Premier zdymisjonował szefa WP i GIOŚ! To odpowiedź na zanieczyszczenie Odry. Reakcja służb nastąpiła zbyt późno

2022-08-13 09:34:09(ost. akt: 2022-08-13 09:47:08)

Autor zdjęcia: PAP

Premier Mateusz Morawiecki stanowczo zareagował na sytuację związaną z zatruciem Odry. Postanowił zdymisjonować szefa Wód Polskich oraz Głównego Inspektora Ochrony Środowiska za zbyt wolną reakcję w tej sprawie.
Podzielam obawy i oburzenie związane z zatruciem Odry. Tej sytuacji w żaden sposób nie można było przewidzieć, ale reakcja odpowiednich służb mogła nastąpić szybciej. Podjąłem decyzję o natychmiastowej dymisji: szefa Wód Polskich P.Dacy oraz GIOŚ M.Mistrzaka

— napisał w piątek rano na Twitterze premier Mateusz Morawiecki.

Prawdopodobnie do Odry zrzucono ogromne ilości odpadów chemicznych i zrobiono to z pełną świadomością ryzyka i konsekwencji; nie odpuścimy tej sprawy, nie spoczniemy, dopóki winni nie zostaną surowo ukarani - powiedział premier Mateusz Morawiecki. Szkody zostaną z nami na lata - dodał.

"Wszyscy znamy takie sytuacje, w których z wściekłości chce się krzyczeć. I niestety mamy z taką właśnie sytuacją dziś do czynienia na Odrze" - powiedział premier w najnowszym podcaście opublikowanym na Facebooku.

Jak mówił, "kilkanaście dni temu jeden ze związków wędkarskich podał informacje o zwiększonej liczbie śniętych ryb na kanale Odry w Oławie". "To kanał żeglugowy, w którym woda niemal stoi w miejscu. Na początku wszyscy mieli nadzieję, że to tylko lokalny problem. Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska zareagował na alarm wędkarzy natychmiast. Od razu zbadano wodę z rzeki i stwierdzono podwyższony poziom tlenu, na tyle wysoki, że zabójczy dla ryb" - powiedział Morawiecki.

Dodał, że "problem polega na tym, że warunki pogodowe i stan rzeki zupełnie nie dają podstaw do tego, by uznać, że tak wysoki poziom tlenu ma naturalne źródła", a "to może oznaczać tylko jedno - do rzeki dostały się substancje, które ją zanieczyszczają". "Po kilkunastu dniach wiemy już, że problem nie dotyczy tylko Oławy, a śnięte ryby pojawiają się na kolejnych odcinkach rzeki. Nie mówimy o setkach, ale tysiącach sztuk" - podkreślił.

Morawiecki zaznaczył, że rozmawiał z przedstawicielami Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska. "Opowiadali mi o rozpaczy i wściekłości. O rozpaczy dlatego, że skala tego zanieczyszczenia jest naprawdę bardzo duża. Tak duża, że Odra może potrzebować nawet lat, żeby znowu wrócić do w miarę normalnego stanu. I także o wściekłości, bo już wiedzą, że przy tej skali nie ma mowy o jakimś drobnym wycieku, przypadkowym zanieczyszczeniu, czy wypadku" - powiedział szef rządu.

"Prawdopodobnie do rzeki zrzucono ogromne ilości odpadów chemicznych i zrobiono to z pełną świadomością ryzyka i konsekwencji. Dlatego w rejon katastrofy wysłałem ministra Grzegorza Witkowskiego i szefa Wód Polskich pana Przemysława Dacę. Stawką jest nie tylko dokumentacja szkód, ale przede wszystkim zabezpieczenie skażonych terenów" - powiedział Morawiecki.

Zwrócił się też do wszystkich mieszkających nad Odrą i do turystów prosząc o ostrożność. "Nie wchodźcie do wody, nie kąpcie się w niej, ale też pilnujcie swoich psów, dla nich picie wody z rzeki też może okazać się bardzo niebezpieczne" - mówił premier.

Stwierdził, że wszystkie służby wodne są teraz postawione w stan najwyższej gotowości. "Codziennie pobierana jest woda do badań. W prace włączyła się Inspekcja Weterynaryjna i sanepid. Ale zapewniam, że to dopiero początek, bo teraz najważniejszą kwestią pozostaje znalezienie sprawcy, truciciela" - zaznaczył Morawiecki.

Dodał, że 9 sierpnia Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska we Wrocławiu skierował do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. "Nie odpuścimy tej sprawy. Nie spoczniemy, dopóki winni nie zostaną surowo ukarani. To nie jest zwykłe przestępstwo. Szkody zostaną z nami na całe lata" - powiedział premier.

"Teraz, kiedy czyste środowisko jest skarbem niemal nie do zastąpienia nie widzę innej możliwości, jak kara, która będzie przykładem i przestrogą dla innych. Dziś doskonale zdajemy sobie sprawę, że rozwój ma swoją cenę. Jako cywilizacja przemysłowa zyskaliśmy wiele - dobrobyt, jakiego nie było w historii, ale to wszystko odbiło się na naturze" - podkreślił szef rządu.

Jak mówił, "nasze dzieci mają coraz mniej okazji do tego, żeby obserwować nieskażoną naturę, żeby wychowywać się w otoczeniu czystego środowiska". "Dlatego tak ważne jest, by nie odbierać im tych dóbr, którymi nadal dysponujemy" - zaznaczył premier.

Zwrócił uwagę, że mamy już technologie, które pozwalają na prowadzenie działalności przemysłowej, która nie niesie ryzyka dla natury. "Wiemy, jak sobie radzić nawet z toksycznymi odpadami. Dlatego tym bardziej szokujące jest, że ktoś postanowił sobie z nimi poradzić w tak barbarzyński sposób - zrzucić ścieki do rzeki i umyć ręce od odpowiedzialności, a potem powiedzieć sobie, że to nie moja sprawa. Tak jest najłatwiej" - powiedział Morawiecki.

Ale - jak dodał - "to całkowicie błędne myślenie, bo to jest sprawa nas wszystkich". "Rzeka, las, jezioro - to nie jest ziemia niczyja, na której każdy może robić swój własny bałagan. To nasze dobro wspólne. Nasze dziedzictwo, które przekażemy przyszłym pokoleniom. A to, w jakim stanie je przekażemy, będzie świadczyć o nas samych. Dlatego nie ma i nie będzie taryfy ulgowej dla trucicieli. Wydawało wam się, że zrzucając odpady do rzeki zrzucacie z siebie jakąś odpowiedzialność? Głęboko się mylicie. Dopiero teraz poniesiecie odpowiedzialność za to, co zrobiliście" - powiedział premier.

Od końca lipca obserwowany był pomór ryb w Odrze na odcinku od Oławy w dół. Śnięte ryby zaobserwowano również m.in. w okolicach Wrocławia. Wędkarze wyłowili ich co najmniej kilka ton. Jak zapewniono Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska we Wrocławiu bada sprawę śniętych ryb w Odrze od chwili otrzymania pierwszego zgłoszenia pod koniec lipca. W czwartek fala zanieczyszczonej Odry ze śniętymi rybami dotarła na teren woj. zachodniopomorskiego. W piątek w Szczecinie zebrał się sztab kryzysowy w związku z sytuacją na rzece. Wojewoda zachodniopomorski Zbigniew Bogucki zapowiedział, że w piątek zostanie wydana decyzja o zamknięciu dostępu do Odry.

Z kolei zarząd woj. lubuskiego w związku z katastrofą ekologiczną w Odrze, skieruje w piątek do rządu oraz wojewody lubuskiego wniosek o wprowadzenie stanu klęski żywiołowej.

Sprawą masowego śnięcia ryb w Odrze z zawiadomienia WIOŚ we Wrocławiu zajmie się Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu.

Rzeki łatwo zatruć, trudno oczyścić


Zanieczyszczenie rzek to stały problem, który zaostrzają incydentalne skażenia - zarówno naturalne, jak i związane z działaniem człowieka. Skutki zatrucia utrzymują się często przez wiele lat.

Wzmianki o skażeniu rzeki znajdują się m.in. w Biblii, która mówi o zanieczyszczonych wodach Nilu, które "zamieniły się w krew". Według biblijnego przekazu woda zaczęła cuchnąć i nie nadawała się do spożycia przez ludzi ani zwierzęta – dlatego trzeba było kopać studnie. Ta pierwsza z plag egipskich, choć dotknęła wszystkich, trwała jednak tylko tydzień i prawdopodobnie nie zrobiła większego wrażenia na miejscowej władzy, uosabianej przez faraona. Obecnie eksperci przypuszczają, że taki efekt mogły wywołać bakterie, glony lub wybuch wulkanu.

W późniejszych czasach zanieczyszczenie rzek stawało się coraz częściej dziełem ludzi, rozwijających rolnictwo, a potem - przemysł. Fabryki emitują płynne odpady, ze składowisk toksyny przesączają się do wód, a zanieczyszczenia z powietrza opadają na powierzchnię jezior i oceanów. Zanieczyszczenie wody przez różnego rodzaju chemikalia, śmieci, bakterie i pasożyty sprawia, że nie nadaje się ona do picia, gotowania, czyszczenia i innych czynności.

Według niektórych źródeł nawet 80 proc. globalnych ścieków trafia do rzek, jezior, a w końcu do oceanów. Zanieczyszczenia wód powodują więcej ofiar śmiertelnych, niż wojny i inne formy przemocy. Zdaniem ekspertów globalne ocieplenie jeszcze pogorszy sytuację – choćby dlatego, że ścieki będą mniej rozcieńczone.

Do najbardziej zanieczyszczonych na świecie należy Ganges, święta rzeka Hindusów i trzecia największa rzeka świata. Miliony kąpią się i piorą odzież w jej wodach, uważanych za "oczyszczające z grzechów". Jednocześnie ścieki spływają tam z ponad 1100 zakładów przemysłowych, a rodziny wrzucają spalone i niespalone ciała zmarłych. Jeszcze gorsza jest sytuacja Jamuny, głównego dopływu Gangesu – pH jej wody osiąga nawet 11, przypominając pod tym względem raczej roztwór detergentu w pralce, niż wodę rzeczną, której typowe pH wynosi 7.

Płynąca przez Bangladesz Buriganga przyjmuje tyle ścieków z garbarni, że staje się czarna i niezdatna do życia dla organizmów wodnych.

Chińska Rzeka Żółta (Huang He) zawdzięcza swoją nazwę namułom lessowym, których 1,4 miliarda ton przenosi co roku do morza. Nad tą właśnie rzeką narodziła się cywilizacja chińska, której obecny rozkwit przemysłowy wiąże się z emisją miliardów ton ścieków – zwłaszcza z fabryk chemicznych i kopalni węgla.

Mająca 274 kilometry długości indonezyjska rzeka Citarum (w zachodniej części Jawy) bywa nazywana najbardziej zanieczyszczoną rzeką świata. Ponad 2000 zakładów przemysłowych odprowadza do niej odpady z produkcji tekstyliów, ołów, rtęć, arsen i inne toksyny. Poziom rtęci przekracza normy ponad 100-krotnie, jednak okoliczna ludność często nie ma innego źródła wody pitnej. W listopadzie 2011 roku rozpoczęła się rewitalizacja Citarum, której koszt miał wynieść 4 mld USD w ciągu 15 lat.

Rzekę Marilao na Filipinach zanieczyszczają garbarnie, wysypiska i kopalnie złota, ale miliony ludzi i tak muszą czerpać z niej wodę do picia i nawadniania.

Choć woda z Jordanu bywa sprzedawana pielgrzymom w butelkach za wysoka cenę, jest mocno zanieczyszczona przez duża tamtejszą populację, i zasolona.

Do najbardziej skażonych rzek Europy należą włoska Sarno i Dunaj. Czyste u źródeł wody Sarno z powodu zanieczyszczeń rolnych, komunalnych i przemysłowych szybko stają się prawdopodobnie najbrudniejszymi w Europie. Zdarzające się stosunkowo często powodzie przyczyniają się do skażenia gleb.

Dunaj, który przepływa przez aż 9 krajów, bywa piękny i modry, jednak niesie w swoich wodach między innymi antybiotyki, a od czasu do czasu także metale ciężkie.

Choć USA wydają miliardy dolarów na ochronę środowiska - niektóre tamtejsze rzeki wciąż są zanieczyszczone. Do najbrudniejszych należy Missisipi, którą zatruwają ścieki przemysłowe, rolnicze i komunalne. Powtarzające się skażenia produktami ropopochodnymi zaszkodziły organizmom morskim u jej ujścia. Nadal jednak pozostaje popularnym miejscem rekreacji i źródłem wody pitnej dla ponad 18 milionów Amerykanów.

Inną brudną północnoamerykańską rzeką jest Passaic River (New Jersey). Zakłady przemysłowe odprowadzają do niej ścieki zawierające rtęć dioksyny i PCB (polichlorowane bifenyle).

Prawdziwy kryzys wodny wystąpił w mieście Flint w stanie Michigan. W kwietniu 2014 roku władze Flint ze względów oszczędnościowych zmieniły źródło wody z jeziora Huron i rzeki Detroit na rzekę Flint. Jakość wody okazała się znacznie niższa – wykryto w niej ołów, co stworzyło poważne zagrożenie dla zdrowia publicznego. 12 osób zmarło na skutek zatrucia, a podwyższony poziom ołowiu stwierdzono u 5 proc. dzieci. Zarzuty wobec obarczanych odpowiedzialnością za zaniedbania urzędników zastały wycofane w roku 2019.

Za najbrudniejszą rzekę Ameryki Południowej uchodzi Matanza, bardziej znana jako El Riachuelo. Ma 64 km długości i przepływa przez Buenos Aires. Przy jej brzegach znajduje się ponad 3500 zakładów przemysłowych, zwłaszcza garbarni. Szczególnie szkodliwe są metale ciężkie, ale odpady z licznych rzeźni najbardziej cuchną.

Choć Amazonka ma największe na świcie zasoby wody - wydobycie złota, boksytów czy węgla prowadzi do problemów także w jej przypadku. Wyciek toksycznych odpadów w rejonie Barcarena w 2018 roku doprowadził do skażenia metalami ciężkimi. Ślady kadmu, chromu i niklu które zostały sklasyfikowane przez Międzynarodową Agencję Badań nad Rakiem jako czynniki rakotwórcze grupy 1, wykryto później we krwi i włosach mieszkańców okolicznych miejscowości.

30 stycznia 2000 roku cyjanek z zalanej rumuńskiej kopalni złota Baia Mare spowodował wielką katastrofę ekologiczną, zabijając życie w Cisie i dotarł do Dunaju. Unia Europejska mówiła o "klęsce na skalę europejską". Cyjanek zabił ponad 80 proc. ryb na serbskim odcinku tej rzeki. Wyginęły praktycznie wszystkie formy życia, nawet bakterie. Ekolodzy oceniali, że minie co najmniej pięć lat, zanim w rzece ponownie pojawi się życie, a dno Cisy określali mianem "masowego grobowca", porównując rozmiary skażenia do katastrofy po wybuchu elektrowni w Czarnobylu. Rozcieńczenie trucizny sprawiło, że sytuacja Dunaju nie była już tak dramatyczna.

Pod koniec maja 2020 w rejonie Norylska (Rosja) na skutek uszkodzenia zbiornika na terenie elektrociepłowni nr 3 wyciekło ponad 17 500 ton oleju napędowego, który stanowi zapasowe paliwo dla elektrowni w przypadku odcięcia dostaw gazu ziemnego. Okoliczne rzeki i jeziora zmieniły kolor na czerwony. Informację o wycieku zatajano, a działania podejmowane przez władze były zbyt powolne i niewystarczające. Próbowano zatamować przepływ zanieczyszczeń, jednak uniemożliwił to spływający rzeką lód.

Zdaniem ekologów do katastrofy przyczyniło się... ocieplenie klimatu. Do rozszczelnienia się zbiornika doprowadziło osiadanie opalowania na skutek zmiany struktury wiecznej zmarzliny. Skażeniu uległo około 350 kilometrów kwadratowych, a koszty likwidacji szkód oceniane są na 1,5 miliarda dolarów - ma to potrwać 5-10 lat. (PAP)