Jestem mamą trójki dzieci i... muzykiem

2022-08-27 06:30:00(ost. akt: 2022-08-27 07:04:49)

Autor zdjęcia: archiwum Basia Kawa Music

Basia Kawa już 28 sierpnia wystąpi w Ogrodach Markiewicz w Marcinkowie (gm. Mrągowo). Nam artystka opowiedziała o tym, jak udaje się jej łączyć życie rodzinne z tym artystycznym, o wyjątkowości swojego instrumentu oraz o... odczarowywaniu skrzypiec.
— Lubi Pani wracać do Mrągowa?
— Tak, i to bardzo. Graliśmy tutaj w ubiegłym roku. Koncert odbywał się w Ogrodach Markiewicz w Marcinkowie pod Mrągowem. Wrażenie robiła przyroda, a do tego była piękna pogoda. Wszyscy mi mówili, że to znakomite połączenie muzyki i przyrody w takim miejscu. Łatwiej odbiera się dźwięki w takim otoczeniu.

— Mazury Panią przyciągają?
— Ja bardzo lubię przyrodę, szczególnie jeziora i lasy. A tego na Mazurach nie brakuje. Wyjście na spacer na łono natury, też często bywa dla mnie mocno inspirujące.

— Do tego właśnie zmierzam. Nie ukrywam, że słuchając Pani utworów ten wpływ natury i otoczenia bardzo mocno słychać w tym, co Pani tworzy...
— No to cieszę się bardzo, że to słychać (śmiech). Ja też bardzo lubię biegać w otoczeniu natury - w lesie czy nad jeziorem. To dla mnie takie okoliczności, w których z jednej strony odpoczywam, a z drugiej tworzę w głowie muzykę.

— Zabiera Pani ze sobą instrument na taki spacer lub bieganie w terenie?
— Nie, nie muszę. Muzykę mam w głowie. Zawsze byłam przekonana, że muszę biegać z muzyką w słuchawkach. Ostatnio jednak tak się zdarzyło, że wyszłam biegać wyrwana prosto z procesu twórczego. Mąż zajął się dziećmi, więc mogłam wyjść z domu (śmiech). Nie włączyłam muzyki, bo w głowie cały czas miałam piosenkę, nad którą właśnie pracowałam. Cały trening przebiegłam mając głowie rytm i melodię. To było niesamowite. Miałam wizję tego utworu, wróciłam z biegu i okazało się, że mam całą piosenkę. Nie wiedziałam, że jestem w stanie biegać bez muzyki. Jednak moja muzyczna wyobraźnia zastąpiła mi słuchawki.

— Jak to się stało, że to skrzypce stały się Pani wiodącym instrumentem?
— Na skrzypcach gram od dzieciństwa. Mój pradziadek na nich grał, a mój dziadek był moim pierwszym nauczycielem. Można więc powiedzieć, że to taki nasz instrument rodzinny. Później przeszłam oczywiście całą edukację klasyczną na skrzypcach łącznie ze studiami. To jest instrument, który wymaga bardzo dużo pracy i poświęceń. Przylgnął do mnie dlatego, że spędzałam z nim naprawdę mnóstwo czasu - praktycznie całe dzieciństwo i młodość. Teraz jest to już dla mnie naturalne, że ten instrument mi towarzyszy i oprócz śpiewania również gram.

Fot. Ada Nike

— Inspiracje muzyczne też wyniosła Pani z domu i one potem ewoluowały?
— U mnie w domu dużo się grało i śpiewało. Duży nacisk kładziono na tworzenie muzyki na żywo. Często improwizowaliśmy sobie na kilka głosów, np. jadąc samochodem. Mój tata pisał też dla mnie piosenki i to było dla mnie bardzo dużą inspiracją. Jeśli chodzi o innych twórców, to potem ja sama już szukałam. Studiowałam klasykę i jazz, więc miałam pełne spektrum muzyczne. Szukając swojego miejsca w muzyce rozrywkowej zaczęłam poruszać się między różnymi stylami - od jazzu, przez bluesa po rocka, a nawet muzykę latynoamerykańską czy muzykę świata. Jestem bardzo otwarta. Bardzo lubię, kiedy ktoś mi coś podrzuca nowego do posłuchania. Zbieram różne ciekawostki muzyczne od ludzi, od przyjaciół. Dzięki temu mam też bardzo szerokie spojrzenie na muzykę. To słychać na koncertach, które są bardzo różnorodne stylistycznie.

— To chyba również dlatego, że skrzypce są takim instrumentem, który sprawdza się niemal w każdym gatunku?
— Tak, aczkolwiek myślę, że nie jest to oczywiste. Skrzypce kojarzą się głównie z muzyką klasyczną. Dla mnie jest to instrument, na którym można wszystko zagrać. Staram się sama odczarować wizerunek "nudnego" instrumentu. Mam wrażenie, że pokutuje taki stereotyp, że na skrzypcach można grać tylko romantyczne utwory czy łzawe ballady. Dlatego napisałam utwór "Violin fire", żeby pokazać ogniste oblicze tego instrumentu i udowodnić, że może on brzmieć twardo, rockowo, zadziornie, że oprócz melancholii jest w nim również ogień.

— Dlatego chyba coraz częściej po skrzypce i inne instrumenty smyczkowe sięgają nawet muzycy metalowi...
— Tak, w tym instrumencie wciąż drzemie wyjątkowy potencjał i warto go odkrywać.

— A jaki potencjał drzemie w Pani instrumencie? Wiem, że jest on wyjątkowy...
— Są to jedyne tego typu pięciostrunowe skrzypce w Polsce, zostały one skonstruowane specjalnie dla mnie przez Johna Jordana w Kalifornii. Mam bardzo małą dłoń, więc musiały zostać spersonalizowane. Zwężony został gryf. Zamarzyła mi się piąta struna, a im więcej strun tym szerszy gryf. Zawsze bardzo mi się podobało brzmienie altówki. Można ją usłyszeć na obu moich płytach. Jednak z moją małą dłonią gra na altówce jest niewygodna. Dlatego wpadłam na pomysł pięciostrunowych skrzypiec, dzięki czemu mój instrument brzmi jednocześnie i jak altówka i jak skrzypce. Oprócz zwężonego gryfu potrzebowałam również odpowiedniego ułożenia podbródka, żeby móc wygodnie grać. John Jordan bardzo chętnie współpracował przy całym projekcie. Bardzo się cieszę, że ten pomysł udało się zrealizować.

— Nadzorowała Pani od strony technicznej proces powstawania tego instrumentu?
— Tak, to było bardzo fajne. Mogłam nawet wybrać kawałek drewna, z którego zostały zrobione., kolor itp. John wysyłał zdjęcia z etapów ich powstawania. To było fascynujące przeżycie.

— A nie myślała Pani, żeby wypuścić taki instrument na rynek i sygnować go swoim nazwiskiem? Gitarzyści często tak robią...
— Kto wie, może kiedyś... Może jak będę grała więcej koncertów. Na razie skupiam się na nowej płycie, którą chciałabym wydać w przyszłym roku. Jeżeli kiedyś starczy mi i czasu i energii to może...

Fot. Ada Nike

— Jaki repertuar usłyszymy 28 sierpnia podczas koncertu w Ogrodach Markiewicz?
— Będą to moje autorskie piosenki z obu płyt "Małe szczęście" i "Zdobyłeś". Będą też covery takich wykonawców, jak m.in. Bovska, Mrozu, Kwiat Jabłoni, Ed Sheeran. Repertuar będzie bardzo różnorodny. Myślę, że każdy znajdzie w nim coś dla siebie.

— Jest jakiś artysta, którego repertuar byłby dla Pani jakimś szczególnym wyzwaniem?
— Prawdę mówiąc nie zastanawiałam się nad tym... Literatura skrzypcowa ma swoje konkretne wyzwania. Wiadomo, że jak coś jest grane szybko, a do tego trzeba jeszcze zmieniać pozycję lewej ręki przy wysokim brzmieniu, to jest to trudniejsze do wykonania. Ja po tylu latach twierdzę, że wszystko da się zagrać. Kwestia tylko czasu poświęconego na ćwiczenie.

— Pani ten czas ogranicza proza codziennego życia. Jest pani matką, żoną, w dodatku jak czytam w internecie spełnioną. Jak Pani to wszystko ze sobą godzi?
— To było moje marzenie, żeby mieć rodzinę. To był mój absolutny priorytet. Chciałam mieć męża i trójkę dzieci. I to się udało. Nie jest to może moją zasługą, ale rodzina jest dla mnie najlepszym prezentem. Z drugiej strony marzyłam też, żeby zajmować się muzyką. Wydawało mi się, że jest to niemożliwe do pogodzenia. Okazało się jednak, że przy ogromnym wsparciu ze strony męża i rodziny da się to zrobić. To jest niesamowite, że te moje marzenia się tak spełniły. Mam trójkę dzieci, dwie płyty i pracuję nad trzecią. Jeżdżę po Polsce i gram koncerty. To się po prostu dzieje. To olbrzymia zasługa męża i jego rodziców. Oni cały czas mnie wspierają. Dzieci też się cieszą, kiedy przychodzą na koncert i widzą, że mama gra.

— Czyli mąż nie robi scen przed wyjazdami na koncerty?
— Nie... (śmiech). Mąż mówi "jedź i graj, ja się zajmę dziećmi i się nie przejmuj". To on był i jest dla mnie motywacją do działania. Np. kiedy dzieci są chore, on mówi "nie przejmuj się, komponuj, graj, ja się wszystkim zajmę". To jest coś pięknego. On zawsze stoi po stronie moich marzeń i stara się ze wszystkich sił pomóc mi w ich realizacji.

— Wspomniała Pani o trójce dzieci, teraz trzecia płyta w drodze. To przypadek, te 3 i 3?
— Kiedyś dostałam pytanie czy nie żałuję tego, że zdecydowałam się najpierw na trzecie dziecko, a nie na trzecią płytę. Jak widzę każdego ranka uśmiech mojego trzeciego dziecka, to jest to coś niesamowitego. Płyty się do mnie tak nie uśmiechają. Hubert, mój gitarzysta, na koncertach często mówi, że w nocy nieraz budzi mnie ta trzecia "płyta" (śmiech). Bardzo się cieszę, że to się dzieje równolegle. Te dwa światy się zazębiają. Dzieci są też dla mnie inspiracją. Napisałam dla nich piosenki. Kiedy realizuję się zawodowo i gram koncerty, to po powrocie do domu mam dla nich mnóstwo energii i radości. Gdyby któregoś z tych elementów zabrakło w moim życiu, to nie byłoby tak dobrze, jak jest w tym momencie.

— Czyli rozumiem, że plan na przyszłość to kolejne płyty... i kolejne dzieci?
— (śmiech) Niestety to się nie da tak w nieskończoność. Gdzieś ten limit jest, szczególnie jeśli chodzi o liczbę dzieci. Najbliższym planem jest trzecia płyta, skrzypcowa, instrumentalna. Poświęciłam już na nią mnóstwo czasu i energii. Mam nadzieję, że wszystko wyjdzie tak jak chcę i będę mogła z nią ruszyć w trasę koncertową. Co będzie dalej - zobaczymy. Na pewno bardzo się cieszę z tego punktu, w którym jestem teraz. Jestem mamą trójki dzieci i jestem muzykiem.

— To już zapowiadam, że bardzo chętnie porozmawiam z Panią po wydaniu siódmej płyty. Jestem ciekaw czy wtedy jakieś pytania się powtórzą, szczególnie te dotyczące liczby dzieci...
— (śmiech) No myślę, że z siódemką dzieci trudno byłoby tak funkcjonować (śmiech)

— Zastanawiam się jeszcze... Jakie muzyczne marzenie siedzi jeszcze w Pani głowie?
— Marzy mi się trasa po dużych salach koncertowych. Lubię jak jest duża energia wśród publiczności i w takich miejscach łatwiej jest ją osiągnąć. Jest to pewnie do zrealizowania, ale trzeba jeszcze trochę czasu.

Basia Kawa wystąpi 28 sierpnia o godz. 18.00 w Ogrodach Markiewicz w Marcinkowie (gm. Mrągowo). Zagrają: Basia Kawa - elektryczne skrzypce, wokal i Hubert Baumann - gitara. Wstęp 45 zł przedsprzedaż, 50 zł w dniu koncertu. Patronat nad wydarzeniem objęła Gazeta Olsztyńska, Kurier Mrągowski oraz Meloradio.

Wojciech Caruk