Internet padł!

2023-01-03 12:38:16(ost. akt: 2023-01-11 08:59:58)
Polski Fiat 125p stylizowany na taksówkę z serialu "Zmiennicy" na Motor Show Poznań 2016

Polski Fiat 125p stylizowany na taksówkę z serialu "Zmiennicy" na Motor Show Poznań 2016

Autor zdjęcia: Wikipedia

A razem z Internetem na ludzkość padł blady strach: co teraz?! Jak i czym wypełnić nagle powstałą pustkę? Co począć ze sobą, zwłaszcza z niespokojnymi rękoma? Co zrobić z głową, którą nagle przestało bombardować milion informacji na minutę…?

Jak nic — wypadki chodzą po ludziach…!

I taki wypadek mnie samą spotkał w pierwszych dniach, zgoła godzinach nowego roku. Chwila nieuwagi, jakieś zbyt ostre cążki w nieostrożnych lub nieprofesjonalnych rękach — i światłowód zaczął stanowić dwa osobne kawałki, a za to przestał przesyłać życiodajny sygnał internetowy…! Jakby komuś tego było jeszcze mało — razem z Internetem padła też cała telewizja, a nawet nagrane wcześniej programy…

I pustka wielka zapanowała w moim domu i w sercu. I była chwila zwątpienia i chwila zadumy nad losem własnym, a konkretnie nad tym, co z nim teraz począć. I do tego stopnia moimi emocjami targało, że w największej słabości może nawet zaczęłabym pisać poezję. Ale, najwyraźniej w obliczu takiego bezmiaru tragedii niebiosa zlitowały się nade mną i choć na chwilę zesłały objawienie, przebłysk geniuszu, a może zwyczajną przytomność umysłu: przecież odtwarzacz DVD nie wymaga Internetu! Przecież odtwarzacz DVD, ta niewinna czarna skrzyneczka rozmiarów większego piórnika — przecież on wymaga wyłącznie prądu. No, i odbiornika telewizyjnego, ale w domu, w którym jest odtwarzacz DVD, odbiornik telewizyjny też najczęściej na stanie widnieje. Tak czy siak — poczułam się podwójnie uratowana: bo i głowa zyskała zajęcie, i od tej poezji skutecznie mnie oderwało.

Oko moje padło na półkę z płytami i już wiedziałam, z kim dokładnie spędzę ten wieczór bez Internetu…!

Zmiennicy na życie

Serial „Zmiennicy” Stanisława Barei pierwszy raz obejrzałam wieku lat około 7. Zachwyciła mnie taksówka i kobieta z przyklejonymi wąsami. Ilekroć wznawiali go potem na różnych kanałach — zawsze twardo oglądałam każdy odcinek po kolei. Następnie weszłam w erę wideo i gdy tylko znów serial puszczono — nagrałam całość. Zajęła mi z 5 kaset, ale i przepełniła dreszczem szczęścia, że wreszcie, po tylu latach, kochanych „Zmienników” mam na wyciągnięcie ręki i magnetowidu…! Potem cała kolekcja komedii jedynego w swoim rodzaju, niepowtarzalnego i niezastąpionego Stanisława Barei — którego jego aktorzy twardo i bez względu na wiek, płeć i poglądy pieszczotliwie tytułują „Staszkiem” — ukazała się na oryginalnych, nieco podrasowanych cyfrowo płytach DVD. Ręce mi same oczywiście poleciały i nabyłam drogą kupna, a byłam gotowa oddać za nią ostatnie pieniądze!

Z czasem, rozumiejąc coraz więcej z życia i świata, doceniłam nie tylko dowcip i kunszt aktorski, ale też skrzętnie skonstruowaną fabułę serialu, z misternie wplecionymi wszystkimi wątkami, które gdzieś tam zawsze łączą się ze sobą, wynikają z siebie i dla siebie, stanowią przyczynę i skutek jednocześnie. W międzyczasie padło kilka murów, ludzie głośno powiedzieli, co myślą i system komunistyczny poszedł do lamusa. Co jednak z tego? Niby szumnie doszliśmy do TEJ Europy, niby z hukiem wdarliśmy się na salony — a chwilami twarda proza życia z PRL-u, tak pięknie obnażona, prześmiana i wyszydzona u Barei, zdaje się wciąż obowiązywać, i to w nazbyt wielu dziedzinach naszego życia…!

Dziś Ewa Błaszczyk z jednej strony bardzo mocno kojarzy się z Kasią Piórecką, której mało kobiet tamtych czasów było w stanie dorównać siłą chęci zerwania z szowinistycznymi więzami męskiego świata, w zajadłej i — co ważne — skutecznej walce z przeciwnościami stawianymi przez facetów, w pokonywaniu barier męskich, ale i swoich własnych. Ale dziś Ewa Błaszczyk to symbol matczynego poświęcenia, walki i przecierania medycznych szlaków dla zdrowia własnego dziecka, ale i dla całych rzeszy dzieci i dorosłych, którzy w wielu przypadkach tylko dzięki niej zyskali szansę na wybudzenie i na życie od nowa.

Także Mieczysław Hryniewicz w roli Jacka Żytkiewicza do dziś zachwyca mnie wieloma zaletami osobowości, przymiotami ducha, niepokalaną chwilami naiwnością życia, a już zwłaszcza fryzurą. I głos ma z pewnością niepowtarzalny!

Cezary Harasimowicz — jakby żywcem wyjęty ze
Fot. Cezary Harasimowicz — archiwum prywatne
Cezary Harasimowicz — jakby żywcem wyjęty ze "Zmienników". Do dziś wzdycham rozdzierająco...!

Ale, nie oszukujmy się — najmocniej serce moje do dziś bije w tych chwilach, gdy na ekran wchodzi niejaki i bardzo niepozorny pan Wojtek, kierowca Antoniego Kłuska, prezesa klubu sportowego „Ogniwo”…! Do dziś, nie bacząc na własną astmę, wstrzymuję oddech i z rozrzewnieniem wspominam czas, gdy pełnym uwielbienia wzrokiem patrzyłam na pewnego chłopa — on myślał, że to sam z siebie na ten wielbiący wzrok zasłużył, a tymczasem miał w fizjonomii coś takiego, co do pana Wojtka było podobne, co bardzo mi pana Wojtka przypominało, a może to tylko moja wybujała wyobraźnia uczynnie te skojarzenia podsuwała. Grunt, że chłop stał jakiś czas przy moim boku i nawet nie znał powodu takiego stanu rzeczy. Tak… Do dziś Cezary Harasimowicz, który właśnie twarzy i postury panu Wojtkowi w „Zmiennikach” użyczał — wywołuje uśmiech na mojej twarzy i ciepło w sercu. A ponieważ jakiś czas temu dostąpiłam prawdziwego zaszczytu i nawiązałam z panem Cezarym kontakt osobisty — „Zmiennicy” nabrali jak dla mnie jeszcze bardziej wyrazistego smaku, któremu coraz bliżej do małmazji…!

I dlatego z największą radością, w oderwaniu od telewizyjnych szponów znów weszłam, może nawet wjechałam znajomym żółtym fiatem 125p w świat połowy lat 80-tych ubiegłego wieku, w perypetie Kasi i Jacka, problemy Zdzisia Mroczkowskiego i nieokiełznany umysł Mariana Koniuszko. No, i znów spotkałam pana Wojtka…

Pomijam już fakt, że w odcinku zatytułowanym „Typowa logika damsko-męska” (4) pada prawdziwa mądrość życiowa, którą za darmo właśnie ze „Zmienników” nabyłam już w zaraniu żywota, a która sprawdza się zawsze i w każdej sytuacji.

Odszkodowanie za M.A.S.H.

Niestety, nie udało się uniknąć sytuacji przykrych.

W czasie tej niespodziewanej i obfitującej w nieprzyjemne skutki katastrofy mnie osobiście najbardziej dotknął fakt przegapienia dwóch kolejnych odcinków cudownego serialu „M.A.S.H”, który szczęśliwie jedna ze stacji postanowiła przypomnieć. No, ale niestety. Dwa odcinki uciekły bezpowrotnie, a to oznacza tylko jedno. To mianowicie oznacza, że ów nieostrożny człowiek z cążkami, który kilka dni temu doprowadził do bezpowrotnego przerwania kabla i wyłączył olsztynianom cały Internet — musi nastawić się na liczne nieprzyjemności, długi proces oraz drakońskie kary, bo co jak co, ale mnie wyłączyć „M.A.S.H”, niechby nawet dwa odcinki z jedenastu serii — jest to zbrodnia niesłychana i cud boski, że jeszcze nikt nie zginął!

I radość z powodu „Zmienników” w tej akurat sytuacji — nomen omen — niczego nie zmienia…!
Magdalena Maria Bukowiecka

Artykuł dedykuję Cezaremu Harasimowiczowi — bo mogę i chcę!