Tony jedzenia wyrzucane w tylko jednej szkolnej stołówce. W Olsztynie też się marnuje?

2022-11-26 19:36:29(ost. akt: 2022-11-25 17:07:12)
Panie pełne uśmiechu w kuchni w Przedszkolu Miejskim nr 1 w Olsztynie

Panie pełne uśmiechu w kuchni w Przedszkolu Miejskim nr 1 w Olsztynie

Autor zdjęcia: Ada Romanowska

Jesteśmy w inflacyjnym dołku, musimy oszczędzać. Nie powinniśmy marnować zwłaszcza jedzenia. I tak jak w domu możemy nad tym zapanować, tak trudno zrobić to w szkołach czy w przedszkolach. Tam dosłownie tony jedzenia trafiają do kosza.
Każdego roku na całym świecie marnowane jest prawie 930 mln ton żywności. Ale często nie robi to na nas wrażenia, bo przecież patrzymy na własne podwórko i własne ręce. I wmawiamy sobie, że przecież „my nie marnujemy”. Ale to wcale nie jest takie oczywiste. Gdy dowiemy się, że tylko w jednej szkole do kosza trafiają ok. 4 tony jedzenia, zapala nam się czerwona lampka. Raptem okazuje się, że wiele rzeczy robimy nieświadomie. Jeśli nie my, to chociażby nasze dzieci.

— Jedzenie niestety się marnuje. Trzeba zachęcać dzieci do jedzenia. I to rola wychowawców. W przedszkolach jest łatwiej, bo panie mogą nawet tańczyć, śpiewać i wymyślać wierszyki, żeby maluchy coś zjadły. W szkołach uczniowie są samodzielni. Często stoją jak w sklepie spożywczym, żeby odebrać obiad. Mają też niewiele czasu, bo przerwa trwa tyle, ile trwa. Później trzeba wracać na lekcje — zauważa Piotr Mikulewicz z Bartąga, który zajmuje się cateringiem dla placówek edukacyjnych. — Dzieci w ogóle jedzą wybiórczo. Gdy na przykład w piątek jest ryba, można już z góry założyć, że nie zostanie w całości zjedzona. A ryba chociaż raz w tygodniu musi być podana, bo do tego obligują nas przepisy. Pomidorowa i rosół zjadane są zawsze. To samo można powiedzieć o spaghetti. Jednak trzeba poszerzać horyzonty smakowe. Ale i tak odbieramy niezjedzone posiłki. Zgodnie z obowiązującymi przepisami takie jedzenie trzeba zutylizować. To są odpady kategorii trzeciej, których utylizacja wynosi 5 zł za kilogram. Kosztuje więc nie tylko przygotowanie posiłku, ale również „zniszczenie” tego, co nie zostało zjedzone.

Ile obiadów w szkołach trafia do kosza?


Trudno powiedzieć, bo brakuje badań na temat marnotrawstwa jedzenia na stołówkach. Zbadano to jednak w Rybniku. Pod lupę wzięto szkołę ze 176 osobami, które jedzą obiady przez 220 dni w roku, kiedy pracuje kuchnia. Okazało się, że średnia ilość strat w ciągu dnia to 16,5 kg żywności (z napojami 19,5 kg). Wrażenie robią też inne liczby, które idą za tym pomiarem: w skali roku ilość zmarnowanego jedzenia to 3,6 tys. kg (z kompotami ponad 4,3 tys. kg). 8429 posiłków, które lądują w koszu. W ciągu roku średnio na osobę przypadło 31 kg zmarnowanego jedzenia. A dlaczego w szkołach marnuje się żywność? Jedzenie w szkolnych stołówkach trafia do kosza wtedy, kiedy nie zostanie wydane uczniom. W takiej sytuacji dzieci i młodzież nie przychodzą do szkoły, a rodzice nie dają znać, że rezygnują z obiadu. Problem jest również wśród uczniów, którzy przychodzą na obiad i zostawiają resztki na talerzach.

Co można zmienić, by nie marnować jedzenia?


Pokazuje to przykład Szkoły Podstawowej nr 25 na warszawskiej Woli. Dwudaniowy obiad naraz to często dla dzieci zbyt wiele. Dlatego został rozłożony na dwie części: na jednej przerwie dziecko je zupę, na kolejnej drugie danie. Zupę uczniowie sami sobie nakładają z waz wystawionych na stoły. Jedzą tyle, ile chcą.

Może porcje są za duże?


W przedszkolach dzieci mają więcej czasu na jedzenie, więc marnuje się go mniej. Ale niestety również tu trafia ono do kosza.

— W naszym przedszkolu mamy specjalny młynek w zlewie, który mieli resztki niezjedzonego jedzenia. Trafia ono potem do specjalnego pojemnika, który mamy wbudowany w ogrodzie. Jest ogromny. Gdy się zapełni, jest opróżniany. Jak często? Czasami raz na trzy miesiące, czasami na pół roku. Wszystko zależy od tego, jaki dzieci mają apetyt — mówi Barbara Zinkiewicz, dyrektor Przedszkola Miejskiego nr 1 w Olsztynie. — Dzieci niestety pewnych potraw nie znają, więc ich nie jedzą. Innych po prostu nie lubią. Mowa nie tylko o produktach, o konsystencji, ale nawet o kolorach. Dlatego stajemy wręcz na głowie i myślimy, jak przemycić w posiłkach dane produkty. Bo musimy karmić dzieci zdrowo, do czego obligują nas przepisy. Nie możemy dawać tylko tego, co dzieci lubią. Być może porcje są za duże, ale na to też nie mamy wpływu.

I dodaje: — Boli serce, że jedzenie się marnuje. Czasem mniej, czasem więcej. Myśli się o tym zwłaszcza w czasie inflacji, gdzie ceny jedzenia idą w górę. Jesteśmy właśnie na etapie przetargów. Prawdopodobnie będziemy zmuszeni zwiększyć stawkę, ale myślę, że i tak jedzenie jest warte każdej złotówki. Jest smaczne, kolorowe i zdrowe. Dzieci nie zawsze to doceniają, ale my i tak robimy wszystko, żeby było inaczej.

— Inflacja nie daje nam o sobie zapomnieć. Na przykład tylko nabiał zdrożał o 30 proc. w skali kwartału. Od przyszłego roku w górę pójdzie też najniższa krajowa, co też przełoży się na ceny produktów. Łatwo na pewno nie będzie. Dobija nas też, paradoksalnie, zerowa stawka VAT. Rodzice płacą stawkę netto za posiłek, a my wystawiamy fakturę brutto z 8 proc. VAT-em. Nie jesteśmy go w stanie rozliczyć w surowcu — podkreśla Piotr Mikulewicz. — Mamy po prostu ciekawe czasy. Szkoda tylko, że w obliczu wszystkich problemów musimy rozmawiać jeszcze o marnowaniu jedzenia.

ADA ROMANOWSKA

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. frost #3107306 27 lis 2022 13:17

    Jak do tego ma się narracja lewicowych polityków, że 3 mln dzieci jest niedożywionych? To są niedożywione, czy nie jedzą? Mam nadzieję. że moderator nie wytnie komentarza?

    odpowiedz na ten komentarz