Przeciwko babom!

2022-07-03 14:00:00(ost. akt: 2022-06-28 13:18:12)

Autor zdjęcia: freepik

FELIETON \\ W 2005 r. Joanna Chmielewska popełniła cały utwór-traktat pod dokładnie takim samym tytułem, co niniejszy artykuł. Ponieważ 17 lat minęło, a problem wcale nie zniknął — dziś to ja poczułam, że trzeba zacząć działać. Walkę rozpoczynam od pióra, ale któż to wie, po jakie jeszcze instrumenty zmuszona będę sięgnąć…!
Od paru już lat jestem dorosła i wolna jak ptak. Chodzę własnymi ścieżkami. Bywa, że jeżdżę, bo posiadam prawo jazdy i samochód, który nabyłam za osobiście zarobione pieniądze. Pracuję też na tyle odpowiedzialnym, co i wiele swobody dającym stanowisku — dziennikarstwo to wolny zawód przecież…! W pewnych kręgach mogłabym uchodzić za feministkę…
A otóż nic bardziej mylnego! Owszem, mogę za feministkę uchodzić, ale wedle niektórych definicji będzie to feminizm mocno wybrakowany. Sęk bowiem w tym, że ja dopiero przy mężczyźnie czuję się stuprocentową kobietą. Dopiero przy przedstawicielu tej płci zohydzanej i wyszydzanej — ja rozkwitam jak piwonia, dostaję wiatru w żagle i skrzydeł u ramion. Bo wedle mojej definicji kobiecość — jedno z piękniejszych zjawisk na Ziemi — ma sens dopiero wtedy, gdy istnieje jej przeciwieństwo, czyli męskość. Bez męskości kobiecość jest absolutnie nic nie warta!
Ale co z tą męskością zrobiły ostatnio przedstawicielki mojej płci — to i budzi zgrozę, i o pomstę do nieba woła…! No, to po kolei.

Albo feministka, albo uwieszona na chłopie
Niestety, dzisiejsze kobiety cierpią na te dwie skrajności i właściwie ciężko jest znaleźć jakąś, która tkwi pomiędzy. Albo ten chłop jest gorszym gatunkiem, pod-człowiekiem zgoła — albo, jak już jakiś da się schwycić i usidlić, to kochany jest morderczo, bez chwili oddechu, bez strefy wolności — na zabój!
A przecież taki mężczyzna też powinien czasem od nas odetchnąć. Tak jak my lubimy pójść sobie na zakupy z przyjaciółką lub z mamą; do salonu fryzjerskiego i do kosmetyczki; zwyczajnie na dobre wino — tak nasz chłopina też ma prawo do spotkań na wspólne oglądanie meczu; zawody w szybownictwie; zwyczajne wyjście na piwo w towarzystwie najlepszych kumpli. I naprawdę przestańcie się martwić, że na tym piwie oni strzygą wyłącznie za młodszymi w rozmiarze 34 oraz że orgie tam się odbywają starożytnego Rzymu godne….! Wy na tym winie też oglądacie się za wszystkimi takimi, co ledwo zyskali pół kępy zarostu na twarzy…? Nie? No, to raz na jakiś czas dajcie chłopu spokój, a jak zadzwoni, że trochę ich poniosło i nie ma komu poprowadzić samochodu — to weźcie swoje kluczyki, pojedźcie i rozwieźcie całe towarzystwo bezpiecznie do domu.
Dlatego wołam: mężczyzna też człowiek i czasami musi z domu wyjść sam. Już choćby po to, by za nami zatęsknić i po rozłące witać nas z otwartymi ramionami i z ogniem, nie tylko w duszy.

Mężczyzna — as do robót specjalnych
Utarło się, że facet dźwiga ciężary. Ja wiem, że zjawisko polskich siatkarek też istnieje, a z drugiej strony panowie sami się podkładają, bo od wczesnych lat dziecięcych pragną nam tę swoją siłę udowadniać. Ale dlaczego? Ano dlatego, że nam to imponuje…! I koniec jest taki, że niejedna żona ma niejednego męża za tragarza, naprawiacza, złotą rączkę i specjalistę od rzeczy, których ona się brzydzi — od zabijania karaluchów choćby…
Opowiadała mi raz jedna koleżanka, osoba samotna. Poprosiła sąsiada o pomoc z zawiasem w drzwiczkach regału. Zgodził się chętnie, zawias naprawił, wypatrzył jeszcze wypadające ze ściany gniazdko i lekko cieknący kran — też się tym zajął. A moja koleżanka w tym czasie przygotowała cudnej urody lekkostrawne kanapeczki, bezy i kawkę. Sąsiad rozsiadł się wygodnie, wywiązała miła rozmowa, a kiedy na stół już miał wjechać koniaczek — męża wywęszyła i bezpardonowo zaatakowała żona.
— To ty tu ze śrubokrętem sam z siebie takie usterki naprawiasz, a w domu pralka zepsuta i kafel w kuchni odpadł…?! — zapytała z wyraźnym wyrzutem w głosie.
— Owszem — przyznał mąż. — Ale jeśli naprawę te rzeczy — czy ty ugościsz mnie taką miłą kolacją…?
Nic dodać, nic ująć. Same łase na pochwały i wyrazy uwielbiania — mężom i chłopom skąpimy ich jak Harpagon. To co się dziwić, że oni u sąsiadki zobaczą usterkę, o której ona sama nie wie, a po tych kanapeczkach i koniaczku niejeden zdecyduje się pozostać na zawsze…?

Skarbie, miałem okropny dzień… — Ja też, ja też, ja też!!!
Kolejna historia z życia wzięta — przy czym od razu każdej kobiecie mogę polecić przyjaciela, który wykonuje zawód lekarza, specjalizacji jakiej bądź. Zaręczam, a mówię to na podstawie kilku lat doświadczenia — że nie ma bardziej zajętego człowieka niż lekarz. Sęk bowiem w tym, że dyrektor wyjdzie z narady, magazynier — z magazynu, ale lekarz z operacji wyjść nie ma prawa. Nie ma, bo ratuje ludzkie życie i z tym ratowaniem przegrywają największe nawet żale i bóle. No, może z wyjątkiem bóli porodowych, ale to całkiem inna historia… Tak czy siak, jako przyjaciółka lekarza stale to mam na uwadze.
Ale bywa i tak, że operacja nie skończy się sukcesem. Że nie wszystko pójdzie podręcznikowo. A jeśli ma się wielkie szczęście i serce u naszego lekarza-mężczyzny-człowieka bije naprawdę tam, gdzie trzeba — to takie chwile w naszej przyjaźni też trzeba uwzględnić. I zrobić co tylko w naszej mocy, by odebrać nawet bardzo późny telefon i usłyszeć, że no tak, no bywa, ale już dał radę, bo przecież musi być trochę odporny na takie sytuacje, przecież ratuje to życie nie od wczoraj… Niech gada, co tylko zechce — a wy po prostu bądźcie. I broń Boże — nie zarzucajcie go swoimi cierpieniami, które już jutro na pewno funta kłaków nie będą warte, bo — wiem to na pewno — nie ma na świecie sprawy cenniejszej niż ludzkie życie. A w chwilach, gdy wasz przyjaciel nie zdąży przed Panem Bogiem — nie ma niczego ważniejszego od jego poczucia przegranej bezsilności.
To prawda: z wami czy sam — za kilka godzin on jakoś do siebie wróci. Ale faktu, że nas w tej trudnej chwili, choćby telefonicznie z nim nie było — nie wróci już nic i nikt. Panta rhei — pamiętacie?

Bo każdy, naprawdę każdy człowiek na Ziemi ma prawo mieć gorszy dzień. Nawet facet. A jednak kobiety często zdają się o tym zapominać i na jego delikatny pomruk — puszczają całą lawinę swoich problemów, niepowodzeń, nieszczęść i klęsk życiowych. Przygniatają go tą lawą kataklizmów i wręcz zmuszają, by zamknął się w sobie. Lub szukał pocieszenia gdzie indziej…
A czy to takie trudne nieco sparafrazować piosenkę i zanucić facetowi: „weź nic nie mów, weź się przytul…”? Przy czym na słowo „przytul” mnie akurat wyobraźnia podsuwa nader piękne i słodkie obrazy…! Jeśli tylko wprowadzić je w czyn — gwarantuję, że facet po trzech minutach zapomni o swoich największych porażkach, a przez resztę wieczoru będzie kombinował, komu by tu jutro nawciskać i z kim się ściąć, by wrócić do domu z podobnie na kwintę zwieszonym nosem i uzyskać mniej więcej podobne pocieszenie…!
Dlatego pamiętajcie: czasem wam jest źle i pocieszenia szukacie u niego. Ale jemu też bywa źle i też go trzeba pocieszyć. Nawet jak się na początku żachnie, że przecież to on jest mocarz, lub machnie ręką, że da sobie radę. Wiadomo, że da. Zawsze daje. Ale ciepłe słowo to czysta magia: pomogło i jemu, i mi.

Seks-szantaż i wieczny ból głowy
Szantażowanie męża seksem to jest zwyczajnie dla kobiet auto-obelga! Bo nie ma niczego gorszego, niż zazdrość o każdą koleżankę z pracy, podejrzliwość i teorie spiskowe na każdym kroku — a z drugiej strony ograniczanie i dawkowanie w aptekarskich ilościach łakoci…! Dziwicie się potem tym smutnym żartom, że idzie facet do łóżka, w którym już leży żona, i podaje jej szklankę wody i tabletkę?
— Od czego to? — pyta żona.
— Od bólu głowy.
— Ale mnie nie boli głowa…
— Ha! Mam cię…! — odpowiada triumfująco mąż.
Słowo daję, z mojego, kobiecego punktu widzenia — gorzki to jest triumf…!
Magdalena Maria Bukowiecka

Oryginalnie chciałam powyższy tekst zadedykować przyjacielowi, ale on zasugerował, by zadedykować go raczej wszystkim mężczyznom dręczonym przez kobiece egoistki!