Piotr Wróbel wspiera ptaki z Fundacji Albatros w Bukwałdzie. Przyjechał do Olsztyna z akcją "Suzafony na pomniki" [WIDEO]

2022-06-03 20:15:06(ost. akt: 2022-06-03 15:49:41)
Piotra Wróbla można było spotkać na olsztyńskiej starówce, gdzie suzafonem udekorował pomnik Mikołaja Kopernika

Piotra Wróbla można było spotkać na olsztyńskiej starówce, gdzie suzafonem udekorował pomnik Mikołaja Kopernika

Autor zdjęcia: Ada Romanowska

Nazywa się Piotr Wróbel, jest warszawiakiem i z racji swojego nazwiska wspiera ptaki z Fundacji Albatros w Bukwałdzie. Pomaga mu w tym rower i suzafon, czyli wielka trąba, na której gra i przyozdabia nią napotkane pomniki.
— Nazywasz się Piotr Wróbel. Dlatego wspierasz ptaki?
— Trochę z racji ptasiego nazwiska postanowiłem pojechać do Fundacji Albatros w Bukwałdzie, która ratuje ranne i chore ptaki. Drogę pokonuję rowerem, bo taki jest zamysł mojej akcji „Suzafony na pomniki”. Przy okazji zbieram pieniądze. Każda moja rowerowa wycieczka ma jakiś cel. Wcześniej zbierałem na schronisko dla koni, pogotowie dla zwierząt, klubokawiarnię  zatrudniającą osoby z autyzmem i na rehabilitacyjny rower dla Janka Bodzianego, dzięki któremu chłopak może przemieszać się samodzielnie. Tym razem pomyślałem, że mogę „jechać ornitologicznie”. Dowiedziałem się o Albatrosie, a że lubię odwiedzać miejsca, na które zbieram, więc długo się nie zastanawiałem. Tym bardziej, że bardzo chciałem przyjechać do Olsztyna. Wcześniej byłem na zachodzie Polski, później na północy. Teraz padło na Olsztyn i Albatrosa. W ogóle Warmia jest super.

— Na rower idealna?
— Jest pagórkowata, ale przyjemnie się tu jedzie. Daje wycisk, ale dla mnie jest dobrze. Zjeżdżając i wjeżdżając co chwilę już tak łatwo nie jest. Ale takie jest tu ukształtowanie terenu, takie są prawidła fizyki… Można zażartować, że tu są takie małe góry północy. Wybierałem boczne drogi, dzięki którym mogłem poznać znacznie więcej — nie tylko architekturę i piękną przyrodę, ale też usłyszeć ptactwo. Ptaki słychać i widać. Naprawdę zacząłem je tu dostrzegać. Gdy jedziemy w zamkniętym samochodzie, podziwiamy tylko przesuwający się krajobraz. Na rowerze jedzie się nie tylko wolniej, ale przede wszystkim cicho.


— To twój pierwszy raz w Olsztynie?
— Kilka razy grałem w amfiteatrze, ale przyznam, że w Olsztynie byłem też na pierwszej wycieczce rowerowej. Przyjechałem jednak na zwykłym rowerze. „Poziomkę”, czyli rower pionowy, kupiłem cztery lata temu.

— Skąd pomysł, żeby jeździć takim rowerem?
— Zawsze jeździłem na dwóch kółkach. Od matury jeżdżę po Polsce na kilkudniowe wyprawy. Byłem też na trasie Litwa-Łotwa-Estonia. Jeździłem też po Norwegii i Rumunii. Byłem 100 km od Istambułu. Chcę w ten sposób zaznać wolność i podpatrywać ludzi. I ptaki. Chcę to robić w sposób bardzo „dotykalski”. Lubię też specyficzne pojazdy. Jeżdżę na rowerze poziomym, który ułatwia podróże na długich dystansach. Kręgosłup aż tak się nie męczy, a tyłek od siodełka nie boli. Poza tym jest bardziej aerodynamiczny. Swobodnie robię na nim 110-120 km dziennie bez treningów i przygotowania.

— Liczysz, ile kilometrów przejechałeś?
— Nie ma takiej możliwości! Na pewno będzie już kilkadziesiąt tysięcy. Gdy jedzie się z Warszawy do Olsztyna to właściwie pikuś. Ale teraz mam mniej czasu na jazdę. Jestem muzykiem, więc gram koncerty. Gram na puzonie, na suzafonie i komponuję. I oczywiście podróżuję, tworząc muzyczno-podróżnicy performance „Suzafony na pomniki”. Jeżdżę na rowerze poziomym po Polsce i na interesujące, mijane po drodze pomniki zakładam suzafon. Na te kilka chwil pomnik zyskuje zupełnie inne oblicze, a ja przyglądam się reakcjom ludzi, rozmawiam z nimi, obserwuję, performance trwa... Udekorowałem tak już blisko 50 pomników!

— Suzafon nie jest ani lekki, ani mały…
— W skrócie mówi się na niego wielka trąba. To basowy instrument, więc ma długie przeloty. Tym samym musi być duży. Im niżej brzmiący instrument, musi mieć „większą rurę”. Waży ok. 6-7 kg.

— Co cię w nim zainteresowało?
— Gram głównie na puzonie, ale założyłem własny zespół Brass Federacja wzorowany na amerykańskich zespołach dętych z Nowego Orleanu. Każdy brassband musi mieć suzafon. W Polsce nie ma aktywnego suzafonisty, więc kupiłem ten instrument i zacząłem uczyć się na nim grać. Od tego czasu jestem suzafonistą.

— Czyli spełniasz swoje marzenia?
— Tak. To moja pasja i styl życia. Rower dodatkowo pozwala mi odreagować i złapać wiatr w żagle. Kiedyś jeździłem na wyprawy, które trwały półtora miesiąca. To były dzikie wakacje. Teraz z trudem wyrywam cztery dni, żeby gdzieś pojechać.

— Jak ludzie reagują na ciebie?
— Pozytywnie, a jednocześnie z myślą, że jestem krejzolem. Trochę się tak czuję, więc mają rację! (śmiech) Na szalone pomysły nie ma rady. Przy okazji robię dobrą robotę, bo dzięki akcji „Suzafony na pomniki” łącznie zebrałem 20 tys. zł na różne cele. Cieszę się, że choć odrobinę mogę poprawić świat. Przy okazji promuję suzafon, bo niewiele osób wie, że taki instrument w ogóle istnieje. To jest też zabawa i sposób na spędzenie wolnego czasu.

— Dlaczego zostałeś muzykiem?
— Jestem nim z dziada pradziada. Moi rodzice są muzykami. Dziadek grał na puzonie i to on nauczył mnie grać na tym instrumencie. Wessało się to we mnie. Nie wyobrażam sobie innego życia, choć w czasie pandemii stawiałem sobie mnóstwo pytań o sens tego zawodu. Ale wszystko, co złe, trzeba przekuć na coś dobrego. Muzycy siedzieli pół roku w domach, nie mogliśmy grać koncertów. Jasne, można się załamać i patrzeć w sufit. Ale można też z tego domu wyjść i patrzeć w niebo. Zacząłem komponować i wymyśliłem akcję jeżdżenia rowerem z suzafonem. Tak bardzo chciałem wyjechać, że to było dla mnie naturalne. Pierwszy raz pojechałem do Zielonej Góry. Zrobiłem wtedy ponad 600 km. Teraz, z Warszawy do Bukwałdu jest ok. 250 km, więc nieporównywalnie mniej.

— Teraz grasz dla ptaków.
— W Bukwałdzie przygotowałem koncert dla ptaków. Suzafon to jednak specyficzny instrument. Można na nim wygrywać melodie, ale jednak jest to instrument basowy, więc ma swój charakter. Na ile ptakom taka muzyka przypadnie do gustu? Najważniejsze, że mogę im pomóc finansowo. W internecie trwa zbiórka. Zachęcam do wsparcia. Z racji mojego nazwiska nie może być inaczej!


ADA ROMANOWSKA

Fundacja Albatros działa od 2006 roku. Od tej pory pomogli prawie 8 tys. ptasim pacjentom. W samym 2021 roku przyjęli do ptasiego szpitala aż 1145 ptaków wymagających pomocy. W ośrodku ptaki są leczone i rehabilitowane. Ponad połowa wraca na wolność, a te, które nie są w stanie funkcjonować samodzielnie, dostają bezpieczeństwo, pokarm i opiekę. Dzienny koszt wyżywienia ptasich podopiecznych w Ośrodku Albatros to ponad 200 zł.