Daria Geleta wspiera ukraińskich żołnierzy. W Gietrzwałdzie pod Olsztynem ta pomoc ma wyjątkowe znaczenie

2023-01-06 12:00:00(ost. akt: 2023-01-05 14:40:47)
Daria Geleta: pomoc jest bardzo ważna, bo bez niej jak ukraińscy żołnierze by funkcjonowali?

Daria Geleta: pomoc jest bardzo ważna, bo bez niej jak ukraińscy żołnierze by funkcjonowali?

Autor zdjęcia: arch. prywatne

— Pomoc jest bardzo ważna, bo bez niej jak żołnierze by funkcjonowali? — mówi Daria Geleta, która zainicjowała akcję robienia świec okopowych w Gietrzwałdzie. To Ukrainka mieszkająca przez kilka lat w Olsztynie. Dziś uczy się w gdyńskim liceum.
— W Gietrzwałdzie robią okopowe świece, które trafiają na front. To twój pomysł…
— Gdy wybuchła wojna, nie mogłam siedzieć i nic nie robić. Robię zbiórki w szkole i pomagam tacie, który jeździ z pomocą do Ukrainy. Ale wiadomo, że zbiórek nie można organizować bez końca, zwłaszcza w szkole. Gdy przyszły mrozy, było zimno, nie mogłam przestać myśleć o żołnierzach, którzy walczą w takich warunkach. Śledzę cały czas wiadomości z frontu i wiem, że w okopach potrzeba czegoś, co może ogrzać im chociażby ręce. Tam jest śnieg, mróz, warunki są koszmarne. I właśnie wtedy pomyślałam, że można robić świece.

— Zmarzłaś po prostu?
— Wtedy łatwiej sobie wyobrazić, jak może być na wojnie, w okopach. I chciałam ogrzać żołnierzy. A do tego mój tata jeździ do Ukrainy raz w tygodniu z konwojem humanitarnym, więc za każdym razem może zabierać świece. I jak pomyślałam, tak zaczęłam działać.

— A skąd Gietrzwałd? Pomysł przyszedł ci do głowy w Gdyni…
— W Gietrzwałdzie mamy przyjaciół. To pani Ela i pan Bronek. Oni też bardzo angażują się w pomoc Ukrainie i oni bardzo zainspirowali się moim pomysłem. Przyjechałam z tatą do Gietrzwałdu, rozmawialiśmy na temat świec — jak je robić. Pani Ela z panem Bronkiem zainicjowali akcję u siebie i poszła ona w świat, co jest niesamowite. Stworzył się łańcuch z ludzi, którzy chcą pomagać. Każdy coś komuś powie i robi się nas coraz więcej. Dzielimy się dobrem, a ono się mnoży. Zresztą ja działam również w Gdyni. Teraz ze znajomymi chcemy też zrobić wielką akcję, która polegałaby na tym, aby na przykład w raz w tygodniu robić świece. Ludzie mogliby przychodzić na przykład do mojej szkoły.

— Ile już świec udało się zrobić?
— I to jest pytanie, na które nie potrafię odpowiedzieć, bo nie potrafię zliczyć wszystkich świec. A przybywają kolejne. Ja w internacie w Gdyni zrobiłam ich około stu. A przecież wielka akcja przed nami. I im więcej tych świec, tym są lepsze. Przed świętami byłam z tatą w Ukrainie, gdzie pokazano nam, jak najlepiej robić świece. Okazało się, że puszka musi być większa, a świeca umieszczona niżej. Wtedy świeca dłużej się pali. Sama tego nie wiedziałam. Myślałam, że trzeba wlać więcej wosku. Oczywiście każda świeca się zapali, ale ona przecież musi służyć żołnierzom jak najdłużej. Muszą mieć więcej tego ciepła. Dzięki takim świecom mogą suszyć ubrania i gotować sobie jedzenie. Wiem, że na świecach podgrzewają konserwy, więc mogą zjeść ciepły posiłek. I mają też światło, którego w okopach jest jak na lekarstwo. Wydawałoby się, że to tylko świeca, a to aż świeca.

— Świeca też daje im nadzieję. Bo wiedzą, że nie są sami…
— Świece są własnoręcznie robione, więc trudno nie widzieć w nich ludzkiej pracy i zaangażowania.

— Teraz uczysz się w Gdyni, ale jesteś związana z Olsztynem.
— Do Polski przyjechałam z Ukrainy. Urodziłam się w Winnicy, ale później przez kilka lat mieszkałam w Kijowie. Na przełomie 2012/2013 roku przyjechałam z rodzicami do Polski. To było dokładnie dziesięć lat temu. Gdy przyjechaliśmy do Olsztyna, zaczęłam chodzić do szkoły, do podstawówki nr 311 na ul. Kołobrzeskiej. Później postawiłam na Gdynię, bo tu jest liceum, które ma maturę międzynarodową. Uczę się tu już drugi rok i jestem tu na profilu matematyczno-fizycznym. Czasami jest trudno, a czasami to sama przyjemność. W szkole mam grupę i postanowiliśmy wspólnie zrobić projekt budowy małej satelity. W ogóle mamy mnóstwo pomysłów, więc dużo się dzieje.

Fot. arch. prywatne

— Kiedy więc odpoczywasz?
— Uwielbiam wspinać się po górach. W te wakacje pojechałam do Norwegii i było świetnie. Dużo musiałam się wspinać, ale zmęczenie zrekompensowały mi cudowne widoki. Wiem, że piękne są też Tatry, więc planuję również je zwiedzić, bo jeszcze nie byłam w polskich górach. Nawet w Zakopanem jeszcze nie byłam! Ale od początku wojny bardzo weszłam w pomoc humanitarną i zależy mi, aby pomagać. To daje nadzieję, że kiedyś ten koszmar się skończy. Pokonaliśmy Rosjan w Chersoniu, miasto zostało wyzwolone, co daje nadzieję na zwycięstwo. Wojna nie powinna była się wydarzyć… Ale niestety wybuchła, więc nie mogę siedzieć bezczynnie. Pomoc jest bardzo ważna, bo bez niej jak żołnierze by funkcjonowali? Jeśli każdy coś od siebie da, to wiem, że pokonamy Rosjan.

— I tego musimy sobie życzyć w 2023 roku…
— Tak. I jeszcze spokojnego nieba.

Fot. arch. prywatne