Apologia samotności

2023-01-13 12:07:15(ost. akt: 2023-01-13 12:12:39)
Samotność pozwala zbudować wewnętrzny i zewnętrzny świat, moją własną rzeczywistość uplecioną z własnych najważniejszych elementów – myśli, pragnień, zdolności, talentów, pracy, wrażliwości, wartości i priorytetów.

Samotność pozwala zbudować wewnętrzny i zewnętrzny świat, moją własną rzeczywistość uplecioną z własnych najważniejszych elementów – myśli, pragnień, zdolności, talentów, pracy, wrażliwości, wartości i priorytetów.

Autor zdjęcia: żródło: Pixabay

Samotność wydaje się tematem banalnym, ale nim nie jest. Okres świąt, spotkań rodzinnych, przebywania razem, niestety potrafi osoby samotne wprowadzić w przygnębienie, smutek, a nawet doprowadzić do depresji. Widać to w internecie, gdzie ludzie piszą, że z ulgą pożegnali czas świąteczny, gdyż wielu z nich czuło się jeszcze bardziej samotnymi.
W zrozumieniu samotności nie pomagają psychologowie, którzy zwykle definiują ją jako subiektywne odczucie wynikające z braku satysfakcjonujących relacji z innymi ludźmi i widzą w niej przyczynę licznych zagrożeń dla człowieka. No i niestety mylą ją często z osamotnieniem, które jest jednak jeszcze innym zjawiskiem.
Jedna z koleżanek przed Bożym Narodzeniem zadzwoniła, że nie ma z kim spędzić Wigilii, ale ponieważ mieszka za granicą, nie mogła przyjechać. Była jednak wyraźnie przybita i gdy to mówiła, czuło się, że zbiera się jej na płacz. Swą samotność wyraźnie traktuje jako dopust Boży, nie akceptuje jej, nie chce jej. Podobnie czuje wiele osób, choć prawdopodobnie myślą, że tylko one są tak pokrzywdzone, stratne, poszkodowane, opuszczone.
Tymczasem chciałoby się powiedzieć za autorem, którego nazwiska nie pamiętam – „samotność – jakaś ty przeludniona”… Bo czyż w gruncie rzeczy samotność nie dotyka prawie każdego z nas z racji swej uniwersalności? Myślę tu o samotności, którą nazywam egzystencjalną, a więc tą, którą każdy z nas zna, mimo życia w wielkim mieście wśród wielu ludzi, posiadania rodziny czy grona znajomych, lecz nie każdy umie i chce zobaczyć jej dobrodziejstwa.

Samotność w sieci

Znajoma na Facebooku. Starsza pani. Kilka lat temu zmarł jej syn. Córka mieszka daleko, mąż choruje na demencję. Na Facebooku „przesiaduje” godzinami. Wrzuca różne ciekawostki, pisze posty, czasami skarży, że czuje się opuszczona i samotna. I rzeczywiście, z tej jej wirtualnej obecności na FB przebija poczucie osamotnienia, ogrom smutku, mimo że w sieci ma wielu znajomych, że dość sprawnie (jak na swoje lata) porusza się w niej, że ma liczne tak zwane polubienia. Mam przekonanie, że osoba ta czuje się osamotniona i jest to stan, który bardzo ją doświadcza, boli, a może nawet rani. Czy ją jedną? Wątpię! Wiele jest osób osamotnionych, których dodatkowo samotność źle przeżywana i rozumiana potrafi wręcz dobić.
Samotność czasami określana jest jako przekleństwo człowieka, nazywana bywa też karą, dopustem Bożym, źródłem cierpienia i osobistego nieszczęścia. Zdarza się, że jest traktowana jak kłopotliwa przypadłość, do której wstyd wprost się przyznać. Niektórzy też uważają osoby samotne za w pewnym sensie ułomne, mniej wartościowe, pogubione, pozbawione sukcesu i radości życia. W wielu tekstach podejmujących ten temat odnajdujemy recepty (mniejszej lub większej wartości), jak przeciwdziałać samotności, jak wyrwać się z niej, jak zniwelować jej skutki. Psychologowie prześcigają się w poradach, jak uciec od niej.
Owszem, prawdą jest, że człowiek nie został stworzony do całkowitej samotności. Już Arystoteles zauważył, że człowiek to „istota społeczna”, że do życia potrzebujemy innych, ponieważ bez nich nie byłby możliwy nasz ludzki rozwój. Zawsze odnajdujemy się bowiem (nolens volens) w twarzy Drugiego. Nawet w niektórych zakonach o ścisłej regule, gdzie praktykuje się pustelniczy tryb życia, eremici raz na jakiś czas muszą kontaktować się z innymi, choćby w czasie niektórych wspólnotowych modlitw czy rekreacji. Koncepcja zatem człowieka, który potrzebuje do życia innych, jest bez wątpienia słuszna.

Dopiero w samotności będziesz w towarzystwie?

Czy człowiek jednak, będąc bytem społecznym, nie jest też zarazem istotą, która dlatego właśnie potrzebuje samotności i która winna tę samotność bardziej doceniać niż przeklinać? Samotność bowiem, gdy się jej bliżej przyjrzeć, ma wiele aspektów, które są wręcz niezbędne, konieczne do życia, gdy żyje się wśród ludzi. Samotność więc nie powinna być wpisana do katalogu „najgorszych rzeczy, które przytrafiają się człowiekowi”.
Pierwszy aspekt, który narzuca mi się, gdy myślę o samotności, to ten, że samotność po prostu wynika z naszego istnienia. Istnieje jako konkretny, specyficzny, niezwykły byt od poczęcia do śmierci i tej wyjątkowości nie mogę z nikim wymienić, nie mogę jej oddać, tak jak inne rzeczy, które posiadam. W swym istnieniu pozostaję tak naprawdę zawsze osobny, odosobniony, samotny. Bo „człowiek rodzi się samotny i umiera samotny”. Tkwi to w naturze rzeczy i jest prawem przyrody. Mogę do swojego istnienia dorzucić to czy tamto, jednakże istotą mojego istnienia jest zawsze osobność, a więc coś, co pozostaje poza możliwością dzielenia się. Zawsze będę inny od wszystkich pozostałych, gdyż, jak mawiał Leibniz, nawet dwóch liści nie ma takich samych. Każdy w swym istnieniu, a więc na gruncie ontologicznego istnienia pozostaje samotny mimo otaczających nas rzesz ludzi. Pomyślmy choćby o śmierci właśnie. Z tego świata zawsze odchodzimy samotnie, choćby obok nas ginęli inni ludzie.
Samotność, gdy potraktuje się ją jako dziewiczą ciszę, sekretne miejsce, pozwala na odkrycie świadomości siebie samego, na poznanie swojego wnętrza. Bo tylko w samotności można czekać na siebie, na spotkanie ze sobą, na ujawnienie swej prawdziwej twarzy. Francuski filozof Jean Nabert ten stan nazywa „afirmacją pierwotną”, czyli odsłonięciem autentycznego bytu, odkryciem własnego Ja, zrozumieniem znaczenia swojej egzystencji. Afirmacja pierwotna, której doświadczenie możliwe jest tylko w stanie skupienia, jaką może dać nam samotność, to początek regeneracji człowieka, uwolnienia od ciążącej bolesnej przeszłości, akceptacja swojego istnienia, które pozostaje wartościowe mimo straty. „Afirmacja odrywa mnie od siebie, a zarazem przywraca sobie, napawa ufnością i obdarza uwagą wobec konkretnego czasu” – pisał Jean Nabert, a Michel de Montaigne w dziełku „O samotności” wręcz zachęcał, aby „zachować jakiś zakamarek, wyłącznie nasz, zupełnie wolny, w którym byśmy pomieścili zupełną swobodę i uczynili zeń najmilszą naszą samotnię i ustroń. Tam trzeba się chronić na rozmowy z sobą samym, częste i stałe, i tak poufne, aby żadne zbliżenia ani wpływy nie miały do nich przystępu”. To szukanie ustronnego miejsca w sobie i wokół siebie jest człowiekowi (prawdopodobnie mężczyznom bardziej niż kobietom) niezbędne do tego, aby móc odnaleźć swoje częstokroć gubione Ja. A zatem Montaigne być może miał rację, gdy pisał: „in solis sis tibi turba locis” – dopiero w samotności będziesz w towarzystwie.

Samotność to coraz bardziej rarytas

Samotność pozwala zbudować wewnętrzny i zewnętrzny świat, moją własną rzeczywistość uplecioną z własnych najważniejszych elementów – myśli, pragnień, zdolności, talentów, pracy, wrażliwości, wartości i priorytetów. Samotność umożliwia przeżywanie własnej egzystencji na najgłębszym poziomie poznania i zrozumienia życia duchowego. Samotność tka człowieka niczym cenny arras z wielu nici, ale nie przypadkowych, lecz tylko takich, które pasują do twojego obrazu, konkretnego wizerunku siebie, jakim w najbardziej intymnej, wewnętrznej relacji z sobą i Bogiem człowiek jest w stanie odczytać samego siebie, odkryć siebie, sobie zaufać. Samotność, która odkrywa człowieka, jest błogosławieństwem, gdy człowiek zagubiony w natłoku wrażeń i bodźców najczęściej nie potrafi ani poznać siebie, ani odkryć, a przecież, jak pisze Thomas Merton: „rzeczą, która naprawdę się liczy, jest usilne staranie się o wprowadzenie właściwych poprawek do mego życia”.
Samotność pomaga dotrzeć do samej istoty siebie samego, co jest niezbędnym warunkiem życia w prawdzie o sobie, z innymi i dla innych. Daje ona komfort bycia ze sobą, nauczenia się siebie, wejścia w najbardziej zakryte zakamarki „ja”, w najmniej spenetrowane przestrzenie siebie. Pozwala też zobaczyć w pełnym blasku innych, tych, z którymi chce się w pewnym stopniu dzielić życie. Bo samotność może otwierać na innych, nie zamykać. Samotność zatem to przestrzeń do odnalezienia siebie i Boga. A paradoksalnie także bliźniego.
Niestety, samotność to coraz bardziej rarytas. Współczesny styl życia bardzo intensywnie zagarnia człowieka, nawet tego żyjącego solo, powoli anektując kolejne przestrzenie jego bytu. Wiele osób to na szczęście czuje i dostrzega, zwłaszcza gdy zostają przytłoczeni nadmiarem bodźców, obowiązków, gdy są przestymulowani. Wówczas szukają miejsc osobnych, ciszy, oderwania się od ludzi, milczenia. Stąd w ostatnich czasach taka popularność choćby pustelni, gdzie z dużym wyprzedzeniem trzeba rezerwować sobie miejsce.
Nie mam żadnych wątpliwości ani wahań, że samotności nie należy się bać, jeśli tylko przyjmuje się ją z całkowitą wolnością. Zwłaszcza że od samotności nie uciekniemy. Ona i tak dopadnie każdego z nas, co dowcipnie puentuje ks. Jan Twardowski:
„Znowu przyszła do mnie samotność
choć myślałem że przycichła w niebie
Mówię do niej:
– Co chcesz jeszcze, idiotko?
A ona:
– Kocham ciebie”.

Zdzisława Kobylińska

Źródło: Gazeta Olsztyńska