PRZEWODNIK PO BIEGANIU || Danuta Kołatka: Tworzymy rodzinę, w której sport trzyma energię

2022-05-02 14:10:06(ost. akt: 2022-05-02 16:53:31)
Rodzina Kołatków z Iławy

Rodzina Kołatków z Iławy

Autor zdjęcia: archiwum rodzinne

Zima to czas planowania, spokojne dni tylko z treningiem. Wiosną wszystko przyśpiesza. Żąda potrzeb. Niczego nie można przeoczyć. Trudno czasami nadążyć.

Mówi Danuta Kołatka:


Sport dzieci wymaga logistycznego zabezpieczenia. Angażuje potencjał każdego, cieszy i nakręca wyzwalając emocje. Jak do tego dołożymy sportowe zapędy rodziców, doba staje się za ciasna w domykaniu rodzinnego dnia. Sama bym nie ogarnęła wszystkiego. W ten młyn musi się wkręcić każdy z nas. Innej możliwości nie ma. Tak mamy teraz. Życie ze sportem, który niepostrzeżenie porozdawał karty, stało się naturalne.

Byłam lekkoatletką. W szkole podstawowej, średniej przez kilka lat sprint stał się moją pasją. Sztafeta 4x100 m i rywalizacja na krótszych dystansach potrafi zawrócić w głowie. Wynik ustawia ścieżki młodego życia. Jest mi teraz łatwiej zrozumieć córki. Wiem, że nauka musi iść w parze z poszukiwaniem postępu. Inaczej po ostatniej mecie zobaczymy przestrzeń, w której może nas nie być.

Monika i Ania potrafiły to połączyć. To wielki plus. Ania kończy licencjat, Monika to już politechniczny absolwent z marzeniami o własnej drodze. Jej ścisły umysł zaskakuje wiedzą dającą przyszłość.


Ze sportem jest tak, że jak w młodym wieku wprowadzisz go do swojego życia, prędzej, czy później przypomni, że masz wrócić do niego z wygnania. Mój mąż przebiegł pierwszy maraton w 2004 roku w Warszawie, to po nim moje wspomnienia ożyły. Sprint, to domena młodości. Musiałam się "przedłużyć". Wielu z tych, co nie wychylali się poza sprinterski stadion, biega długie dystanse.

Każdy z nas zaczyna inaczej. Powoli odkrywałam las. Kiedy nasza córka Ania z triathlonu przeskoczyła na kolarstwo górskie, mąż jeżdżąc z nią po Polsce kupił sobie górski rower i zaczął startować w MTB. Siedzą teraz godzinami w garażu, grzebią w przerzutkach, amortyzacjach, hamulcach i gadają o rzeczach, które dla mnie są bajką nie z tego świata. Coś tam już kumam. Brak specjalistycznej wiedzy uzupełniam większym sportowym stresem i dumą z Ani sukcesów i radością, jak zobaczę męża całego na mecie.

Wiosną ruszamy w Polskę. Weekendy przed nami w zaplanowanych startach. Logistyka dużych i małych potrzeb: gdzie podać bidon na pętli, co zapakować do samochodu. Zamieszanie, czy mamy wszystko, aby później nie dokładało do pieca w napięciu, które zmienia się w zależności od sytuacji na trasie. Emocji nie da się wyciszyć. Widzę innych, jak zanurzają się w nie czasami bez kontroli. Obawy, czy dojadą cali, bez kontuzji, awarii sprzętu — to trudny przeciwnik dla tych, co wspierają najbliższych.

Ania z tatą, fot. archiwum rodzinne

Umorusane w błocie twarze migają obok. Trudno wyłapać swoich. Kolory rowerów zacierają się. Grymasy zmęczenia mylą. Technika jazdy, sylwetka w ruchu, to odróżnia jak nie widać twarzy. Anka w czubie rozdaje karty, mąż walczy o przetrwanie w swojej kategorii. My z Moniką patrzymy na naszych zabłoconych rowerowych maniaków. Wiemy co czują. Niespełnione pragnienia, szczęście z wyniku. Meta, to uspokojenie i inny rodzaj emocji. Podobnie jest z nami w biegowych startach. Sytuacja się odwraca, to oni czekają. Monika z przodu stawki, a ja pilnuję porządku w końcu biegowego peletonu z przyzwyczajenia, że muszę dopilnować wszystkiego. Tak sobie tłumaczę, jak mam chwile zwątpienia.

Kocham moje sportowe córki. Trzymamy za nie kciuki. Nie zawsze jest kolorowo. Przed startem lepiej stać z boku. To czas obawy i strachu, jak spojrzysz na konfigurację trasy. Lepiej się nie odzywać. Kopniak na szczęście i ucieczka na tyły. Jak każda matka wchodzę czasami przed szereg, denerwuję i czepiam się. To miłość, która jest obecna w rodzinie. Nie ma przed nią ucieczki. Sport pozwala na wiele jej kolorów. Jest buforem i ustawia relacje. Życie z jego wymaganiami uczy tolerancji bardziej niż cukierkowy świat wyobraźni.

Lubię nasze rozbiegane i rozjeżdżone sportowo życie. Nawet urlop jest często połączony z zawodami. Sezon jest długi. Od wczesnej wiosny, do jesieni. Małe oddechy na złapanie dystansu przed następnymi startami w domu pozwalają go przetrwać. Zmęczona, po sportowych weekendach ogarniam domowe konieczności i idę na swoje kilometry porządkujące wewnętrzną równowagę. Po połowie dystansu łapię się na tym, że planuję następne zamieszanie. Układam plany, aby nie przegrać kształtów najbliższych rywalizacji.

Kiedy sportowe szaleństwo powoli przed zimą opada, czuję się wolna. Przetrwaliśmy w całości rok. Sumujemy jego plusy, nie zamiatając wpadek pod dywan. Widzę u wszystkich ulgę podobną jak u mnie. To taki stan zawieszenia, roztrenowanie nie tylko ciała, również reset w umyśle. Nie trwa jednak długo. Tęsknota za nowym sezonem i rywalizacją w nim wypycha na trening.

Moje spotkania w niedzielę z grupą "Iława Biega" jest częścią życia. To spotkanie w bezpiecznej przystani z podobnymi do nas. Nie tylko w poszukiwaniu radości wynikającej z biegania. To spotkanie przyjaciół. Nasz dojrzały sport jest inny, niż ten u dzieci. One stoją przed decyzjami o dalszym życiu. My ogarniamy te, które stworzyliśmy wspierając je. Tworzymy rodzinę, w której jednym z ogniw trzymających energię jest sport.
Danuta Kołatka

Znamy się. Znam Anię i Monikę. Wiem o nich sportowo wiele. W ogromnej przyjemności spotkania zebraliśmy sportowe emocje w kilku zdaniach. To też czas wspomnień dla mnie.

Trening 2-8 maja. Starty, starty. Znowu jest wybór.
poniedziałek: wolne od biegania
wtorek: rozbieganie z 8-12 min (10 sek. przyśpieszenie, 50 sek. trucht), 8-12 km .
środa: dzień wolny od biegania. Rower i sprawność z gumami.
czwartek: stadion WT – rozgrzewka 30 min + 4-8 x 400 m (w tempie rekordu testu Coopera) p. 2 min w marszu i truchcie. Po 2 km trucht.
piątek: wolne od biegania
sobota: długie spokojne wybieganie w grupie z rytmem 6 x 60-100 m
niedziela: wolne, może basen

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki