Miłość i miłosierdzie

2022-12-17 13:56:42(ost. akt: 2022-12-17 14:09:24)

Autor zdjęcia: pixabay.com

Niedawno wypowiadałam się w TVP na temat aktu znieważenia wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej. Ta obrazoburcza grafika zamieszczona w internecie wywołała komentarze, w których przede wszystkim krytykowano katolików za brak miłości i miłosierdzia względem inaczej myślących. Chcę dziś zatem przedstawić kilka uwag na temat tego, czym jest biblijna miłość i miłosierdzie, a tym samym pokazać, jak rozumieją ją chrześcijanie.

Wielkie Przykazanie


Miłość jest z pewnością rzeczywistością uniwersalną. Można powiedzieć, bez przesady, że każdy człowiek został powołany do miłości. Jednakże rozumienie miłości, jakie proponuje nam Ewangelia, wykracza jakościowo poza potoczne jej rozumienia i interpretacje. Miłość w nauczaniu Jezusa nabiera zupełnie nowego wymiaru, jakiego dotąd wcześniej nie znano, ponieważ Jezus objawił nam, że sam Bóg jest miłością (1J 4, 8. 16), a tym samym fundamentem, na którym wszystko się zasadza. Ta miłość ma charakter stwórczy, tym zaś, co stwarza, jest życie człowieka w wymiarze ziemskim i wiecznym. Przez ów akt stwórczy człowiek jest dzieckiem Boga.
Benedykt XVI w encyklice Deus caritas est zauważa: „Wiara chrześcijańska, uznając miłość jako swoją główną zasadę, przyjęła to, co stanowiło istotę wiary Izraela, a równocześnie nadała temu nową głębię i zasięg. Wierzący Izraelita faktycznie modli się codziennie słowami Księgi Powtórzonego Prawa, wiedząc, że w nich jest zawarta istota jego egzystencji: Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem — Pan jedynie. Będziesz więc miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił (Pwt6, 4-5). Jezus połączył w jedno przykazanie te dwa: przykazanie miłości Boga i przykazanie miłości bliźniego zawarte w Księdze Kapłańskiej: Będziesz miłował bliźniego jak siebie samego (19, 18; por. Mk 12, 29-31). Ponieważ Bóg pierwszy nas umiłował (por. 1 J 4, 10), miłość nie jest już przykazaniem, ale odpowiedzią na dar miłości, z jaką Bóg do nas przychodzi”. Tak więc według Ewangelii synoptycznych najważniejszym przykazaniem miłości Boga i bliźniego jest tzw. „Wielkie Przykazanie”, które można odnaleźć w Ewangelii św. Mateusza 22, 34-40, w Ewangelii św. Marka 12, 28-34 i w Ewangelii św. Łukasza 10, 25-29. Warto jednak przypomnieć, że pierwszeństwo miłości (gr. agape) wśród wartości biblijnych proklamował również św. Paweł, pisząc, że pośród tych wartości największa jest miłość.
Oryginalność tego przykazania jako najwyższej reguły etycznej, a zarazem samej miłości, tkwi w połączeniu tych dwóch przykazań w jedno. Takiego połączenia nie można znaleźć w żadnym wcześniejszym źródle niż czasy Jezusa. W tym podwójnym przykazaniu miłości priorytetowe miejsce zajmuje miłość do Boga, który sam jest miłością. W miłości do Boga widoczny jest osobowy, duchowy i wertykalny wymiar miłości. Związana ona jest jednak z miłością bliźniego („jak można kochać niewidzialnego Boga, nie kochając bliźniego obok nas”). Ten bowiem, kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Bo takie przykazanie otrzymaliśmy od Niego, aby ten, kto miłuje Boga, miłował i brata swego” (1J, 4, 20-21). Bliźni czy brat zaś to każdy człowiek, „człowiek w ogóle”, którego spotykamy na swej drodze. Relacja zatem do Boga jest nieodłączna od relacji do bliźniego. A kto jest moim bliźnim? Mówiąc za Benedyktem XVI: „Ktokolwiek mnie potrzebuje, a ja mogę mu pomóc, jest moim bliźnim. Pojęcie bliźniego zyskuje wymiar uniwersalny, a jednak pozostaje konkretne. Pomimo rozszerzenia go na wszystkich ludzi, nie ogranicza się ono do wyrażenia miłości ogólnej i abstrakcyjnej, która sama w sobie nie zobowiązuje, ale takiej, która wymaga mojego praktycznego zaangażowania tu i teraz”. Dodać trzeba, że bliźni to także nieprzyjaciel czy oponent, do którego można nie odczuwać nawet sympatii. Jednak gdy patrzy się na innych oczami Chrystusa, nawet na tych nie lubianych, można w nich dostrzegać obraz Boga, a także uświadomić sobie fakt, że każdy inny jest kochany przez Boga i Bogu miły, przez co łatwiej jest otworzyć się na niego. Taka miłość ta ma jeszcze jeden ważny rys – jest bezinteresowna. Chrześcijanin, można powiedzieć, ma kochać bez racji. Kochać wszystkich jak braci, gdyż wszyscy mają tego samego Ojca w niebie, który nakazuje kochać się wzajemnie. A to wam nakazuję, abyście się wzajemnie miłowali (J 15,12). Ten nakaz jest to naprawdę testament Jezusa, Jego przykazanie, na którym Mu ponad wszystko zależy.
Miłość ewangeliczna nie jest jednak tożsama z pobłażliwością i bezwarunkową tolerancją. Nie jest przymykaniem oczu na zło, akceptacją wszystkiego z racji pluralizmu światopoglądów, nie jest aprobatą każdego rodzaju bezeceństw, plugastwa i zachowań skrajnie niemoralnych w imię miłości bliźniego. A tak miłość niejednokrotnie rozumie współczesny świat. Miłość ta, mimo swej bezwarunkowości, stawia też wymagania, pokazuje, że nie wszystko można mierzyć tą samą miarą, że wobec pewnych form zła trzeba być bezkompromisowym, trzeba reagować, nie popadając w pokusę milczącego, biernego przyjmowania razów od tych, którzy arogancko i prostacko przekraczają pewne granice. Tak więc ta miłość jest zarazem trudna, czasami aż do granic heroizmu. Jan Paweł II wyraźnie stwierdza: „Prawdziwa miłość jest wymagająca”. Wobec innych i wobec siebie. Bo miłość zawsze implikuje wysiłek i osobiste zaangażowania w realizowanie woli Bożej. Oznacza ona dyscyplinę, poświęcenie, odwagę, lecz także przynosi radość i spełnienie.

Hojność miłosierdzia


Z miłości rodzi się miłosierdzie. W encyklice Dives in misericordia papież Polak podkreślał, że „Miłosierdzie jest nieodzownym wymiarem miłości, jest jakby drugim jej imieniem, a zarazem właściwym sposobem jej objawiania się i realizacji wobec rzeczywistości zła, które jest w świecie, które dotyka i osacza człowieka”. Jest ono zatem epifanią miłości, stąd niejednokrotnie jest z nią utożsamiane. Biblia wiele razy wspomina o miłosierdziu, zmiłowaniu, współczuciu. Bóg jest miłosierny wobec człowieka, lituje się nad jego nędzą, upadkami, niedoskonałością, słabościami, błędnymi decyzjami. Nie daje tego, na co człowiek zasługuje w wyniku swojego nieposłuszeństwa, lecz nieproporcjonalnie do jego uczynków obdarza go swoją miłością. Bóg wciąż okazuje swą łaskę, nie po to jednak, aby przekreślić odpowiedzialność człowieka za swój los, lecz aby kolejny raz dać możliwość nawrócenia i zbawienia. A zatem „Miłosierdzie otwiera się dwoma kluczami: tego kto jest miłosierny, i tego, kto potrzebuje miłosierdzia”.
W Ewangelii znajdujemy wielokrotne nawoływanie do bycia miłosiernymi. Z pewnością jednak najbardziej poruszającym opisem aktu miłosierdzia jest przypowieść o synu marnotrawnym. Tą przypowieścią posłużył się Jan Paweł II w encyklice o Bożym Miłosierdziu. Miłosierdzie litościwego ojca przygarniającego syna, który zmarnotrawił, stracił, zmarnował to co miał, pokazuje bezkresny horyzont miłosierdzia, które nie stawia granic, które jest pełne nadziei. „Miłosierdzie wierzy bowiem, że wszystko jest jeszcze do uratowania. Nie wszystko stracone. Trzeba się nawrócić, bo dom ojcowski jest otwarty”, choć z punktu widzenia czysto ludzkiego, z punktu widzenia sprawiedliwości, powinien być przecież zamknięty. Tymczasem Jan Paweł II zwrócił uwagę na fakt, że w przypowieści o synu marnotrawnym nie pojawia się ani razu pojęcie sprawiedliwości, gdyż „w sposób ogromnie precyzyjny stosunek sprawiedliwości do tej miłości, która objawia się jako miłosierdzie, zostaje wpisane w samą treść ewangelicznej przypowieści. Tym jaśniej widać, iż miłość staje się miłosierdziem wówczas, gdy wypada jej przekroczyć ścisłą miarę sprawiedliwości, ścisłą, a czasem nazbyt wąską”.
Człowiek zatem jako niezasłużony „konsument” Bożej łaski także powinien okazywać innym bezwarunkowe miłosierdzie i współczucie (także zwierzętom). Takie wezwania i zapewnienia jak: Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest Ojciec wasz. (Łk6,36); Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. (Mt 5,7) są nakazem, aby człowiek sam czynił miłosierdzie. W świetle Ewangelii widać wyraźnie, że człowiek jest więc niejako powołany do konkretnych czynów miłosierdzia. Jest tak ważne, gdyż „Człowiek dociera do miłosiernej miłości Boga, do Jego miłosierdzia o tyle, o ile sam przemienia się wewnętrznie w duchu podobnej miłości w stosunku do bliźnich”.
Miłosierdzie jest też często utożsamiane z litością, choć jednak różni się od niego. Dobrze wyjaśnia to Józef Tischner: „Miłosierdzie podobne jest do litości. Jest ono jednak czymś więcej niż litość. Litość także się pochyla i także współ-czuje. Pochyla się jednak przede wszystkim na tym, co widzi, co słyszy. Miłosierdzie pochyla się na tym, co wie. Miłosierdzie wie, nawet wtedy, gdy nie widzi i nie słyszy. Miłosierdzie wie i rozumie”.
Takiej jednak litości i miłosierdzia świat powszechnie ani nie pojmuje, ani nie akceptuje. Zwięźle wyjaśnia to Nietzsche, gdy z dezaprobatą pisze: „Zwie się chrześcijaństwo religią litości. Litując się, traci się siłę. Litość krzyżuje na ogół prawo rozwoju, które jest prawem selekcji. Utrzymuje ona przy życiu, co do śmierci dojrzało; broni siebie ku korzyści wydziedziczonych i skazańców życiowych, nadaje sens życiu. Nie ma nic nie zdrowszego wśród naszej nowoczesności, nad litość chrześcijańską”. Mimo jednak tej skrajnie negatywnej postawy wobec litości chrześcijańskiej, litość i miłosierdzie są wpisane w sam rdzeń aksjologii ewangelicznej. I choć współcześnie niejednokrotnie gardzi się miłosierdziem jako synonimem słabości, to jednak jest ono wartością nie do przecenienia, gdyż miłosierdzie chrześcijańskie jest pragnieniem wszelkiego prawdziwego dobra dla każdego człowieka, bez zróżnicowania na przyjaciół i wrogów, co czyni tę aksjologię, w dobie podziałów, tak bardzo potrzebną. Warunek jest tylko jeden – trzeba chcieć tę miłość dostrzec, a miłosierdzie przyjąć.

Zdzisława Kobylińska

Źródło: Gazeta Olsztyńska