Beata Brokowska o Balbinie Świtycz-Widackiej: o tej Bajce nie można zapomnieć

2022-10-01 15:00:00(ost. akt: 2022-10-01 15:01:24)
Bożena Kraczkowska z WBP, Beata Brokowska i Barbara Chodań

Bożena Kraczkowska z WBP, Beata Brokowska i Barbara Chodań

Autor zdjęcia: Sławomir Ostrowski

To była rekordzistka. Nie ma takiej drugiej rzeźbiarki na Warmii i Mazurach, której tyle prac zostało w Olsztynie i w regionie — mówiła Beata Brokowska, stypendystka marszałka warmińsko-mazurskiego, na spotkaniu, podczas którego opowiadała o Balbinie Świtycz-Widackiej.
— To była bardzo otwarta, życzliwa, elegancka pani — mówiła o rzeźbiarce Barbara Chodań, mieszkanka Olsztyna, która przyszła na spotkanie w czytelni Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i od kilku miesięcy śledzi w Gazecie cykl o artystce. — Znałam panią Balbinę, bardzo miło ją wspominam, bardzo się ucieszyłam, że jest spotkanie jej poświęcone.

I opowiedziała anegdotę: — Pani Balbina kiedyś jechała autobusem i gdy mnie zobaczyła, a siedziałam na końcu, zawołała: „Dzień dobry, pani Basiu!”. To pokazuje, jaka była serdeczna.

A jej córka Maria dodała: — Rodzice, a mieszkaliśmy wówczas w Kortowie po sąsiedzku z panią Balbiną, wysyłali mnie do niej po zakwas na żurek.
— Bardzo się cieszę, że przyszli mieszkańcy Olsztyna, którzy znali rzeźbiarkę. 50 lat po jej śmierci niewiele jest takich osób. Podczas spotkania miałam do dyspozycji 60 minut, więc postanowiłam opowiedzieć o ważnych postaciach w życiu artystki — mówiła Beata Brokowska, która jest stypendystką Marszałka Województwa Warmińsko-Mazurskiego i realizuje projekt „Śladami Balbiny Świtycz-Widackiej”. Poza publikacjami w „Gazecie Olsztyńskiej” prowadzi stronę na Facebooku pod tym samym tytułem.

— W życiu rzeźbiarki — którą krewni i znajomi nazywali Bajką, bo nie znosiła imienia Balbina — pech przewijał się ze szczęściem. Chciałam opowiedzieć, jak udało się jej przezwyciężyć przeciwności losu — mówiła Beata. — Została sierotą, gdy miała trzy lata. Szczęście uśmiechnęło się do niej, gdy zaopiekowała się nią krewna Stanisława Witkowska, stając się kochającą, przybraną mamą i dając dom w Kobryniu na Polesiu (dzisiejsza Białoruś). Szybko poznała się na jej talencie i stać ją było na wysłanie Bajki na czteroletnie studia do Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Był rok 1924.

Miniaturka Warmiaczki
Fot. Sławomir Ostrowski
Miniaturka Warmiaczki
Dziennikarka opowiadała też o mistrzu, przyjacielu Bajki — prof. Konstantym Laszczce, z którym do końca jego życia najpierw studentka, potem artystka wymieniała listy. Przez dwa lata była jego asystentką. Dostała kilka nagród podczas studiów. Szczęśliwy czas trwał do wybuchu wojny. Przyszły trudne czasy, a w 1945 roku rodzina Widackich: Balbina, jej mąż Iwon i ich dwie córki wyjechali z Polesia. Zaczęła się powojenna tułaczka.

— Jej życie na Warmii i Mazurach to szukanie zleceń, realizowanie własnych pomysłów. Była niezwykle utalentowana, potrafiła oddać podobieństwo fizycznych rysów, ale i nastrój, ducha portretowanej osoby. Widać to we wszystkich jej popiersiach, m.in. Warmiaków: Marii Zientary-Malewskiej, Michała Lengowskiego, czy też znanych celebrytów: pisarza Jarosława Iwaszkiewicza, aktorki Elżbiety Barszczewskiej — mówiła autorka projektu. — Zostawiła wiele pięknych, udanych rzeźb w Olsztynie i regonie, ale są one anonimowe, chyba na prawie wszystkich brakuje tabliczek informujących, kto jest autorką.

Spotkanie odbyło się w czytelni Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej
Fot. Sławomir Ostrowski
Spotkanie odbyło się w czytelni Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej

Pani Barbarze Chodań na spotkaniu towarzyszyło kilka osób, m.in. jej córka Maria Krawczyk oraz Iwona Mirowska-Ibron — panie jako nastolatki znały rzeźbiarkę poprzez swoich rodziców. I przyniosły do biblioteki — pieczołowicie umieszczone w koszyku — gliniane miniaturki wykonane przez rzeźbiarkę, m.in. Warmiankę w czepcu, rybaka, kolorową twarz kobiety. Balbina słynęła z tych miniaturek, które często dawała w prezencie znajomym. Zrobiła się mała wystawa, można było obejrzeć dzieła artystki.

Wnuk Kamil Solarski opowiedział z kolei, jak dobrą kucharką była jego babcia, którą nazywał Baja. — Byłem niejadkiem, więc Baja gotowała mi to, co lubiłem, a robiła pyszne kotlety schabowe. Lepszych nigdy później już nie jadłem. Umiała też przyrządzić świetnego dorsza.

Dziennikarka opowiedziała o swoich poszukiwaniach: dotarła m.in. do wnuczki prof. Konstantego Laszczki, która przechowała kilka listów rzeźbiarki z różnych lat, rozmawiała z prof. Iwoną Demko z krakowskiej ASP, która zbadała losy przedwojennych studentek tej uczelni, spotykała się z osobami na Warmii i Mazurach, które znały Balbinę.

— Bardzo dziękuję za to, co pani robi, bo warto przypomnieć o takiej wspaniałej postaci, jaką była Balbina Świtycz-Widacka — podkreśliła Barbara Chodań, która wręczyła dziennikarce różę. Kwiaty dostali też prowadząca spotkanie Bożena Kraczkowska i wnuk rzeźbiarki.

— Gratuluję pomysłu i realizacji stypendium, widzę tu potencjał na książkę — mówił Wiktor Marek Leyk z Urzędu Marszałkowskiego, który także pojawił się w bibliotece.

— Nie tylko chcę przypomnieć fakty z życia Balbiny i jej prace, ale także chciałabym wydobyć ją z zapomnienia. Jak to zrobić, by Świtycz-Widacka była znana nie tylko z tego powodu, że ulica na olsztyńskim Pieczewie nosi jej nazwisko? Zadaję to pytanie różnym osobom, historykom, przewodnikom, artystom, byłam także w liceum plastycznym, bo, moim zdaniem, to w dużej mierze od młodego pokolenia zależy, jak ta pamięć przetrwa. Jedna odpowiedź ujęła mnie szczególnie: „Zróbmy z niej olsztyńską Abakanowicz”. Podczas spotkania w bibliotece chciałam opowiedzieć o Bajce, o której nie można zapomnieć — mówiła na zakończenie Beata Brokowska.

AR

Balbina Świtycz-Widacka (1901-1972), rzeźbiarka i poetka, absolwentka ASP w Krakowie. Jej mistrzem był prof. Konstanty Laszczka. Przed wojną mieszkała w Kobryniu na Polesiu. Na Warmię i Mazury przyjechała w 1952 roku, początkowo mieszkała w Giżycku, potem w Olsztynie, gdzie zmarła 28 lipca 1972 roku. Jest autorką ponad 1000 rzeźb. Była także poetką. Została pochowana w Brodnicy.