A kto tutaj mówi o miłości?

2022-07-02 16:07:07(ost. akt: 2022-07-01 12:45:47)

Autor zdjęcia: pixabay

Joanna Daniluk, redaktor w Wydawnictwie UWM w Olsztynie, obroniła na Wydziale Humanistycznym pracę doktorską o emancypantkach z przedwojennej Warmii. Do tego tematu zainspirował ją wywiad w „Gazecie Olsztyńskiej”.
— Jak się czuje nowa pani doktor?
— Dobrze! Może trochę zmęczona po wysiłku intelektualnym i prawie dwuletnim pisaniu doktoratu.

— Gdy przeprowadzałam z panią rozmowę dwa lata temu, już miała pani sporo materiału.
— Tak, i przypomnę, że do tematyki o wpływie Polek na dorobek kulturowy Warmii i Mazur w XX wieku zainspirował mnie pani wywiad w „Gazecie Olsztyńskiej” z dr. Janem Chłostą pt. „Były bohaterkami drugiego planu” o kobietach, które działały na rzecz polskości Warmii i Mazur przed 1939 rokiem.

— Doktorat obroniony. I co dalej?

— Mam już kolejne pomysły, bo prawdziwe jest powiedzenie, że nauka wciąga. Zgłosiłam się do Akademii Sieci Ziem Północnych i Zachodnich, która jest przeznaczona dla młodych ludzi z ośrodków akademickich, prowadzących badania nad szeroką pojętą humanistyką m.in. w Olsztynie, Poznaniu, Szczecinie, na Śląsku. Tydzień temu podczas konferencji online mówiłam o znaczeniu przedwojennej działalności Polek na Warmii i Mazurach po 1945 roku. To poszerzony rozdział w mojej pracy.

Joanna Daniluk
Fot. archiwum prywatne Joanny Daniluk
Joanna Daniluk
— Można ją całą przeczytać w internecie.
— Tak, teraz są takie wymagania. Po jej publikacji odezwała się do mnie studentka Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, autorka pracy magisterskiej, w której porównuje twórczość warmińskiej poetki Marii Zientary-Malewskiej z twórczością Marii Konopnickiej. Powiedziała, że znalazła w moich badaniach sporo materiału. Chciałabym przypomnieć, że Maria Zientara-Malewska to moja faworytka wśród warmińskich twórczyń. Podobnie jak ona, czuję się bardzo związana z Warmią. Urodziłam się w Lidzbarku Warmińskim, mieszkałam w Kraszewie pod Lidzbarkiem, potem wyjechałam na studia do Olsztyna. Poetka zmarła w roku, w którym ja się urodziłam (1984). Podczas studiów polonistycznych prof. Zbigniew Chojnowski zainteresował mnie regionalizmem. Pomyślałam, by wspólnymi siłami zorganizować krakowsko-olsztyński jubileusz warmińskiej poetki, bo w 2024 roku przypada 130. rocznica jej urodzin i 40. śmierci. Skąd ten pomysł? Moja rozmówczyni współpracuje z wirtualnym Muzeum HERstorii Sztuki w Krakowie i zależy jej, by opisywać kobiety, tworzyć opowieści o kobietach. Warto wspomnieć, że Zientara-Malewska miała swój krakowski epizod, gdyż to właśnie tam kończyła Seminarium Nauczycielskie.

— Będzie wspólne wydarzenie?
— Mam już plan, jednak za wcześnie na szczegóły.

Władysława Knosała (1908-1997) z domu Styp-Rekowska
Fot. IP Olsztyn
Władysława Knosała (1908-1997) z domu Styp-Rekowska
— Pani badania mogą stać się kanwą jakiegoś filmu?
— Ciekawy aspekt! Nie myślałam o swoim doktoracie w takiej kategorii! Ale rzeczywiście, losy działaczek warmińskich, dobrze pokazane na ekranie, to – moim zdaniem – interesujący temat. Spore wyzwanie miałby scenarzysta, ale także aktorzy, bo musieliby zagrać z emocjami. U mnie tego nie ma. Już podczas obrony pracy doktorskiej padło pytanie — czy może nawet zarzut — że nie napisałam o wewnętrznych przeżyciach moich bohaterek. Jaki miały stosunek do rodziny, kościoła, państwa? A tymczasem zapiski biograficzne, z których korzystałam, są suche, opierają się tylko na faktach. Dziś jest tendencja eksponowania swoich uczuć, mówienia i pisania ze szczegółami o emocjach. A wtedy nie. Dotyczy to na przykład Władysławy Knosaliny, która przeżyła prawdziwe dramaty. W kwietniu 1938 roku wzięła ślub z Ryszardem Knosałą, mąż został aresztowany zaraz po wybuchu wojny, zginął w obozie koncentracyjnym w Dachau przed samym końcem wojny, w lutym 1945 roku, zarażony tyfusem. Wcześniej, w 1943 roku zmarła ich trzyletnia, jedyna, córeczka. Knosalina pisała sucho: „zmarła mi córka”, „zmarł mi mąż”, „czterej bracia”, „matka”. Nic więcej – ani słowa o tym, co czuła. Może to sposób na obejście trudnych przeżyć? To byli tacy sami ludzie, jak my, jednak nie eksponowali uczuć. Film mógłby znakomicie uzupełnić te opowieści.

— Co udało się pani odkryć o Polkach z Prus Wschodnich? Czego nowego się pani o nich dowiedziała? Korzystała pani ze wspomnień Otylii Teszner-Grotowej, Władysławy Knosaliny, Anny Łubieńskiej, Marii Zientary-Malewskiej, Emilii Sukertowej-Biedrawiny, Marii Donimirskiej.
— Powiem patetycznie: wysnułam wniosek, że one nadzwyczajnie poświęcały się sprawie polskiej, pracy oświatowej, społecznej, kulturalnej, co skrupulatnie opisały. Dla mnie to był impuls do przywracania im pamięci. Nikt jeszcze do tej pory nie napisał, że one też odgrywały ważną rolę w przedwojennej historii na Warmii. Na pierwszym miejscu zawsze byli działacze, ale przecież kobiety działały na równi z nimi, stały obok nich, były potrzebne w wielu sprawach. Czy bez nich mężczyźni mogliby skutecznie działać? Wątpię.

— I jednak nie były emancypantkami?
— Ruch kobiecy stawiał na sprawy narodowe, a nie na emancypację. Wpływ na to miało oderwanie tych ziem od Polski, nie miały kontaktu z żadnym ruchem emancypacyjnym z Polski. Nie miały wzorów. Ale ich pracę na rzecz ojczyzny można rozumieć też jako rodzaj emancypacji – bo głos miały kobiety.

— Która z tych kobiet budzi pani największe emocje?

— Władysława Knosalina. Mimo przeżycia ogromnych tragedii do końca zachowała optymizm, a znajomi wspominali ją jako osobę pogodną, z nutką wesołości. Otylia Teszner-Grotowa, która pozostawiła najpełniejsze wspomnienia obozowe i jako jedyna eksponowała swoje uczucia. I Maria Zientara-Malewska, o której już wspominałam. Należy wreszcie oddać im głos, tym dzielnym, świadomym, niezłomnym działaczkom warmińskim.

— Jak wydobyć je z zapomnienia? Pisanie o nich to za mało…
— Warto, by stały się patronkami ulic, placów, warto obchodzić związane z nimi wydarzenia (rocznica urodzin, wydanie książki). Na przykład kobietom z rodu Pieniężnych: Joannie, Wandzie i Pelagii należy się szczególna pamięć, jedna miała być patronką tramwaju. I co? Cisza!

— Czy od czasu naszej poprzedniej rozmowy przybyło patronek ulic w Olsztynie? W końcu Olsztyn się rozwija, powstają nowe osiedla, potrzebni są nowi patroni i nowe patronki.
— W 2018 roku na ok. 600 pozycji (ulice, place) w Olsztynie jedynie 18 stanowiły nazwy ulic związanych z kobietami. A teraz 23 — stan z 14 stycznia 2021 roku — a zatem niewiele więcej.


— Czego dowiedziała się pani o samej sobie, pisząc doktorat?
— Że jeśli postawię sobie jakiś cel — a tym celem było napisanie rozprawy doktorskiej — dążę do finału wszelkimi sposobami. Na szczęście nikt nie ucierpiał z tego powodu (śmiech), tylko, niestety, mój wzrok. Bardzo chciałam napisać tę pracę i osiągnęłam to. Dowiedziałam się, że dobrze piszę — przekonałam się, że dużo dała mi praca w Wydawnictwie UWM. Dużo lepiej piszę niż opowiadam. Może nie będę literatką, ale mogę teraz napisać książkę, dlaczego nie? Chcę się naukowo rozwijać, ale pracy nie zmieniam, dalej będę redaktorem. I kiedyś podciągnę swój angielski. A może zapiszę się też na francuski? Trzeba wypłynąć na szersze wody.

Beata Brokowska