Tolerancja i pluralizm

2023-02-04 14:11:17(ost. akt: 2023-02-04 14:15:34)

Autor zdjęcia: Pixabay

Jak zwykle pod koniec stycznia w związku ze zbiórką funduszy przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy w mediach przetoczyła się ta sama od lat dyskusja, która w istocie dotyczyła tolerancji i pluralizmu poglądów na temat istnienia i działania WOŚP. Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy WOŚP i Jerzego Owsiaka powołują się dokładnie na te postawy. Dyskusja ta stała się przyczynkiem do podjęcia tematu tolerancji i pluralizmu, o których słów parę.
Tolerować nie znaczy akceptować

Czym jest tolerancja? Jest ona wartością, która ma stosunkowo krótką tradycję, warto to podkreślić zwłaszcza na gruncie bliskiej mi katolickiej nauki społecznej. Być może jest tak dlatego, że to pojęcie ani razu nie pojawia się na kartach Biblii. Niemniej jednak ks. Luigi Sturzo, włoski działacz społeczno-polityczny, którego myśl propaguję w Polsce, już w pierwszej połowie XX wieku uważał, że kultura chrześcijańska w wymiarze społecznym powinna odwoływać się do tolerancji pojętej jednak we właściwy sposób, bez absolutyzowania tego terminu, zgodnie jednak z jego etymologicznym znaczeniem. Słowo „tolerancja” pochodzi zatem od łacińskiego „tolerare”, co oznacza: znosić coś cierpliwie, cierpieć, wstrzymywać się od negatywnych reakcji, być wyrozumiałym, czy wreszcie godzić się na wyznawanie i głoszenie przez innych ludzi poglądów, z którymi nie musimy się zgadzać. Historycznie tolerancja najpierw odnosiła się do innowierczych wierzeń i praktyk religijnych i stopniowo rozszerzała się na inne obszary życia, np. sferę obyczajów. Jako praktyka życia społecznego w nowożytnej Europie tolerancja powoli torowała sobie drogę przez etap prześladowań i wojen religijnych, będących następstwem podziału Kościoła zachodniego po wystąpieniu Lutra i innych reformatorów, stając się w kolejnych wiekach zasadą postępowania zarówno w praktyce codziennego, jak i politycznego życia.
W różnych okresach tolerancja była też przekreślana, jak choćby w okresie funkcjonowania dwóch dwudziestowiecznych totalitaryzmów. Jednak obecnie widzimy jej renesans, choć niejednokrotnie tolerancja jest mylnie pojmowana jako konieczność aprobaty każdej postawy, poglądu czy zachowania, a nawet akceptacji zła, co wiąże ją z relatywizmem i subiektywizmem moralnym. Dlaczego tak się dzieje? Otóż dlatego, że we współczesnej kulturze powszechnie odrzuca się istnienie obiektywnej prawdy. W punkcie wyjścia mamy zatem do czynienia z relatywizmem, według którego przyjmuje się jako swego rodzaju „dogmat”, iż każdy człowiek ma swoją prawdę, a przynajmniej prawo do własnej prawdy. Tak widziana tolerancja, wiążąca się z brakiem odniesienia do obiektywnie istniejącej prawdy, prowadzi do postawy, w której trudno o autentyczny szacunek dla drugiego człowieka. W tej tolerancji tak naprawdę chodzi przecież jedynie o to, żeby nikt nie wtrącał się do mojego życia i vice versa. W konsekwencji ważne jest, żebyśmy żyli w układzie takich Leibnizowych zamkniętych monad, gdzie każda monada sama tworzy swój świat wartości, koncentruje się na sobie i jest zatroskana o to, by jej nikt nie przeszkadzał w tym, co pragnie aktualnie zrobić. W takim nastawieniu kryją się w istocie daleko idące obojętność i egoizm. Naturalnie nie o takiej tolerancji myślę. Raczej o takiej, która powinna być odczytywana w kontekście godności każdego człowieka i wynikającej z niej potrzeby szacunku dla odmiennych poglądów, jeśli oczywiście sformułowane są one zgodnie z nakazami prawego, a więc dobrze uformowanego sumienia.

Tolerować to znosić się w miłości

W kontaktach z innymi tolerancja jest niezwykle istotna, gdyż hamuje wybuchy emocji, stabilizuje je, jak również łagodzi krytyczny osąd, który prowadzi zwykle do interpersonalnego oddalenia, odsunięcia się, zagubienia szansy na współdziałanie, a także pozwala, zgodnie z jej etymologicznym znaczeniem, „znieść” drugiego w jego odrębności, indywidualności i różnorodności. Jednak, aby umieć znosić się, trzeba też kochać wedle słów św. Pawła, który pisał o „znoszeniu siebie nawzajem w miłości” (Ef 4,2). Ta myśl znalazła swoje uzupełnienie w głębokiej wypowiedzi św. Jana Pawła II, który zauważył: „Znosić się (…) w miłości znaczy więcej niż tolerować. Znosić się w miłości to także usiłować zrozumieć; zrozumieć, by wybaczyć; znosić się w miłości to również akceptować, czuć się wewnętrznie bliskim, chcieć przebywać we wspólnocie, poczuwać się do wspólnoty, to spieszyć się, by wspierać, to chcieć współpracować i współtworzyć”. Tylko taka tolerancja, która jest w gruncie rzeczy pewnym minimum, jakie trzeba okazać innym, może być rzeczywistą podstawą w budowaniu wspólnoty ludzkiej.

Pluralizm

Konsekwencją tolerancji w życiu publicznym jest na pewno pozostawienie miejsca dla pluralizmu działań indywidualnych, politycznych, społecznych. W tym miejscu jednak chcę wyraźnie podkreślić, o jaki rodzaj pluralizmu mi chodzi. Jest to pluralizm umożliwiający wielość i różnorodność form życia i poglądów. Nie oznacza on jednak podziału społeczeństwa na zamknięte, odizolowane od siebie i obojętne na siebie (a czasami wrogo do siebie nastawione) kasty, ośrodki, grupy, owe monady, które mogą w konsekwencji doprowadzić do antyspołecznego indywidualizmu, który z kolei może stać się realną przeszkodą w stworzeniu społeczeństwa zintegrowanego lub jakiejkolwiek formy wspólnoty. Taki pluralizm słusznie i zdecydowanie odrzuca choćby Kościół, podkreślając, że absolutne równouprawnienie poszczególnych inności w konsekwencji mogłyby doprowadzić do relatywizmu czy nawet permisywizmu, do załamania się tych norm, zasad i wzorów zachowań, które nadają kształt życiu społecznemu, które wyznaczają granice między zachowaniami akceptowalnymi i pożądanymi a niewłaściwymi czy destrukcyjnymi. Pluralizm powinien być zatem przede wszystkim akceptacją wielości elementów i podmiotów społecznych, które mają swoje cząstkowe interesy, prawa, dobra i wartości. Dlatego różnorakie instytucje i poszczególni ludzie mają prawo działać „po swojemu”, szukając jak najlepszych dla siebie dróg do osiągnięcia założonych celów, które jednak nie mogą godzić w ład społeczny i moralny. Sam Kościół, jako instytucja pluralna z natury, jest dobrym przykładem, że pluralizm paradoksalnie ma prowadzić do jedności, a nie koniecznościowo do zatomizowania społeczeństwa.
Trzeba więc pamiętać, że pluralizm oznaczający szansę kreowania społeczności różnych szczebli powinien mieścić się w granicach dobra wspólnego społeczności wyższych, to znaczy nie utrudniać realizacji tego dobra. Współczesny projekt zwany „kulturą multi-kulti” poniósł klęskę właśnie z tego powodu, że mniejszości różnej proweniencji godziły w dobro wspólne społeczności najwyższej, jakim jest całe społeczeństwo.
Należy też zwrócić uwagę na jeszcze jedno niebezpieczeństwo związane z pluralizmem, mianowicie na relatywizm kulturowy, będący niejednokrotnie pożywką dla pluralizmu etycznego, który sankcjonuje dekadencję rozumu oraz rozkład zasad naturalnego prawa moralnego. Odrzucam zdecydowanie ten rodzaj pluralizmu opartego na tezie, że wszystkie opinie mają równą wartość. Nie mają. A jednak niestety jest to jeden z najbardziej rozpowszechnionych przejawów braku wiary w istnienie prawdy, obserwowany we współczesnym świecie.
Podsumowując, warto podkreślić, że autentyczny, poprawnie rozumiany pluralizm i właściwie rozumiana tolerancja zawsze zabezpieczają człowieka i jego prawa jako osoby ludzkiej w każdym aspekcie jej życia i nigdy nie niszczą drugiego człowieka, ale go chronią, pozostawiając przestrzeń dla realizacji prawdziwej wolności każdego z nas. Zwolenników i przeciwników nie tylko WOŚP.

Zdzisława Kobylińska

Źródło: Gazeta Olsztyńska