Rosja będzie w stanie przy użyciu groźby eskalacji nuklearnej wpłynąć na mitygowanie wojskowego zaangażowania Stanów Zjednoczonych a nawet regulować skalę wojskowej pomocy dla państwa sojuszniczego lub nawet tylko bronionego przez Amerykę, to użyteczność polityczna tego narzędzia znacznie spadnie.

Jest to silny pragmatyczny argument przemawiający za wspieraniem Ukrainy, który różni się od oczywistego moralnego argumentu, że po prostu musimy pomóc młodej demokracji w obronie przed sąsiednim państwem-agresorem. Brak obrony kraju, który zdecydował się na rozbrojenie na nasze żądanie, ustanawia wszystkie złe precedensy

– dowodzi Wolfstahl.

Oczywiście nie oznacza to, iż należy w imię realizacji tego imperatywu stracić związek z rzeczywistością i lekceważyć możliwość rosyjskiej eskalacji nuklearnej. To właśnie z tego powodu administracja Bidena rozważa dziś istotną kwestię czy próba odbicia przez stronę ukraińską Krymu nie jest tym posunięciem „o jeden krok za daleko”, działaniem które może nas wepchnąć w III wojnę światową. Amerykański ekspert argumentuje, że „nie ma wolnej od ryzyka perspektywy zakończenia wojny. Dawanie Ukrainie mniej, niż potrzebuje do odparcia rosyjskich najeźdźców i wyzwolenia ich terytorium, ignoruje zarówno własny (amerykański – MB) interes, jak i zobowiązania historyczne. Ale zapewnienie Ukrainie wszystkiego, czego może chcieć, może doprowadzić do katastrofalnej, szerszej wojny, która może przekształcić się w nuklearną. Rozwiązanie pośrednie w postaci długiej wojny, to straszna perspektywa dla narodu ukraińskiego, ale może to być jedyna opcja, która zapewnia wiarygodną drogę do sukcesu: takiego, kiedy Rosja znacząco przegrywa, ale nie eskaluje.” Jeśli Ameryce udałoby się osiągnąć taki wynik wojny, zarazem unikając rosyjskiej eskalacji nuklearnej, to można byłoby mówić, że Stany Zjednoczone zażegnały poważne zagrożenie dla swej hegemonistycznej pozycji, jaką byłoby złamanie konsensusu mocarstw sprzeciwiających się proliferacji broni jądrowej.

Ale to nie jedyny powód dla którego amerykańscy eksperci zastanawiają się na optymalnym kształtem pokoju. Warto zwrócić uwagę na to co pisze Anthony Pfaff, profesor US Army War College, który na łamach The National Interest zastanawia się zastanawia się jakie warunki należy spełnić aby zakończyć wojnę i zbudować trwały pokój, taki, który obsługiwałby interesy Ukrainy. Warto poświęcić nieco uwagi rozważaniom Pfaffa bo jego wystąpienie nie jest zbudowane na naiwnym przekonaniu, iż Rosja może się zmienić a w związku z tym jego wystąpienie nie jest wezwaniem do ustępstw czy manifestacją postawy defetystycznej. Wręcz przeciwnie Pfaff jest przekonany, że Ukraina i Zachód winny wojnę z Rosją wygrać co nie zwalnia nikogo z refleksji co to w praktyce oznacza i jak taki pożądany stan osiągnąć. Stawia on przy tym kilka ważnych tez. Po pierwsze, jak zauważa wchodzimy właśnie w drugi rok wojny, po żadnej ze stron nie widać gotowości do kompromisów, co oznacza, iż konflikt może się przedłużać. Biorąc pod uwagę interesy Zachodu nie jest to korzystna perspektywa, bo czas w realiach przedłużającej się wojny działa na korzyść państwa które dysponuje większym potencjałem, czyli w tym wypadku Rosji. Ukraina w realiach przedłużającej się wojny będzie słabła a to oznacza, że wsparcie Zachodu, aby tego starcia nie przegrać będzie musiało ulegać zwiększeniu. To z kolei może wywołać przeciwdziałanie tych sił wewnętrznych w państwach Zachodu, które są przeciw większemu zaangażowaniu lub prowadzić do podważenia obecnej jedności świata atlantyckiego, ujawnienia się pęknięć, co z oczywistych względów nie jest pożądanym zjawiskiem. A zatem trzeba zacząć myśleć o tym jak wojnę zakończyć, co nie oznacza iż trzeba działać w pospiechu ani tym bardziej ustępować Rosji. Pfaff jest zdania, że warunkiem zakończenia obecnej wojny jest osiągnięcie stanu „sprawiedliwego pokoju”, czyli takiego stanu, który może zostać zaakceptowany zarówno przez ukraińskie elity jak i społeczeństwo bo będzie odpowiadał na żywotne potrzeby kraju. Kwestią zasadniczą jest jednak definicja stanu, który określić możemy tym mianem. Strona ukraińska musi też na własny użytek przeprowadzić rachunek zysków i strat, co można jeszcze osiągnąć kontynuując walkę i jakie będą koszty przedłużającej się wojny w relacji do ewentualnych zdobyczy.

Dwa czynniki

A zatem dwa czynniki mogą przesądzić o końcu wojny – możliwość urzeczywistnienia sprawiedliwego pokoju i koszty związane z kontynuowaniem walki. W opinii Pfaffa sprawiedliwym pokojem jest taki stan, który uniemożliwi w przyszłości kolejną rosyjską agresję przeciw Ukrainie. Oznacza to albo demilitaryzację Rosji, albo skokowe wzmocnienie zdolności obronnych Ukrainy albo wreszcie objęcie jej gwarancjami bezpieczeństwa. We wszystkich tych obszarach Zachód może zrobić wiele budując już teraz wizję sprawiedliwego pokoju w naszym regionie. Dążenie do osiągnięcia sprawiedliwego pokoju nie oznacza też limitowania wojskowej pomocy dla Ukrainy. Jeśli bowiem prawdziwą jest teza, a wiele na to wskazuje, że przedłużająca się wojna działa na korzyść Moskwy, to jej zakończenie, w realistycznym a nie związanym z polityką ustępstw scenariuszu, leży w interesie Zachodu. To właśnie z tego powodu, dowodzi Pfaff, należy rozważyć zwiększenie pomocy wojskowej dla Ukrainy, ale również dopuścić inne narzędzia nacisku na Moskwę po to aby zmusić rosyjskie elity do negocjacji pokojowych. Amerykański profesor zastanawia się czy nie sformułować czegoś w rodzaju ultimatum – NATO może rozważyć decyzję o nie rozszerzaniu na Wschód (przyjęcie Ukrainy) jeśli Rosja zakończy wojnę siadając już teraz do stołu rokowań. Członkostwo Finlandii i Szwecji w Pakcie Północnoatlantyckim nie powinno być przedmiotem dyskusji, należy ich wejście do Sojuszu traktować w kategoriach kary jaką Rosja musi zapłacić za agresję. Pozostawanie Ukrainy poza Paktem Północnoatlantyckim nie oznacza braku gwarancji dla Kijowa. Wręcz przeciwnie, Zachód musi uzbroić Ukrainę, tak aby jej zdolności wojskowe skokowo wzrosły i zapowiedzieć, że zaangażuje się w wojnę jeśli Rosja zdecydowałaby się w przyszłości wznowić działania. Jedynie z formalnoprawnego punktu widzenia Ukraina będąc częścią Zachodu pozostawałaby, w świetle tej propozycji, poza blokiem NATO. „Rozważając, co należy zrobić – argumentuje Pfaff - trzeba najpierw ustalić, co się stanie, jeśli nic się nie zrobi. Przy obecnym poziomie pomocy wojskowej i zdolnościach militarnych Ukrainy konflikt prawdopodobnie zostanie zamrożony. Takie zamrożenie sprzyja Rosjanom, którzy nadal będą grozić Ukrainie i konsolidować swoje zdobycze na wschodzie, czyniąc ich aneksję faktem dokonanym. Z drugiej strony danie Rosji wyjścia niekoniecznie oznacza rezygnację z dochodzenia praw Ukrainy czy dążenia do osiągnięcia stanu lepszego pokoju.” Amerykański ekspert w związku z taką oceną sytuacji proponuje sekwencję działań politycznych i wojskowych Zachodu, które mogłyby jego zdaniem doprowadzić do stanu akceptowalnego, sprawiedliwego i osiągalnego pokoju. Po pierwsze Ukraina winna kontynuować walkę, a Stany Zjednoczone politykę uzbrajania Kijowa tak długo jak długo osiągnięcie celów wojennych jest „rozsądne” czyli koszty nie przewyższają zysków. Po drugie, tak długo jak Rosjanie nie oddają okupowanych terytoriów Ukrainy, polityka sankcji ekonomicznych winna być kontynuowana, niezależnie od tego czy będziemy mieli do czynienia z gorącym konfliktem kinetycznym. Po trzecie, właśnie po to aby Rosja nie była w stanie wykorzystać zakończenia działań na froncie w charakterze pauzy strategicznej, czasu kiedy będzie mogła się przegrupować i wzmocnić aby ponownie uderzyć, trzeba kontynuować obecną politykę wojskowego wzmacniania Ukrainy. „Stany Zjednoczone i NATO powinny również rozważyć – proponuje - zaoferowanie Zełenskiemu gwarancji bezpieczeństwa, o które prosił, aby jeszcze bardziej odstraszyć przyszłą rosyjską agresję.” Po czwarte, Stany Zjednoczone winny „odpowiedzieć na podnoszone przez Rosję kwestie bezpieczeństwa” co nie może oznaczać zgody na jej aneksje terytorialne. W tym przypadku, jak można przypuszczać, w zawoalowany sposób Pfaff podnosi kwestię NATO-wskich perspektyw Ukrainy. Po piąte sankcje należy utrzymać tak długo jak Rosja nie wypłaci Ukrainie reparacji, można ewentualnie prowadzić rokowania dotyczące tego przed jakimi sądami staną winni zbrodni na Ukrainie. Po szóste, jak pisze, „jeśli zmienią się warunki wewnętrzne w Rosji”, co oznacza rozpoczęcie zmian politycznych i zapewne kryzys reżimu Putina, i jeśli tamtejsze elity będą zainteresowane sprawiedliwym pokojem, to wówczas Stany Zjednoczone powinny, zacząć realizować aktywną politykę odtwarzania relacji Rosji z Zachodem. W tym ostatnim przypadku mamy do czynienia z czymś na kształt marchewki, zapewnieniem, że Moskwa nie toczy wojny o charakterze egzystencjalnym a Ameryka nie chce zniszczenia Rosji.

Anthony Pfaff jest realistą i nie wierzy w to, aby Putin, tak długo jak będzie miał wpływ na rosyjską politykę zdecydował się usiąść do stołu rokowań na takich warunkach. Nie zmienia to jednak faktu, że tego rodzaju propozycje, jego zdaniem należy już dziś formułować i forsować, bo „powinny one zapewnić Ukrainie większe bezpieczeństwo, jednocześnie dając Stanom Zjednoczonym i NATO lepszą pozycję do reagowania w razie upadku Rosji lub kontynuowania przez nią polityki ciągłych prowokacji i agresji.”

W tej konkluzji zawarta jest istota propozycji Pfaffa, która czyni ją nie tylko interesującą, ale również ważną. Otóż sprowadza się ona do wezwania o rozpoczęcie polityki budowania spójnego systemu bezpieczeństwa w regionie szeroko pojętej Europy Środkowej i Północnej. Zaangażowaniu wojskowemu, szkoleniowemu, ekonomicznemu winny towarzyszyć gwarancje obrony, nawet jeśli perspektywa członkostwa Ukrainy w NATO uległaby oddaleniu. Ale tak by się miało stać tylko w jednym przypadku – jeśliby Rosja w dającej się przewidzieć, nieodległej perspektywie, zdecyduje się usiąść do stołu rokowań. W takim wariancie zapewne mogłaby utrzymać część zdobyczy terytorialnych, choć na formalną ich akceptację nie ma co liczyć. Jeśli jednak Rosja nie będzie chciała negocjować, to musi się liczyć zarówno z tym, że Ukraina znajdzie się w NATO, jak i z dążeniem Zachodu do wywołania wewnętrznego przewrotu. Mamy zatem do czynienia z propozycją polityki na rzecz pokoju na Ukrainie, ale z pozycji siły a nie ustępstw.

To, co jest wspólne w obydwu wystąpieniach i co warto w związku z tym podkreślić, to silnie akcentowane przekonanie, że przedłużająca się wojna na Ukrainie nie leży w interesie Stanów Zjednoczonych, tym bardziej nie jest nim polityczne zwycięstwo Rosji. To zaś skłania do zwiększenia zaangażowania i szukania rozwiązań politycznych, które mogłyby wpłynąć na rachunek strategiczny obydwu walczących stron. Wizja przyszłego regionalnego porządku bezpieczeństwa gwarantowanego zaangażowaniem Stanów Zjednoczonych jest tym, co te kalkulacje może zmienić. Spodziewałbym się, że Joe Biden w Warszawie temu obszarowi poświęci najwięcej uwagi.

Źródło: wPolityce.pl