Opinie: Niemiecka wizja przyszłości świata. O losach Rosji rozstrzygną Berlin i Pekin, a nie Moskwa i Pekin, jak marzył Putin
2022-12-06 14:53:36(ost. akt: 2022-12-06 15:05:11)
Niemiecki dziennik „Die Welt”, ostro krytykuje minister obrony Christine Lambrecht. Zdaniem dziennikarzy dopuściła ona do skandalicznych zaniedbań jeśli chodzi o zaopatrzenie Bundeswehry w amunicję, zarówno strzelecką jak i artyleryjską.
Obecnie niemieckie siły zbrojne mają zapasy na poziomie co najwyżej kilku dni intensywnej walki, a w przypadku niektórych kalibrów mówić raczej należy o godzinach jakie upłyną od rozpoczęcia wojny do momentu opróżnienia arsenałów. Co gorsze, Niemcy, będący potentatami jeśli chodzi o potencjał przemysłu zbrojeniowego niewiele mogą już zrobić. Lambrecht nie mogąc długo zdecydować się na składanie nowych zamówień dopuściła do sytuacji, kiedy inne, sojusznicze państwa europejskie, zapełniły cały portfel zamówień niemieckich firm na najbliższe lata. Obecnie można je składać, ale z terminem realizacji za kilka lat. Cała sytuację utrudnia również i to, że europejskie fabryki prochu i zapalników korzystają z dostaw chińskich, a w tym przypadku mamy do czynienia nie tylko z „wąskimi gardłami”, ale również ze znaczącym wydłużeniem terminów realizacji. Otóż o ile przed ukraińską wojną upływało nie więcej niźli 3 miesiące od momentu kiedy po złożeniu zamówienia dostawa docierała, to teraz minimalnym jest okres 9 miesięcy. Brak prochu na europejskim rynku powoduje, że obecnie każdą partię zamawiać trzeba z 14 miesięcznym wyprzedzeniem. Wszystko to razem, zdaniem specjalistycznego portalu Security Table powoduje, że planowanie produkcji jest niezwykle trudne a braki w magazynach uzupełniać trzeba będzie przez lata.
Informacja ta jest istotna, bo przez pryzmat realnych możliwości, trzeba odczytać programowy artykuł kanclerza Scholza, który ukazał się w „The Foreign Affairs”. Niemiecki polityk pisze w nim o możliwości uniknięcia nowej zimnej wojny i podziału świata na rywalizujące ze sobą i wrogie bloki. Jest to ważne wystąpienie, choć czytelnika europejskiego irytować musi maniera Scholza, który pisze najczęściej Niemcy i Europa niemal łącznie, tak jakby Berlin dostał od kogokolwiek prawo mówienia w interesie całego kontynentu. Ale to właśnie reprezentantami interesów kontynentalnej Europy mianowali się Niemcy i politycy z Berlina, milcząco zakładając, że to co dobre dla Niemiec musi być automatycznie też korzystnym dla Europy. Niewątpliwie warto poznać argumentację i tok rozumowania niemieckiego kanclerza, a jego deklaracje trzeba też, jak w przypadku informacji o realnych możliwościach w zakresie odnowienia zapasów amunicji Bundeshwery, konfrontować z rzeczywistymi możliwościami. Główną kwestią, którą Scholz roztrząsa w swym artykule jest odpowiedź na postawione przez niego pytanie:
W jaki sposób my, jako Europejczycy i jako Unia Europejska, możemy pozostać niezależnymi podmiotami w coraz bardziej wielobiegunowym świecie?
Niemiecki kanclerz dla określenia momentu w którym w wyniku wojny na Ukrainie znalazł się świat odwołuje się do terminu Zeitenwende, czyli pisze o punkcie zwrotnym. Nie dotyczy to jedynie relacji z Rosją, przyszłego systemu bezpieczeństwa, ale trzeba koncepcję tę traktować szerzej, jako zwrot w wymiarze globalnym, moment w której zmienia się sytuacja w świecie i możemy pójść jedną z wielu dróg i z pewnością są takie które wiodą na manowce, ale również znaleźć można szlak który wyprowadzi nas, czyli świat, na prostą. Poszukiwaniem tej ostatniej zainteresowany jest Scholz i jego przemyślenia dotyczą kwestii zasadniczej, a mianowicie jak uniknąć globalnej konfrontacji.
Bilans trzech dekad
Z perspektywy Niemiec, ale również Europy, ostatnie 30 lat, kiedy załamał się Związek Sowiecki, przestał być aktualnym podział na dwa wrogie sobie bloki i Stany Zjednoczone uzyskały pozycję globalnego hegemona, to był dobry czas. Nastąpiło zjednoczenie obydwu państw niemieckich i dziesięciolecia pomyślnej koniunktury gospodarczej będącej zarówno wynikiem rozszerzenia Unii Europejskiej na wschód, co otwierało Niemcom nowe niesłychanie chłonne rynki, jak i wynikiem zmian geostrategicznych. Niemcy stały się państwem otoczonym przez przyjaciół, a jego główny partner – Stany Zjednoczone niekwestionowanym globalnym hegemonem. W takiej sytuacji kontynuowanie poprzedniej polityki, również w obszarze wojskowym kiedy to Republika Federalna utrzymywała 500 tys. armię, nie było potrzebne a zwolnione w ten sposób środki można było przeznaczyć na cele rozwojowe i poprawę poziomu życia. Można zatem powiedzieć, że to Niemcy okazały się głównym wygranym, w sensie geostrategicznym, ostatniego 30-lecia, epoki globalizacji i rozwoju gospodarczego.
Polityka Niemiec wobec Rosji, zwłaszcza po aneksji Krymu i wojnie w Donbasie obliczona była, jak argumentuje niemiecki kanclerz na „utrzymanie suwerenności i politycznej niezależności Ukrainy” a także przeciwdziałanie eskalacji w Europie. Co ciekawe Scholz w swym wystąpieniu nie pisze o fiasku tego rodzaju podejścia, ale płynnie przystępuje do oskarżenia Moskwy o rewizjonizm i powrót do imperialnej polityki. Ten ciekawy zabieg pozwala Autorowi na stanowcze, na poziomie retorycznym, postawienie kwestii przyszłości.
Świat nie może pozwolić Putinowi postawić na swoim; rewizjonistyczny imperializm Rosji musi zostać powstrzymany
— pisze.
Kluczową rolą Niemiec w tej chwili jest awans do roli jednego z głównych dostawców bezpieczeństwa w Europie poprzez inwestowanie w naszą armię, wzmacnianie europejskiego przemysłu obronnego, wzmacnianie naszej obecności wojskowej na wschodniej flance NATO oraz szkolenie i wyposażanie sił zbrojnych Ukrainy siły
— dodaje.
To w opinii Scholza już się dzieje, bo zarówno deklaracje w zakresie 100 mld funduszu przeznaczonego na modernizację niemieckiej armii jak i nie zmaterializowane póki co zapowiedzi wzmocnienia kontyngentu na Litwie, traktować trzeba w kategoriach nie tyle planów, co już mających miejsce faktów. Niemcy zapowiedziały gotowość stania się „eksporterem bezpieczeństwa” i politycy w państwach sojuszniczych winni, jak można przypuszczać czytając kolejne tezy Scholza, przyjąć to jako pewnik i czynnik zmieniający sytuację bezpieczeństwa w Europie a w związku z tym również poprzeć kolejne propozycje płynące z Berlina. Kwestia wiarygodności, paradoksalnie, w ogóle w wystąpieniu niemieckiego kanclerza nie jest stawiana. Za to Scholz dokonuje ważnej konstatacji o charakterze geostrategicznym. Jego zdaniem „Partnerstwo transatlantyckie jest i pozostaje niezbędne do stawienia czoła wyzwaniom. Prezydent USA Joe Biden i jego administracja zasługują na pochwałę za budowanie i inwestowanie w silne partnerstwa i sojusze na całym świecie. Jednak zrównoważone i odporne partnerstwo transatlantyckie wymaga również, aby Niemcy i Europa odgrywały aktywną rolę”. I to ostatnie zdanie, a szczególnie słowa o „zrównoważonym” (balanced) partnerstwie atlantyckim są kluczowe dla zrozumienia niemieckiej polityki. Tym bardziej, iż Scholz wzywa zarówno do odegrania przez Europę/Niemcy większej roli w zakresie militarnym jak i do przeprowadzenia zmian w korpusie zasad, którymi rządzi się Unia Europejską. Jest zwolennikiem zarówno poszerzenie wspólnoty o państwa takie jak Ukraina, Gruzja, Mołdawia i państwa bałkańskie jaki przede wszystkim odejścia od zasady jednomyślności w kwestiach polityki zagranicznej i podatkowej a także proponuje przyjęcie wspólnej polityki migracyjnej. Nie są to w wykonaniu niemieckiego kanclerza nowe tezy, podobne przesłanie formułował późną wiosną w programowym artykule opublikowanym w „Die Zeit”, ale teraz uzupełnił to stanowisko, kierowane zresztą do amerykańskiej elity strategicznej, o nowe tony. Otóż jego zdaniem, Zachód nie musi staczać się w fatalizm wrogiej rywalizacji z Chinami, a Niemcy/Europa wręcz tego rodzaju scenariuszem nie są zainteresowane. Scholz napisał, że „Niemcy i Europa mogą pomóc w obronie międzynarodowego porządku opartego na zasadach, nie ulegając fatalistycznemu poglądowi, że świat jest skazany na ponowny podział na rywalizujące ze sobą bloki” podkreślając jednocześnie, że Europa winna być politycznym podmiotem „budującym mosty” w wymiarze globalnym. Chodzi oczywiście o relacje z Chinami, ważne nie tylko ze względu na niemieckie interesy gospodarcze. Niemiecki kanclerz pisze, że ostatnie 30 lat to był okres „wyjątkowego” (exceptional) rozwoju dla państw Zachodu i dla amerykańskiej hegemonii. Ale ten czas się kończy, rosną inne państwa aspirujące do roli mocarstw, w rodzaju Chin. Scholz otwarcie deklaruje, że nie podziela poglądu o nieuchronności rywalizacji między mocarstwami i nadejściu nowej zimnej wojny.
Nie podpisuję się pod tym poglądem. Uważam raczej, że jesteśmy świadkami końca wyjątkowej fazy globalizacji, historycznej zmiany przyspieszonej przez zewnętrzne wstrząsy, takie jak pandemia COVID-19 i rosyjska wojna na Ukrainie. Podczas tej wyjątkowej fazy Ameryka Północna i Europa doświadczyły 30 lat stabilnego wzrostu, wysokich wskaźników zatrudnienia i niskiej inflacji, a Stany Zjednoczone stały się światową potęgą odgrywającą decydującą rolę, którą zachowają w XXI wieku
— argumentuje.
Co się zatem zmieniło i co powoduje, że ten wyjątkowy okres w historii się kończy? Główną zmienną jest pojawienie się innych graczy, którzy nie akceptują porządku światowego z dominującą rolą Ameryki. Mając zatem do wyboru rywalizację, która może zakończyć się wojną a z pewnością oznacza rozluźnienie więzi gospodarczych i stopniowe odchodzenie od globalizacji, albo poszukiwanie nowej równowagi, nowego akceptowalnego przez mocarstwa modus vivendi, Scholz zdecydowanie optuje za tym drugim rozwiązaniem. Pisze o potrzebie współpracy i konieczności „wyzbycia się ideologicznych uprzedzeń” wobec partnerów w rozwiązywaniu problemów świata. Jest to oczywista polemika z lansowaną w Stanach Zjednoczonych, choć ostatnio nieco słabszą, koncepcją podziału świata na blok demokratyczny i autorytarny.
Berlin i Pekin, a nie Moskwa i Pekin
Scholz złożył też ważną deklarację dotyczącą Ukrainy pisząc, że „współdziałając z naszymi partnerami Niemcy są gotowe do zawarcia porozumienia mającego na celu utrzymanie bezpieczeństwa Ukrainy w ramach potencjalnego powojennego ładu pokojowego. Nie zgodzimy się jednak na bezprawną aneksję terytorium Ukrainy, słabo maskowaną przez pozorowane referenda. Aby zakończyć tę wojnę, Rosja musi wycofać swoje wojska”. Warto dobrze odczytać te słowa. Po pierwsze nie pada żadna deklaracja w kwestii członkostwa Kijowa w NATO a jedynie mówi się o gotowości Berlina do udzielenia, w porozumieniu z sojusznikami, Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa. Po drugie zawarty w jednym zdaniu sprzeciw wobec rosyjskich aneksji i powiązanie tego z tzw. referendami raczej zdaje się wskazywać, że w niemieckiej stolicy myśli się o wycofaniu się Moskali na linię z 24 lutego, kwestie przyszłości Krymu i Donbasu, pozostawia się nierozstrzygniętymi. W połączeniu z warunkową (o ile państwa członkowskie UE zgodzą się na odejście od zasady jednomyślności w polityce zagranicznej i fiskalnej) zgodą na wejście Ukrainy do Wspólnoty mamy niemiecką wizję ładu powojennego, umożliwiającą też powrót, o czym Scholz mówił w niedawnym wywiadzie dla The Times do polityki współpracy gospodarczej z Rosją.
To na co warto zwrócić w wystąpieniu niemieckiego kanclerza uwagę, to przede wszystkim twardy ton antyputinowski. Nie ma mowy o zgodzie na rosyjską politykę dyktatu siłowego, Rosja musi być powstrzymana i również ekonomicznie ukarana (sankcje winny trwać dłużej niż wojna). Europa, której mają przewodzić Niemcy ma być silniejsza i bardziej świadoma własnych interesów. W gruncie rzeczy w wymiarze globalnym nie jest zainteresowana rywalizacją z Chinami, a przeciwnie, wprzęgnięciem Pekinu do wspólnego rozwiązywania światowych problemów. Wizja ładu powojennego zaprezentowana przez Scholza, co do zasady jest tożsama z tym o czym od wielu już lat mówi się w Rosji. Odchodzimy od świata zdominowanego przez jednego hegemona na rzecz układu pluralistycznego z wieloma ośrodkami siły. Jednym z nowych wschodzących graczy w wymiarze globalnym nie będzie jednak Rosja, ale Europa pod niemieckim przywództwem, będąca zarówno członkiem sojuszu atlantyckiego, a nawet jego filarem ale także utrzymująca zdolność do prowadzenia niezależnej polityki wobec Chin. Taka Europa, sterowana z Berlina będzie również miała wolną rękę do ułożenia sobie na nowo, ale na własnych warunkach, relacji z Rosją przyszłości, po tym jak przegra ona wojnę. Po to Berlin optuje za utrzymaniem dobrych relacji z Pekinem by w trójkącie Stany Zjednoczone – Chiny – Europa/Niemcy zając pozycję czynnika równowagi od postawy którego zależy stabilność całego układu.
O przyszłości Rosji, a co za tym idzie, sytuacji na kontynencie euroazjatyckim rozstrzygną Berlin i Pekin, a nie Moskwa i Pekin, jak marzył Putin. Ale takie są polityczne konsekwencje przegranej wojny. Pytanie tylko czy na ten nowy układ zgodzą się Stany Zjednoczone i te państwa europejskie, które nie są zainteresowane ani wzmocnieniem wojskowym Niemiec, ani dominującą rolą Berlina w Unii Europejskiej, ani tym bardziej federalizacją Wspólnoty. Zobaczymy.
Marek Budzisz
Źródło: wPolityce.pl
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez