Wraz ze śmiercią królowej Elżbiety II odchodzi cząstka świata

2022-09-11 10:25:05(ost. akt: 2022-09-12 15:25:56)

Autor zdjęcia: pixaby

Wraz ze śmiercią królowej Elżbiety II odchodzi cząstka świata, który wprawdzie umarł już dawno temu, ale jego duch wciąż unosił się nad Europą. Głowa Zjednoczonego Królestwa, choć na realną politykę miała symboliczny wpływ, to odegrała niebagatelną rolę w przypominaniu, czym jest tradycja.
„Tradycją nazwać niczego nie możesz. I nie możesz uchwałą specjalną zarządzić, ani jej ustanowić. Kto inaczej sądzi, świeci jak zgasła świeczka na słonecznym dworzu! Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza! Tradycja naszych dziejów jest warownym murem. To jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza, to jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa, to jest nasza historia, której się nie zmieni. A to co dookoła powstaje od nowa, to jest nasza codzienność, w której my żyjemy” – mówi w ostatniej scenie kultowego polskiego filmu jeden z bohaterów, zwracając uwagę na konieczność posiadania w życiu trwałych fundamentów, mocnych punktów oparcia, które pozwolą nam stawić czoła zmieniającej się rzeczywistości.

Imperia też upadają


Wraz ze śmiercią królowej Elżbiety II odchodzi cząstka świata, który wprawdzie umarł już dawno temu, ale jego duch wciąż unosił się nad Starym Kontynentem. Bo choć wpływ głowy Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej na realną politykę był w gruncie rzeczy symboliczny, to nie sposób przecenić roli królowej w budowaniu, a właściwie podtrzymywaniu narodowej tożsamości oraz przypominaniu, czym de facto jest tradycja.
Księżniczka Elżbieta przyszła na świat w 1926 roku, gdy Europa od ośmiu lat była już zgoła innym kontynentem aniżeli przez ostatnie stulecia. Koniec I wojny światowej oznaczał kres wielkich imperiów: trony Habsburgów, Hohenzollernów i Romanowów zostały obalone. Monarchie, będące symbolem starego świata, odchodziły w przeszłość, a jako że świat nie znosi pustki, to ich miejsce zajęły krwiożercze totalitaryzmy.

Brytyjskie imperium także pękało w szwach, albowiem Statut Westminsterski (1931) oznaczał suwerenność Kanady, Australii, Nowej Zelandii, Unii Południowoafrykańskiej oraz Nowej Fundlandii. Utworzona w 1931 roku Brytyjska Wspólnota Narodów (obecnie Wspólnota Narodów), na czele której formalnie stoi brytyjski monarcha, szybko stała się tworem bardziej przypominającym o dawnej brytyjskiej potędze kolonialnej aniżeli organizacją odgrywającą jakiekolwiek znaczenie na politycznej mapie świata. Notabene jeszcze przed objęciem tronu przez Królową Elżbietę w 1952 roku, spod brytyjskiej kurateli uniezależniły się Indie, Pakistan i Cejlon (Sri Lanka). Nowa królowa bynajmniej nie zatrzymała procesu, w wyniku którego państwa afrykańskie oraz kraje na Morzu Karaibskim zrywały więzy łączące je z koroną. Przypadła jej jednak inna rola. Być może o wiele trudniejsza, bo wymagająca przekonania milionów ludzi, że świat nie może obejść się bez wzorców coraz częściej uważanych za archaiczne.

Postęp, ale jaki?


Rewolucja Francuska nie dość, że zmieniła strukturę społeczną francuskiego społeczeństwa, to sprawiła, że „osiągnięcia” jakobińskiego przewrotu zaczęły docierać daleko poza Sekwanę. Przeświadczenie, że tzw. postęp jest zjawiskiem koniecznym i ciągłym, stało się wówczas fundamentem określonego sposobu myślenia. Jednocześnie w opozycji do takowego postrzegania świata kształtowały się podstawy konserwatyzmu, zakładające szacunek do tradycji, ufność względem religii i autorytetu, jak również wiarę w naturalne pochodzenie władzy monarszej i głównych instytucji państwowych.

Hrabia Józef de Maistre, jeden z najważniejszych europejskich myślicieli politycznych przełomu XVIII i XIX, uważał, że najgorszym złem, jakie wyrządziła Rewolucja Francuska, nie jest jednak to, co zniszczyła, lecz to, co stworzyła. Sabudzki filozof nie mógł wówczas wiedzieć, że duch rewolucji zostanie z nami na długo i stanie się drogowskazem dla bolszewickiego przewrotu oraz samej komunistycznej idei, która garściami czerpała z Oświecenia, mającego niebagatelny wpływ na Rewolucję Francuską.

Wraz z końcem II wojny światowej oświeceniowe dziedzictwo nie zginęło, a Rewolucja 1968 roku sprawiła, że rewolucjoniści przejęli światową kulturę, która od lat podąża w wiadomym kierunku. Jednocześnie Jacques Derrida w eseju „Spectres de Marx” (1993) wieścił, że krążące nad Starym Kontynentem widmo Marksa jest kwestią nie przeszłości, a przyszłości. W istocie jest jednak nieuniknione, a gdy już nadejdzie, to duch marksizmu wraz z całą ideą postępu zostaną z nami po wsze czasy. Przyszłość pokazała, że wizja francuskiego filozofa w pewnym stopniu okazała się profetyczna. Naturalnie możemy zastanawiać się, na ile postmodernizm jest dzieckiem marksizmu. Ale jest nim z pewnością wyrosła z oświeceniowego myślenia – idea postępu, którą w szczególny sposób rozwinęła komunistyczna ontologia. Wiara w postęp, a tym samym w człowieka, który nieustannie kreuje rzeczywistość, jest z kolei substratem lewicowo-liberalnego myślenia, które w dużej mierze stanowi o istocie współczesnej Europy.

Flegmatyczne lenistwo jako szansa?


Elżbieta II przez blisko siedemdziesiąt lat niosła na swoich barkach wielkie dziedzictwo, ciesząc się nieustaną estymą w świecie i społeczeństwie, które stało się wielokulturowe i wielowyznaniowe. Król Karol III w swoim pierwszym orędziu powiedział: „W jej życiu służby widzieliśmy tę trwałą miłość do tradycji wraz z tym nieustraszonym przyjęciem postępu, który czyni nas wielkimi jako narody”. Jako że tradycja to rzecz święta, to nowy król, który ma polskie korzenie (jego prababką była Julia Helska, z której związku z Aleksandrem Helskim urodził się Ludwik Aleksander. Jego wnukiem był Książę Filip – ojciec Karola) oznajmił, iż: „Nasze wartości pozostały i muszą pozostać, niezmienne. Rola i obowiązki Monarchii również pozostają, podobnie jak szczególny związek i odpowiedzialność Suwerena wobec Kościoła Anglii — Kościoła, w którym moja własna wiara jest tak głęboko zakorzeniona”.

Odsetek Brytyjczyków, który uważają, że kraj powinien zachować monarchię, sukcesywnie spada. W 2012 roku 75 procent z nich chciało kontynuacji monarchii. Dekadę później jest to 62 procent. Teoretycznie ciągle dużo, ale tendencja szczególnie wśród ludzi młodych nie sprzyja zachowaniu korony.
Czas pokarze, czy Edmund Burke, jeden z ojców konserwatyzmu, miał rację, pisząc o swoistej brytyjskiej wyjątkowości. Otóż autor „Rozważań o rewolucji we Francji” w momencie gdy wybuchła niniejsza rewolucja, stwierdził, że najlepszym przykładem narodu czerpiącego naukę z historii i stojącego na straży swoich tradycji są Brytyjczycy. „Dzięki naszemu upartemu przeciwstawianiu się zmianom – pisał Burke – dzięki flegmatycznemu lenistwu cechującemu nasz narodowy charakter, nadal nosimy piętno naszych przodków. Jeszcze nie utraciliśmy (jak sądzę) wielkoduszności i godności właściwych duchowi XIV stulecia, jeszcze nie wystylizowaliśmy się na dzikich”.

Michał Mieszko Podolak