W lesie białuckim koło Iłowa Osady odkryto 17,5 tony ludzkich prochów

2022-07-13 14:29:56(ost. akt: 2022-07-14 18:28:51)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Prezes IPN Karol Nawrocki ujawnił wstrząsające dowody ludobójstwa na 8 tys. więźniach obozu Soldau w Działdowie. Niemcy ciała przemielili i spalili, żeby ukryć potworną zbrodnię.
Skromny namiot. Kilka zaparkowanych w lesie samochodów. Polana w lesie z symbolicznym grobem. Wokół widoczne ślady prac ziemnych. Prezes IPN właśnie w tym miejscu, gdzie śledczy instytutu kilkanaście dni wcześniej odnaleźli masową mogiłę, w środę 13 lipca poinformował o wstrząsającym odkryciu.

— Dokonano tu zbrodni, większość ofiar pochodzi z obozu KL Soldau. — powiedział prezes IPN, dr Karol Nawrocki. — Obóz powstał, żeby mordować przedstawicieli polskiego ruchu oporu. Ginęły tu ofiary w ramach akcji likwidacji polskiej inteligencji, duchownych. Tych ludzi tu mordowano i okradano — dodał.
Prezes IPN, kiedy mówił o dwóch masowych grobach, był widocznie poruszony.

— Jeden miał 28 metrów długości, drugi 12 metrów. Głębokość jam to ok. 3 metry. Warstwa ludzkich prochów rozpoczynała się ok. 1,5 m pod powierzchnią ściółki leśnej — poinformował dr Karol Nawrocki. — Zbrodni dokonano tu na miejscu. Potem podczas Akcji 1005, kiedy Niemcy zacierali ślady swoich zbrodni, ciała zostały odkopane, przemielone i spalone. Prochy przykryto ziemią. Podobnych grobów ofiar KL Soldau można się spodziewać w sześciu innych miejscach — dodał.

Akcja 1005


— W tym miejscu IPN odnalazł 17,5 tony prochów ludzkich szczątków. Oznacza to, że w tym miejscu spoczywa około 8 tys. ludzi zamordowanych przez zbrodniczy niemiecki system nazistowski. Nie pozwolimy o tym zapomnieć — mówi „Gazecie Olsztyńskiej” prokurator Tomasz Jankowski, naczelnik oddziałowej komisji ścigania zbrodni przeciwko narodowi polskiemu z gdańskiego oddziału IPN.

Przerażające odkrycie śledczych IPN to dowód nie tylko ludobójstwa, ale również niemieckich działań mających na celu ukrycie ich zbrodni. Niemcy nadali akcji kryptonim 1005. Polegała na pozbywaniu się śladów masowych zabójstw. Groby odkopywano i palono spoczywające w nich zwłoki. Z przeprowadzonych w ostatnim tygodniu badań wynika, że ofiary z grobów w lesie białuckim były po odkopaniu ograbiane z cenniejszych przedmiotów.

— Robiono to, aby nikt nie poniósł odpowiedzialności za zbrodnie niemieckich nazistów. To się nie udało, bo Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu z pełną determinacja poszukuje ofiar i bohaterów II wojny światowej. IPN nie pozwoli na to, by choć jedna ofiara została zapomniana — zapowiada prokurator Tomasz Jankowski z gdańskiego IPN.

— Miejsce zostanie należycie upamiętnione — zapewnia w rozmowie z „Gazetą Olsztyńską” dr Paweł Warot, naczelnik gdańskiego IPN. — Prochy ofiar zostały zabezpieczone i zakopane w miejscu dotychczasowego spoczynku — dodaje.

Wstrząsający widok


Prace w miejscu odnalezienia grobów trwały od 4 do 10 lipca. W tym czasie 10 pracowników IPN skrupulatnie badało szczątki, zbierało i katalogowało dowody niemieckiej zbrodni i próby jej ukrycia. Wśród ludzkich prochów śledczy IPN i archeolodzy znajdowali guziki, szkaplerze i krzyżyki czy nożyki do cięcia papieru.

— Przetrwało to, czego nie udało się spalić Niemcom. Jestem profesjonalistą, ale nie ukrywam, że za każdym razem, kiedy brałem taki przedmiot do ręki, przeżywałem wielkie wzruszenie. Nawet trudno mi o tym mówić — stwierdza dr hab. Andrzej Ossowski z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie, który kierował ekshumacją prochów ofiar. — Miałem jedno skojarzenie, z tym co teraz Rosjanie robią w Ukrainie, żeby zacierać ślady własnych zbrodni.
Prace archeologiczne w lesie białuckim, które doprowadziły do odkrycia mogił, rozpoczęły się w 2019 roku. Wtedy pracownicy Biura Upamiętniania Walki i Męczeństwa zgłosili się do IPN z prośbą o weryfikację liczby osób zabitych w obozie w Działdowie. W przestrzeni historycznej funkcjonowała liczba tysiąca osób. Odkrycie masowych grobów potwierdzają informacje o nieporównywalnie większej skali niemieckiego ludobójstwa w działdowskim obozie.

— Byłem tu podczas prac. To był wstrząsający widok. Pracownicy IPN pieczętowali prochy w specjalnych workach, jednak prochów ludzkich było tak dużo, że musieli sami po nich chodzić. Widziałem, że bardzo to przeżywali — mówi nam Patryk Kozłowski, dyrektor Muzeum Pogranicza w Działdowie. — Ten widok na bardzo długo zostanie w mojej pamięci. Tu leżą zamordowani przedstawiciele elity naszego narodu — dodaje.

Mieszkańcy pamiętają


O grobach w lesie „od zawsze” pamięta okoliczna ludność. Co roku, w ostatnią niedzielę września, odbywa się uroczyste nabożeństwo i uroczystość patriotyczna ku czci ofiar zamordowanych w obozie KL Soldau. Co roku uczestniczy w nich nadleśniczy, na którego terenie znajdują się ukryte masowe groby.
— Na uroczystościach jestem nie tylko ja, ale większość z leśników. Pamięć o ofiarach tego obozu jest ciągle żywa. Przecież Niemcy położyli tu w czasie wojny brukową drogę tylko w jednym celu. Żeby ułatwić transport więźniów i ich mordowanie w lasach, żeby samochody nie grzęzły w błocie — mówi nam Jaromir Skrzypecki z nadleśnictwa Dwukoły. — To, ile osób tu wymordowano, dopiero się okaże. Trudno wyobrazić sobie skalę bestialstwa, którego tu dokonano — dodaje.

Stanisław Kryściński


Funkcjonujący w latach 1939-1945 lager Soldau był ważnym ogniwem w niemieckim systemie terroru na ziemiach Polski północnej. Dokonywane przez okupanta formalne zmiany nazwy i przeznaczania obozu (obóz przejściowy, obóz jeniecki, obóz pracy wychowawczej) nie przesłoniły podstawowego zadania, jakim była planowa eksterminacja polskiej elity narodowej północnego Mazowsza, w tym szczególnie duchowieństwa.