Agnieszka Kopczyńska na swoim blogu Aga ma smaka promuje zdrowe odżywianie i szeroko pojęty zdrowy styl życia
2022-12-03 15:00:00(ost. akt: 2023-07-03 22:28:36)
To, że ktoś się zachowuje w jakiś inny sposób, niż my jesteśmy do tego przyzwyczajeni, nie jest powodem do piętnowania. Wręcz przeciwnie – to jest powód do tego, żebyśmy zauważyli, że jest świat obok tej naszej bańki. Nie wszyscy mają tak jak my i niektórzy potrzebują wsparcia – zaznacza Agnieszka Kopczyńska.
Agnieszka Kopczyńska już od ośmiu lat na swoim blogu "Aga ma smaka" promuje zdrowe odżywianie i szeroko pojęty zdrowy styl życia. Jak mówi, pomaga ludziom lepiej żyć dzięki temu, że lepiej jedzą. Jednak oprócz tego porusza w swoich social mediach też inne ważne tematy – jak np. zespół Tourette’a, o którym niewiele wiemy.
– Jesteś znana m.in. z bloga "Aga ma smaka". Co sprawiło, że postanowiłaś promować zdrowe odżywianie w internecie?
– To w zasadzie od internetu wszystko się zaczęło. Najpierw powstał blog agamasmaka.pl, a dopiero w miarę jak zagłębiałam się w temat żywienia, zajęłam się dietetyką. Mój blog był typowo kulinarny w pierwszych latach. Później podjęłam studia z dietetyki i zmieniła się jego formuła, dlatego teraz więcej pojawia się tam treści żywieniowych. To wynika z tego, że widzę w internecie dużo przekłamań, nadużyć, które często wprowadzają ludzi w błąd. W związku z tym staram się przedstawiać rzetelną wiedzę, szczególnie na takie tematy, które są potrzebne przeciętnemu zjadaczowi chleba. Na przykład na czym smażyć, jak swoją dietę poprawić w bezpieczny sposób, co w niej zmodyfikować, żeby było bardziej zdrowo. Umieszczam takie rady na blogu, w moich social mediach, a także na YouTube, bo tam też czasem wrzucam filmy czy podcasty edukacyjne.
– Z jakimi przekłamaniami na temat zdrowego odżywiania najczęściej można się spotkać w internecie?
– Przede wszystkim w sieci są często promowane różne modele dietetyczne, uważane za jedyne słuszne. Teraz jest akurat moda na keto, popularny jest też post warzywny – są to mody żywieniowe, które zyskują grono zwolenników. Opowiadam się za tym, żeby jednak dietę dopasować do człowieka, a nie człowieka do diety – każdy z nas ma inne choroby, styl życia, potrzeby, wydatkowanie energii. Mamy badania, które mówią o tym, że pewne modele dietetyczne mogą być skuteczne w leczeniu jednostek chorobowych lub ich profilaktyce, np. dieta śródziemnomorska. Dobre wyniki uzyskują takie diety, które bazują w dużej części na produktach roślinnych nieprzetworzonych. Natomiast wiele jest też diet, które są po prostu popularne w internecie, bo ktoś wydał jakąś książkę na ten temat, bo ktoś prowadzi jakiś intratny biznes, który nas zachęca do przechodzenia na daną dietę.
Pierwsza rzecz, którą staram się odczarowywać, jest taka, że my naprawdę nie musimy przechodzić na jakąś „dietę” tylko zwyczajnie możemy dostosować żywienie do swoich potrzeb. Kiedy szykuję jadłospisy dla moich podopiecznych, to nigdy nie jest tak, że ktoś dostanie ode mnie ten sam plan żywieniowy. Zawsze będą się one od siebie różnić – nawet jeśli dwie osoby mają te same jednostki chorobowe, to wiadomo, że mają inną masę ciała, inne zapotrzebowanie na energię, na składniki odżywcze w zależności od wieku czy płci, mają inny sposób życia i – co też jest istotne – mają inne preferencje smakowe. Jedna osoba z radością włączy do diety tofu, którego ja osobiście jestem fanką, a druga osoba nie przełknie tego, bo powie, że jest paskudne. Wtedy nie będę tej osoby katować tym tofu (śmiech).
Dopasowanie żywienia do własnych potrzeb bywa trudne, bo trzeba często wybrać się do specjalisty, zrobić badania, przeanalizować swój sposób żywienia. Ale zawsze powtarzam, że dieta jest sportem długodystansowym – bo nie chodzi o zmianę żywienia na chwilę, tylko na dłużej, bo to wtedy ma znaczenie.
Pierwsza rzecz, którą staram się odczarowywać, jest taka, że my naprawdę nie musimy przechodzić na jakąś „dietę” tylko zwyczajnie możemy dostosować żywienie do swoich potrzeb. Kiedy szykuję jadłospisy dla moich podopiecznych, to nigdy nie jest tak, że ktoś dostanie ode mnie ten sam plan żywieniowy. Zawsze będą się one od siebie różnić – nawet jeśli dwie osoby mają te same jednostki chorobowe, to wiadomo, że mają inną masę ciała, inne zapotrzebowanie na energię, na składniki odżywcze w zależności od wieku czy płci, mają inny sposób życia i – co też jest istotne – mają inne preferencje smakowe. Jedna osoba z radością włączy do diety tofu, którego ja osobiście jestem fanką, a druga osoba nie przełknie tego, bo powie, że jest paskudne. Wtedy nie będę tej osoby katować tym tofu (śmiech).
Dopasowanie żywienia do własnych potrzeb bywa trudne, bo trzeba często wybrać się do specjalisty, zrobić badania, przeanalizować swój sposób żywienia. Ale zawsze powtarzam, że dieta jest sportem długodystansowym – bo nie chodzi o zmianę żywienia na chwilę, tylko na dłużej, bo to wtedy ma znaczenie.
– Jakie widzisz zmiany w żywieniu Polaków obecnie na przestrzeni lat?
– Myślę, że dieta stała się czymś obcym dla nas. Jeszcze jak dorastałam, to gotowanie domowe było czymś powszechnym. Było mniej gotowców, nie było restauracji typu fastfood – tzn. dopiero się pojawiały. My wszyscy żywiliśmy się w głównej mierze w domu. Nawet jeśli to jedzenie nie było idealne, to jednak obiady były jedzone wspólnie przez członków rodziny. Jak się gdzieś wyjeżdżało, to się gotowało jajka na twardo, kanapki i się to brało ze sobą do pociągu. Było mniej produktów przetworzonych. Tak że pierwsza rzecz, która się zmieniła na przestrzeni ostatnich lat jest taka, że jemy coraz więcej przetworzonych produktów, coraz mniej gotujemy. Często ludzie nie potrafią przygotować banalnie prostych posiłków. Muszę naprawdę dokładnie instruować podopiecznych, jak wykonać prostą potrawę warzywną, prosty sos do makaronu – mówię tutaj o młodszym pokoleniu. Z kolei starsze pokolenie ma problem ze zmianą nawyków, bo jeżeli przez 30, 40, 50 lat gotowali w określony sposób, to trudno się przestawić.
Druga kwestia to problemy zdrowotne wynikające ze sposobu żywienia. Coraz więcej cukrzycy typu 2, zaburzeń lipidowych (np. za wysokiego cholesterolu). Mam też coraz więcej pacjentów z podwyższonym kwasem moczowym, co może prowadzić do rozwoju dny moczanowej. Widzę też, że mamy coraz więcej problemów związanych z zaburzeniem relacji z jedzeniem – i nie mówię tutaj tylko o zaburzeniach odżywiania. Spotykam kobiety, które chcą schudnąć, bo są otyłe lub mają nadwagę i wiedzą, że jest to ważne dla poprawy stanu zdrowia. Jednak ponieważ usłyszały od specjalistów, że najlepsza jest dieta pod tytułem „mniej żreć”, to zaczynają bać się jedzenia. Czyli jedzenie zaczyna im się kojarzyć z tym, czego nie powinny robić, bo przytyją. Tymczasem w zdrowym odżywianiu często jest tak, że zaczynamy jeść więcej, tylko tych właściwych produktów. Często objętość posiłków się zwiększa, bo jemy więcej warzyw, produktów wartościowych. Więc myślę, że tutaj też jest problem, że zaczynamy jedzenie kojarzyć z czymś, co nie może sprawiać przyjemności, no bo dieta kojarzy się z wyrzeczeniem. I to nie jest dobre, bo przecież posiłki powinny nam się kojarzyć z czymś pozytywnym, ze spędzaniem czasu z rodziną czy z bliskimi. Ten problem przekłada się później na żywienie dzieci. Jeżeli rodzic przez cały dzień jest w pracy, jest zestresowany i wpada wieczorem do domu, a dziecko przez cały dzień sięgało po jakieś produkty przetworzone w sklepiku szkolnym lub wyszło po szkole do sieciówki fastfoodowej, to później nie ma ono ochoty na nic wartościowego. Rodzic się denerwuje, atmosfera staje się napięta i zamiast czerpać radość ze wspólnego bycia i jedzenia, to mamy z tego powodu jeszcze więcej presji, dyskomfortu. Wynikają z tego później pośrednio nasze problemy zdrowotne. Jedzenie jest też dla wielu osób obowiązkiem, czyli idą do pracy i się zastanawiają: „o Jezu, muszę znowu coś kupić lub zrobić do jedzenia i nie mam na to czasu, siły i nie wiem, jak to zrobić”. I kółko się zamyka. Myślę, że nie można rozpatrywać problemów zdrowotnych, żywieniowych bez kontekstu kulturowego i psychologicznego.
Druga kwestia to problemy zdrowotne wynikające ze sposobu żywienia. Coraz więcej cukrzycy typu 2, zaburzeń lipidowych (np. za wysokiego cholesterolu). Mam też coraz więcej pacjentów z podwyższonym kwasem moczowym, co może prowadzić do rozwoju dny moczanowej. Widzę też, że mamy coraz więcej problemów związanych z zaburzeniem relacji z jedzeniem – i nie mówię tutaj tylko o zaburzeniach odżywiania. Spotykam kobiety, które chcą schudnąć, bo są otyłe lub mają nadwagę i wiedzą, że jest to ważne dla poprawy stanu zdrowia. Jednak ponieważ usłyszały od specjalistów, że najlepsza jest dieta pod tytułem „mniej żreć”, to zaczynają bać się jedzenia. Czyli jedzenie zaczyna im się kojarzyć z tym, czego nie powinny robić, bo przytyją. Tymczasem w zdrowym odżywianiu często jest tak, że zaczynamy jeść więcej, tylko tych właściwych produktów. Często objętość posiłków się zwiększa, bo jemy więcej warzyw, produktów wartościowych. Więc myślę, że tutaj też jest problem, że zaczynamy jedzenie kojarzyć z czymś, co nie może sprawiać przyjemności, no bo dieta kojarzy się z wyrzeczeniem. I to nie jest dobre, bo przecież posiłki powinny nam się kojarzyć z czymś pozytywnym, ze spędzaniem czasu z rodziną czy z bliskimi. Ten problem przekłada się później na żywienie dzieci. Jeżeli rodzic przez cały dzień jest w pracy, jest zestresowany i wpada wieczorem do domu, a dziecko przez cały dzień sięgało po jakieś produkty przetworzone w sklepiku szkolnym lub wyszło po szkole do sieciówki fastfoodowej, to później nie ma ono ochoty na nic wartościowego. Rodzic się denerwuje, atmosfera staje się napięta i zamiast czerpać radość ze wspólnego bycia i jedzenia, to mamy z tego powodu jeszcze więcej presji, dyskomfortu. Wynikają z tego później pośrednio nasze problemy zdrowotne. Jedzenie jest też dla wielu osób obowiązkiem, czyli idą do pracy i się zastanawiają: „o Jezu, muszę znowu coś kupić lub zrobić do jedzenia i nie mam na to czasu, siły i nie wiem, jak to zrobić”. I kółko się zamyka. Myślę, że nie można rozpatrywać problemów zdrowotnych, żywieniowych bez kontekstu kulturowego i psychologicznego.
– W swoich mediach społecznościowych poruszasz nie tylko tematy związane z dietetyką, ale również ze stylem życia. Jakie są jeszcze obszary twoich zainteresowań?
– Interesuje mnie na pewno zdrowie szeroko pojęte – a mówiąc o nim, nie możemy ograniczyć się tylko i wyłącznie do diety, bo jak wspomniałam, dieta jest związana z aspektami psychologicznymi i kulturowymi. Widzę, jak jesteśmy zagubieni w kwestiach żywieniowych, ale z drugiej strony dostajemy z mediów społecznościowych często takie komunikaty, co powinniśmy, żeby być „lepszą wersją siebie”. To jest już taki slogan, który ciągle do nas dociera: powinniśmy ćwiczyć, idealnie wychowywać dzieci, idealnie jeść, realizować cele, rozwijać się zawodowo i robić 200% normy. A jak spojrzymy prawdzie w oczy, to nikt nie może zrobić 200% normy i musimy wyznaczyć sobie jakieś priorytety – zwykle to jedzenie i profilaktyka zdrowotna lądują na końcu listy z tego powodu, że nie ponosimy od razu jakichś konsekwencji, jeśli nie dbamy o siebie – one przychodzą dopiero po latach. A jeżeli nie poświęcimy wystarczająco dużo uwagi pracy, to np. od razu spadną nam wyniki i widzimy negatywny efekt. Więc co jest ważniejsze – zadbanie o odpowiednią dietę czy o to, by być pracownikiem miesiąca? Lepiej być pracownikiem miesiąca, tak? A ze zdrowiem jakoś to będzie. Do czasu…
W kontekście zdrowia poruszam też często temat np. zespołu Tourette’a. Moja córka boryka się z tą chorobą i widzę, że w tym zakresie jest mała świadomość, więc staram się tłumaczyć ludziom, co to w ogóle jest.
Podsumowując, zajmuję się tematami, które mnie w jakimś stopniu dotyczą – albo mojej pracy, albo mojego życia osobistego.
W kontekście zdrowia poruszam też często temat np. zespołu Tourette’a. Moja córka boryka się z tą chorobą i widzę, że w tym zakresie jest mała świadomość, więc staram się tłumaczyć ludziom, co to w ogóle jest.
Podsumowując, zajmuję się tematami, które mnie w jakimś stopniu dotyczą – albo mojej pracy, albo mojego życia osobistego.
– Jeśli mowa o zespole Tourette’a, w Bibliotece Elbląskiej jakiś czas temu odbyło się spotkanie na ten temat. Faktycznie o zespole Tourette’a niewiele wiemy jako społeczeństwo. Co powinniśmy wiedzieć o tym schorzeniu?
– Jakąkolwiek niepełnosprawność czy schorzenie często kojarzymy z fizycznością. Tymczasem mamy też choroby neurologiczne lub rozmaite zaburzenia. Pracuję też z osobami, których chorób czy zaburzeń nie widać na pierwszy rzut oka. Przez to często brakuje nam dla nich zrozumienia, tym bardziej jeśli nie zetknęliśmy się z danym tematem. Teraz na szczęście coraz więcej mówi się na przykład o tzw. neuroróżnorodności – chociażby zaburzeniach ze spektrum autyzmu. Coraz więcej w mediach tradycyjnych i społecznościowych mówi się też o tym, że to, że ktoś się zachowuje w jakiś inny sposób niż my jesteśmy do tego przyzwyczajeni, nie jest powodem do piętnowania. Wręcz przeciwnie – to jest powód do tego, żebyśmy zauważyli, że jest świat obok tej naszej bańki. Nie wszyscy mają tak jak my i niektórzy potrzebują wsparcia.
Z zespołem Tourette’a też tak trochę jest. Jest to choroba neurologiczna, która polega na tym, że wykonuje się mimowolne ruchy, czasem wydaje się z siebie dźwięki, które są nietypowe. Nie są zależne od woli osoby z zespołem Tourette’a. Moje dziecko fajnie tłumaczy to kolegom czy koleżankom, że to jest taka sytuacja, kiedy mózg każe jej wykonać jakiś ruch. To czasem może być wzruszenie ramionami, wymach głową, ruch ręką, cmoknięcie, pociąganie nosem… Tych tików jest multum, bo mamy tiki proste, złożone, ruchowe, dźwiękowe… Niektóre osoby z zespołem Tourette’a wypowiadają jakieś słowa mimowolnie, powtarzają po innych osobach, ale to nie jest reguła. Jedynie niewielki odsetek chorych ma tik przeklinania. Natomiast tiki budzą niekiedy poruszenie. Kiedy widzimy taką osobę na ulicy czy w miejscach publicznych, to często jesteśmy zdziwieni.
Ostatnio było spotkanie w Bibliotece Młodego Czytelnika Bulaj, dotyczące książki dla dzieci wydanej przez Polskie Stowarzyszenie Syndrom Tourette’a – „O Wojtku, który tikał”. Na spotkanie przyszły też osoby z tikami. Opowiadały, że inni ludzie często nie rozumieli, że tiki są czymś mimowolnym i mówili im, że powinny przestać to robić. Tymczasem te osoby nie mogą tego przestać robić. Kiedy ktoś się z tym nie zetknie i nie usłyszy kiedyś, że taka choroba jest, to nie będzie w stanie zinterpretować zachowania takiej osoby. Więc uważam, że trzeba o tym jak najwięcej mówić. Nie zawsze tiki oznaczają, że mamy zespół Tourette’a. Są też tiki przemijające, jak np. u kilkuletnich dzieci. Najczęściej rodzice tego nie zauważają, bo myślą, że dziecko robi coś irytującego z własnej woli. Natomiast jeśli tiki nie przemijają i przeszkadzają, to warto wybrać się do lekarza neurologa, który zweryfikuje, jakie jest ich podłoże. Często te tiki są problematyczne dla samej osoby, która je ma. Moja córka ma tiki dość mocne, które powodują bóle całego ciała, bo są bardzo nagłe, szybkie, mocne i w takiej sytuacji choroba już wymaga leczenia. A nie zawsze wymaga, bo są ludzie, którzy mają zespół Tourette’a i mają tiki tak delikatne przez całe życie, że nie podejmują leczenia farmakologicznego, bo im one mocno nie przeszkadzają.
Polskie Stowarzyszenie Syndrom Tourette’a prowadzi wspaniałe działanie edukacyjne. Należę do Stowarzyszenia i jako mama uzyskałam od nich nieocenione wsparcie. Organizują online'owe grupy wsparcia dla rodziców i osób chorujących na zespół Tourette’a. Wydają też ulotki, materiały edukacyjne, które są na wagę złota, bo jednak w sieci można znaleźć naprawdę różne rzeczy, a ich strona to naprawdę rzetelne źródło informacji. Współpracują z terapeutami, lekarzami, którzy ściśle się zespołem Tourette’a zajmują – więc to jest takie miejsce w sieci, które warto odwiedzić i skierować się tam po pomoc, jeśli ktoś ma taki problem (www.tourette.pl).
Z zespołem Tourette’a też tak trochę jest. Jest to choroba neurologiczna, która polega na tym, że wykonuje się mimowolne ruchy, czasem wydaje się z siebie dźwięki, które są nietypowe. Nie są zależne od woli osoby z zespołem Tourette’a. Moje dziecko fajnie tłumaczy to kolegom czy koleżankom, że to jest taka sytuacja, kiedy mózg każe jej wykonać jakiś ruch. To czasem może być wzruszenie ramionami, wymach głową, ruch ręką, cmoknięcie, pociąganie nosem… Tych tików jest multum, bo mamy tiki proste, złożone, ruchowe, dźwiękowe… Niektóre osoby z zespołem Tourette’a wypowiadają jakieś słowa mimowolnie, powtarzają po innych osobach, ale to nie jest reguła. Jedynie niewielki odsetek chorych ma tik przeklinania. Natomiast tiki budzą niekiedy poruszenie. Kiedy widzimy taką osobę na ulicy czy w miejscach publicznych, to często jesteśmy zdziwieni.
Ostatnio było spotkanie w Bibliotece Młodego Czytelnika Bulaj, dotyczące książki dla dzieci wydanej przez Polskie Stowarzyszenie Syndrom Tourette’a – „O Wojtku, który tikał”. Na spotkanie przyszły też osoby z tikami. Opowiadały, że inni ludzie często nie rozumieli, że tiki są czymś mimowolnym i mówili im, że powinny przestać to robić. Tymczasem te osoby nie mogą tego przestać robić. Kiedy ktoś się z tym nie zetknie i nie usłyszy kiedyś, że taka choroba jest, to nie będzie w stanie zinterpretować zachowania takiej osoby. Więc uważam, że trzeba o tym jak najwięcej mówić. Nie zawsze tiki oznaczają, że mamy zespół Tourette’a. Są też tiki przemijające, jak np. u kilkuletnich dzieci. Najczęściej rodzice tego nie zauważają, bo myślą, że dziecko robi coś irytującego z własnej woli. Natomiast jeśli tiki nie przemijają i przeszkadzają, to warto wybrać się do lekarza neurologa, który zweryfikuje, jakie jest ich podłoże. Często te tiki są problematyczne dla samej osoby, która je ma. Moja córka ma tiki dość mocne, które powodują bóle całego ciała, bo są bardzo nagłe, szybkie, mocne i w takiej sytuacji choroba już wymaga leczenia. A nie zawsze wymaga, bo są ludzie, którzy mają zespół Tourette’a i mają tiki tak delikatne przez całe życie, że nie podejmują leczenia farmakologicznego, bo im one mocno nie przeszkadzają.
Polskie Stowarzyszenie Syndrom Tourette’a prowadzi wspaniałe działanie edukacyjne. Należę do Stowarzyszenia i jako mama uzyskałam od nich nieocenione wsparcie. Organizują online'owe grupy wsparcia dla rodziców i osób chorujących na zespół Tourette’a. Wydają też ulotki, materiały edukacyjne, które są na wagę złota, bo jednak w sieci można znaleźć naprawdę różne rzeczy, a ich strona to naprawdę rzetelne źródło informacji. Współpracują z terapeutami, lekarzami, którzy ściśle się zespołem Tourette’a zajmują – więc to jest takie miejsce w sieci, które warto odwiedzić i skierować się tam po pomoc, jeśli ktoś ma taki problem (www.tourette.pl).
– Ostatnia kwestia, którą chciałabym poruszyć, to twoja twórczość. Napisałaś książkę „Elblążanki”. Masz plany na kolejną?
– „Elblążanki” żyją własnym życiem (śmiech). Ostatnio zdałam sobie sprawę, że już minęło sporo czasu od jej napisania. Natomiast z „Elblążankami”, również tymi niemieckimi, jestem w kontakcie. I to też jest fajne, że ta książka stworzyła takie relacje – już wieloletnie, można powiedzieć. Aktualnie nic nie piszę, jeżeli chodzi o literaturę. Szczerze mówiąc, nie mam na to za bardzo czasu. Prowadzę konsultacje, szkolenia, działam wolontaryjnie w Stowarzyszeniu. Staram się też bardzo dbać o życie rodzinne i wspieram edukację mojej córki (jest na edukacji domowej). Niestety doba nie chce się wydłużyć.
Rozmawiała Agata Tupaj
Rozmawiała Agata Tupaj
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez