Lider opozycji demokratycznej w czasach PRL i walki o wolną Polskę - Jacek Kuroń

2022-06-18 19:50:00(ost. akt: 2022-06-17 15:34:13)

Autor zdjęcia: Wikipedia

W piątek (17 czerwca) minęła 18 rocznica śmierci Jacka Kuronia. Postaci nietuzinkowej i kontrowersyjnej, który przeszedł drogę przemiany od fascynacji ideami komunizmu i socjalizmu po zostanie jednym z liderów opozycji demokratycznej w czasach PRL i walki o wolną Polskę.

Socjalizm i niepodległościowa tradycja rodzinna


Władysław Broniewski uważał, że istotą jego życiorysu była walka. W przypadku urodzonego we Lwowie w 1934 roku Jacka Kuronia było podobnie. „Czuję się uczestnikiem rewolucji 1905 roku” – mówił współzałożyciel Komitetu Obrony Robotników, który wypowiadając powyższe słowa, nawiązywał do wyniesionej z domu atmosfery i systemu wartości. Dziadek – członek Organizacji Bojowej PPS oraz ojciec – uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, PPS-owiec i żołnierz AK, sprawili, iż mały Jacek wzrastał w określonym ciągu tradycji. „Oni – dziadek i ojciec – mówili: robotnicza sprawa, albo po prostu sprawa. I to znaczyło: socjalizm, ale nie używali tego słowa. I to znaczyło: pognębić wyzyskiwaczy. I to znaczyło także: Polska, Matka Boska z Jasnej Góry i groby, o które się ostrzyło stal, i ci Azjaci, których stąd trzeba przepędzić, i to, że za ich wolność też się walczy” – napisał Jacek Kuroń w 1990 roku.

Wychowanie w duchu socjalistycznych idei, ale i walki o niepodległą Polskę. „Wybuchowa” mieszanka, która nie chroni młodego Jacka przed tym, by po 1945 roku ustrzec się jednego z najgroźniejszych wirusów XX wieku – „wirusa komunizmu”, na którego szczególnie nieodporna okazała się być inteligencja o lewicowej proweniencji. Jacek Kuroń w wir nowej rzeczywistości rzucił się nader szybko i całym sobą. Jako piętnastolatek był już w ZMP, a z chwilą osiągnięcia pełnoletności wstąpił w szeregi PZPR. Jako ideowy komunista nie uznawał półśrodków, toteż w 1953 roku towarzysze powiedzieli mu „do widzenia”, skreślając z partii.

Rozczarowanie utopią komunizmu i socjalizmu.


Pożegnanie z PZPR nie było dla Jacka Kuronia powodem do porzucenia wiary w nową świecką religię, albowiem w 1956 roku na bazie odwilży październikowej ponownie otrzymał legitymację partyjną. Jednym z podstawowych zajęć aktywisty było wówczas zaszczepienie wśród młodzieży komunistycznych ideałów poprzez socjalistyczne harcerstwo, a mówiąc ściślej, Hufiec Walterowski.

Jednak rzeczywistość, według młodego Jacka, odbiegała tak bardzo od utopijnego ideału, że w 1964 roku wraz z Karolem Modzelewskim napisał słynny „List otwarty do Partii”, w którym PRL zaatakował niejako z lewej strony, z pozycji stricte marksistowskiej, domagając się tego, by „rewolucyjną drogą obalić dyktaturę biurokracji nad narodem”. Towarzysze partyjni widzieli sprawy inaczej: woleli komunistyczne przywileje i konfitury niż jakieś tam idee równości społecznej. Tym listem Kuroń ściągnął na siebie gniew partyjnych notabli, co przypłacił ponownym wyrzuceniem z partii i zamknięciem w więzieniu.

Wychodząc z więzienia w 1967 roku, nie był jeszcze człowiekiem odmienionym, ale sceptycyzm względem komunizmu jako drogi do raju na ziemi także w jego środowisku przybierał na sile. „Pamiętam, w kilka dni po wyjściu z więzienia, pojechaliśmy z Gajką i Maćkiem (syn – przyp. red.) do Zakopanego. (…) Śpiewaliśmy sobie. Ja chciałem śpiewać takie różne proletariacko-rewolucyjne pieśni, a Gajka się z nich podśmiewywała” – wspominał.

Walka z „czerwonym smokiem”.


1968 rok to dla polskiej lewicy data szczególna. Partia, a także PRL-owska rzeczywistość, choć zdaniem rodzimych marksistów niedoskonałe, były jednak ich partią i ich ustrojem. Marzec 1968 z perspektywy Jacka Kuronia i środowiska skupionego wokół „Komandosów” stanowił ostateczny gwóźdź do marksistowskiej trumny, m.in. dlatego, że partia przemówiła językiem faszystowskim. Użyła „pałki” antysemityzmu. Mniej więcej w tymże okresie część środowiska Jacka Kuronia zaczyna przywiązywać istotną wagę do kwestii narodowych, związanych z polską tożsamością. Jeśli bowiem spojrzymy wstecz, to najogólniej mówiąc, środowisko rewizjonistów, w które zaangażowany był Kuroń, w znacznej mierze rozmijało się z oczekiwaniami społeczeństwa, które nie zamierzało reformować ustroju, ale po prostu chciało zrzucić komunistyczne kajdany. Niniejsza formacja, rewidując swój stosunek do marksizmu, zrewidowała również swój stosunek do religii. Dość powiedzieć, że Kuroń, zadeklarowany ateista, po wyjściu z więzienia związał się z członkami Klubów Inteligencji Katolickiej i w połowie lat siedemdziesiątych zaczął określać swój światopogląd mianem: „chrześcijaństwa bez Boga”. Niemniej jednak jego stosunek do wiary był dość indywidualistyczny: „Może w planie Pana Boga jest, abym ja nie wierzył?”.

W 1975 roku Jacek Kuroń został sygnatariuszem „Listu 59”, będącego protestem przeciwko umieszczeniu w konstytucji zapisu o kierowniczej roli PZPR. Od tego momentu stał się jedną z głównych postaci opozycji antykomunistycznej. To w jego mieszkaniu na Żoliborzu mieściło się słynne nieoficjalne centrum informacyjne KOR, stanowiącego preludium do powstania „Solidarności”.
„Działanie jest dla mnie pasją, sensem życia. Muszę robić, rzeczy bardzo ważne, przekraczające mnie, moje życie. Bez takiego działania zanudziłbym się na śmierć” – mówił Kuroń i faktycznie działał, w tym działaniu prezentując odwagę, przez co coraz częściej sprowadzał na siebie nienawiść władzy. Przykładowo w marcu 1979 roku bojówka rekrutująca się z działaczy ZSPM dokonała ataku na jego mieszkanie, brutalnie bijąc żonę, syna i sędziwego ojca. Ale zahartowanego Kuronia ciężko było złamać. Kluczową rolę odegrało w tym względzie wychowanie: „Ojciec wymagał ode mnie tylko jednej rzeczy – odwagi. Za to mnie chwalił bez umiarkowania. Za tchórzostwo mógł mnie wyśmiać, powiedzieć: baba, gówniarz, płaksa”. Jacek Kuroń przez całe życie był wierny ideałom ojca. W okresie karnawału „Solidarności” (sierpień 1980 – 13 grudnia 1981) mieszkanie Kuroniów tętniło życiem jak zawsze, a sam Jacek tuż po kolejnej odsiadce niemal natychmiast pojechał do Gdańska, zostając doradcą Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego ”Solidarności”.

Okres stanu wojennego okazał się jednak wyjątkowo bolesnym doświadczeniem. Stłamszenie wolnościowego zrywu bolało, ale nie mniejszym ciosem była śmierć żony i ojca, toteż Kuroń przez pewien czas nie odnajdował w sobie sił do podejmowania ostatecznej walki z „czerwonym smokiem”. Przełomem okazało się zamordowanie ks. Jerzego Popiełuszki. To był ksiądz z jego parafii na Żoliborzu. Kapelan Solidarności. To bolało tak bardzo, że Kuroń ponownie podniósł rękawicę rzuconą przez komunistyczną władzę. O pozycji, jaką Jacek Kuroń posiadał w latach 80., niech świadczy fakt, że premier Włoch Bettino Craxi uzależnił swoją wizytę w PRL od wypuszczenia z więzienia Kuronia. W dobie okrągłego stołu władza nazywając go „ekstremistą”, robiła wszystko, by nie uczestniczył w jakichkolwiek rozmowach. „Solidarność” postawiła jednak na swoim. Chciano mieć Jacka w swojej ekipie i Kuroń pracował po stronie opozycji solidarnościowej w zespole ds. reform politycznych.

Nie płakał nad sobą


W wolnej Polsce Jacka Kuronia zapamiętano jako tego, który próbował złagodzić skutki bolesnej od strony ekonomicznej transformacji ustrojowej. Chociaż w duchu zawsze wierny ideałom solidarności i sprawiedliwości społecznej, jak większość ówczesnego środowiska Solidarności poparł reformy Balcerowicza. Solidarność rozłożyła nad reformami parasol ochronny. Kuroń swymi pogadankami telewizyjnymi jako Minister Pracy starał się łagodzić niedogodności reform. Po wielu latach, w 2007 roku, alter globalistka Naomi Klein w swojej książce „Doktryna szoku” powie, że Solidarność nie takiego przebiegu reform chciała i została oszukana przez międzynarodowe grupy finansowe. Cotygodniowe pogadanki, „zupy Kuronia” czy akcja „Podarujmy dzieciom lato, podarujmy zdrowie” przysporzyły Kuroniowi dużo sympatii, a termin „kuroniówka” oznaczający zasiłek dla bezrobotnych na stałe wszedł do języka polskiego. W demokratycznej Polsce Jacek Kuroń bił rekordy zaufania społecznego, które miejscami sięgało 80 procent poparcia Polaków. Nie przekładało się to jednak na poparcie w wyborach prezydenckich, w których w 1995 roku Jacek Kuroń uzyskał trzecie miejsce z wynikiem 9 procent.

Jedną z jego ostatnich inicjatyw było założenie wraz z drugą żoną Danutą Uniwersytetu Ludowego im. Jana Józefa Lipskiego w Teremiskach na Podlasiu, którego misją było łączenie młodzieży z Polski, Ukrainy, Białorusi i Litwy.
Jacek Kuroń zmarł 17 czerwca 2004 roku w Warszawie. Został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Wśród żegnających go osób znalazł się Marek Edelman, który powiedział: „Ten człowiek, bez polityki sprawiedliwej, polityki dla ludzi nie mógł żyć”. Po czym dodał, że Jacek Kuroń umarł tak, jak chciał: „do końca czynny, godnie, nie płacząc nad sobą”.

Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Tutor #3101854 19 cze 2022 15:18

    Żyd, polonofob z KOR, razem z Geremkiem i Michnikiem działali na szkodę Polski.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  2. Julia Palmer #3101851 19 cze 2022 14:39

    Prawacki szmatławiec działalność Kuronia w opozycji wspomniał jako niewielki epizod, za to komunistą był, że ho, ho.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  3. jaaa #3101836 19 cze 2022 05:59

    I to jest człowiek opozycji ,a nie bracia kurduple co sobie legendę wymyślili że są zbawcami narodu ! Ale historia ich rozliczy za to co się teraz dzieje w Polsce . Najgorsze 7 lat w dziejach nawet a Bieruta nie było tak źle , a walić zjednoczoną prawicę niech ich szlak trafi !!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-7) odpowiedz na ten komentarz