Muszę być silna dla dzieci
2022-05-28 19:09:00(ost. akt: 2022-05-27 16:01:50)
Mówią, że matka jest w stanie znieść i zrobić wszystko dla swoich dzieci. Matka, który straciła swoje dziecko i chodzi po świecie ze szpilką wbitą w serce... Codziennie walczy o sprawność drugiego syna. Pełna empatii i wiary, że jej dzieci będą szczęśliwe. — Moje dzieci muszą być szczęśliwe — mówi pani Beata Pieczyńska.
Pani Beata Pieczyńska ze Szczytna miała 28 lat, kiedy dowiedziała się, że zostanie mamą. Zawsze marzyła o dzieciach, jednak ta informacja była zaskoczeniem. Szybko przeorganizowali swoje życie, wzięli ślub i czekali na swoją pociechę.
— Nie myślałam, że tak szybko będę mamą. Szok, niedowierzanie, jak to będzie, co to będzie, czy dam radę. Różne myśli chodziły mi po głowie, tak jak pewnie wszystkim mamom przy pierwszej ciąży — opowiada pani Beata. — Od pierwszego ruchu dziecka zakochałam się w nim... To niezwykłe uczucie, to była miłość macierzyńska do rozwijającego się we mnie nowego życia. W maju wzięliśmy z Markiem ślub, a 14 września o 2:40 urodziłam Jasia. Ważył 3100 g i był piękny. Poród był bardzo ciężki, mówiłam, że nie będę więcej rodzić dzieci. Jednak kiedy go zobaczyłam, mój świat się wywrócił do góry nogami! To było coś niesamowitego ujrzeć nasze serduszko. Początki były ciężkie i trudne, bo człowiek niewiele wiedział, jak postępować z tak małym dzieckiem... Bałam się go kąpać, jednak jak tylko przystawiałam go do piersi, to było już widać więź i miłość. Czułam to całą sobą. Z biegiem czasu było już lepiej. Zarwane noce, dolegliwości zdrowotne, nauka o dziecku i na nowo o sobie samej, zamartwianie się, czy wszystko w porządku z maluchem. Byłam też trochę zaborcza, mogłabym syna przytulać i całować cały czas. Jeden jego uśmiech, przytulenie się i buziaki powodowały, że zapominałam o wszystkich zmartwieniach i nieprzespanych nocach.
— Nie myślałam, że tak szybko będę mamą. Szok, niedowierzanie, jak to będzie, co to będzie, czy dam radę. Różne myśli chodziły mi po głowie, tak jak pewnie wszystkim mamom przy pierwszej ciąży — opowiada pani Beata. — Od pierwszego ruchu dziecka zakochałam się w nim... To niezwykłe uczucie, to była miłość macierzyńska do rozwijającego się we mnie nowego życia. W maju wzięliśmy z Markiem ślub, a 14 września o 2:40 urodziłam Jasia. Ważył 3100 g i był piękny. Poród był bardzo ciężki, mówiłam, że nie będę więcej rodzić dzieci. Jednak kiedy go zobaczyłam, mój świat się wywrócił do góry nogami! To było coś niesamowitego ujrzeć nasze serduszko. Początki były ciężkie i trudne, bo człowiek niewiele wiedział, jak postępować z tak małym dzieckiem... Bałam się go kąpać, jednak jak tylko przystawiałam go do piersi, to było już widać więź i miłość. Czułam to całą sobą. Z biegiem czasu było już lepiej. Zarwane noce, dolegliwości zdrowotne, nauka o dziecku i na nowo o sobie samej, zamartwianie się, czy wszystko w porządku z maluchem. Byłam też trochę zaborcza, mogłabym syna przytulać i całować cały czas. Jeden jego uśmiech, przytulenie się i buziaki powodowały, że zapominałam o wszystkich zmartwieniach i nieprzespanych nocach.
Dzieci to największe szczęście
Kolejna ciąża była również niespodzianką — jak się później okazało — podwójną. Pod sercem bowiem pani Beata nosiła dwa bijące serduszka. W rodzinie ze strony pani Beaty, jak i jej męża zdarzały się już ciąże bliźniacze. Początkowo lekarz mówił, że to będzie chłopiec i dziewczynka, jednak pani Beata podejrzewała, że to będą chłopcy. Jak opowiada, synowie byli podobni, a jednak różni. Jeden uważniejszy, drugi szalony, pełen energii. Obaj radośni, ciekawi świata.
— Pamiętam dzień ich narodzin jak dziś — wspomina. — Był 11 sierpnia 2018 roku, godzina 9 rano. Przyszli na świat przez cesarskie cięcie, bo byli wcześniakami. Ich narodziny i życie było cudem, bo chłopcy nie oddychali — Kuba przez 3 minuty, a Bartuś przez 2. Od pierwszych chwil narodzin toczyła się walka, reanimacja. Udało się na szczęście przywrócić czynności życiowe. Widziałam ich tylko przez chwilę, byłam pełna obaw o ich życie i miłości do tych maluchów. Bartuś ważył 2050, a Kubuś 2180 g. Byli tacy malutcy, ale mieli ogromną wolę życia...
Chłopcy rośli i byli radością całej rodziny. Bardzo do siebie podobni, nie każdy potrafił ich rozróżnić. Początkowo Jaś był zazdrosny o braci, o uwagę, jaką rodzice poświęcają młodszym dzieciom. Powoli jednak przekonywał się do młodszego rodzeństwa. Pani Beata wróciła do pracy po urlopie macierzyńskim, jednak cały czas karmiła piersią dzieci.
— Wchodziłam z pracy do domu i pierwsze, co musiałam zrobić, to nakarmić chłopców — opowiada. — Niby tacy mali, a wiedzieli, kiedy wracam z pracy i już czekali na pokarm. Starszy syn miał zresztą tak samo. To były takie miłe chwile... Karmiłam chłopców do feralnego 25 kwietnia 2020 roku, kiedy doszło do wypadku.
Tragiczny wypadek
Niestety, tego dnia rozpędzone auto uderzyło w wózek z półtorarocznymi bliźniakami prowadzony przez ich babcię. Chłopcy: Kuba i Bartek doznali bardzo rozległych, wielonarządowych obrażeń. Trafili do szpitala. Kubuś pomimo zaangażowania lekarzy zmarł w szpitalu 4 maja. Bezpośrednią przyczyną jego śmierci były urazy wielonarządowe, jakich doznał w wyniku wypadku.
— Kubuś miał obrzęk mózgu i nie było szans, by przeżył. Dane mi jednak było pożegnać się z moim małym synkiem — mówi mama bliźniaków. — Przytuliłam go, pocałowałam... Nic więcej nie mogłam zrobić, choć ból rozrywał moje serce. Przeżycie tego, organizacja pogrzebu była trudna. Cały czas byłam na lekach. Ksiądz Michał powiedział mi, że jak Pan Bóg zabiera dziecko, to ono staje się aniołem... Wierzę, że Kubuś nim jest i czuwa nad nami. Czuję, że jest cały czas z nami.
Bartuś miał więcej szczęścia, bo tuż po uderzeniu wypadł z wózka i to okazało się dla niego ratunkiem. Przeszedł wiele ciężkich operacji, w szpitalu spędził kilka miesięcy. Teraz Bartuś jest już w domu, a opiekę nad nim całodobowo sprawuje pani Beata.
— To dla naszej rodziny niezwykle trudna sytuacja. Odkąd Bartuś wyszedł ze szpitala, każdy dzień jest dla nas nowym wyzwaniem. To o niego toczymy walkę każdego dnia. Nie dopuszczamy do siebie myśli, że przez to wydarzenie serduszko naszego drugiego synka mogłoby się zatrzymać — tłumaczy pani Beata. — Ja nie jestem silna, muszę być... Bo co powiem swoim dzieciom za kilka lat? Że się poddałam...? Kocham swoje dzieci i wierzę, że Bartuś będzie szedł do przodu. On jest bardzo uparty i zaskakuje nas, robiąc ogromne postępy. Pamiętam moment, kiedy mając jeszcze rurkę tracheotomijną, próbował powiedzieć „mama”. Były łzy wzruszenia i pewność, że musimy walczyć o jego sprawność. Bartuś okazuje emocje, śmieje się, widać w nim radość. Uwielbia zabawy ze starszym bratem, mówi... To wszystko motywuje nas do dalszej walki o jego zdrowie.
Walczę dla moich dzieci
Tylko pani Beata wie, ile trzeba poświęcić, z ilu rzeczy zrezygnować, by po trudnych chwilach podnieść się i każdego dnia walczyć. To matka siłaczka, która dla swoich dzieci zrobi wszystko. Mówi, że nie może się załamać, pozwolić sobie na chwile słabości, bo gdyby tak się stało, to dzieci odczułyby jej stres. W głębi serca wciąż boli ją śmierć Kubusia i to, że nie miała możliwości normalnie przeżyć żałoby.
— Moje dzieci muszą być szczęśliwe — mówi. — I tak już wiele przeżyły. Muszą czuć się kochane i wiedzieć, że światem nie rządzi pieniądz. Chcę, żeby wiedziały, że zawsze mogą przyjść i porozmawiać. Chcę też, żeby nasze dzieci nie żyły w przeświadczeniu, że los ich skrzywdził. Pokazuję im świat, innych ludzi, uczę empatii. Chciałabym, żeby wyniosły z domu to, co najlepsze, żeby kiedyś miały swoją szczęśliwą rodzinę. Bardzo chciałabym, żeby Bartuś był samodzielny, a Jaś nie był obarczony opieką nad bratem. Niech spełniają swoje marzenia.
Bracia pamiętają o Kubie. W domu są jego zdjęcia, a chłopcy wspominają go i uważają, że jest przy nich jako aniołek i patrzy z nieba. Cała rodzina pamięta dobre momenty i pielęgnuje wspomnienia. Choć nie zawsze jest łatwo...
Bracia pamiętają o Kubie. W domu są jego zdjęcia, a chłopcy wspominają go i uważają, że jest przy nich jako aniołek i patrzy z nieba. Cała rodzina pamięta dobre momenty i pielęgnuje wspomnienia. Choć nie zawsze jest łatwo...
— Ciągle uczę się żyć z bólem. Czasami nie jestem w stanie przebrnąć przez ten ból, ale wiem, że muszę być twarda — tłumaczy. — Są momenty takie, jak miesięcznica śmierci, dzień wypadku, urodziny czy święta, i wtedy jest mi bardzo trudno. Przeraża mnie świadomość, że Bartuś dostanie na urodziny prezent, a Kubusiowi zapalę znicz na grobie... Że w Dzień Dziecka wybiorę dla chłopców prezenty, a dla Kubusia wiązankę na cmentarz... Nic nie ukoi bólu matki, to ból, z którym przyjdzie mi żyć. Kiedy sobie nie radzę, to dzwonię do przyjaciółki, wygadam się, popłaczę w poduszkę. Oswajam ten ból. Bartek i Jaś dodają mi sił. Bartuś pokazuje, że on się nie poddał, to i ja nie mogę się poddać.
— Macierzyństwo to dla mnie jednocześnie najpiękniejsza i najtrudniejsza rola, jaką przyszło mi pełnić. Macierzyństwo to ogrom uczuć i emocji — mówi pani Beata. — Zapominasz o sobie, bo chcesz tego, co dobre dla małej istoty. To duża odpowiedzialność i zadanie na całe życie. Praca w trudnych warunkach, ale dająca mega satysfakcję. Jestem szczęśliwą mamą. Szczęśliwą, bo mam cudowne dzieci. Bycie mamą to wiele wyrzeczeń, nieprzespanych nocy, wiele łez i uśmiechów. Nieznana droga oraz rola, której z każdym dniem się uczę. To także bezsilność, gdy dziecko płacze, bo coś boli czy coś się dzieje, dużo śmiechu i radości, gdy coś wychodzi. To najtrudniejszy i najszczęśliwszy okres w życiu kobiety. To jest coś tak pięknego, nie do opisania, zobaczyć pierwszy krok, usłyszeć pierwsze słowo i widzieć, jak każdego dnia nasze dziecko dorasta.
Być mamą to niełatwe zadanie
— Macierzyństwo to dla mnie jednocześnie najpiękniejsza i najtrudniejsza rola, jaką przyszło mi pełnić. Macierzyństwo to ogrom uczuć i emocji — mówi pani Beata. — Zapominasz o sobie, bo chcesz tego, co dobre dla małej istoty. To duża odpowiedzialność i zadanie na całe życie. Praca w trudnych warunkach, ale dająca mega satysfakcję. Jestem szczęśliwą mamą. Szczęśliwą, bo mam cudowne dzieci. Bycie mamą to wiele wyrzeczeń, nieprzespanych nocy, wiele łez i uśmiechów. Nieznana droga oraz rola, której z każdym dniem się uczę. To także bezsilność, gdy dziecko płacze, bo coś boli czy coś się dzieje, dużo śmiechu i radości, gdy coś wychodzi. To najtrudniejszy i najszczęśliwszy okres w życiu kobiety. To jest coś tak pięknego, nie do opisania, zobaczyć pierwszy krok, usłyszeć pierwsze słowo i widzieć, jak każdego dnia nasze dziecko dorasta.
Przeżywać i poznawać świat razem z nim na nowo, inaczej. Każdego dnia odkrywać nowe nieograniczone możliwości i masę radości. Miłość bezgraniczna oraz bezinteresowna. Mama to człowiek wielozadaniowy, który pomimo strachu o najukochańsze dziecko pokona wszelkie trudności i zrobi wszystko, aby było szczęśliwe. Bycie mamą jest najwyżej opłacalną pracą na świecie, bo wynagrodzenie wypłacane jest w czystej miłości. Zwykłe słowo „mamo” w wykonaniu dziecka potrafi zmieniać mój świat i sprawiać, że wszystkie problemy tracą na znaczeniu. Uważam, że bycie mamą to ogromny zaszczyt i najcudowniejsza rola w życiu kobiety.
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Dorota #3100422 28 maj 2022 21:44
Matka matce nierówna. Dzisiaj matka = alimenciara w 90%.
Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz