Frustrację zamienić w zadowolenie — wywiad z Szymonem Grabowskim, trenerem Stomilu Olsztyn

2022-09-06 08:00:00(ost. akt: 2022-09-06 08:36:30)
Szymon Grabowski, trener Stomilu Olsztyn

Szymon Grabowski, trener Stomilu Olsztyn

Autor zdjęcia: Emil Marecki

PIŁKA NOŻNA\\\ — Musimy dawać jeszcze więcej od siebie, być jeszcze bardziej pazerni, bardziej skoncentrowani. Musimy zacząć od siebie, a nie szukać wymówek gdzieś dookoła — mówi w rozmowie z nami Szymon Grabowski, trener Stomilu Olsztyn.
Cofamy się na koniec czerwca. Podejmuje się pan ponownie pracy w Olsztynie?
— Jak najbardziej. Mało rzeczy żałuję w życiu, tym bardziej takich, gdzie dostałem bardzo dobrą ofertę pracy w bardzo dobrym klubie. Z ogromną przeszłością i dużą liczbą kibiców. Nic bym nie zmienił.

Oficjalnie pod pana dowództwem Stomil rozegrał 10 spotkań, 9 w II lidze, 1 w Pucharze Polski. Jak pan podsumuje ten okres?
— Sinusoida. Dobre zachowania na boisku przeplatamy słabszymi, a dobre wyniki przeplatamy gorszymi. Na tę chwilę tak mogę ocenić te spotkania, zarówno w lidze, jak i w pucharze. Nasze miejsce dobrze oddaje to, w którym aktualnie jest nasza drużyna. Brakuje nam stabilizacji wynikowej a także ciągłości gry. Jeśli to poprawimy i nasza skuteczność, czy konkret będzie mocniejszy, to ta sinusoida będzie przechylała się w stronę pozytywów i nie będziemy falować w dół.

Który mecz w wykonaniu Stomilu był najlepszy w pana ocenie?
— Myślę, że te ostatnie spotkania w naszym wykonaniu były dobre, ale nie chcę mówić, które było najlepsze, bo za chwile się okaże, że mecze, z których jesteśmy zadowoleni pod względem piłkarskim, po prostu przegraliśmy, więc ten najlepszy mecz na pewno jest przed nami. Tego jestem pewien, ale myślę też, że momentami nie mamy się czego wstydzić, patrząc na to, jak chcemy grać i jak gramy. Wiadomo, że do szczęścia brakuje zwycięstwa, które na pewno polepszy ogólną opinię o naszym zespole. Mam nadzieję, że tych meczów lepszych jest więcej niż słabych.

A który najgorszy?
— Z pochyloną głową wybieram ten z Olimpią Elbląg [porażka 0:4 — przyp. red], gdzie zawiedliśmy samych siebie, ale zawiedliśmy przede wszystkim kibiców. Zdajemy sobie z tego sprawę i, tak jak powiedziałem w szatni po meczu, będziemy się starali i staramy się to mocno nadszarpnięte wśród kibiców zaufanie odzyskiwać.

Wahadłami będziecie grać do końca? Pytam, bo jakoś nie widać, aby Stomil miał piłkarzy pod to ustawienie.
— Nie będziemy grali do końca, a jak wnikliwie ktoś by obserwował nasze spotkania, to zauważyłby, że chociażby w meczu z Polonią Warszawa nasze ustawienie momentami było inne. Nie zamykamy się na to ustawienie z trzema środkowymi obrońcami i dwoma wahadłowymi, zdając sobie sprawę, że mamy jeszcze dużo do poprawy, jeśli chodzi o te pozycje, ale ja tak podchodzę do piłki nożnej, że nie system jest najważniejszy, a jednak wykorzystanie materiału ludzkiego. Czy będziemy grali momentami piątką w obronie, czy czwórką, to i tak wszystko zależy finalnie od tego, jaki końcowy wynik osiągniemy.

Stomil gra mocno nieskutecznie, działacze obiecali panu ściągniecie jeszcze jednego napastnika?
— Obiecanie to złe słowo. Wspólnie podchodziliśmy do okienka w końcowym etapie tak, że chcieliśmy zawodnika wahadłowego i na pozycję numer 9. To był nasz priorytet. Niestety nie udało nam się tak skompletować pozycji numer 9, żeby dawała nam spokój, nawet jeśli chodzi o zwiększoną rywalizację dla Piotrka Kurbiela, Bartosza Florka i nowego zawodnika, albo idąc mocniej — postawić na takiego zawodnika, który byłby numerem jeden w naszej sytuacji. Życie napisało taki scenariusz, że najprawdopodobniej do zimy będziemy musieli sobie radzić w takim zestawie personalnym jaki mamy i lepiej, mocniej i mądrzej przygotować się do następnego okienka.

Skąd się bierze ta nieskuteczność? To co się wydarzyło w Siedlcach jest wręcz niewytłumaczalne.
— Nie tylko w Siedlcach, bo każdy z ostatnich meczów pokazuje nam, że nie zasłużyliśmy na to, bo za mało daliśmy od siebie. Musimy w każdym elemencie dawać jeszcze więcej od siebie, a element finalizacji pokazuje, że musimy być jeszcze bardziej pazerni, jeszcze bardziej skoncentrowani, jeszcze bardziej chcieć. Musimy zacząć od siebie, a nie szukać wymówek gdzieś dookoła.

Inna konfiguracja na boisku tego składu personalnego mogłaby dać coś więcej? Czy raczej zespół jest ustawiony optymalnie, ale właśnie piłkarze dają za mało od siebie?
— Dają za mało w kontekście finalizacji i tej pazerności pod bramką rywala. Jeśli chodzi o ustawienie na boisku, to zastanawialiśmy się ze sztabem, co moglibyśmy zmienić i każdy mecz, który analizujemy, zaczynamy od analizy siebie, co moglibyśmy dać jeszcze więcej drużynie, co my zrobiliśmy źle, bo pewnie kilka rzeczy robimy nie tak jak trzeba i wyciąganie wniosków zaczynamy od siebie samych. Niemniej jednak, patrząc na to co się dzieje na połowie przeciwnika, gdzie kreujemy grę i dochodzimy do sytuacji, to pokazuje jednoznacznie, że nie jest to wina ustawienia, ale wina indywidualna, z którą musimy sobie poradzić. Kolejną jednostkę przygotowujemy pod to, żeby jeszcze bardziej pomóc zawodnikom indywidualnie niż zespołowo. Jest taki pomysł, zobaczymy. To ustawienie dla mnie jest dobre, co pokazują nawet liczby. Ja nigdy do liczb nie odnoszę się zero-jedynkowo, ale myślę, że dużo mówią. Jeśli, poza meczem z Olimpią Elbląg, w tabelce expected goals [xG - red] mamy przewagę nad przeciwnikami i kreujemy w każdym meczu więcej tych sytuacji do zdobycia bramki, to też o czymś to świadczy.

Na co aktualnie stać Stomil? Rzeczywiście tylko na dolne rejony tabeli?
— Nie. Tutaj musimy cały czas podchodzić racjonalnie, ale z wiarą i dobrą oceną swoich możliwości i umiejętności. Naszym zadaniem, moim zadaniem, jakie zostało przede mną postawione, jest utrzymanie drużyny w drugiej lidze. Od samego początku mówię, że musimy to zrobić jak najszybciej i próbować walczyć o coś więcej. Cały czas tak do tego podchodzę. Ta liga pokazuje, że z piekła do nieba i z nieba do piekła jest bardzo krótka droga, więc na tę chwilę nie możemy się załamywać, czy — tak jak po pierwszych kolejkach uczulałem chłopaków — popadać w huraoptymizm, bo jeszcze nic nie wygraliśmy, ani niczego nie przegraliśmy, a głęboko w to wierzę, że jeśli się nam przytrafi lub sobie na nią zapracujemy, seria dwóch, trzech meczów wygranych, to za chwilę będziemy w górnych rejonach tabeli i ten obraz naszych napastników, naszych finalizacji, naszej gry będzie zgoła odmienny od tego, jaki jest teraz. Na pewno jednak rozumiem ludzi, którzy chcą więcej, oczekują więcej, bo to jest normalne. Gorzej by było, gdyby do tej sytuacji nasi kibice podchodzili obojętnie, to byłoby najgorsze.

Jak pan ocenia przeskok jakościowy pomiędzy I a II ligą i to, że w tym sezonie rozgrywki II ligi stoją na niskim poziomie?
— Przeskok jakościowy jest i to na pewno jest widoczne. Nie chcę oceniać, czy liga jest słaba czy nie. Myślę, że my mamy na tyle dobrą drużynę, żeby w tej lidze zaistnieć. Patrząc na każdy mecz, którego nie wygraliśmy, analizując, dlaczego tak się stało, jakie były tego powody, widzimy tylko jedno — że potraciliśmy punkty w sposób, w jaki nie powinniśmy tracić. Skupiamy się na sobie a nie na lidze. Jeżeli sobie z tym nie poradzimy, to będzie to świadczyło o tym, że — jeśli w opinii kibiców i komentatorów liga jest słaba — to z nami też jest coś nie tak. Pracą i wspólnym dążeniem do pełni formy w każdym spotkaniu sprawimy w tej słabej lidze, że będziemy się na tyle dobrze prezentować, że długimi momentami będziemy mocniejszym punktem niż średnia ligi.

Ściąganie obciążenia mentalnego z zawodników jest jednym z najważniejszych zadań sztabu trenerskiego. Jak pan sobie radzi z tą na pewno narastającą frustracją?
— Staram się podchodzić do tego cały czas tak samo i tej presji zbytnio na zawodników nie nakładać, bo to są młodzi ludzie, którzy, w większości, nie do końca funkcjonowali na tym poziomie piłkarskim i to bardzo często te osoby popełniają błędy w defensywie. Nie przykryją — tracimy bramkę, źle przyjmą — tracimy bramkę, nie pocelują odpowiednio — nie strzelimy bramki. Mam na tyle dobrą ocenę tej sytuacji i jestem w stanie wykrzesać z tych zawodników tyle, że ta frustracja za chwile będzie się przeradzała w zadowolenie, że nam wyszło i zawodnicy uwierzą jeszcze mocniej w swoje umiejętności, które powinny wystarczyć, abyśmy z meczu na mecz dawali sobie i kibicom więcej radości niż do tej pory.

A pan jak sobie z tym radzi?
— Staram się z tym sobie radzić i do pewnych rzeczy podchodzić z dystansem. Jestem na tyle ambitnym człowiekiem, że wiem w jakim miejscu się znajduję i przede wszystkim w jakim klubie jestem. Byłoby nie fair, gdybym przechodził nad tym do porządku dziennego. Ja sobie radzę w ten sposób, że cały czas wizualizuję ten zespół wygrywający, tych zawodników strzelających, tych zawodników dobrze broniących i nie chcę się “zamóżdżać”, że te rzeczy, które są złe, będą cały czas. Wiem, że moje funkcjonowanie, czy moje życie w szatni przekłada się na zawodników, więc cały czas będę do nich podchodził z optymizmem i będę wlewał moją wiarę w nich, żeby jeszcze mocniej wierzyli sami w siebie.

Jest pan już jakiś czas w Olsztynie. Miał pan możliwość lepiej poznać miasto? Jak się panu w Olsztynie podoba?
— Poznaję miasto w momentach, kiedy są ze mną córki i żona, bo to one, kiedy ja jestem w klubie, przecierają szlaki, a potem mnie oprowadzają, więc to jest fajne i tylko mogę żałować, że jest to tak rzadkie. Niemniej jednak miasto bardzo mi się podoba, Starówka jest przepiękna, gdyby nie ta rozkopana komunikacja czy remonty, to naprawdę byłoby mega. Nie będę już wspominał o tym, co daje nam natura w Olsztynie, bo to każdy wie, że tu jest pięknie, zapewne o każdej porze roku. Mogę się tylko w samych superlatywach wypowiadać o życiu w Olsztynie. Nie mogę pominąć też ludzi, bo to ludzie tworzą miasto i to ludzie tworzą klub. Podoba mi się to, co tutaj się dzieje i to co mówiłem wcześniej — nie podchodzi się tu obojętnie do tego co się dzieje, tu mam na myśli stricte Stomil. Jeżeli jest dobrze, to jest fajnie, natomiast jeżeli jest coś źle, to jest rzeczywiście źle i to też pokazuje, jak bardzo tym oddanym ludziom w tym mieście należy się to, by z naszych wyników mieć więcej radości niż ostatnio.

Emil Marecki