Ile może kosztować cię jedno kliknięcie? Uważaj w internecie, tu złodzieje nie mają wakacji

2022-07-30 19:53:51(ost. akt: 2022-07-30 14:56:24)
Justyna, Marek i Janek Pacukiewicz oraz Marek Szonert

Justyna, Marek i Janek Pacukiewicz oraz Marek Szonert

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Jesteśmy online praktycznie non stop, a telefon stał się przedłużeniem ręki. To najlepszy klucz do naszego świata, który przekręcają najwięksi cyfrowi gracze. Ale dostęp do niego mają również cyberprzestępcy. Zwłaszcza w wakacje zbierają żniwo.
Trudno dać bezdomnemu piątkę na bułkę. W domyśle: „i tak kupi wino”. Nawet gdy szanujemy człowieka, to swoje pieniądze — jeszcze bardziej. A swoje dane? Czy naprawdę wiemy, ile są warte? I ile zarabiają na nas wielcy gracze — na przykład Facebook i Google? I czy my w ogóle jesteśmy świadomi, że inkasują za nas spore pieniądze?

Kaja z bratem Michałem
Fot. Zbigniew Woźniak
Kaja z bratem Michałem
— Polak powinien znać podstawy korzystania z internetu. W szkole powinien nawet być taki przedmiot, który uczy, co jest bezpieczne, a na co trzeba uważać — twierdzi Kaja z Olsztyna. — Niektórzy ledwo radzą sobie z obsługą komputera czy telefonu, ale za to chętnie robią zakupy przez internet. A później raptem okazuje się, że wpadają w tarapaty. Trzeba się po prostu pilnować i nie podawać danych.

— Nie mam zaufania do mediów społecznościowych. Nie udostępniam nawet żadnych zdjęć ze swojego życia. Nie wiadomo, gdzie to trafi i co się z tym stanie — podkreśla Małgorzata Kapuścińska, która przez lata mieszkała w Olsztynie, ale wyprowadziła się pod Suwałki. — Ludzie do sieci wrzucają wszystko, nawet swoje wrażliwe dane. W internecie nie można działać swobodnie. Uczulam na to też swoje dzieci.

Nasze życie w cenie


Dziś nie ma nic za darmo. W wielu miejscach musimy płacić nawet za powietrze, co sprytnie nazywa się opłatą klimatyczną. Ot, dodatkowe koszty urlopu. Korzystanie z internetu również kosztuje. Nie chodzi jednak o abonament, a o korzystanie niby z darmowych przeglądarek i mediów społecznościowych. Każda nasza aktywność przeliczana jest na pieniądze. Historia wyszukiwania, lajków i udostępnień przelicza się na konkretne pieniądze. Z danych pozyskanych przez Polski Instytut Ekonomiczny wynika, że Google na przeciętnym polskim użytkowniku zarabia 10,16 zł miesięcznie. Dziennie to zaledwie 30 groszy, ale rocznie już 121,92 zł. W przypadku Facebooka przeciętny Polak miesięcznie „zarabia” dla platformy 8,52 zł miesięcznie. Dziennie to 28 groszy, a rocznie — 102,24 zł. Roczne przychody Facebooka z danych polskich użytkowników wyniosły tylko w 2020 roku 2,2 mld złotych, a w przypadku Google 4 mld złotych. Te pieniądze płacą oczywiście reklamodawcy, którzy celują w jak najbardziej dopasowane reklamy w nasze gusta. A żeby nam coś sprzedawać, trzeba dobrze nas poznać.

Wujek Google wie wszystko


Przyzwyczailiśmy się, że w internecie nie jesteśmy anonimowi. Możemy być jednak zaskoczeni tym, jak dużo danych dzień w dzień jest o nas gromadzonych. Na ich podstawie Google rysuje każdemu z nas profil. Nie tylko określa w nim płeć i przybliżony wiek, ale przede wszystkim prognozuje nasze zainteresowania. I trzeba przyznać, że radzi sobie całkiem nieźle. Google rejestruje każde wyszukiwanie. Potrafi rozpoznać nasz głos i wie, jakie mamy smart-urządzenia w domu. Wie nawet, w jakich pomieszczeniach są umieszczone i pod jakim adresem. Wie, ile robimy dziennie kroków, jakie płatności wykonujemy, w jakich sklepach, jaką kartą płatniczą. Potrafi określić, jakiej muzyki słuchamy i jakie oglądamy filmy. Wie też, z kim się kontaktujemy, co piszemy w wiadomościach lub na czacie, jaki jest nasz rozkład dnia, jakie mamy zdjęcia, filmy, pliki i dokumenty na dysku, w chmurze, co piszemy w notatkach, czego się uczymy, jakie aplikacje mamy na swoim smartfonie. Bez problemu określi również, jakie mamy hasła i zakładki w przeglądarce internetowej oraz wiele, wiele więcej.

Anna i Janusz Mikołajczyk
Fot. Zbigniew Woźniak
Anna i Janusz Mikołajczyk
— Korzystanie z internetu wymaga świadomości. Dla mnie bezpieczeństwo zdecydowanie łączy się właśnie z nią — podkreśla Anna Mikołajczyk, która wypoczywa w Naterkach. — Na szczęście lubię robić zakupy w małych sklepach, więc nie zawsze zaglądam do tych internetowych.

Justyna, Marek i Janek Pacukiewicz oraz Marek Szonert
Fot. Zbigniew Woźniak
Justyna, Marek i Janek Pacukiewicz oraz Marek Szonert
— Taką mam naturę, że jestem nieufna, co przekłada się na korzystanie z internetu — opowiada Justyna Pacukiewicz, która do Olsztyna przyjechała z Bytomia. — Może gdybym miała większą wiedzę na temat tego, w jaki sposób się zabezpieczyć, byłabym bardziej online. Ale nie znam się, więc nie ryzykuję.

— A ja korzystam ze wszystkiego — płacę telefonem, mam media społecznościowe i nigdy się nie naciąłem. Nie odpowiadam na zaczepki, nie klikam w nieznane linki. Nie kuszą mnie żadne konkursy i łatwe wygrane. Kasuję to od razu bez wchodzenia — zdradza Marek Szonert z Olsztyna. — Cały czas trzeba być czujnym. Kilka dni temu córka mi opowiadała, że dzwonił do niej pan policjant z informacją o próbie wyłudzenia kredytu na jej dane. Chciał ją połączyć z infolinią banku. Na szczęście w porę „zapaliło jej się światełko” i nie dała się oszukać.

— A mnie kiedyś okradli… 20 lat temu z konta zniknęło mi 5 tys. zł. To wówczas była ogromna suma! Nie wiem, jakim cudem to się stało. Od tamtej chwili jestem ostrożna. Nie podaję nigdzie swoich danych — mówi Nina Grzymajło z Wrocławia, która spędza urlop w Olsztynie. — Nie rozumiem osób, które nie myślą, co może się stać i dzielą się wszystkim.

Wszyscy, z którymi rozmawiamy, podkreślają, że dbają o swoje bezpieczeństwo w sieci. Dlaczego więc dane serwisu ChronPESEL.pl i Krajowego Rejestru Długów pod patronatem Urzędu Ochrony Danych Osobowych mówią co innego? Okazuje się, że publikujemy w sieci zdjęcia swoich dokumentów i dzielimy się z innymi swoimi hasłami do logowania. Świadomie. Problemem są także niebezpieczne ankiety, na które możemy natknąć się w sieci. Co czwarty Polak przyznaje się do tego, że zdarzyło mu się w takiej ankiecie podać m.in. swój nr PESEL i adres zamieszkania. Najczęściej dotyczy to młodych osób w wieku 18-24 lata (36,6 proc.) oraz 25-34 lata (proc.).

Ale nasze dane mogą też paść łupem w inny sposób. Jak wynika z danych firmy Check Point Software, w czasie wakacji liczba ataków hakerskich rośnie. Dotyczy to zwłaszcza portali podróżniczych, hoteli i kempingów. Hakerzy wykorzystują także to, że turyści podczas wakacji często szukają publicznych sieci WiFi, np. na lotniskach czekając na lot lub siedząc w kawiarni podczas przerwy w zwiedzaniu. Ale nawet jeśli korzystamy z zabezpieczonej sieci, też nie możemy czuć się bezpiecznie. Często sami udostępniamy nasze dane osobowe lub znacząco ułatwiamy przestępcom ich wyłudzenie.

— Minione lata sprawiły, szczególnie w okresie pandemii, że zwiększyła się nasza aktywność w korzystaniu z różnego rodzaju usług za pośrednictwem internetu. Niestety wiele osób zapomina przy tym o podstawowych zasadach bezpieczeństwa. Z tego też wynikają zgłoszenia, które regularnie otrzymujemy w sprawie oszustw dokonywanych za pośrednictwem łącza internetowego i telefonicznego — przyznaje asp. Tomasz Markowski, rzecznik KWP w Olsztynie. — Są to m.in. oszustwa dokonywane za pomocą tzw. metody na pracownika banku czy przedstawiciela innej instytucji, ale też oszustwa związane z nieudanymi transakcjami na portalach aukcyjnych, inwestycjami w niesprawdzonych instytucjach czy oszustwa, w których przestępcy po włamaniu na konto w mediach społecznościowych wykorzystują je do tego, żeby wyłudzić pieniądze (w postaci kodu BLIK) od „znajomych” osoby, na konto której się włamali.

I dodaje: — Innym zagrożeniem jest utrata kontroli nad własnymi danymi, które udostępniamy w sieci. Dlatego jeżeli mamy zamiar podać jakiekolwiek swoje dane lub udostępnić ich skan na jakimś portalu, lepiej dwa razy się zastanówmy i sprawdźmy, czy miejsce, w którym je udostępniamy, jest faktycznie tym, za co się podaje. To my sami jesteśmy w pierwszej kolejności odpowiedzialni za swoje dane i swoje bezpieczeństwo w sieci. Jeżeli sami o to nie zadbamy, trudno jest oczekiwać, że ktoś zrobi to za nas.

ADA ROMANOWSKA