Enej ma 20 lat. Piotr "Lolek" Sołoducha szczerze o początkach zespołu w Olsztynie

2022-09-24 17:15:00(ost. akt: 2022-09-23 19:37:32)
Enej w 2022 roku

Enej w 2022 roku

Autor zdjęcia: Piotr Ratuszyński

— Najważniejsze jest to, że jesteśmy zgraną paczką. Lubię nasz zespół. I lubię moment, w którym jesteśmy. Bardzo mnie to spełnia — opowiada Piotr „Lolek” Sołoducha, frontman zespołu Enej, który w tym roku obchodzi swoje 20-lecie.
— Cofamy się o dwadzieścia lat?
— Wtedy nie wiedziałem, co przed nami. Nawet nie byłem w stanie wyśnić sobie tego, czego do dziś doświadczamy. Te dwadzieścia lat temu mieliśmy po prostu chęć robienia muzyki. Patrzyliśmy na inne zespoły i myśleliśmy: „choroba, ale to jest fajne!” Chcieliśmy muzykować w grupie i spotykać się z ludźmi.

— Ile wtedy miałeś lat?
— Czternaście. Wtedy ja z moim bratem spotkaliśmy się z Łukaszem Kojrysem, który do dziś jest naszym menadżerem, na ranczu jego taty. Tam właśnie zaczynaliśmy grać. Pamiętam, że akordeon sięgał mi od kolan po głowę. Był ogromny! Ale chęć grania była jeszcze większa. I ciągnęło mnie te budowanie przyjacielskich relacji… Dzisiaj świat pędzi do przodu i czternastolatek może więcej. Dzieciaki w tych czasach już od szóstego roku życia obładowane są zajęciami dodatkowymi. Budują w sobie świadomość siebie. Dwadzieścia lat w tył — w życiu! Czternastolatek z Olsztyna, mieszkający na ul. Warmińskiej, chciał po prostu muzykować i tworzyć proste piosenki ludowe. Na szczęście wszystko szło naturalnie. Daleko mi jednak było do osoby, która stoi na froncie. Dziś, gdy o tym myślę, mam wrażenie, że wyuczyłem się tej roli. Z każdym rokiem coraz lepiej się w niej odnajduję. Kiedyś po prostu stanąłbym sobie na scenie i grał.

Trójka założycieli Eneja
Fot. archiwum zespołu
Trójka założycieli Eneja

— Wtedy nawet internet raczkował…
— Oj, tak! Chodziło się wtedy do kafejki internetowej za 4 zł za godzinę. To był majątek! To były zupełnie inne czasy. Teraz mamy wszystko w telefonie, w kieszeni. Dziś po prostu mamy łatwiejszy dostęp do wszystkiego. Pamiętam naszą pierwszą stronę internetową. Miała słynny licznik wyświetleń i księgę gości. Sprawdzaliśmy wtedy na każdej przerwie w szkole, ile osób nas odwiedziło w sieci. Ależ się cieszyliśmy, gdy widzieliśmy, że dziennie wchodzi na stronę trzydzieści osób. Wow! Pewnie kilka osób klikało kilka razy, ale my byliśmy szczęśliwi. A gdy trafił się jakiś komentarz, pękaliśmy z dumy. Wrzucaliśmy też zdjęcia z koncertów, a aparaty były takie, jakie były. Jakość nie powalała, a do tego trzeba było je jeszcze konwertować fotki, żeby je wstawić. Czasami raziło to w oczy.

— Ale wspominasz to z uśmiechem.
— Wiele z tych zdjęć wydrukowaliśmy. W ubiegłym roku obchodziliśmy swoje dziesięciolecie po Must Be the Music. Spotkaliśmy się u mnie w domu i oglądaliśmy właśnie te historyczne zdjęcia. Ale do wielu chwil wracamy. Za nami przecież kawał przygód i kawał historii.

— Brakuje ci czegoś z tamtych czasów?
— Kiedyś miałem więcej czasu na wszystko. To, że jestem dziś zajęty, trochę mi doskwiera. Ale to klasyk życia. Nie tylko mam siedmioletnią córkę, ale też więcej pracuję. Nawet ten wspominany przeze mnie internet dziś generuje więcej zajęć. Status zespołu, jaki teraz ma Enej, również wymaga od nas większego zaangażowania i myślenia o tym, co wydarzy się za pół roku. Już mamy omówioną naszą trasę kolędową. Mówimy też o kolejnej płycie — jak ona ma wyglądać i co ma się wydarzyć. Kiedyś w ten sposób się nie myślało. Byliśmy tu i teraz, dziś wybiegamy w przyszłość. Enej to dziś w stu procentach nasza praca. Ja jestem odpowiedzialny za część muzyczną — za to, jak mamy brzmieć z chłopcami. To bardzo złożony etap. Kiedyś po prostu graliśmy. Za tym trochę tęsknię, ale tak wygląda dziś muzyczna rzeczywistość. Lubię ją.

Pierwszy wyjazd do USA na koncerty — 2013 rok
Fot. archiwum zespołu
Pierwszy wyjazd do USA na koncerty — 2013 rok

— Enej jest jak wino. Im starszy, tym lepszy.
— Przyznam ci, że lubię mieć dużo na głowie. Lubię też trzymać rękę na pulsie. Ale najważniejsze jest to, że jesteśmy zgraną paczką. Lubię nasz zespół. I lubię moment, w którym jesteśmy. Bardzo mnie to spełnia. Te dwadzieścia lat też bardzo doceniam. Podchodzę do nich z dużą pokorą.

— Dwadzieścia lat to szmat czasu.
— Staram się zbyt często tego sobie nie powtarzać, bo dwadzieścia lat to rzeczywiście bardzo dużo. Ale mimo wszystko uważam, że jestem wciąż młody. Wiele jeszcze przede mną do spełnienia muzycznych marzeń. Jeżeli zdrowie pozwoli, nie zatrzymam się.

— Mówisz jak bardzo dojrzały facet…
— Ale ze zdrowiem jest różnie… Szczególnie dzisiaj nie można o tym zapominać. Covid dużo dał nam do myślenia. Nawet w czasie tego sezonu koncertowego wypadł nam gitarzysta na półtora tygodnia właśnie ze względów covidowych. Ostatnie dwa-trzy lata pokazały, że wszystko może zmienić się w ciągu kilku godzin. Dlatego z coraz większym szacunkiem podchodzę do życia. Faktycznie brzmię, jakbym był po sześćdziesiątce, ale jestem świadomy świata. Wszystko może się zdarzyć. Staramy się żyć chwilą — jak w naszych piosenkach.

Pierwszy skład — 2002 rok
Fot. archiwum zespołu
Pierwszy skład — 2002 rok

— Co było kamieniem milowym w waszej karierze?
— Gdybym miał wskazać tylko jedno, na pewno byłby to udział w Must Be the Music. Ale uważam, że na to, w którym miejscu jesteśmy, złożyło się wiele historii. Nie można pominąć tego, że poznałem się z Łukaszem i pojawiliśmy się na ranczo. Wtedy zaczęliśmy budować drabinę, po której po dziś dzień się wspinamy. Zaczęliśmy wtedy budować naszą sceniczną świadomość i zdawać sobie sprawę, że naprzeciwko nas stoją ludzie, z którymi trzeba budować relacje.

— W pewnym momencie zaczęło iskrzyć.
— Dużo nam dały wszystkie małe koncerty w domach akademickich w Kortowie. Ale przede wszystkim Kortowiada! Później graliśmy koncerty na juwenaliach w całej Polsce, jeszcze później dwukrotnie był Przystanek Woodstock, a następnie Open'er Festival. Wszystko to było wchodzenie na kolejny schodek. Ale nie utrzymalibyśmy się do dzisiaj i nie mielibyśmy takiej pokory do życia, gdybyśmy tego wszystkiego nie zdobyli ciężką pracą. Pamiętam czasy, gdy jeździliśmy w busie jeden na drugim, z walizkami na kolanach. Ciągnęliśmy przyczepkę ze sprzętem, który sami rozstawialiśmy. Ale robiliśmy to po to, aby zdobywać publiczność. Dlatego w momencie, gdy przychodzi 2011 rok i wygrywamy Must Be the Music, nam nie odbija. Jesteśmy taką paczką przyjaciół, że każdy wie, jaką ma rolę i stoimy za sobą murem. Jesteśmy dla siebie wsparciem i podparciem. Do dziś, choć skład zespołu się trochę zmienił. Wtedy, te 11 lat temu, zostaliśmy rzuceni na głęboką wodę. Teraz cały czas płyniemy. I nadal się z tego cieszymy.

Trójka założycieli po koncercie w Kijowie
Fot. archiwum zespołu
Trójka założycieli po koncercie w Kijowie

— Bez marudzenia?
— Rocznie gramy 80-100 koncertów, wyjeżdżamy z domu z uśmiechem na twarzy i tacy sami do niego wracamy. Jest to wyczyn, bo na scenie gra osiem osób. Do tego dochodzą techniczni i menadżerowie, więc łącznie jest na czternastu. I taka ekipa średnio sto razy w roku je ze sobą obiad przy jednym stole. I naprawdę chcemy cały czas spędzać ze sobą czas. To zdecydowanie jeden z naszych większych sukcesów.

ADA ROMANOWSKA

[highlight]Enej powstał w 2002 roku w Olsztynie. Nazwa grupy pochodzi od imienia Eneja — głównego bohatera „Eneidy” Iwana Kotlarewskiego, wesołego kozaka podróżującego po świecie, którego losy są podobne do losów Eneasza ukraińskiej trawestacji utworu Wergiliusza. Jednak nie jedynie w nazwie można odnaleźć ukraińskie odniesienia — muzyka, którą tworzy zespół, przepełniona jest motywami zaczerpniętymi wprost z ukraińskiego folkloru. Ale nie tylko. Bracia Sołoduchowie mają korzenie ukraińskie, a basista Mirosław Ortyński urodził się we Lwowie. [highlight]

Enej z okazji urodzin zagra 29 października o godz. 18 w Auli Widowiskowo-konferencyjnej im. Anny Wasilewskiej w Olsztynie.