Bibliotekarka z sercem na dłoni

2022-06-12 18:38:02(ost. akt: 2022-06-12 18:45:01)

Autor zdjęcia: Joanna Karzyńska

Pani Barbara miała pracować w bibliotece tyko przez jakiś czas. Została 30 lat. — Biblioteka to miejsce, w którym można nie tylko wypożyczyć książkę, porozmawiać, poszukać wsparcia. W takim zawodzie trzeba lubić ludzi — tłumaczy.
Bibliotekarką została z miłości do książek. O takich prawdziwych pasjonatów czytelnictwa jest coraz trudniej. Ale są też tacy, którym nic nie zastąpi szelestu przewracanych kartek. Do takich osób należy właśnie pani Barbara. Uwielbia czytać i rozmawiać o swoich czytelniczych przygodach. Ma wiele pasji, w kulturze przepracowała ponad 40 lat, z czego w bibliotece prawie 30. Już w lipcu odchodzi na zasłużoną emeryturę i zapewnia, że nudzić się nie będzie.
Barbara Dyspolska mieszka w Świętajnie od urodzenia. Tu rozpoczęła swoją edukację, tu spędziła lata dzieciństwa i młodości. Ze Świętajnem wiążą się jej najpiękniejsze wspomnienia i miejsca, które kocha.
— Od dziecka uwielbiałam czytać książki — opowiada. — W moim rodzinnym domu to tata dużo czytał i kupował książki. To on zaszczepił we mnie miłość do książek. Do dziś mam książki po tacie, to wspaniała pamiątka...

Po skończeniu szkoły średniej pani Barbara poszła do swojej pierwszej pracy — oczywiście była to praca w bibliotece. Był rok 1981. Po przepracowaniu kilku miesięcy, została przeniesiona do Gminnego Ośrodka Kultury w Świętajnie. W 1984 roku została powołana na dyrektora GOK. Urodziła córkę Natalię. W 1994 roku została dyrektorem Gminnej Biblioteki Publicznej w Świętajnie. Przez te prawie 30 lat wiele się zmieniło, jedno pozostało wciąż niezmienne — pani Basia, witająca z uśmiechem swoich czytelników.
— Bibliotekarz to zawód, który nie pozwala „zardzewieć”. Wymaga olbrzymiej otwartości na poznanie, poszerzania wiedzy, kreatywności, sprostania nowym wyzwaniom, dynamicznej reakcji na zmiany, umiejętności pracy w zespole, intuicji lub wiedzy psychologicznej, znajomości podstaw prawa, zasad marketingu, podstaw informatyki… A to wszystko dla biblioteki, która uzależnia i trzyma jak magnez, oraz dla czytelników. Bo przecież nie dla pieniędzy i prestiżu — śmieje się pani Basia. — Przez lata biblioteki bardzo się zmieniły. Stanowią, szczególnie w mniejszych miejscowościach, centrum informacji, komunikacji i wiedzy. Stają się zapleczem dla różnego rodzaju akcji edukacyjnych. Dziś często przeobrażają się w centra kultury. Przez swój uniwersalny charakter biblioteki to miejsca spotkań, koncertów, wystaw, informacji, integracji różnych środowisk, współpracy instytucjonalnej i lokalnej… Wszystko w ramach jednego, skromnego budżetu.
W swojej pracy lubi widzieć efekty. Lubi, gdy nowy pomysł przybiera realną postać i się sprawdza. Czasem to mogą być nawet drobne rzeczy. Gdy zadowoleni są użytkownicy biblioteki, bo zostanie wprowadzone rozwiązanie, nowa usługa, która im się podoba, którą akceptują. To jest ten moment, który daje jej satysfakcję.

Pani Barbara zawsze promowała książki. Często pojawia się w miejscowym przedszkolu, żeby czytać i opowiadać maluchom o książkach.
— Z mojego doświadczenia wiem, że miłość do książek najlepiej zaszczepić już małym dzieciom. Przedszkolaki przychodzą do biblioteki, oglądają książki i słuchają z zaciekawieniem. Często potem namawiają rodziców do odwiedzenia biblioteki i wypożyczenia książek — opowiada. — Dzieciom od najmłodszych lat trzeba czytać. Książki są źródłem niewyczerpanych wrażeń, przeżyć i wzruszeń, uczą mowy ojczystej, wzbogacają słownik dziecka, rozwijają jego wyobraźnię. Ważne jest nie tylko to, czego nauczymy dziecko, ale również i to, jakie cechy w nim rozwiniemy — dodaje.
— W małej bibliotece bibliotekarz musi być też trochę informatykiem, psychologiem i pedagogiem, bo przecież przychodzą różni ludzie: i dzieci, i starsze osoby. Trzeba umieć z nimi rozmawiać — mówi. — Biblioteka to jest centrum informacji i wiele osób odwiedza nas nie tylko, żeby wypożyczyć książkę, ale też porozmawiać na przykład o kulturze, problemach. Pomagamy w napisaniu pism, CV, w obsłudze komputera i wielu innych rzeczach. Czasem jesteśmy jak ksiądz w konfesjonale. Kocham swoją pracę, bo lubię ludzi. Staram się nigdy nie oceniać, a wysłuchać, doradzić, pomóc. W naszej bibliotece panuje miła atmosfera i myślę, że czytelnicy nas chętnie i licznie odwiedzają.
Obrazek w tresci

Pani Basia to człowiek o wielu zainteresowaniach i pasjach. Z jej rąk wychodzi piękne rękodzieło: oryginalne kartki okolicznościowe, cudowne kwiaty, rzeczy mało spotykane. Ale bibliotekarka uwielbia też długie spacery, wyprawy z kijkami, zbieranie grzybów i wędrówki po okolicznych lasach. Kocha też zwierzęta, i ich los nie jest jej obojętny. W bibliotece wciąż znajdują schronienie jakieś bezdomne koty czy psy. Obecnie lokatorem w bibliotece jest kotka Malina.
— W lesie mogłabym spędzać całe dnie, codziennie udaję się na spacer, znam każde drzewo i zauważam każdą zmianę w krajobrazie — opowiada. — W lesie odpoczywam, lubię samotnie spacerować, wtedy skupiam się na tym, co mnie otacza, zapominam o problemach i troskach. Robię od 10 do 15 kilometrów dziennie, ale jak będę na emeryturze, to myślę, że jeszcze więcej czasu będę spędzać w lesie. Kocham zwierzęta. Mam w domu kotkę, ale w bibliotece też zawsze jakiś „bezdomniak” się trafia. Mieszkał już tam pies i trzy koty.

Już w lipcu pani Barbara wybiera się na emeryturę. Nie zamierza jednak spędzać jej przed telewizorem. Planów na wykorzystanie wolnego czasu jest wiele.
— Z pewnością będę miała więcej czasu na nadrobienie zaległości czytelniczych — śmieje się. — Będę więcej spacerować i mieć czas na robienie rękodzieła. A poza tym obiecałam sobie, że w naszym miejscowym przytulisku dla zwierząt zostanę wolontariuszem i będę chodzić na spacery z psami. Pewnie z początku będzie mi trudno się odnaleźć w emerytalnej rzeczywistości, ale powoli przygotowuję się do tego psychicznie.
A o czym marzy nasza bibliotekarka?
— Chciałabym, żeby moja córka z mężem była szczęśliwa. Ich szczęście jest moim — mówi. — Nie mam jakiś wygórowanych pragnień i marzeń. Cieszę się tym, co mam i co mnie otacza. Od wielu lat jednak skrycie marzę, żeby zobaczyć Paryż. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się spełnić to marzenie.

Wiele osób, które poznało panią Basię, mówi o niej, że to kobieta o złotym sercu. Nie potrafi przejść obojętnie obok krzywdy żadnego człowieka i zwierzaka. Dla każdego ma dobre słowo, pomoże nieść zakupy, wykupi leki schorowanej sąsiadce, napisze seniorowi podanie. Dla wielu ludzi biblioteka w Świętajnie nie była miejscem, gdzie przychodzili wypożyczyć książki, ale gdzie znajdowali pomoc, gdzie ktoś ich wysłuchał, poradził, a czasem po prostu był, zrobił herbatę i pozwolił im zapomnieć na chwilę o samotności.
— Kiedy myślę o mamie, przychodzi mi na myśl słowo „dobro”. Zawsze jest takim chodzącym dobrem, z sercem na dłoni. Zawsze myśląca w pierwszej kolejności o innych, troskliwa, uczynna, pierwsza do pomocy. Czasami bywa tak jakby mamą także dla innych osób, które z ufnością otwierają się przed nią, potrzebują wygadać. Jest taką bezpieczną przystanią. Przy niej zawsze jest ciepło — opowiada Natalia Dąbkowska, córka pani Barbary. — Jest też artystyczną duszą. Zawsze potrafiła stworzyć coś z niczego. Do tej pory pamiętam przedszkolny bal karnawałowy, na którym byłam motylem, a wycięte i pomalowane przez mamę skrzydła motyla oczarowały wszystkich. Mama ma ogromne poczucie humoru i nieraz śmiałyśmy się dosłownie do łez. Łączy nas ogromna więź, a nawet jakby telepatia. Często w tym samym momencie sięgamy po telefony, żeby do siebie zadzwonić. Mama, sama skromna i skryta, ale zawsze patrząca z bezgraniczną miłością.

Joanna Karzyńska