"Opowiadam historie, po prostu." Jakub Żulczyk z Nidzicy o sobie i o książce "Informacja zwrotna"

2022-04-22 18:29:55(ost. akt: 2022-09-09 15:33:10)
Żulczyk

Żulczyk

Autor zdjęcia: archiwum GO/PG

Dzisiaj (9 września) o 18 w Planecie 11 w Olsztynie odbędzie się spotkanie z Jakubem Żulczykiem. Przypominamy tegoroczną rozmowę z autorem przed nominacją do prestiżowej literackiej nagrody Wawrzyn.
— Bohater pana książki pije…
— Nie robię z tego tajemnicy, że mam doświadczenia związane z trzeźwieniem. Nagrywałem nawet podcast „Co ćpać po odwyku” z Juliuszem Strachotą i dużo w nim opowiadaliśmy o swoich przeżyciach. Robiliśmy to na tyle obficie i szeroko, na ile dało się to zrobić bez zbędnego ekshibicjonizmu. I gdyby nie to, co działo się w moim życiu, pewnie nie byłoby też „Informacji zwrotnej”.

— To jakby pisać o kosmosie, nie będąc nawet na orbicie.
— W literaturze nie jest to koniecznie. Nie trzeba być szpiegiem, żeby napisać thriller szpiegowski. Ale o uzależnieniu nie da się opowiedzieć w jednym lub w dwóch zdaniach. A już na pewno nie uda się krótko mówić o tym, co jest dla mnie interesujące. Książkę pisze się rok. To 12 miesięcy żmudnej i ciężkiej pracy, za którą nie idzie gwarancja sukcesu. Chociaż jestem pisarzem, który ma, powiedzmy, jakąś pozycję, ale nigdy nie wiem, jak nowa książka zostanie przyjęta. Temat, który podejmuję, musi być w jakiś sposób ważny, jakkolwiek poruszający i mi bliski. Gdy sięga się po jakiś temat, bo liczy się na sukces, to zamiast niego przychodzi porażka. Tak sądzę. I to mogę powiedzieć o swojej każdej książce, nie tylko o „Informacji zwrotnej”. Muszę być zainteresowany tym, co sam piszę, żeby napisać książkę do końca. Generalnie pisanie mnie męczy. Nie jestem autorem, dla którego pisanie jest sprawą naturalną.

— To po co pan pisze?
— Piszę może właśnie dlatego, że to mnie męczy. Wydaje mi się, że każda praca, która ma sens, wiąże się z wysiłkiem. Ale to jest też jedna z najlepszych prac na świecie. Chociaż tego do końca nie wiem, bo nigdy tak naprawdę nie wykonywałem innej pracy niż opowiadanie historii.

— Szczęściarz!
— Myślę, że na pewno.

— I jeszcze człowiek z Warmii i Mazur…
— Cieszy mnie, że region, z którego pochodzę i o którym czasami piszę w książkach, przyznaje się do autora. To miłe. Dlatego bardzo cenię Wawrzyna, którego dostałem za „Wzgórze psów” w 2017 roku. Ta książka była o naszym regionie. Pozwalam sobie mówić naszym, mimo że od 15 lat mieszkam w Warszawie. Ta opowieść, mimo że była mroczna i oskarżała naturę ludzką, wyrastała z mojego wyrastania na Warmii i Mazurach. Żałuję, że nie mogłem wtedy osobiście odebrać nagrody. W moim imieniu zrobili to rodzice. Czy dostanę Wawrzyna w tym roku? Nie wiem. Byłoby mi miło, ale zrozumiem, gdy ktoś inny dostanie nagrodę.

— Wtedy, w czasie gali, pana tata zdradził, że nauczył się pan pisać i czytać w wieku trzech lat.
— Wydaje mi się, że mogło tak być. Wychowałem się w domu z książkami i dosyć szybko zaczęły mnie one interesować. I na pewno miało to wpływ na moją przyszłość — na moje życie i pracę. Do dziś najbardziej lubię o sobie mówić, że jestem człowiekiem, który po prostu opowiada historie.


— Pisarz. To nie brzmi dumnie?
— To słowo ma w sobie powagę. Pisarz to postać z pomnika, a ja tak się nie czuję. Żyję i mam się dobrze. Jeśli piszę książkę albo scenariusz do filmu czy serialu, czym też się zajmuję, to według mnie jedno i to samo. To snucie opowieści za pomocą różnych narzędzi i technologii. Ja po prostu opowiadam. I lubię myśleć, że to ważne zajęcie.

— Bierze pan urlopy od tego opowiadania? Da się o nim nie myśleć?
— Tak, ale wtedy, aby odpocząć, rzucam się w podróżowanie. Muszę dostarczać sobie innych bodźców i jechać w miejsca, w których jeszcze nigdy nie byłem.

— Co w taki razie przed panem?
— Bardzo lubię podróżować do Stanów Zjednoczonych i w ogóle do Ameryk Północnej i Południowej. Tam mnie ciągnie. W Stanach byłem już parę razy, ale nie dojechałem na Zachodnie Wybrzeże. To mój najbliższy plan. Ale marzy mi się też podróż na Alaskę.

— A zawodowo gdzie pan się widzi za dziesięć lat?
— Nie wybiegam aż tak bardzo w przyszłość. Myślę w skali roku, może dwóch lat. To mój horyzont zdarzeń, który wyznaczają chociażby podpisane umowy. Albo gdy mam pomysł na książkę, też jest mi z nią bliżej niż dalej. A może powinienem, tak dla siebie, pomyśleć, gdzie chciałbym być za jakiś czas? Chociaż też marzy mi się, aby ta rzeczywistość pozytywnie mnie zaskoczyła. Chciałbym na pewno napisać film kinowy. Piszę dużo dla telewizji, napisałem też kilka seriali. W tym roku będzie premiera „Warszawianki”, z Borysem Szycem w roki głównej. Kto wiem, może teraz przede mną wielki ekran. Chciałby też, jak każdy polski autor, zawalczyć o rynki zagraniczne. Zobaczymy, co przede mną.

— Czy najnowsza książka jest zawsze tą najlepszą w odczuciu autora?
— Pewnie tak, ale nie myślę w ten sposób. Natomiast „Wzgórze psów” jest dla mnie chyba najważniejszą książką. Dzięki niej sam uporządkowałem swoje własne życie.

— „Informacja zwrotna” pomogła uporządkować życie, może też nałóg?
— Nałóg mam w miarę uporządkowany, bo od ośmiu lat jestem trzeźwy. Myślę, że pisanie jest dla mnie drogą do tego, aby porządkować i nazywać to, co trudno wyrazić mi w inny sposób.

— A pisanie jest nałogiem?
— Dzięki Bogu nie. Jest pracą i wysiłkiem. Jest czymś, co daje satysfakcję. Czasami jest czymś, co męczy, a czasami wręcz odwrotnie. Nie jest na pewno nałogiem, bo nie muszę pisać. To nie niszczy mojego życia. Pisanie jest czymś pozytywnym, a nałóg ciągnie w dół.

Jakub Żulczyk — urodzony w Szczytnie, trochę krakus, a trochę warszawiak. Jeden z najpopularniejszych i najbardziej kontrowersyjnych polskich pisarzy młodego pokolenia.

Fot. mat. prasowe
Nazywany polskim Stephenem Kingiem albo mentalnym wnukiem Leopolda Tyrmanda. W Krakowie studiował dziennikarstwo oraz amerykanistykę i debiutował jako pisarz. W Warszawie dalej pisze powieści i udziela się jako felietonista. Występuje również jako publicysta telewizyjny, realizując się jako „patologiczny Polak” (jego własne określenie). Debiutował w 2006 roku książką "Zrób mi jakąś krzywdę... czyli wszystkie gry video są o miłości". W 2016 roku swoją premierę miał debiut scenariuszowy Żulczyka — serial kryminalny "Belfer", napisany razem z Moniką Powalisz. Powieść Żulczyka "Informacja zwrotna" ukazała się w maju 2021 roku. Sam pisarz dość enigmatycznie określił ją jako "(anty)kryminał". Ta powieść jest nominowana do Literackiej Nagrody Warmii i Mazury Wawrzyn. W 2017 roku otrzymał tę nagrodę za "Wzgórze psów". Był też do niej nominowany za powieść "Ślepnąc od świateł".

Autor za "Informację zwrotną" otrzymał już nagrodę główną jury w plebiscycie Książki Roku 2021.

Pisarz został oskarżony o znieważenie prezydenta Andrzeja Dudy w mediach społecznościowych. Pisarz komentował zwłokę Dudy w przekazaniu gratulacji Joemu Bidenowi po jego zwycięstwie w wyborach prezydenckich w USA w 2020 roku. Sąd umorzył sprawę.

ADA ROMANOWSKA