"Etatowy" Ignacy Krasicki [zdjęcia]

2022-09-16 08:40:00(ost. akt: 2022-09-16 08:51:20)
Tadeusz Krenc, jako biskup Ignacy Krasicki i autorka tekstu Ewa Lubińska (jako Anna Charczewska)

Tadeusz Krenc, jako biskup Ignacy Krasicki i autorka tekstu Ewa Lubińska (jako Anna Charczewska)

Autor zdjęcia: Mariola Adela Karpowicz

— Uzbierało się tych postaci: Krasicki, Kopernik, Kromer, Dantyszek, Watzenrode, a nawet Filipowicz — wylicza Tadeusz Krenc, który często wciela się w historyczne postaci, a niedawno został uhonorowany tytułem Przyjaciela Lidzbarka Warmińskiego.
Musiał szybko dojrzeć. Kiedy miał 7 lat, zmarł jego ojciec. Został jedynym mężczyzną w domu. Mama Tadeusza Krenca dostała niewielką rentę po mężu, ciężko pracowała jako sprzątaczka i wychowywała samotnie czwórkę dzieci — Tadka i jego trzy siostry.

Nie był najstarszy, ale czuł się w domu odpowiedzialny za męskie prace, takie jak rąbanie drewna, czy pomoc przy noszeniu ciężarów. Już jako 13-latek malował mieszkanie, a wtedy było to o wiele trudniejsze, niż dzisiaj.

— Nasza mamusia była zawsze drobnej budowy, ale bardzo pracowita — opowiada Tadeusz Krenc z Lidzbarka Warmińskiego. — Opiekowała się nami, dbała o dom i działkę, sama dźwigała ciężkie worki. Poza tym pracowała zawodowo, żeby nas wszystkich utrzymać.

Tadeusz nie przysparzał mamie kłopotów, przeciwnie, starał się zawsze pomagać na tyle ile mógł i dobrze się uczył.

— Od kiedy nauczyłem się czytać, uwielbiałem książki — wspomina. — Mieszkaliśmy przy ul. Warszawskiej w Lidzbarku Warmińskim, z tyłu domu biegły tory kolejowe, a więc nie było innych domów, czy ruchliwej ulicy. Dla mnie największą wówczas przyjemnością, było wyjście o 5.00 rano za dom, kiedy była jeszcze cisza. Siadałem wtedy z książką i czytałem. Uwielbiałem Adama Bahdaja i Alfreda Szklarskiego. Czytałem też chętnie Karola Maya, Zbigniewa Nienackiego, Janusza Domagalika.

Przyznam, że sięgałem też na przykład po Krystynę Siesicką, którą uznawano za pisarkę dla dziewcząt, ale to dlatego, że wymienialiśmy się z koleżankami i kolegami lekturami. Czytałem nawet Marię Rodziewiczównę. Nadal pochłaniam lektury, do wielu wracam po kilka razy, jak choćby do Władysława Reymonta, czy Henryka Sienkiewicza, którego zacząłem czytać od "Pana Wołodyjowskiego", a więc od końca — śmieje się Tadeusz Krenc i przyznaje, że książki miały ogromny wpływ na jego poglądy i spojrzenie na świat.

Jednym z ciekawszych pisarzy stał się dla niego Hans Hellmut Kirst, niemiecki pisarz urodzony w Ostródzie.

— Interesowałem się Warmią i Mazurami, bo tutaj się urodziłem i wyrastałem. Kiedy sięgnąłem do książek Kirsta, ujrzałem inny świat, świat tej krainy widziany oczami żołnierza wcielonego do Wermachtu. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Pamiętam, że kupiłem jego "Fabrykę oficerów" wydaną na kiepskim, gazetowym papierze i mi to nie przeszkadzało. Ważne były treści, bo pisał tę książkę z autopsji. Przeczytałem kilkadziesiąt jego tytułów, mam w domu 30-40.

Drugą pasją pana Tadeusza było kino.
— Pamiętam mój pierwszy seans filmowy — mówi lidzbarczanin. — To było na kolonii w Poznaniu. Miałem wówczas 11 lat. Obejrzeliśmy w kinie film "Wyspa złoczyńców". To był rok 1967, czy 68. Wyszedłem zachwycony. Ten film pozostał w mojej pamięci do dzisiaj.

Najbardziej interesują go ekranizacje powieści. Co jest zrozumiałe, kiedy się wie, że pierwszą pasją pana Tadeusza jest czytanie. Wiadomo, że film nie odda wszystkich wątków powieści, jest więc dla niego interesujące to, które z nich będą dominowały, co zostanie pominięte, a co zmienione, bo i tak bywa, oraz jak aktorzy zinterpretują postaci.

Na realizację swoich pasji Tadeusz Krenc miał coraz mniej czasu, bo po maturze przyszło wojsko, później praca w PGR i rodzina — ożenił się i został tatą Alicji. W tym samym czasie nie tylko pracował, ale i studiował na Politechnice Warszawskiej. W końcu zatrudnił się w pobliskim Zakładzie Karnym w Kamińsku i tam pracował do emerytury, na którą przeszedł, mając stopień chorążego, w wieku 53 lat.

— Wtedy obiecałem sobie, że teraz, kiedy mam więcej czasu, będę chodził na koncerty muzyki dawnej do lidzbarskiego zamku — opowiada. Tak też zrobił. — Tam poznałem wielu ciekawych ludzi. Między innymi Władysława Strutyńskiego, z którym założyliśmy stowarzyszenie "Biały kruk gotyku". Jego prezesem została Aleksandra Górecka-Ostrowska. Pewnego dnia zaproponowała, żebyśmy organizowali urodziny biskupa Ignacego Krasickiego. Czytaliśmy wtedy sentencje Księcia Poetów.

Później Beata Błażejewicz-Holzhey z Muzeum Warmińskiego zaczęła organizować imieniny Ignacego Krasickiego, na których grałem rolę Ignacego Krasickiego i tak to się zaczęło.

— Tak naprawdę zawsze byłem nieśmiały — zwierza się Tadeusz Krenc. — Kiedy więc pierwszy raz miałem być Ignacym Krasickim, w kostiumie poszedłem do małego refektarza, żeby spokojnie poćwiczyć rolę, ale co chwilę ktoś przechodził, bo wtedy zamek był otwarty dla zwiedzających. Nie mogłem się doczekać, kiedy zostanę sam (właściwie byłem wtedy z Beatą, która to organizowała). W końcu stwierdziłem, że dość czekania i zacząłem mówić tekstem Krasickiego.
Przełamałem tremę, a przypadkowa publiczność przyjęła to z aprobatą. Teraz też mam tremę, mniejszą czy większą, ale tak zupełnie mnie nie opuszcza.

I tak pan Tadeusz stał się "etatowym" Krasickim. A że w Lidzbarku Warmińskim nie brakowało znamienitych mieszkańców, to z czasem wykorzystywano go do innych ról, na przykład Mikołaja Kopernika (nie tylko w zamku, ale też podczas Biegu im. Mikołaja Kopernika), Marcina Kromera, Jana Dantyszka, Michała Foxa — autora Diariusza z Heilsberga, a nawet Łukasza Watzenrode — wuja Kopernika.

— Uzbierało się tych postaci — komentuje pan Tadeusz. — Jest ich więcej, bo biorę udział w Narodowym Czytaniu w bibliotece i w spektaklach Teatru Dorosłego, którym opiekuje się teraz Alicja Andrzejewska, a także w sztukach przygotowywanych przez Beatę Błażejewicz-Holzhey w zamku.

Do Teatru Dorosłego, który funkcjonuje od lat w Lidzbarskim Domu Kultury namówiła pana Tadeusza jego koleżanka Bożena Lebiedzińska.

— Chodź do nas, brakuje nam mężczyzn w zespole — powiedziała i rzeczywiście w grupie teatralnej były głównie kobiety. Pomyślałem, że nabiorę większego doświadczenia scenicznego, które mi się na pewno przyda. Wtedy teatr prowadziła Ala Baran, która nauczyła nas technik relaksacyjnych, ćwiczenia głosu. Chociaż przyznam, że recytuję i gram, tak jak czuję. Natomiast nie czuję się aktorem. To raczej chęć sprawdzania się, zabawa. Poza tym, warto powiedzieć, że te nasze spotkania teatralne, recytatorskie itp. nie kończą się na próbach i występach — opowiada Tadeusz Krenc. — Spotykamy się też, by wypić kawę, porozmawiać. Robimy to, bo lubimy ze sobą być.

Pan Tadeusz ma jeszcze czas na inne aktywności. Lubi na przykład jazdę rowerem, która kiedyś była dla niego najważniejszą aktywnością. Wstawał o 5-6 rano i pokonywał nawet do stu kilometrów dziennie. Teraz jeździ mniej, ale nadal to lubi.

— Jeżdżę, kiedy jest ładna pogoda — mówi. — Uwielbiam ścieżki wśród pól zbóż, zapach nagrzanych słońcem ziół. Rowerem jeżdżę też do kotów, które dokarmiam.

Pan Tadeusz, mimo swoich 67 lat, jeździ też 2-3 razy w tygodniu na rolkach, a zimą na łyżwach. Zaczął po długiej przerwie, już jako emeryt.

— Kiedy człowiek się rusza, to jest o wiele zdrowszy — uzasadnia.
W tym roku podczas uroczystej sesji rady miasta został uhonorowany tytułem Przyjaciela Lidzbarka Warmińskiego. Kiedy spotkacie w tym mieście biskupa Ignacego Krasickiego, który będzie wam opowiadał o sobie i zamku pięknym archaicznym dla nas językiem, to będzie Tadeusz Krenc.
— Kiedy jestem w kostiumie ludzie pytają mnie, czy mogą sobie zrobić ze mną zdjęcie. "Po to tu jestem" odpowiadam.
Ewa Lubińska