Prowadzi siłownię w Olecku z zamiłowania do sportu

2022-04-28 10:00:00(ost. akt: 2022-04-28 10:06:17)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne/Milena Kasprzyk

Anna Konecka od 5 lat prowadzi w Olecku siłownię Strong Body Gym. Pomaga ludziom w kwestiach treningowych i żywieniowych. Firmę stworzyła z zamiłowania do sportu. Na swoim koncie ma mnóstwo osiągnięć, a mimo wzlotów i upadków nie zatrzymuje się, wciąż walcząc o swoją pasję.
— Jak rozpoczęła się pani przygoda ze sportem?
— Sport w moim życiu zawsze był gdzieś w tle, właściwie od 17 roku życia. Wtedy był czas próbowania siebie z pomocą filmów na Youtube, a po maturze pracowałam także w siłowni. Potem wyjechaliśmy do Stanów, gdzie spędziliśmy z mężem i dziećmi 12 lat. Po roku od przyjazdu do Ameryki postanowiłam spróbować z ćwiczeniami na siłowni. Z początku było to bardzo trudne — nowy, obcy kraj. Sama siłownia była wyzwaniem, nie wiedziałam nawet, w co ręce włożyć. Potem zaszłam w drugą ciążę i wszystko zaczęło się na dobre po porodzie z chęci powrotu do poprzedniej formy. Trening stał się codziennym priorytetem. Wtedy pojawił się także pomysł zawodów sylwetkowych.

— W ilu takich zawodach wzięła pani udział? Jak to wyglądało?
— Na pierwsze zawody zarejestrowałam się z zupełnego przypadku, a nuż się uda. Przygotowywałam się do nich przez 18 tygodni i zajęłam trzecie miejsce. Niesamowite zaskoczenie i szczęście, tym bardziej że sam pomysł na udział pojawił się spontanicznie. Po tym sukcesie nabrałam wiatru w żagle i postanowiłam próbować dalej. W samych Stanach wystąpiłam około 10 razy, zawsze z miejscem na podium, w Polsce była to jednorazowa przygoda i na tym z zawodami sylwetkowymi zakończyłam. Potem pojawiła się nowa miłość — kettle. Trzy razy zdobyłam Puchar Polski w zawodach z tej dziedziny i kolejne są przede mną. Wszystkie moje nagrody są rozstawione na siłowni.

Obrazek w tresci

— Kiedy pojawił się pomysł na jej otwarcie?
— Wszystko zaczęło się właściwie od rozmów z mężem, kiedy zasugerował mi znalezienie salki ćwiczeniowej, żebym mogła prowadzić zajęcia grupowe. Miałam już wtedy kilka stałych i zainteresowanych dziewczyn. Zajechaliśmy do obecnego miejsca, gdzie znajduje się siłownia — na Plac Zamkowy — i okazało się, że jest idealne pomieszczenie na salkę. Postanowiliśmy ją kupić, a w międzyczasie urodził się również pomysł na siłownię i tak też dokupiliśmy kolejny lokal obok. Oficjalne otwarcie odbyło się na początku 2018 roku i teraz jest to sala aerobowa z siłownią.

— Jak wyglądały początki po otwarciu swojego własnego, sportowego biznesu, wyposażenie siłowni, pozyskiwanie klientów?
— Mnóstwo pozwoleń do przebycia, kredyty na sprzęt — bardzo ciężki kawałek chleba. Tak naprawdę kompletne ryzyko. Trzeba było ludzi jakoś do nowego miejsca zachęcić. Po przygodzie w Stanach chciałam, żeby moja siłownia była otwarta całą dobę, bo tam właściwie każda działała w ten sposób. No i dla mnie było to też zupełnie naturalne, bo każdy człowiek ma swój własny tryb dnia i zależało mi na tym, żeby klienci mieli możliwość wybierania sobie dowolnej pory na trening.

— Jak wygląda pani praca od podszewki? Jako że jest to jednoosobowy biznes, czym zajmuje się pani oprócz prowadzenia treningów?
— Dosłownie wszystkim. Dużo pomaga mi mąż. Jeżeli chodzi kwestie remontowe czy naprawy, to bez niego nie dałabym rady — jest dla mnie ogromnym wsparciem. Otwieram siłownię, dbam o czystość, wieczorami prowadzę treningi i też ją zamykam. W godzinach, kiedy nie ma mnie lub męża w budynku, funkcjonuje skrzynka na wrzucanie pieniędzy za jednorazowe wejściówki czy napoje z lodówki. Drzwi na część z salą i szatniami oraz drzwi od siłowni otwierają się na magnetyczne karty, czyli karnety. Jeżeli posiadacz karnetu chce przyjść z kimś znajomym, znajomy wrzuca kwotę wejściówki do skrzynki, a po lokalu poruszają się z kartą. Od zewnątrz budynku funkcjonuje domofon do otwierania drzwi klatki, jak i magnetyczne urządzenie do kart.
Obrazek w tresci

— Jakie zajęcia prowadzi pani w swojej siłowni? Jak to wygląda z zapisami?
— Na początku zajęć było trochę więcej. Grafik był otwarty, dziennie po 3-4 godziny, stepy, aerobiki, pilates. Każdy chętny mógł do nas dołączyć w dowolnym momencie. Pandemia dużo namąciła. Tak naprawdę dopiero od zeszłej jesieni funkcjonują grupy na zapisy. Aktualnie są dwie stałe grupy fitness po 12-13 osób, jedna „hardkorowa” z mocnymi zadaniami i kettle. Nie działa to już na zasadzie open i wejściu na wejściówce. Po falach pandemii i ciężkim czasie finansowym zajęcia open dla chętnych były ciężkie do zrealizowania, miejsce jest też ograniczone, dlatego grupy otwierają się sezonami. Muszę mieć ciągle na uwadze każdego ćwiczącego na zajęciach, żeby przypilnować wszystko pod kątem technicznym, by nikt nie zrobił sobie krzywdy.

— Czy uważa pani, że taki biznes — połączenie pracy i pasji — bardziej spełnia człowieka wewnętrznie?

— Powiem szczerze, że jakbym teraz miała pomysł na otwarcie siłowni, to bym tego nie zrobiła. Może jakaś salka, miejsce dla grup ćwiczeniowych, bez dużego nakładu finansowego. Olecko, jako małe miasto, nie jest łatwe na biznes. Po tych wszystkich przejściach było wiele kryzysów — w tym pandemia. Pomoc od państwa była, owszem, ale nie pokrywało to nawet części rachunków. Wiemy przecież, jak to z firmami wyglądało. Bardzo ciężki czas. To było ryzyko z miłości do sportu, teraz sytuacja się trochę uspokoiła. Były momenty, że myślałam o zamknięciu biznesu, ale na ten moment wszystko idzie ku lepszemu.

— Jak wygląda sprawa uprawnień do prowadzenia swojej siłowni i zajęć? Kwestia kursów, szkoleń?
— Jeżeli chodzi o moją osobę, kilka kursów ukończyłam jeszcze gdy pracowałam w poprzedniej siłowni. Po otwarciu swojego biznesu zaczęłam robić kursy stricte pod swoje zainteresowania, kettle. Co dwa lata odświeżam też certyfikaty Strong First, tutaj też generalnie chodzi o kettle, bo jest to moja największa miłość. Przez wszystkie doświadczenia sportowe przestałam się skupiać na wyglądzie sylwetki, a pracuję pod siłę i technikę. Lubię duże obciążenia, ale wszystko robię bezpiecznie, technicznie i wszystkie moje treningi opierają się właściwie na budowaniu siły.

— Jakie uczucia towarzyszą pani przy obserwowaniu rozwoju swoich podopiecznych?
— Dziewczyny, które przychodzą do mnie na zajęcia, zawsze czują siłę i zmęczenie przy wykonywaniu danych ćwiczeń, ale zawsze staram się podkreślić, że nie robią tego dla pięknego brzuszka czy pośladków. Uświadamiam im, że cały ten wysiłek fizyczny wykonują dla swojego zdrowego serca. Zdrowe serce, lepsza wydolność, lepsze samopoczucie i całe życie. Smukła sylwetka jest tylko dodatkiem do tych wszystkich efektów. Zawsze podnoszę je na duchu i mówię prawdę — że robią ogromne postępy i cały czas jest progres — ale podkreślam, że nie ja to za nie zrobiłam, prowadząc treningi. Zrobiły to same swoją silną wolą.
Milena Kasprzyk
Obrazek w tresci