Scenariusz szybkiego zwycięstwa Ukrainy

2022-12-20 14:44:19(ost. akt: 2022-12-20 14:51:13)
AH-64 Apache

AH-64 Apache

Autor zdjęcia: Pixabay

Dziennik The Washington Post informuje, że Stany Zjednoczone mają zamiar udostępnić Ukrainie system elektroniczny Joint Direct Attack Munition (JDAM), który pozwala zwykłe, niekierowane bomby lotnicze, ale również ma zastosowanie w przypadku innych środków walki, przekształcić w broń precyzyjną. W tym wypadku, jak argumentują dziennikarze, może chodzić o to aby nie dostarczając Kijowowi najnowocześniejszych samolotów tak zmodernizować możliwości uderzeniowe starych MiG-ów 29 będących w posiadaniu ukraińskich sił zbrojnych, aby znakomicie zwiększyć ich możliwości bojowe. Jednocześnie dziennik potwierdził, powołując się na anonimowe źródło w amerykańskiej administracji, wcześniejsze doniesienia CNN, iż Stany Zjednoczone mają przekazać Ukrainie systemy Patriot. I w tym wypadku ostateczna decyzja nie została jeszcze podjęta, ale zdaniem dziennika wszystko ku temu zmierza i zapewne niedługo, po tym jak zakończy się szkolenie ukraińskiej obsługi, zostaną one przekazane. Z pewnością powiększy to skuteczność ukraińskiej obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, która już dzisiaj może szczycić się 76 proc. skutecznością przechwytywania rosyjskich rakiet.

W tym momencie nie mogę oprzeć się pokusie, aby nie wrócić do kwestii niemieckich Patriotów, nie najnowszej zresztą wersji tych systemów, która tak mocno rozgrzewała naszą opinię publiczną jeszcze kilkanaście dni temu. Niemała w Polsce frakcja publicystów i ekspertów, którzy skłonni są do usprawiedliwiania każdego posunięcia Berlina, twierdziła wówczas, że decyzja o przekazaniu Patriotów musi być wspólnym postanowieniem NATO, albo wręcz podkreślali, iż z punktu widzenia zachodniego systemu bezpieczeństwa przekazanie tak zaawansowanych technologicznie systemów może, jeśli wpadłyby one w ręce Rosjan, okazać się groźne. Poważne wygłaszanie bzdur tego rodzaju jest w Polsce na porządku dnia, ale na szczęście ci Deutschlandverstehen do takiego stopnia oderwani są od rzeczywistości, że w praktyce każdego dnia mające miejsce wydarzenia podważają ich irracjonalne przekonanie w mądrości i rozwadze Niemiec. Sprawa jest jednak poważniejsza, bo jak powiedział w wywiadzie dla tygodnika The Economist generał Załużny, po to aby wyjść na linię 24 lutego ukraińska armia potrzebuje nie jakiegoś niesłychanie technicznie zaawansowanego potencjału wojskowego, ale wystarczy 300 czołgów, 600-700 transporterów opancerzonych i 500 haubic, oczywiście z wystarczająca ilością amunicji. Jak zaznaczył, po otrzymaniu takiego wsparcia „jest całkowicie realistycznym scenariuszem, że wyjdziemy na linię 24 lutego. Ale nie zrobię tego z dwiema brygadami”. Piszę o tym, bo warto przypomnieć, że w opinii pracujących w Niemczech ekspertów wojskowych, w rodzaju Gustawa Gressela z think tanku strategicznego ECFR, Berlin mógłby „z marszu” przekazać Ukrainie co najmniej 100 czołgów Leopard 2, tyle bowiem stoi w magazynach producentów. Wydaje się, że przekazanie 300 czołgów tego typu też nie byłoby problemem, bo jak we wrześniu pisali eksperci tego think tanku, na służbie w państwach europejskich znajduje się 2000 maszyn Leopard 2, więc oddanie 10 proc. potencjału (setkę mają na składach producenci) nie jest wielkim problemem. Od razu wyprzedzam argumentację naszych Deutschlandverstehen dlaczego przekazanie czołgów niemieckich Ukrainie jest lepszym pomysłem niźli domaganie się Abramsów. Nie chodzi tylko o znacznie większą wagę tych ostatnich, choć to też ma swoje znaczenie. Przede wszystkim trzeba brać pod uwagę możliwości serwisowania i napraw. Takiego centrum serwisowego dla Abramsów, póki co, nie ma w naszej części Europy, a niemieckie Leopardy mogłyby być naprawiane w Polsce. Ale czegóż oczekiwać można od Niemców jeśli, jak informuje The Wall Street Journal niemieckie Panzerhaubitze 2000, których Berlin dostarczył Ukrainie 14 sztuk muszą być serwisowane na Litwie, 900 km od linii frontu. W rezultacie co najwyżej połowa tych systemów uczestniczy w walce, bo pozostałe są albo w drodze albo w naprawie. Dlaczego tak to wszystko funkcjonuje?

Sprzęt dostarczony przez Brytyjczyków Ukrainie jest serwisowany w Polsce, ale niemiecki już nie. Jak informuje dziennik poszło o to, że Warszawa domagała się udostępnienia wrażliwych informacji technicznych jednej z firm wchodzących w skład Polskiego Koncernu Zbrojeniowego, która miała zbudować centrum serwisowo-naprawcze, ale Niemcy nie chcieli pójść na to i z tego powodu wysyłają swoje haubice na Litwę, a obecnie budują centrum serwisowe na Słowacji. Sprawa ta ujawnia nie tylko jak istotne jest dysponowanie własnymi technologiami i zdolnościami w zakresie budowy i remontu sprzętu wojskowego, bo proszę zwrócić uwagę, że Berlin mimo, iż przekazał swoje Panzerhaubitze 2000 Kijowowi, ma ostatnie słowo w kwestii gdzie te systemy będą serwisowane i naprawiane, a to oznacza, że Ukraina nie ma pełnej w tym zakresie swobody. Zarówno w kwestii Patriotów, jak i centrum naprawczego dla niemieckiego sprzętu Berlin domagał się, jak można przypuszczać na podstawie pojawiających się informacji, czegoś w rodzaju eksterytorialności – możliwości decydowania kto będzie obsługiwał dostarczone systemy, jak one będą używane i jak naprawiane. Trudno o bardziej czytelny, ze strony Niemiec, sygnał o braku zaufania wobec władz Polski. Jest to sygnał polityczny, który trzeba traktować niesłychanie poważnie, bo w gruncie rzeczy mamy do czynienia z odsłonięciem pokładów nieufności między sojusznikami w NATO i to jest problem, który w najbliższych miesiącach trzeba będzie starać się rozwiązać. Tym bardziej, że w świetle ostatnich deklaracji rzecznika prasowego niemieckiego rządu Steffena Hebestreita Berlin osiągnie pułap 2 proc. PKB wydawany na zbrojenie dopiero w 2025 roku, a nie wcześniej jak deklarował po wybuchu wojny kanclerz Scholz wygłaszając słynne przemówienie Zeitenwende już w 2023 roku.

Wróćmy jednak do kwestii wsparcia wojskowego Ukrainy ze strony Stanów Zjednoczonych, bo ono wydaje się znacznie bardziej prawdopodobne niźli zaangażowanie Berlina. Laura Cooper, z-ca Sekretarza Obrony odpowiadająca za politykę wobec Rosji, Ukrainy i Eurazji powiedziała Głosowi Ameryki, że Stany Zjednoczone odczuwają „narastającą pilność” w kwestii szkolenie ukraińskich sił zbrojnych i obecnie w amerykańskich centrach szkoleniowych rozpoczyna się przygotowywanie dużych, o wielkości co najmniej batalionu, grup ukraińskich żołnierzy. O determinacji administracji Bidena świadczy też ostatnia decyzja, którą potwierdził Jake Sullivan, zwrócenia się do Kongresu o wydzielenie kolejnej transzy środków, chodzi o 38 mld dolarów, na wsparcie dla Ukrainy. Generał Pat Ryder, rzecznik prasowy Pentagonu powiedział, że Amerykanie chcą miesięcznie szkolić co najmniej 500 ukraińskich żołnierzy, choć plany te mogą ulec rozszerzeniu. Z oczywistych powodów szkolenie musi obejmować posługiwanie się technicznie zaawansowanym sprzętem, co odczytać należy jako zapowiedź rozszerzenia dostaw.

Wszystko to ma, jak można przypuszczać związek z tym, że - jak spekuluje się w zachodnich mediach - Ukraińcy rozpoczęli już kolejną ofensywę, czego jeszcze nie widać, ale już wkrótce w sposób czytelny dostrzeżemy co się dzieje. The New York Times pisze o tym, że celem ataku będzie Melitopol, a obecnie trwają działania mające na celu izolowanie pola boju. W gruncie rzeczy jest to strategia przypominająca wcześniej już stosowany przez stronę ukraińską sposób walki. Precyzyjnymi uderzeniami rakietowymi niszczone są punkty dowodzenia, magazyny broni i paliw, a także miejsca stacjonowania większych sił rosyjskich. Ale nie tylko, bo niedawno ukraińscy partyzanci wysadzili ważny strategicznie most przez rzekę Mołoczną nieopodal wsi Konstantinowka. Przez ten most przebiegała droga M-14, kluczowa jeśli chodzi o zaopatrzenie rosyjskiego kontyngentu na Chersońszczyźnie, tym razem na lewym brzegu rzeki. W efekcie zerwania rosyjskich linii zaopatrzeniowych (pod Bachmutem strona ukraińska nadal kontroluje linię kolejową) Moskale mają problemy z zaopatrzeniem swojego zgrupowania na Zaporożu i Chersońszczyźnie, bo dostawy przez Most Krymski są nadal znacznie mniejsze niż wcześniej. Paradoksalnie powtarza się sytuacja z wcześniejszych operacji, kiedy to strona ukraińska koordynując uderzenia artyleryjskie, działania sił specjalnych i partyzantów przygotowywała pole przyszłych walk. Już teraz pojawiły się informacje o wycofywaniu się Rosjan z Kachowki i z Nowej Kachowki, co może sugerować, że ewentualne ukraińskie uderzenie wcale nie będzie skierowane na Melitopol, ale pójdzie wzdłuż lewego brzegu Dniepru. Oleksiej Arestowicz powiedział The New York Times, że jeśli ukraińskim siłom udałoby zdobyć się Melitopol, główny hub zaopatrzeniowy Rosjan na południu, to nie tylko droga do wyzwolenia całego Zaporoża stanęłaby otworem, ale również cała Chersońszczyzna, obszar na południe od Dniepru i na północ od Krymu byłaby dla Rosjan nie do obrony. A zatem z operacyjnego i strategicznego punktu widzenia ten kierunek uderzenia, byłby z punktu widzenia Kijowa, najbardziej oczywistym. Nota bene o wadze Melitopola w wywiadzie dla The Economist mówił również generał Załużny. Tylko, że to właśnie raczej sugeruje, iż nie tam siły zbrojne Ukrainy uderzą w pierwszej kolejności. Być może najpierw natarcie pójdzie na północy obwodu Ługańskiego, na Swatowo i dalej na Starobielsk i dopiero kiedy Rosjanie zaczną przegrupowywać swoje wojska będzie miał miejsce atak na południu.

Niezależnie jednak od tego gdzie zaatakuje strona ukraińska, to wydaje się, że w Waszyngtonie doszli do wniosku, iż musi ona, relatywnie szybko, czyli w perspektywie 2 miesięcy odnieść kolejne, ważne zwycięstwo. Jeśli ten plan się powiedzie, to wówczas, być może, przybliży się perspektywa rozmów pokojowych, a nawet jeśli one nie nastąpią, to i tak sytuacja operacyjna poprawi się na korzyść Ukrainy. Jest to też ważne z perspektywy mobilizacji Zachodu, aby nadal pomagać Ukrainie. Czyli, upraszczając nieco sprawę, jeśli generał Załużny ma liczyć na dostawy od Niemców to musi po raz kolejny udowodnić, iż jest w stanie pokonać Moskali. Jest to tym ważniejsze, że zarówno w Kijowie jak i na Zachodzie spodziewają się w lutym kolejnej dużej ofensywy Rosjan. A zatem uderzenie wyprzedzające, w sytuacji kiedy Ukraina ma inicjatywę na polu walki, byłoby ze wszech miar wskazane. Ostatnie deklaracje polityków amerykańskich wskazują również na to, że w Waszyngtonie postanowiono nie czekać aż Berlin, nie mówiąc już o Paryżu, zmienią zdanie w kwestii wsparcia wysiłku wojennego Kijowa. Wojnę trzeba wygrać szybko, a jeśli ta perspektywa nie jest realna, to przynajmniej zająć pozycje utrudniające Rosjanom przeprowadzenie w kolejnych miesiącach dużej operacji zaczepnej.