Ze stratą dziecka trudno się pogodzić. O swojej historii Ania i Paweł

2022-09-04 13:25:00(ost. akt: 2022-09-03 15:15:36)

Autor zdjęcia: Pixabay

Strata dziecka to doświadczenie bolesne. I niezrozumiałe. Szok, niedowierzanie, żal, ból. Dramat jednak nie kończy się na zabiegu czy pogrzebie. Dookoła roześmiane buzie maluchów, dumne mamy wiozące w wózeczkach dzieci i szczęśliwe kobiety otaczające dłońmi rosnący brzuch. Tego się nie zapomina...
Szczęśliwa rodzina. Ania i Paweł o dziecku marzyli od kiedy zrozumieli, że chcą być razem na dobre i złe. Zaręczyli się tuż po studiach, wynajęli mieszkanie, zaczęli pracować. Dwa lata po zaręczynach odbył się ślub. To był piękny dzień, pełen wzruszeń, życzeń.

— Większość gości życzyła nam potomstwa. To było też nasze marzenie — opowiadają. — Nasze rodzeństwo miało już dzieci, lubiliśmy się z nimi bawić, opiekować się. Chętnie zostawaliśmy z nimi, gdy ich rodzice musieli gdzieś wyjść. Kochaliśmy te dzieciaki i bardzo pragnęliśmy stać się rodzicami takiej istotki. Planowaliśmy, że będziemy mieć trójkę dzieciaków, bo sami tez pochodzimy z wielodzietnych rodzin i wiemy jakie to szczęście mieć dużą rodzinę.

Marzenia o dziecku
W pierwszą rocznicę ślubu Ania i Paweł oznajmili rodzinie, że za pół roku ich rodzina się powiększy. Radość była ogromna. Małżonkowie na każdą wizytę u lekarza chodzili razem, z dumą pokazywali zdjęcia z badania USG.
- Moja pierwsza ciąża przebiegła książkowo. Miałam 28 lat jak urodziłam Natalię, wymarzoną, upragnioną i cudowną córeczkę - opowiada Ania. - Mimo problemów z porodem, po dwóch dobach córka przyszła na świat przez cesarskie ciecie. Drobne, malutkie ciałko ważyło 2.900 i mierzyło 52 centymetry.
Położna pokazała Ani córkę. Piękna chwila dla matki - wzruszająca i jedyna. Pierwsze spotkanie matki z dzieckiem.

— Jej zawieszony wzrok na mnie jakby myślała "kto to jest? To u niej było mi tak dobrze? Czy to ona mówiła do mnie? I dlaczego się tak na mnie patrzy?" — wspomina wzruszona. — Trzymałam ją, a ona patrzyła mi prosto w oczy swoimi pięknymi oczkami. Nie umiałam określić emocji jakie mi w tamtej chwili towarzyszyły. Płakała i ja płakałam. I wtedy poczułam jaki świat jest piękny. Mając przy sobie tą małą istotkę ze swojej krwi, z ciała czujesz, że jesteś już kimś innym, że to doświadczenie i nowa rola zmieniła cię na zawsze. Czy tego chcesz, czy nie... Zmęczenie, ból i niepokój minęły w jednej chwili. Karolinka wywróciła nasze życie do góry nogami.

Kiedy dziewczynka miała trzy lata rodzice postanowili, że czas powiększyć rodzinę. Skrycie marzyli o synku, jednak wiedzieli, że najważniejsze to to, by urodził się zdrowy. Po trzech miesiącach, kiedy na teście ciążowym zobaczyli upragnione dwie kreski, oszaleli ze szczęścia.
— To była ogromna radość, że się udało! Pół roku wcześniej kupiliśmy mieszkanie, zdążyliśmy się przeprowadzić a tu taka niespodzianka — opowiada Ania. — Z poprzednich doświadczeń, jedynym moim zmartwieniem na początku drugiej ciąży było to, żeby za dużo nie przytyć. Marzył mi się chłopiec ogromnie, bo w najbliższej rodzinie chłopaków jest jak na lekarstwo. Paweł bardzo się ucieszył a mała Karolcia wciąż pytała kiedy już będzie miała brata lub siostrzyczkę.

Upragniony syn
Małżonkowie byli zaskoczeni i przeszczęśliwi, gdy na usg w piątym miesiącu ciąży okazało się, że ich marzenie się spełni. Zaczęli kompletować ubranka dla chłopca, wybrali też imię. Ignaś miał się urodzić w marcu. Ania regularnie chodziła na wizyty lekarskie, dbała o siebie. W szóstym miesiącu ciąży lekarka dokonała wszystkich podstawowych pomiarów i napomknęła, że rozmiary główki dziecka są nieco poniżej normy.

— Po chwili jednak mnie uspokoiła i powiedziała, że to nic groźnego — mówi. — Jednak ziarnko niepokoju zostało zasiane... Poszłam do innego lekarza. Tam po nieco dokładniejszym usg usłyszałam, że faktycznie główka jest nieco mała. Skierowano mnie na badania krwi pod kątem ewentualnego zakażenia toksoplazmozą i cytomegalią. Miałam pojawić się na kontroli po 2. Na podstawie obu badań sonograficznych zapewniono mnie, że wszystko jest w porządku, a wymiary w normie. Infekcji nie było. Poczułam się spokojniejsza, czułam ruchy dziecka, czułam się dobrze. Wyznaczono mi termin cesarki, za dwa miesiące miałam tulić w ramionach naszego synka...

Śmierć dziecka
Na dwa tygodnie przed wyznaczonym terminem Ania zaczęła odczuwać dziwne bóle w dolnej części kręgosłupa. W 38 tygodniu ciąży odeszły jej wody. Małżonkowie natychmiast wezwali karetkę, która przewiozła Anię do szpitala
— Miałam już regularne i bolesne skurcze. Zostałam przyjęta na oddział. Zrobiono mi jeszcze rutynowe usg, żeby sprawdzić ułożenie dziecka. Lekarka, która mnie badała, zamilkła... — wspomina Ania. — Poczułam od razu, że coś jest nie tak. Za chwilę wokół mnie biegały pielęgniarki i lekarze. Pytałam co się dzieje, ale początkowo nikt nic mi nie mówił. W końcu podszedł do mnie lekarz i powiedział mi, że moje dziecko nie żyje. W jednej chwili mój świat się zawalił. Nie rozumiałam, co do mnie mówią ani co się wokół mnie dzieje. Krzyczałam i płakałam... Potem zabrano mnie na salę operacyjną, gdzie urodził się nasz syn. Pozwolono mi go zobaczyć i przytulić. Patrzyłam na niego i nie wierzyłam, że nie żyje. Modliłam się, żeby zaczął płakać. Niestety, nic takiego się nie stało.
Po kilku dniach pobytu w szpitalu Ania wróciła do domu. Nie było łatwo, choć Paweł starał się wspierać ją w tych trudnych chwilach. To on zajął się organizacją pogrzebu, opiekował się córką i dbał o dom.

— Ja też cierpiałem, bo też straciłem dziecko — mówi Paweł. — Jednak musiałem być silny, wspierać Anię i myśleć o córce. To były najtrudniejsze chwile w naszym życiu. Bardzo wspierała nas rodzina i przyjaciele. Jednak, kiedy zostawaliśmy sami cierpienie wracało ze zdwojoną silą. Wiedzieliśmy, że nie możemy się załamać, bo mamy Karolinkę. Ona była smutna, bo nie mogła zrozumieć co się stało, dlaczego nie ma braciszka.

Żałoba w sercu pozostaje
Po kilku miesiącach małżonkowie zdecydowali się skorzystać z pomocy psychologa. Cały czas uczęszczają na terapię.
— Nauczyłam się, że żałoba to podróż, którą trzeba odbyć powoli i po swojemu, że nie ma dobrego, czy złego sposobu na jej przetrwanie — mówi Ania. — Nigdy nie zapomnę widoku twarzyczki syna, nie zapomnę, że był... Trudno mi się pogodzić z myślą, że nigdy go nie przytulę, nie usłyszę słowa "mama". Wciąż na widok dzieci chce mi się wyć. Kiedy widzę w telewizji pobite czy też zabite przez rodziców dzieci, zastanawiam się, gdzie w tym wszystkim sens i logika. Ci ludzie pozbywają się dzieci, wyrzucają, zabijają, a ci, którzy pragną i mają wiele uczuć, żeby obdarowywać, tracą je.

Minęło już dwa lata od tych tragicznych wydarzeń. Kiedy kobieta rodzi zdrowe, śliczne dziecko, wszyscy są szczęśliwi, gratulują, zachwycają się noworodkiem. Gdy na świat przychodzi martwe dziecko, nagle wszystko zmienia się diametralnie.

— Po pogrzebie dzień w dzień siedziałam na cmentarzu i dopiero tam zobaczyłam, ile nieszczęśliwych kobiet chodzi po tym świecie. Mam nadzieję, że wreszcie ktoś zrozumie, jak ważna jest pomoc psychologa i „ludzkiego” lekarza w tak trudnych sytuacjach w życiu, jakim jest utrata kochanego dziecka — podkreśla. — Wierzę, że nasz synek jest z nami i bardzo chciałabym znów wydać na świat zdrowe dziecko. Boję się ale też nie chcę by nasza córka była pozbawiona przyjemności posiadania rodzeństwa. czas leczy rany, choć nie pozwala zapomnieć. Dzięki mojej rodzinie chcę z optymizmem patrzeć w przyszłość. Wierzę, że jeszcze spełni się nasze marzenie i będziemy pięcioosobową rodziną.