Dlaczego amerykańskie społeczeństwo spontanicznie wspiera Ukrainę? Co łączy Dzikie Pola z Dzikim Zachodem?

2022-07-29 16:53:40(ost. akt: 2022-07-29 16:57:02)
zdjęcie ilustracyjne

zdjęcie ilustracyjne

Autor zdjęcia: Fratria

Podróżując po Stanach Zjednoczonych w wielu miejscach widziałem wywieszone ukraińskie flagi. Powiewały one nie tylko w reprezentacyjnych miejscach, jak np. na całej długości Pennsylvania Avenue w Waszyngtonie, lecz także w małych miasteczkach i wioskach, przez które przejeżdżałem. Z moich obserwacji wynika, że sympatia i poparcie przeciętnych Amerykanów dla walczących Ukraińców są powszechne, naturalne i spontaniczne. Księża marianie w Stockbridge w stanie Massachusetts opowiadali mi, że kiedy ogłosili zbiórkę pieniężną na pomoc Ukrainie, zebrali wśród swoich wiernych ponad milion dolarów w ciągu zaledwie dwóch tygodni.

Doświadczenie pogranicza


Amerykański historyk Frederick Jackson Turner, autor klasycznej pracy „The Significance of the Frontier in American History”, twierdził, że decydującym czynnikiem kształtującym amerykański charakter narodowy było doświadczenie pogranicza. Chodziło mu o proces opanowywania ziem zwanych potocznie Dzikim Zachodem. To właśnie wówczas miały wykształcić się instytucje i zwyczaje, które nadały koloryt amerykańskiemu stylowi życia. Ludzie pogranicza, tacy jak traper, pionier i kowboj, stali się reprezentatywnymi typami dla swojego narodu, zaludniając niezliczone dzieła tamtejszej kultury masowej.

Emigracyjny historyk ukraiński Iwan Łysiak-Rudnycki, mieszkający ponad trzydzieści lat w USA, odnajdował paralelę pomiędzy Dzikim Zachodem a Dzikimi Polami. Twierdził, podobnie jak Frederick Jackson Turner, że charakter jego narodu również ukształtowało doświadczenie pogranicza, którego ucieleśnieniem stała się postać Kozaka – archetypiczna figura ukraińskiej kultury ludowej. Sama nazwa Ukraina przez wielu badaczy interpretowana jest zresztą jako „okraina”, czyli ziemia pogranicza.
Zarówno amerykańska preria, jak i ukraiński step często przyciągały awanturników, ludzi przygody, niekiedy zbiegów wyjętych spod prawa. Koń i broń – to były ich dwa główne atrybuty. To oni stawali się bohaterami kozackich pieśni i dumek oraz piosenek country i westernów. Ich wspólną cechą było pragnienie wolności.

Odrzucenie despotyzmu


Oczywiście proces kolonizacyjny, w którym uczestniczyli, przebiegał w obu miejscach inaczej. W Ameryce dokonywał się drogą podbojów, kosztem rdzennej ludności indiańskiej, która bywała nawet eksterminowana. Na Ukrainie z kolei osadnictwo odbywało się na rozległych, niezamieszkanych przestrzeniach, których trzeba było później bronić przed najeźdźcami, głównie tatarskimi czambułami. W odróżnieniu od Amerykanów Ukraińcy sami padali też ofiarami eksterminacji, by wspomnieć tylko o sztucznie wywołanym Wielkim Głodzie czy kolejnych „rozstrzelanych pokoleniach”.

Oczywiście spontaniczne wsparcie Amerykanów dla Ukraińców nie wynika ze znajomości zarysowanych wyżej paraleli. Przed wojną zapewne większość mieszkańców USA nie potrafiłaby wskazać na mapie, gdzie leży Ukraina (a i dziś nie jest to wcale takie pewne). Instynktownie stają jednak oni po stronie tych, którzy walczą o wolność z satrapami. Ich tradycja polityczna oparta jest bowiem na toposie Pilgrim Fathers – wędrowców, którzy porzucili despotyczną Europę w poszukiwaniu wolności. Niczym biblijny Abraham wyruszyli w nieznane, by znaleźć dla siebie przestrzeń swobody. Dziś w obronie swobody Ukraińcy przelewają swoją krew. I Amerykanie to doceniają.
Autor: Grzegorz Górny
za zgodą wpolityce.pl
Fot. wPolityce