Polscy żołnierze nie tylko się bronili

2022-09-01 14:00:00(ost. akt: 2022-09-01 12:33:23)

Autor zdjęcia: archiwum

Większość z nas wie, jak przebiegała tzw. "Kampania Wrześniowa 1939". Często nazywana jest też "wojną obronną". Warto jednak odnotować fakt, że polscy żołnierze nie tylko się bronili, a w początkowych planach było nawet uderzenie na Prusy Wschodnie.
Jak się okazuje, Prusy Wschodnie stały się polem walki nie tylko na przełomie 1944 i 1945 roku. Również we wrześniu 1939 doszło tutaj do starć pomiędzy oddziałami polskimi i niemieckimi. Do pierwszego kontaktu doszło dosyć szybko, bo tuż po wybuchu wojny. Dowódca Podlaskiej Brygady Kawalerii, gen. Ludwik Kmicic-Skrzyński wydał 2 września rozkaz rozpoznania wroga po przeciwnej stronie granicy oraz wzięcia jeńców w celu przesłuchania. W akcji wzięli udział żołnierze 1. i 3. szwadronu 10. Pułku Ułanów Litewskich. Tego samego dnia stoczyli zwycięskie potyczki z niemieckimi oddziałami Grenzschutzu (Straż Graniczna) i Landwehry (oddziały miejscowych rezerwistów i ochotników) oraz zajęli wieś Birkental (Brzózki Małe, obecnie nieistniejąca wieś koło Białej Piskiej - przyp. red.), biorąc do niewoli grupę jeńców.

Żołnierze 10. Pułku Ułanów Litewskich kontynuowali rozpoznanie w nocy z 2 na 3 września. Nie napotykając żadnego oporu oddziały dotarły do Grossdorfu (Bełcząc) k. Białej Piskiej. Dalej dołączyli do nich kawalerzyści z 5. Pułku Ułanów Zasławskich i strzelcy z 9. Pułku Strzelców Konnych z plutonem tankietek i baterią 14. Dywizjonu Kawalerii Konnej. Po przeprowadzeniu szybkich ataków zdobyli Birkenberg (Brzózki Wielkie) i Klarheim (Długi Kąt). W tym samym czasie oddział kolarzy zajął Falendorf (Sokoły Górskie). Na tym ich marsz się zakończył. Zostali powstrzymani silnym ostrzałem karabinów maszynowych i artylerii pod Białą Piską. 3 września wycofali się na tereny Polski zabierając ze sobą wielu niemieckich jeńców.

Kilka plutonów ze 135. Pułku Piechoty, kierując się otrzymanym rozkazem, dokonało odbicia polskich Bogusz i zajęcia przygranicznej miejscowości Prostken (Prostki). Udało się tego dokonać po dwugodzinnych walkach, jednak tego samego dnia Polacy otrzymali polecenie wycofania się. Dzień później, 4 września w odwecie żołnierze niemieccy zrównali z ziemią Bogusze.

3 września 2. i 4. szwadron z 3. Pułku Szwoleżerów Mazowieckich zaskakując niemiecką kompanię pionierów zajęli wieś Reuss (Cimochy). Żołnierze po krótkiej walce pokonali obsadę niemieckiej strażnicy granicznej, zniszczyli urządzenia stacji kolejowej, po czym się wycofali. Przy okazji uprowadzono jeńców i zdobyto trochę uzbrojenia. W nocy z 3 na 4 września 2. pluton 3. szwadronu z 2. Pułku Ułanów Grochowskich wybrał się do położonej tuż za granicą wsi Merunisken (Mieruniszki). Na swojej drodze nie napotkali jednak żadnego przeciwnika i szybko powrócili na tereny Polski. Prawdopodobnie w drodze powrotnej kilku ułanów obrzuciło granatami strażnicę Grenzschutzu.

Przeprowadzone w ten sposób akcje rozpoznawcze miały swój strategiczny cel. Na 4 września gen. bryg. Czesław Młot - Fijałkowski, dowódca suwalskiej grupy operacyjnej "Narew", zaplanował duże uderzenie na Prusy. Miały w nim wziąć udział połączone siły Podlaskiej i Suwalskiej Brygady Kawalerii. Wiązało się to z umowami sojuszniczymi z Anglią i Francją. Do momentu wypowiedzenia przez nich oficjalnie wojny oddziały polskie nie mogły wkraczać na teren wroga. Ostatecznie jednak do ataku nie doszło. Naczelne Dowództwo Wojska Polskiego wydało generałowi rozkaz wycofania oddziałów do lasów położonych w okolicy Zambrowa.

Według historycznych danych Polacy atakowali nie tylko oddziałami naziemnymi. W działaniach zbrojnych doszło również do walk powietrznych. W Ciechanowie stacjonowała 41. Eskadra Liniowa 4. Pułku Lotniczego, która przeprowadzała loty rozpoznawcze nad obszarem Prus. 2 września załoga małego bombowca P23 "Karaś", złożona z por. obser. Czesława Malinowskiego, ppor. pilota Bolesława Kuziana i st. szer. Tadeusza Rybaka, przelatując nad Nidzicą zauważyli duże zgrupowanie sił Wehrmachtu na dworcu kolejowym. Wbrew podpisanemu przed wylotem rozkazowi , zabraniającemu jakichkolwiek ataków, por. Malinowski podjął inną decyzję. Załoga wykonała nawrót i zrzuciła kilka bomb, ostrzeliwując niemieckich żołnierzy z karabinów maszynowych oraz wyrzucając przez okno kilka granatów ręcznych. Strat wprawdzie nie spowodowali żadnych, ale liczył się efekt psychologiczny. Na rozpoznanie ruchu i kierunków marszu oddziałów niemieckich polecieli też ppor. obs. Strejmik, kpr. pil. Janicki i kpr. strz. Jankowski. Po południu wystartowali: pchor. obs. Tuszyński, kpr. pil. Leszkiewicz i st. szer. strz. Komornicki. Nie wykryto żadnych znaczniejszych ruchów wojsk na terenie Prus Wschodnich.

3 września wykonywano 5 zadań rozpoznawczych. Rano rozpoznanie ruchów wojsk na drogach Chorzele – Willenburg (Wielbark) – Ortelsburg (Szczytno) – Allstein (Olsztyn) – Neidenburg (Nidzica) wykonali: pchor. obs. Ośmiałowski, kpr. pil. Thiesler i st. szer. strz. Talkowski. Wykryte zostały kolumny kawalerii i samochodów. Załoga samolotu otworzyła do nich ogień. W południe tego samego dnia polecieli: pchor. obs. Pokorniewski, kpr. pil. Soroko i pchor. strz. Kisielnicki. Rozpoznania dokonywano w rejonie Mławy, Jedwabna i Chorzeli. Załoga: por. obs. Hałłas, kpr. pil. Thiesler i st. szer. strz. Talkowski, poszukiwała dużej jednostki pancernej na północ od Zawady. Jednostki jednak nie odnaleziono.

4 września ppor. obs. Strejmik, kpr. pil. Głydziak i kpr. strz. Tęgowski przeprowadzili głęboki rajd na zaplecze wrogą. Rozpoznawali na kierunkach Działdowo – Neidenburg (Nidzica) – Uzdowo, Neidenburg – Willenberg (Wielbark) – Ortelsburg (Szczytno). Zauważono wzmożony ruch kolejowy. Około godz. 8.30 eskadra otrzymała zadanie zorganizowania wyprawy bombowej. „Karasie” miały być osłaniane przez własne myśliwce.


Przebieg akcji relacjonuje dowódca eskadry:


"Bombardowanie miało wykonać 6 samolotów „Karaś”. Jako cel bombardowania podano trójkąt na mapie 1:100 000 o bokach 4–5 cm. W rozkazie zaznaczono, by przy bombardowaniu uważać na własne wojska, które pomieszały się w tym obszarze z wojskami nieprzyjaciela. Podano także w rozkazie, że chodzi tu o działanie wybitnie moralne, dlatego bombardowanie odbyło się bez rozpoznania celu. Własne samoloty myśliwskie miały wystartować w chwili przelotu wyprawy bombowej nad lotniskiem myśliwców. Nakazano również bombardowanie bombami 50 kg i 21,5 kg (jeden ładunek). Ponieważ eskadra miała bomby niemieckie Pu.W i zapalniki o działaniu odśrodkowym, nakazałem bombardowanie z wys. 700 m, gdyż zachodziła obawa, że bomby zrzucone z małych wysokości (50-300 m, jak domagało się d-two armii) nie wybuchną. Poza tym, ze względu na małe i miękkie lotnisko samoloty zabrały tylko po 4 bomby 50 kg (zamiast 6 bomb) lub 16 bomb 12,5 kg (zamiast 24 po 12,5 kg). Mimo tego 1 samolot rozbił się przy starcie (załoga bez obrażeń), a drugi „Karaś” nie mogąc oderwać się od lotniska – nie wystartował. Wyprawę poprowadził oficer taktyczny eskadry. Przy silnej OPL (obrona przeciwlotnicza - przyp. red.) ziemnej, bombardowanie przeprowadzono w nakazanym rejonie. W czasie bombardowania 3 samoloty niemieckie próbowały atakować, lecz podeszły tylko raz ostrzeliwując z daleka (300-400 metrów) i odleciały. Wynik bombardowania był bardzo nikły. Z wyprawy wróciły wszystkie samoloty. Przy lądowaniu 1 samolot zniósł podwozie. Powód - przestrzelony przewód powietrzny i zahamowanie prawego kola; drugi samolot postawił się „na silniku”. Powód – koło wpadło w świeżo wykopane kretowisko i podmokły teren. Drugą wyprawę odwołano". (źródło: Jerzy Pawlak: Polskie eskadry w wojnie obronnej 1939. Warszawa: Wydawnictwo Komunikacji i Łączności, 1991)

Jak podaje też Tomasz Sowiński w jednym z tomów "Tajemnic Warmii i Mazur", 6 września jeden z "Karasi" zawędrował podczas lotu zwiadowczego aż do Koenigsberga (Królewiec, obecnie Kaliningrad). Tam został postrzelony i musiał awaryjnie lądować, ulegając przy tym uszkodzeniu.

Wojciech Caruk