Na Kremlu zwycięża „partia wojny”.

2022-09-21 16:18:42(ost. akt: 2022-09-21 16:22:52)

Autor zdjęcia: wpolityce.pl

Leonid Pasiecznik, kierujący tzw. Ługańską Republiką Ludową ogłosił, że od 23 do 27 września na jej terenie odbędzie się „referendum” w sprawie przyłączenia do Federacji Rosyjskiej. Niemal w tym samym czasie z podobnymi wnioskami wystąpiło „zgromadzenia obywateli” Chersońszczyzny i Zaporoża, co świadczy, że mamy do czynienia ze skoordynowaną akcją.
Niektórzy rosyjscy komentatorzy uważają, że jest to wyraz desperacji przedstawicieli okupacyjnych administracji rosyjskich, którzy w tego rodzaju posunięciu widzą „ostatnią deskę ratunku”. W tym wypadku miałoby chodzić o to, że po przyłączeniu tych terenów do Federacji Rosyjskiej Moskwa mogłaby potraktować ich „obronę” na równi z zagrożeniem własnego obszaru co bezpośrednio prowadzić mogłoby do wojny a nie oznaczało kontynuowania „specjalnej operacji”. Nie negując stopnia desperacji prorosyjskich kolaborantów wydaje się jednak, że mamy do czynienia z akcją o poważniejszym rozmiarze, organizowaną i koordynowaną na szczytach rosyjskiej władzy.

Może to potwierdzać fakt przyjęcia w drugim czytaniu przez Dumę Państwową nowelizacji rosyjskiego kodeksu karnego do którego wprowadzono takie określenia jak „mobilizacja”, „stan wojny”, ale także drakońskie kary (od 3 do 10 lat więzienia) za „dobrowolne oddanie się do niewoli”. O wadze, którą do tego projektu przykładały rosyjskie władze świadczy co najmniej kilka przesłanek.

Po pierwsze procedowany był bardzo szybko i w ogóle zrezygnowano z trzeciego czytania. Po drugie nowelizacje tę firmował senator Andriej Kliszas, co w Rosji uznaje się za potwierdzenie faktu, że jest to projekt Kremla. Warto przypomnieć, że Kliszas stał na czele komisji konstytucyjnej a później pilotował nowelizację rosyjskiej ustawy zasadniczej w wyniku czego „wyzerowano” licznik prezydenckich kadencji Putina.

Wreszcie pod propozycją nowelizacji podpisali się przedstawiciele wszystkich frakcji rosyjskiego parlamentu, zarówno z Jednej Rosji, jak i z pozostałych, nawet pozujących na opozycyjne klubów, czyli również komuniści i przedstawiciele partii - Nowi Ludzie. Ma to budować przekaz, iż nowelizacja jest projektem narodowym, jednoczącym, na co dzień różniące się w niektórych kwestiach formacje polityczne. W ten sposób podkreśla się zarówno potrzebę jedności jak i fakt, że mamy do czynienia z projektem „ojczyźnianym”.


Dzisiaj Putin spotkał się też z przedstawicielami rosyjskiego sektora przemysłowego pracującego na rzecz armii i wezwał prezesów firm do skokowego zwiększenia produkcji, niezbędnej na froncie. Z kolei dziennik ekonomiczny RBK zapowiada publiczne wystąpienie Putina w kwestii referendów, co może oznaczać tylko jedno – ich aprobatę. Emigracyjny, ale dobrze poinformowany, rosyjski portal Meduza donosi, że „na Kremlu zwyciężyła partia wojny”. Andriej Percew pisze, że jeszcze pod koniec ubiegłego tygodnia, po tym jak strona ukraińska przeprowadziło skuteczne kontruderzenie w obwodzie charkowskim, kremlowscy urzędnicy skłaniali się do opcji odłożenia referendów na okupowanych terytoriach.

W mediach ukazały się nawet stosowne komunikaty w tej kwestii, co interpretowane było zarówno w kategoriach sukcesu politycznego Kijowa jak i odczytywane jako chęć użycia przez Moskwę kwestii przyszłości okupowanych terenów w kategoriach karty przetargowej na użytek ewentualnych negocjacji. Teraz to się najwyraźniej zmieniło.

Co się stało? Percew powołuje się na relacje wysokich rangą anonimowych urzędników Kremla, którzy są zdania, że o zmianie stanowiska Putina zdecydowała presja „partii wojny”, dość amorficznej grupy w rosyjskim establishmencie, której przedstawiciele opowiadają się za odejściem od retoryki „specjalnej operacji”, ogłoszeniem wojny, mobilizacją zarówno rezerwistów jak i sektora przemysłowego, po to aby Rosja była w stanie wygrać starcie na polu boju.

Portal Meduza do zwolenników zaostrzenia wojny na Ukrainie zalicza m.in. byłego prezydenta Miedwiediewa, obecnie z-cę przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa, Andrija Turczaka, sekretarza generalnego Jednej Rosji, którzy to politycy zawarli taktyczny sojusz z przedstawicielami resortów siłowych w rodzaju Wiktora Zołotowa, szefa Rosgwardi. Percew pisze też o tym, że Putin nie jest zwolennikiem szybkiego kończenia wojny, a jego stanowisko wiąże z niedawnym szczytem państw Szanghajskiej Organizacji Rozwoju, który odbywał się w Taszkiencie w Uzbekistanie.

Do tego wątku jeszcze wrócimy. Portal Meduza argumentuje, że na Kremlu zapadły decyzje w jaki sposób powstrzymać wojskową presję ze strony Ukrainy. Pierwszym progiem miałoby być przyłączenie okupowanych terytoriów do Federacji Rosyjskiej, bo niektórzy specjaliści są zdania, że „Kijów nie odważy się” wojskowo wejść na tereny będące częścią rosyjskiego państwa bojąc się ryzykować pełnowymiarową wojnę. Jeśli to nie pomoże, bo chyba mało kto wierzy w tego rodzaju straszak, tym bardziej, że strona ukraińska regularnie od pewnego czasu ostrzeliwuje terytorium rosyjskiego Obwodu Biełgorodskiego, to wówczas władze rosyjskie mogą przeprowadzić częściową mobilizację, a jeśli i to nie pomoże to mogą się zdecydować na wprowadzenie stanu wojny.

Wróćmy teraz do wątku spotkania w Taszkiencie, bo tworzy ono międzynarodowy kontekst decyzji Putina. Prezydent Turcji Erdoğan, powiedział w wywiadzie, że prowadząc w trakcie szczytu „intensywne rozmowy” z Putinem odniósł wrażenie, iż ten „chce szybkiego zakończenia wojny” i można niedługo spodziewać się ważnych posunięć w tym względzie. Skądinąd wiadomo też, że otwarcie do zakończenia wojny wzywał rosyjskiego prezydenta Narendra Modi z Indii oraz Kasym Tokajew, prezydent Kazachstanu, a stanowisko i gesty lidera Chin, spotkały się w Rosji z rozczarowaniem, bo spodziewano się czegoś więcej.

Szczególnie niebezpieczne, z rosyjskiego punktu widzenia, są ostatnie decyzje władz Kazachstanu. Chodzi po pierwsze o decyzję poddania się nadzorowi amerykańskich urzędników jeśli chodzi o całość kazachskiego eksportu. Tokajew, który zresztą oficjalnie w czerwcu w Petersburgu w obecności Putina powiedział, że jego kraj nie będzie elementem obchodzenia antyrosyjskich sankcji Zachodu, obawia się, że Kazachstan mógłby zostać objęty wtórnymi sankcjami.

Po drugie, przy okazji pobytu Tokajewa w Nowym Jorku, z okazji zaczynającej się sesji ONZ, ma się on spotkać nie tylko z amerykańskim Sekretarzem Stanu, ale również z przedstawicielami wielkich amerykańskich koncernów w rodzaju Exxon Mobil czy General Electric.

W tym wypadku chodzi, jak uważają rosyjscy eksperci o to, że Kazachstan poważnie traktuje propozycje wejścia na europejski rynek gazu i ropy i w tym celu przyspieszeniu ulegają prace których celem jest skierowanie strumienia kazachskich węglowodorów najpierw do Azerbejdżanu i Turcji, a potem do Europy. Amerykańskie koncerny mają w tych projektach uczestniczyć. W przeddzień kongresu w Taszkiencie, Xi Jinping przebywał w Kazachstanie i wyniki tej wizyty też nie mogą nie niepokoić Moskwy.

Powiedział wówczas, że Pekin będzie gwarantem suwerenności i nienaruszalności terytorium Kazachstanu co jest istotnym komunikatem strategicznym, zwłaszcza w związku z rozlegającymi się w Rosji głosami o potrzebie aktywniejszej obrony przez Moskwę interesów rosyjskojęzycznych mieszkańców zamieszkujących północne obszary tego kraju. W wymiarze gospodarczym szczyt w Taszkiencie też trudno uznać za rosyjski sukces. W przeddzień jego rozpoczęcia poinformowano o uzgodnieniu przebiegu trasy kolejowej łączącej Chiny z Kirgizją i dalej z Uzbekistanem.

Ma ona łączyć się dalej z linią kolejową, którą Turcja pociągnęła z Azerbejdżanu do Karsu, co oznacza powstanie jednego wspólnego systemu kolejowego z Chin do Europy z ominięciem Rosji. Przebieg tej trasy dyskutowano przez ostatnie 20 lat, bo Rosjanie blokowali jej powstanie (namawiali Chińczyków na inwestycje w Kolej Transsyberyjską), a jeśli dopuszczali budowę to chcieli aby rozstaw torów był zgodny z rosyjskim a nie europejskim standardem.

Teraz przegrali obie kwestie, a sytuacja jest długofalowo dla Moskwy o tyle niewygodna, że do tego połączenia chcą się dołączyć Iran i Pakistan, co pozwoliłoby skomunikować tę linię z portami na Oceanie Indyjskim. Rosja na tych rozwiązaniach ewidentnie przegrywa, zyskują Chiny i Turcja, które zaczynają mieć coraz więcej do powiedzenia w Azji Środkowej.


Na to wszystko nakłada się sytuacja rosyjskiego budżetu. Nie chodzi o perspektywę załamania się, do tego jeszcze dość daleko, ale o czynniki w sposób trwały odbierające Rosji perspektywy rozwoju. Z przedstawionej przez rosyjskie ministerstwo finansów propozycji budżetowej na rok 2023 wynika, że rośnie uzależnienie rosyjskich finansów od bezpośrednich dochodów z eksportu surowców (te statystyki nie uwzględniają np. dywidend). Obecnie jest to 44 %, podczas gdy w roku ubiegłym było to 36 %. Zdaniem rosyjskich ekonomistów mamy do czynienie z oczywistym, długofalowo niezwykle dla rosyjskiej gospodarki niebezpiecznym zjawiskiem.

Otóż w wymiarze realnym spadło znaczenie dochodów z eksportu innego niż surowcowy, jedyny wzrost w tym roku odnotowano w węglowodorach. Gospodarka „się zwija” w związku z sankcjami, a uzależnienie od eksportu przede wszystkim ropy naftowej jest w dłuższej perspektywie groźne. Dochody z tego tytułu w czasie minionych trzech miesięcy również znacząco zmniejszyły się, a wynik od początku roku wygląda nieźle w efekcie boomu w pierwszym kwartale tego roku i w kwietniu.

O ile jednak w poprzednich latach rosyjski budżet miał nadwyżkę, a kraj w związku z funkcjonowaniem tzw. reguły węglowodorowej gromadził znaczne nadwyżki z tytułu eksportu surowców, to teraz wojna słono Rosje kosztuje. Nie tylko nie ma mowy o nadwyżkach, wszystko jest przejadane na bieżące potrzeby, a nawet przyszłoroczny budżet zaplanowany jest z deficytem, który najprawdopodobniej pokryć trzeba będzie zadłużając się na rynku wewnętrznym. Trendy które się rysują nie są dla Moskwy korzystne. Od 1 stycznia zaczną obowiązywać europejskie sankcje na rosyjską ropę (w całości eksport ten będzie objęty restrykcjami od 1 lutego) a są też zapowiedzi wprowadzenia cen maksymalnych. Przy czym państwa, które nie przyłączyły się do antyrosyjskiej polityki Zachodu, na które Moskwa liczyła, nie mają zamiaru ryzykować własnych interesów. Kazachstan jest tu najlepszym przykładem.


W dłuższej perspektywie czas zatem nie pracuje na korzyść Rosji i dążenie Putina do szybkiego zakończenia wojny, o czym wspominał Erdoğan, oznacza zwiększenie rosyjskiego wysiłku po to aby możliwie szybko wygrać. Czy jest to realne to już zupełnie inna kwestia, ale decyzje które zapadły oznaczają gotowość Moskwy do eskalowania sytuacji przy użyciu wszystkich dostępnych narzędzi. Warto to powtórzyć – wszystkich dostępnych narzędzi, w tym broni masowego rażenia. Nie oznacza to, że Rosjanie zaczną atakować cele na Ukrainie przy użyciu głowic jądrowych już jutro czy za tydzień. Tym niemniej wydaje się, że Moskwa uczyniła krok w tym właśnie kierunku, a to oznacza, że Zachód, przede wszystkim sojusznicy Ukrainy, musimy przygotować się jakiej odpowiedzi udzielić na rosyjską politykę eskalacyjną.

Marek Budzisz
Logo portalu wpolityce.pl