Czy mieszkańcy Europy Środkowej są gotowi walczyć w obronie swoich ojczyzn? Przypadek Polski, Słowacji i Słowenii

2022-07-12 08:51:58(ost. akt: 2022-07-12 08:56:34)

Autor zdjęcia: Fratria

W niedawnym sondażu CBOS-u zapytano respondentów w Polsce, jak byśmy walczyli, gdybyśmy znaleźli się w podobnej sytuacji do Ukraińców. 40 proc. ankietowanych odpowiedziało, że tak samo jak oni, zaś 21 proc., że nawet lepiej od nich. Powyższe wyniki świadczą o bojowych nastrojach naszych rodaków w perspektywie ewentualnej konfrontacji zbrojnej z Rosjanami.
To, że Polacy są w Europie jednym z narodów najbardziej gotowych do obrony swej ojczyzny, pokazują wyniki badań European Values Survey, przeprowadzone w 2017 roku. Zapytano wówczas w różnych państwach na naszym kontynencie mężczyzn w wieku od 18 od 60 lat, czy są gotowi walczyć o swój kraj. Pozytywnie odpowiedziało 85,7 proc. Polaków, co stawia nas w zdecydowanej czołówce europejskiej.

Dla porównania: w tym samym badaniu z 2017 roku analogicznej odpowiedzi na Słowacji udzieliło zaledwie 56,4 proc. mężczyzn w wieku od 18 od 60 lat. Jeszcze bardziej przygnębiające dla tamtejszych elit rezultaty przyniosły badania przeprowadzone w tym roku – już po rozpoczęciu pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę. Tylko 33,5 proc. słowackich mężczyzn w wieku poborowym odpowiedziało, że są gotowi walczyć za swą ojczyznę, gdyby została ona zaatakowana.

Polacy a Słowacy: bliscy a dalecy


Pewne światło na tę różnicę między Polakami a Słowakami rzuca tekst pt. „Tacy bliscy, a dalecy” opublikowany trzy lata temu na portalu Teologii Politycznej przez słowackiego publicystę Jaroslava Daniškę. Pisał on wówczas o swym narodzie:
Nie odczuwamy fobii wobec Rosji, nigdy (nawet część terytorium) nie należała do państwa rosyjskiego, a rosyjskie interwencje w Europie były dla nas w zasadzie korzystne. Dla nas rosyjskie nie oznacza sowieckie, tak jak dla Sołżenicyna, i logiczna dla nas jest różnica między rosyjskim (choćby imperialnym) a sowieckim. Nigdy nie mieliśmy ochoty ani potrzeby walczyć przeciwko Rosjanom, a jeżeli doszło już do tego, naszych żołnierzy fakt ten demoralizował i skłaniał do dezercji. Wizja, że z Rosjanami można wygrać wojnę czy zabić ich władcę, leży zupełnie poza możliwościami naszej wyobraźni. Nie życzymy sobie konfliktu z Rosjanami i stąd ten sprzeciw wobec żołnierzy amerykańskich i baz NATO na naszym terenie.

(…) Jesteśmy narodem, któremu brakuje tradycji prymasów, biskupów, którzy czują odpowiedzialność za stan społeczeństwa i państwa i tak też postępują, brak nam tradycji wojskowych i poszanowania armii, gdzie bezpieczeństwo zewnętrzne jest tak samo ważnym tematem, jak bezpieczeństwo wewnętrzne, gdzie mundur cieszy się poszanowaniem i autorytetem, jesteśmy także społeczeństwem, któremu brakuje większej spójności moralnej w polityce i kulturze”.

Słowacy a Słoweńcy: podobni a niepodobni


Można by postawić tezę, że postawa słowackich mężczyzn wynika z faktu, że są oni przedstawicielami mało liczebnego narodu, pozbawionego ciągłości państwowej i niemającego doświadczeń historycznych w ścieraniu się z wielkimi potęgami. Wizja, że można w ogóle rzucić wyzwanie Rosji, mieści się poza horyzontem ich wyobraźni.

To zupełnie odmienna perspektywa niż w przypadku Polaków, którzy nie tylko walczyli z Rosją przez kilka stuleci, lecz także wygrywali z nią wojny, a nawet wkraczali jako zdobywcy do Moskwy. Także w ukraińskiej tożsamości narodowej zawiera się pamięć o tym, jak Kozacy (pod wodzą hetmana Sahajdacznego) zdobyli w 1618 roku wiele rosyjskich miast i wdarli się do Moskwy czy też jak w 1659 roku (na czele z hetmanem Wyhowskim) rozgromili rosyjską armię w bitwie pod Konotopem.

Można by postawić taką tezę na temat Słowaków, gdyby nie fakt, że w tym samym badaniu z 2017 roku gotowość obrony swojej ojczyzny wyraziło aż 87,3 proc. mężczyzn w 2-milionowej Słowenii (a więc procentowo więcej niż w Polsce). To nie przypadek, że wspólnie z Jarosławem Kaczyńskim, Mateuszem Morawieckim i Petrem Fialą do walczącego Kijowa pojechał premier Słowenii Janez Janša, a nie zdecydował się na to premier Słowacji Eduard Heger, mimo że było dla niego miejsce w pociągu.

Niektórzy tłumaczą tę różnicę między Słowakami a Słoweńcami faktem, że ci pierwsi nigdy nie byli zmuszeni do prowadzenia wojny o własną niepodległość, ponieważ swą państwowość uzyskali w 1993 roku drogą pokojową dzięki „aksamitnemu rozwodowi” z Czechami, natomiast ci drudzy musieli w 1991 roku stoczyć wojnę o wolność z armią jugosłowiańską zdominowaną przez Serbów.

„Tania państwowość”


Komentując wspomniany sondaż publicysta słowackiego portalu postoj.sk Lukaš Krivošik napisał:

Obecna Republika Słowacka to pewna forma „taniej państwowości”. Nigdy nie musieliśmy wiele poświęcać dla jej stworzenia i utrzymania. Najwyraźniej jest to również jeden z powodów, dla których nasze życie publiczne wygląda właśnie tak jak wygląda. Dlaczego trudno jest osiągnąć konsensus narodowy nawet w tak podstawowych sprawach, jak orientacja geopolityczna; dlaczego tak wielu z nas deklaruje brak zainteresowania obroną naszej ojczyzny, gdyby kiedykolwiek została ona zaatakowana w przyszłości; dlaczego postrzegamy naszą republikę jako wspólne pastwisko, z którego musimy szybko wyrwać dla siebie kawałek, zanim uda się to komuś innemu, zamiast ulepszać je jako naszą wspólną własność…”.

Oczywiście można powiedzieć, że mamy do czynienia jedynie z sondażami, które odnoszą się do deklaracji, a nie do konkretnych zdarzeń. Trzeba jednak pamiętać, że nastroje społeczne są faktem socjologicznym, ponieważ potrafią wpływać na postawy i działania ludzi. Jak pisze wspomniany już Lukaš Krivošik:
W końcu państwa na dłuższą metę są tak żywotne, jak wola ich obywateli, by stanąć w ich obronie, być może nawet zbrojnie, gdyby zostały one zaatakowane. Nawet jeśli trochę przesadzimy, gdyby jakiś wróg wkroczył na terytorium Republiki Słowackiej, to deklarowana niska wola naszych obywateli, by bronić ojczyzny, mogłaby paradoksalnie stanowić zaproszenie dla agresora. Skoro już otwarcie przyznajemy w sondażach, że nie byłaby ona nawet warta naszej obrony, dlaczego więc jakaś zagraniczna siła nie miałaby spróbować odgryźć trochę Słowacji…”.

Interesy, cele, emocje i uczucia


Tego rodzaju uwarunkowania powinny uwzględniać także polskie władze, konstruując różne regionalne i ponadregionalne sojusze. Musimy mieć świadomość odmiennych doświadczeń historycznych, a w związku z tym inaczej definiowanych interesów i celów. Dla małego narodu w niespokojnych czasach wartością jest samo przeżycie, samo przetrwanie, a nie stawianie przed sobą ambitnych celów kształtowania geopolitycznego oblicza kontynentu.

Biorąc pod uwagę ten kontekst, trzeba jednak uczciwie przyznać, że polityka obecnego rządu Słowacji w obliczu wojny na Ukrainie (skala wsparcia militarnego i dyplomatycznego dla Kijowa) jest znacznie odważniejsza i bardziej zdecydowana niż wynikałoby to z nastrojów społecznych. Przecież według opublikowanego ostatnio raportu bratysławskiego think tanku GLOBSEC, aż 37 proc. Słowaków za głównego partnera strategicznego uważa nie Stany Zjednoczone czy Niemcy, lecz Rosję.

Na koniec warto przytoczyć słowa przywoływanego już Lukaša Krivošika, który przyczyn braku gotowości Słowaków do obrony własnej ojczyzny upatruje w innych czynnikach niż tylko historyczne czy geopolityczne:

Tam, gdzie nie ma miłości, tam też brak jest chęci do poświęcenia czegoś. (…) Innymi słowy, to miłość inspiruje do poświęceń. Właśnie dlatego sprawy na Słowacji wyglądają tak, jak wyglądają, ponieważ jesteśmy gotowi do poświęceń tylko po to, żeby było lepiej. A jesteśmy skłonni niewiele poświęcić dla Słowacji, bo mało ją kochamy”.
autor:Grzegorz Górny
za zgodą wpolityce.pl
Fot. wPolityce