W nocy z 8 na 9 kwietnia w Wozławkach doszło do pożaru hali, a później kradzieży

2022-04-11 15:00:00(ost. akt: 2022-07-08 14:23:17)

Autor zdjęcia: st. sekc. Krystian Archacki

POŻAR W WOZŁAWKACH || W nocy z piątku na sobotę (z 8 na 9 kwietnia) w Wozławkach wybuchł pożar hali. Spłonęło m.in. 6 samochodów. Po pożarze z miejsca skradziono maszyny. Ich właściciel ma żal do policji, obwiniając ją za kradzież.
— W nocy z piątku na sobotę (z 8 na 9 kwietnia) — czytamy na stronie Państwowej Straży Pożarnej w Bartoszycach — Stanowisko Kierowania Komendanta Powiatowego PSP w Bartoszycach otrzymało zgłoszenie o pożarze w budynku produkcyjnym w miejscowości Wozławki. Chwilę później zadysponowano do zdarzenia trzy zastępy JRG PSP Bartoszyce oraz prawie wszystkie jednostki OSP z gminy Bisztynek. Po potwierdzeniu informacji, że ogniem objęty jest dach budynku zadysponowano kolejne siły i środki w postaci zastępu OSP z sąsiedniego powiatu oraz cysterny z wodą z JRG Bartoszyce. Na miejsce udał się również zastępca Komendanta Powiatowego PSP w Bartoszycach.
Fot. st. sekc. Krystian Archacki

Na miejsce skierowano jednostki: GBA 2,5/24 OSP Bisztynek, GCBA 5/24 OSP Bisztynek, GBA 2,5/24 OSP Sątopy-Samulewo, GBA 2/16 OSP Troszkowo, GLAM 12/8 OSP Wozłwaki, GCBA 6/32 OSP Kiwity, GCBA - Rt 5/32 JRG Bartoszyce, GCBA 9/60 JRG Bartoszyce, SCCn 25000 JRG Bartoszyce, SHD 23 JRG Bartoszyce, SLRR JRG Bartoszyce.

Spaleniu uległ cały dach budynku oraz część produkcyjna hali, dlatego strażacy musieli dokonać rozbiórki części ścian, które mogły stwarzać zagrożenie. Wodę trzeba było dowozić z hydrantów oddalonych o około pół kilometra od pożaru. Czterech pracowników, którzy przebywali na terenie zakładu zdążyło bezpiecznie opuściło budynek. Straty oszacowano na ponad 1 mln. złotych.
Fot. st. sekc. Krystian Archacki

— Moim zdaniem — mówi właściciel Mirosław Bolibok — pożar powstał w wyniku podpalenia. Pracownicy twierdzą, że ogień szedł z góry.
Niestety, pomimo skierowania na miejsce 11 zastępów straży pożarnej spłonęła hala wraz z wyposażeniem. Udało się uratować maszynę do szycia, tzw. overlock, sprężarkę oraz kilka drobnych sprzętów.

— Niestety, po przesłuchaniu nas przez policję — dodaje Mirosław Bolibok — na miejsce nie przyjechali śledczy ani policjanci z wydziału kryminalnego. Chcieliśmy zabrać maszyny, które ocalały. Niestety usłyszeliśmy, że nie możemy ich zabrać do czasu przyjazdu biegłego sądowego.

W pomieszczeniu była butla z tlenem i dwutlenkiem węgla. Strażacy wynieśli je z hali.

— Funkcjonariuszka policji kazała mi wnieść butlę z powrotem do pomieszczenia na korytarz, razem ze sprężarką i zamknąć kluczem. A przecież w wyniku pożaru każdy mógł wejść do środka! Zwracaliśmy uwagę na to, że wszystko jest otwarte i mogą nam ukraść sprzęt.
Fot. mł. asp. Paweł Rynkiewicz

Właściciel hali z rodziną czekał na wizytę śledczych do godziny 17:00. Bezskutecznie. Dlatego pojechał na komisariat w Bartoszycach.

— Dyżurna po 15 minutach poinformowała nas, że na miejsce pojadą kryminalni. Biegły miał się pojawić w poniedziałek lub we wtorek.

Po przyjeździe na miejsce okazało się, że z pogorzeliska ukradziono maszynę do szycia, kserokopiarkę, lodówkę, pistolety tapicerskie, butlę tlenową.

— Kiedy zadzwoniłem, że doszło do kradzieży, pokazywaliśmy ślady pojazdu z przyczepką, ale policja ich nie zabezpieczyła! Nie dość, że dużo straciliśmy w wyniku pożaru, to jeszcze nas okradli!

Podstawowa wątpliwość Mirosława Boliboka dotyczy braku obecności na miejscu śledczych, a potem braku zgody na zabranie ocalałych z pożaru urządzeń.

— Dlaczego policjanci nie opisali urządzeń i nie wydali mi ich? — pyta właściciel. — Teren jest otwarty i moim zdaniem da się go zabezpieczyć. Policjanci powinni wykonać zdjęcia i wydać mi maszyny. Straż przekazała mi protokół, a od policjantów usłyszałem, że dopóki nie będzie oględzin, maszyny nie mogą być wydane. Prosiłem tylko o to, żeby wydali mi trzy cztery urządzenia. Mogli je wydać, mogłem podpisać dokumentację. Natomiast policjantów z wydziału kryminalnego tam nie było. Moim zdaniem pierwsze, co powinna zrobić „dochodzeniówka” to przyjazd i opisanie sprzętu.
Fot. mł. asp. Paweł Rynkiewicz

Zdaniem mężczyzny, to nie koniec problemów.
— Strażacy po przyjeździe — dodaje Mirosław Bolibok — mieli problem z hydrantem. Trzeba go było odkopywać. Hydranty nie były sprawne, a moim zdaniem zasuwy są za głęboko zakopane. Uważam, że wiele hydrantów nie jest sprawnych.

Z ustaleń redakcji wynika, że w hydrantach znajdujących się w Wozławkach nie wszędzie jest wysokie ciśnienie. Sieć wodociągowa nie jest dostosowana do tego, by utrzymać bardzo wysokie ciśnienie. Dlatego po uruchomieniu hydrantu, kiedy ciśnienie spada, automatycznie włączają się pompy. Zapewniają one ciśnienie o wartości 4 atmosfer.

Uruchomienie hydrantów spowodowałoby rozsadzenie sieci wodociągowej, dlatego przy każdym z nich są zainstalowane i zakopane zasuwy, co ma zabezpieczyć przed nielegalnym poborem wody. Hydrant jest na drodze, co możliwe ja do niego dostęp. Zasuwa do hydrantu jest zakopana, a same urządzenia są zaznaczone na mapach i strażacy mają do nich dostęp.
O sytuację zapytaliśmy jednego z byłych pracowników policji, który poprosił o zachowanie anonimowości.
Fot. st. sekc. Krystian Archacki

— Policja nie ma wpływu na termin wizyty biegłego na miejscu zdarzenia. Obecność policjantów na nie jest konieczna do czasu, zakończenia akcji gaśniczej. Wkracza dopiero wtedy, kiedy kończy się akcja ratunkowa i gaśnicza. Jeżeli traktujemy miejsce pożaru jako miejsce przestępstwa, policja powinna je zabezpieczyć. Czy tak było, nie wiemy. Jeśli na miejscu są „kryminalni”, to mają obowiązek zrobić protokół oględzin z miejsca zdarzenia oraz spisać wszystkie maszyny. Straż przekazała miejsce właścicielowi i to jego obowiązkiem jest zabezpieczenie mienia. Jednak prawdopodobnie błąd polegał na tym, że policjantka kazała po pożarze wnieść z powrotem maszyny, który były już wyniesione w ramach akcji gaśniczej. Ich wniesienie nie miało sensu!

Komunikat KPP w Bartoszycach:
— Informacja o pożarze w Wozławkach — mówi asp. Marta Kabelis, oficer prasowy KPP w Bartoszycach — wpłynęła do Oficera Dyżurnego Komendy Powiatowej Policji w Bartoszycach z WCPR o godz. 01:26 w nocy z piątku na sobotę (8/9.04.22r.)
Po około 15 minutach na miejsce pożaru, gdzie trwała akcja gaśnicza, dotarli policjanci z ogniwa patrolowo – interwencyjnego. Przed godz. 04:00 w komendzie policji stawiła się użytkowniczka hali objętej pożarem i jej syn. Policjanci z wydziału kryminalnego od pokrzywdzonej kobiety przyjęli zawiadomienie dotyczące przestępstwa zniszczenia mienia. Kobietę i jej syna przesłuchali w charakterze świadka.
Z uwagi na przewidywane oględziny z udziałem biegłego sądowego z zakresu pożarnictwa, polecono kobiecie, aby do czasu ich przeprowadzenia, we własnym zakresie zabezpieczyła miejsce pogorzeliska i znajdujące się tam przedmioty. Niestety oględziny z udziałem biegłego w dniu 9 kwietnia, mimo starań policjantów nie odbyły się z uwagi na brak możliwości powołania biegłego sądowego w tym dniu. O tym fakcie poinformowano prokuratora z Prokuratury Rejonowej w Biskupcu. Z uwagi na zgłaszaną przez pokrzywdzoną potrzebę zabrania z miejsca zdarzenia części przedmiotów, zapadła decyzja, że oględziny tych rzeczy przed ich wydaniem przeprowadzą policjanci. W tym celu w sobotę około godz. 17:00 kryminalni pojechali na miejsce pożaru, gdzie zastali pokrzywdzoną i jej męża, którzy wówczas stwierdzili, że brakuje części pozostawionego tam mienia. Na miejscu zdarzenia policjanci wykonali oględziny maszyny do szycia, którą pokrzywdzona chciała zabrać z miejsca pożaru i wydali ją kobiecie za pokwitowaniem.
Pokrzywdzona wówczas nie była w stanie stwierdzić rodzaju, dokładnej liczby i wartości przedmiotów, których miało brakować. Dlatego policjanci poinformowali ją, że po tym, jak te dane zostaną ustalone, należy zgłosić się do komendy policji w celu złożenia zawiadomienia w tej sprawie. Dziś w Posterunku Policji w Bisztynku przyjęto zawiadomienie w sprawie tej kradzieży.
W poniedziałek 11.04.22r., odbędą się oględziny miejsca pożaru z udziałem biegłego z zakresu pożarnictwa.
dar