Grupa Hunter ze Szczytna: Scena oczyszcza z negatywnych emocji

2022-09-04 18:55:00(ost. akt: 2022-09-02 16:31:15)

Autor zdjęcia: Ilona Matuszewska

Grupa Hunter ze Szczytna to jeden z najstarszych zespołów na polskiej scenie metalowej. Muzycy na emeryturę jeszcze się nie wybierają. Wokalista Paweł Grzegorczyk opowiedział nam m.in. o obchodzonym z poślizgiem jubileuszu, planach na najbliższą przyszłość i o tym, dlaczego nie zostanie burmistrzem Szczytna.
— 35 lat na scenie, a w zasadzie już nawet 37. Czujesz się spełnionym muzykiem?
— Chyba tak. Nagrywamy płyty, cały czas istniejemy, więc wszystko jest ok. Wiadomo, że można byłoby więcej zrobić, nagrywać więcej płyt itp. Robimy jednak tyle, ile jesteśmy w stanie. Póki się podobają, ludzie chcą ich słuchać, to tak - możemy mówić o spełnieniu.

— Jubileusz 35-lecia świętowaliście na Dniach i Nocach Szczytna. Podobno najtrudniej występuje się przed własną publicznością?
— Niekoniecznie. Kiedyś, na początku, rzeczywiście tak było. Później z czasem przestało to już mieć znaczenie czy gramy w Szczytnie, Zabrzu czy we Wrocławiu. Wszędzie tak samo świetnie ludzie nas przyjmowali, więc teraz nie mam już takiego odczucia, że na własnym podwórku jest trudniej.

— Po tylu latach można byłoby odnieść wrażenie, że muzyka Huntera jest grana przez weteranów dla weteranów. Tymczasem w Szczytnie w pierwszych rzędach widziałem mnóstwo młodych twarzy.
— Ta średnia wieku się minimalnie podniosła. Jeszcze kilka lat temu mieliśmy 12-, 13-, 14-latki. Oni teraz mają już 18-19 lat. Z kolei młode pokolenie bardzie słucha rapu i hip hopu. Więc ten wiek jednak trochę się przesunął, chociaż nadal są to nastolatki. Oczywiście wciąż zdarzają się młodsi, ale kiedyś było och dużo więcej. W tej chwili ta młodzież nieco dorosła ale wciąż z nami jest. Oczywiście w tylnych rzędach stoją rodzice, a nawet i dziadkowie, bo tak też się zdarza.

— Gdybyś mógł albo musiał zmienić w tej historii, którą przeżyliście jako Hunter, to co by to było?
— Ciężko powiedzieć. Na pewno zrobiłbym wszystko, żeby to tak długo nie trwało. Zanim się rozkręciliśmy tak, że zaczęliśmy to robić prawie profesjonalnie, to straciliśmy mnóstwo czasu, bo nie byliśmy w stanie nagrać płyty. Nie było nas stać, nie było wydawcy itp. Gdyby to się potoczyło szybciej, to myślę, że do tej pory stworzylibyśmy dużo więcej muzyki. Bylibyśmy w innym miejscu, chociaż ciężko powiedzieć czy w lepszym. Tego już nie sprawdzimy. Mieliśmy pecha, że nie trafiliśmy na kogoś, kto by nas pokierował. Kogoś z wizją. Owszem, byli udzie, którzy nam bardzo dużo pomogli. Brakowało nam na początku jednak profesjonalnej firmy wydawniczej czy menagementu. Być może to by pchnęło nas dużo wcześniej do pewnych rzeczy. Z drugiej strony - byś może byśmy grali zupełnie coś innego. A jeśli komuś się podoba to, co robimy, to może tak właśnie musiało być. Tak to sobie tłumacze. Kiedyś było też dużo więcej siły, więc pewne rzeczy można było robić szybciej niż teraz.

— Słuchałem ostatnio przekrojowo Waszych utworów, od "Żniwiarzy umysłów", przez "Kiedy umieram..." i "Petrobożka" po nowsze. I patrząc na to, co się dzieje dookoła nas, straszne jest to, że te teksty są ciągle aktualne...
— Niestety tak właśnie jest. Ale tu nie trzeba być Nostradamusem. Taka jest natura ludzka. Zawsze było tak, że jedni wykorzystywali drugich, silniejsi słabszych, sprytniejsi naiwnych. Tak już jest. Czy to jest dyktator, premier, prezes czy ktokolwiek inny. Cwaniaków nie brakuje. Najczęściej mają kupę kasy ale nadal nie znają limitów. Przecież Putin to pewnie najbogatszy człowiek świata, a ciągle mu mało. To jest przygnębiające. To najwyższy poziom "Imperium Zła". W Polsce tez mamy przykłady ludzi, którzy aspirują do tego modelu. Czasami mam wrażenie, że również byliby w stanie zrobić wszystko, żeby tylko utrzymać się przy władzy i nadal bezkarnie wykorzystywać innych.

— Wielu artystów w czasie pandemii mając przerwę od koncertów, zamknęło się w domach i stworzyło materiał na nowe płyty. Część nawet już się ukazała. A jak tam w Hunterze?
— Nas pandemia niestety psychicznie zgniotła. Okazało się, że nie byliśmy zupełnie przygotowani na brak koncertów. Każdy ma z tyłu głowy taką sytuację, że będzie mniej ludzi przychodziło, że będziemy grali mniej. My mamy na koncertach dosyć rozbudowaną produkcję, więc nie możemy zagrać gdziekolwiek, dla jakiejkolwiek ilości ludzi, bo to są za duże koszty ekipy, sprzętu itd. Z tym, że nie będziemy w stanie grać tyle ile byśmy chcieli liczymy się już od dawna, natomiast branie pod uwagę tego, że nie będziemy grali w ogóle - nie wchodziło w grę. Mocno nas to "tąpnęło" i uświadomiło, jak ważne są dla nas koncerty. Wiadomo, że trzeba nagrywać płyty, ale najbardziej kręci nas granie na żywo. Tam się w pełni realizujemy i oczyszczamy z negatywnych emocji. Wracasz z grania do domu i możesz dalej mierzyć się z codziennymi problemami, których jest przecież bez liku. Jak tego z siebie nie wyrzucisz, to się piętrzy i zaczynasz w pewnym momencie bardzo to odczuwać. Ty i twoje otoczenie. Zapadliśmy się dosyć mocno, było wręcz depresyjnie. W pewnym momencie na szczęście zaczęliśmy działać. Nie wykorzystaliśmy jednak tego czasu tak, jak powinniśmy to zrobić, czyli rzucić się w wir studia, nagrywać ile się da i potem tylko czekać na odblokowanie koncertów. To nam się nie udało. Pracujemy jednak teraz nad dwiema płytami - elektryczną i akustyczną. "Kiedy umieram..." w wersji ukraińskiej było pierwszą zajawką tej akustycznej. Na płytę elektryczną już mam napisane teksty. Na ten moment chciałbym się jednak skupić na unplugged, bo robimy ją już siedem lat i cały czas przekładamy, bo elektryczne płyty są priorytetem. Teraz przyszedł czas to zmienić. Chcemy w końcu skończyć to, co zaczęliśmy.

— Ruszyły koncerty. Tylko, że z rzeczywistości pandemicznej przeskoczyliśmy w rzeczywistość wojenną. To również czuć na Waszych występach.
— Teraz jesteśmy już na etapie, że wszyscy są zmęczeni tym tematem. Z drugiej strony to wciąż trwa. Na Ukrainie niewiele się zmieniło. Ludzie cały czas się zabijają, giną dzieci, jest regularna wojna. Myślenie o tym, że jest lepiej i można odetchnąć nie jest prawdą. Trzeba o tym cały czas mówić i uświadamiać ludziom, że nasza pomoc i wsparcie są ciągle potrzebne. Ukraińcy walczą przede wszystkim za siebie, ale też i za nas. Gdyby nie oni, to podejrzewam, że niedługo byśmy u nas rublami płacili. Dziwię się Europie. To oczywiste, że im dalej na Zachód, tym mniejszy jest ten strach. Tylko jeśli oglądają jakiekolwiek doniesienia z Ukrainy, to chyba widza, że agresor nie ma żadnych limitów i nie widać ich końca. Rosjanie nie cofną się przed niczym. Ma być powrót do imperium za wszelką cenę i koniec. Jeśli ludzie teraz tego nie powstrzymają, to będzie już tylko coraz gorzej. Rządzący też są w rozkroku. Z jednej strony chętnie by się pozbyli problemu kosztem ugłaskania Rosji. Z drugiej jest to jednak krótkowzroczne. Rosjanie się tym razem lepiej przygotują i ruszą ponownie, a wtedy nie będzie już co zbierać.

— Przed Wami jesienna trasa. Będzie się "działo"?
— Dawno nie graliśmy tras, prawie trzy lata. Mam nadzieję, że będzie super. Zresztą już po ostatnich koncertach czuć, że i my i ludzie stęskniliśmy się za sobą.

— Zrobicie przekrój przez swoją historię czy na coś położycie szczególny nacisk?
— Zwykle robimy przekrój. To będzie mocno antywojenna trasa, więc pewnie zrobimy małe przemeblowanie. Setlistę zmodyfikujemy tak, aby to wszystko miało sens.. Na pewno nie zabraknie "Kiedy umieram..." po ukraińsku. Rozmawiamy z naszymi przyjaciółmi, żeby nas gościnnie wsparli. Planujemy kilka niespodzianek. Mam nadzieję, że uda nam się je zrealizować.

— Wpisując się do księgi pamiątkowej Szczytna złożyłeś podpis, tam gdzie powinien burmistrz. To jakiś znak? W końcu wybory samorządowe tuż tuż...
— Nie, nie, nie. Byłem co prawda radnym przez osiem lat. Wybrano mnie nawet na dwie kadencje. Po ośmiu latach jednak stwierdziłem, że to już nie dla mnie i nie wystartowałem więcej. Parę osób się zmieniło po pierwszej kadencji i wszystko straciło to dla mnie sens. Szkoda mi było na to czasu. Praca samorządowa na rzecz miasta jest super i daje niesamowitą satysfakcję. Ale kłócić się z ludźmi, albo patrzeć na "polityczków" małego formatu próbujących uskuteczniać swoje gierki, to nie dla mnie. Szkoda na to czasu i nerwów. A z kolei burmistrz to poważna i wymagająca funkcja. Nie każdy sobie z nią poradzi. Trzeba mieć podejście i predyspozycje. Ja takich nie mam. Tak więc na pewno nie ma o czym mówić (śmiech). To do tego praca, której nie kończysz o 15-tej, tylko zabierasz do domu, więc kiedy grać? Może gdybym nie miał w życiu co robić, i nie wiedział jaka jest specyfika tego stanowiska to bym o tym pomyślał przez moment, ale wiem. Wiec nie. Poza tym szkoda mi każdej chwili straconej na rzeczy, do których nie czuję pociągu. Zostawmy to ludziom, którzy to czuja i się do tego nadają.

Wojciech Caruk

Od 30 września do 30 października Hunter zagra serię koncertów na terenie całego kraju. Jedyny występ w woj. warmińsko-mazurskim odbędzie się 1 października w Moto Gospodzie w Kruklankach (pow. giżycki).


Hunter w social mediach:
Facebook: HUNTER.Oficjalna.Strona.Zespolu
Instagram: hunterbandpoland
Twitter: HunterBandPL
YouTube: huntersoulmetal
Strona internetowa: www.huntersoulmetal.pl