Nietypowe Zaduszki w Mławie

2022-10-31 17:00:00(ost. akt: 2022-10-31 17:04:31)
Żebracy przed cmentarzem w Zaduszki

Żebracy przed cmentarzem w Zaduszki

Autor zdjęcia: Zbiór własny autora i domena publiczna

Dzień Zaduszny zwany popularnie Zaduszkami, ma swoją długą historię, sięgającą X wieku. Dawniej zwany Świętem Zmarłych a właściwie powinien nazywać się dniem Wspomnienia Wszystkich Wiernych Zmarłych. Przypomina nam dr Leszek Arent.
Przypada corocznie na 2 listopada, a poprzedza go dzień wcześniej, uroczystość Wszystkich Świętych. Zaduszki połączone są więc nierozerwalnie z tymi uroczystościami.

Dzień Wszystkich Świętych wyznaczył na 1 listopada w 837 roku papież Grzegorz IV po to, żeby w tym czasie wspominać wszystkich beatyfikowanych i kanonizowanych zmarłych, którzy poprzez całe swoje życie zasłużyli na bycie świętymi. Są oni uznawani przez Kościół jako orędownicy u Boga w szczególnie ważnych wydarzeniach, tak dla Kościoła jak i zwykłych ludzi.

W tym dniu ludzie odwiedzają ozdobione kwiatami groby na cmentarzach, żeby zapalić znicze i pomodlić się za swoich najbliższych zmarłych, za przyjaciół i znajomych.

O obcowaniu świętych i życiu wiecznym

Dzień Zaduszny jest wyrazem przekonania wiernych o obcowaniu świętych, zmartwychwstaniu ciał i życiu wiecznym po śmierci, a także o skuteczności modlitwy wstawienniczej.

Początki Zaduszek sięgają końca X wieku, kiedy to w 998 roku Odylon – opat klasztoru benedyktyńskiego w Cluny zdecydował o tym, żeby dzień 2 listopada był dniem obowiązkowych modlitw za wszystkich wiernych zmarłych. Nakazał modły nie tylko we własnym opactwie, ale też we wszystkich klasztorach podlegających kongregacji kluniackiej. Wkrótce ten zwyczaj przyjęły inne zakony.

Dopiero jednak w 1311 roku Stolica Apostolska oficjalnie wprowadziła Dzień Zaduszny do kalendarza liturgii rzymskiej. Stopniowo został przyjęty w całym Kościele.

W Polsce najstarsze wzmianki o Zaduszkach pochodzą z XIV wieku z diecezji wrocławskiej, którą zarządzał biskup Henryk z Wierzbna.

W tymże 1311 roku wprowadzono do liturgii mszy specjalny formularz na Dzień Zaduszny, od pierwszych słów zwany Requiem. Formularz ten zatwierdził dopiero w 1915 roku sobór trydencki. W tym dniu od XV wieku odprawiane są trzy msze, początkowo tylko przez zakon Dominikanów, a później przez inne zakony.

W 1915 roku papież Benedykt polecił wprowadzenie tego zwyczaju w całym Kościele katolickim. Nakaz ten związany był z modlitwą za poległych żołnierzy w I wojnie światowej.

W Zaduszki urządzano też uczty

Nie jest wykluczone, że już w czasach przedchrześcijańskich wiele ludów, zarówno germańskich jak i słowiańskich, głównie Słowian zachodnich, organizowało modlitwy jesienią za zmarłych, czyli w porze roku w której większość przyrody stopniowo zamiera.

Podczas Dnia Zadusznego, jak też Wszystkich Świętych przyozdabia się groby rodzinne i zapala znicze mające symbolizować pamięć, jak również przemijanie życia ziemskiego.

Zwyczaj ten związany jest z pogańskim obyczajem rozpalania ognisk na mogiłach, ale też w zagrodach i rozstajach dróg. Drewno i chrust zbierano w tym celu przez cały rok. Z paleniem ognisk związana była wiara, że płomienie ogrzewają błąkające się dusze po ziemi i ochronią je przed złymi mocami.

Na wschodnich terenach dawnej Rzeczypospolitej w Zaduszki urządzano uczty, spożywane w domach, ale też na grobach na cmentarzach. Według legend utrwalonych w zwyczajach, takie postępowanie miało zapewnić ucztującym przychylność zmarłych. Liczono też na pomoc w osiągnięciu spokoju.

Obrzęd ten nazywano Dziadami. Natomiast w zachodnich regionach Polski w ten dzień jedzenie przynoszono pod kościoły i cmentarze, które następnie rozdawano dziadom kościelnym, którzy mieli odmówić modlitwę za zmarłych rodziny ofiarodawcy.

Tradycja opisana w "Chłopach"

Zwyczaj obdarowania zmarłych jedzeniem utrwalił w znakomitej powieści "Chłopi" Władysław Reymont, laureat Nagrody Nobla. Prawdziwy znawca polskiej wsi.

Warto więc przytoczyć fragment powieści: „Cicho było, tą dziwnie posępną cichością Zaduszek; tłumy szły drogą w surowym milczeniu, ino tupot nóg się rozlegał głucho, ino te drzewa przydrożne chwiały się niespokojnie i cichy a bolesny szum gałęzi drżał nad głowami, ino te grania i śpiewy proszalne dziadów łkały w powietrzu i opadały bez echa...

Przed wrótniami, a nawet i wśród mogił, pod murem, stały rzędy beczek solówek, a obok nich rozkładały się gromady dziadów. A naród płynął całą drogą pod topolami ku cmentarzowi; w mroku, co był już przytrząsł świat jakby popiołem szarym, błyskały światła świeczek, jakie mieli niektórzy, i chwiały się żółte płomyki lampek maślanych, a każdy, nim wszedł na cmentarz, wyciągał z tobołka chleb, to ser, to ździebko słoniny albo kiełbasy, to motek przędzy lub tę przygarść lnu wyczesanego, to grzybów wianek, i składali to wszystko pobożnie w beczki - a były one księże, były organistowe i Jambrożego, a reszta dziadowskie, a któren w nie kładł, to grosz jaki wciskał w wyciągnięte ręce dziadowskie... i szeptał imiona zmarłych, za które prosił o pacierz...

Chór modłów, śpiewów, imion wypominanych jękliwym rytmem wznosił się wciąż nad wrótniami, a ludzie przechodzili - szli dalej, rozpraszali się wśród mogił, iż wnet, niby robaczki świętojańskie, jęły jaśnieć i migotać światełka wskróś mroków i gąszczów drzew, i traw zeschniętych".

Noc Zaduszkowa

Szczególną rolę w obrzędowości i wyobraźni ludowej odgrywała noc między pierwszym a drugim listopada, czyli między uroczystością Wszystkich Świętych a Zaduszkami, zwana nocą zaduszkową.

W Polsce wierzono, że w tę noc dusze zmarłych, znajdujące się w czyśćcu zostają uwolnione i powracają na ziemię, żeby aż do świtu błąka się po grobach, uroczyskach i rozstajnych drogach.

Miały owe dusze, szukając pomocy lub modlitwy, a nawet ofiar wśród ludzi nieroztropnie przebywających poza domem.

Tak więc jeszcze w XIX wieku w tę noc starano się nie wychodzić wieczorem z domów, nie wybierano się w podróż, nie odwiedzano sąsiadów.

Tej nocy zamykano karczmy, zakazana była muzyka i śpiewy. Nie zbliżano się wieczorem do kościołów, albowiem zmarli księża mieli odprawiać w nich msze dla innych zmarłych.
c.d.n.
Dr Leszek Arent, wiceprezes Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Mławskiej.